Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziewczyna z Georgii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 43, 44, 45 ... 55, 56, 57  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:48, 07 Mar 2022    Temat postu:

Bardzo dziękuję za komentarz. Very Happy Ja też muszę przyznać, że Joe się spisał. Mruga Teraz do akcji wkroczy Ben, wszak powiedział, że słowa mają wielką moc. Zobaczymy, czy uda mu się przemówić Myrnie do rozumu. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:48, 15 Mar 2022    Temat postu:

***

Było już dobrze po północy, gdy Mały Joe wrócił do domu. W oknach salonu paliło się światło. Pomyślał, że pewnie ojciec czeka na niego, szybko więc zaprowadził swojego wierzchowca do stajni i oporządził. Gdy wszedł do domu czekał na niego nie tylko ojciec, ale i obaj bracia. Jakoś się nie zdziwił.
- Nareszcie – usłyszał ciężkie westchnienie Hossa.
- O, co ci chodzi? - spytał Joe wieszając kapelusz na wieszaku i zdejmując pas z bronią. - Zdobywanie informacji wymaga czasu.
- Zapewne też whiskey i pokera – zauważył kąśliwie Adam.
- Tak myślisz? - Joe z politowaniem popatrzył na brata.
- Po prostu dobrze cię znam – Adam wzruszył ramionami.
- Czyżby? - rzucił kpiąco Joe. - Ale jeśli już mówisz o whiskey chętnie przepłukałbym gardło.
- Lepiej mów, co ustaliłeś – powiedział nerwowo Hoss.
- Chłopcy – rzekł Ben – uspokójcie się, a ty Hoss przynieś brandy i kieliszki.
Gdy Hoss wykonał polecenie ojca i wszyscy w ciszy się napili, Ben zwrócił się do najmłodszego syna:
- Teraz mów, co ustaliłeś.
- Rozmawiałem z Zackiem i dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy. Po pierwsze, Gordon Trembley faktycznie pojawił się w Virginia City. Od trzech dni mieszka w Hotelu International i to w najlepszym apartamencie. Potwierdziło się, że jest bardzo bogaty. Skaczą tam przy nim na palcach. Po drugie, Myrna Chump przynajmniej dwa razy odwiedziła go w hotelu. Co dziwne nie pytała o Trembley’a tylko od razu szła na górę, tak jakby dokładnie wiedziała, w którym pokoju mieszka ten gość. Po trzecie wreszcie, złożyła skargę na naszą rodzinę. Rozmawiałem z szeryfem Coffee. Nie uwierzył w jej rewelacje, ale i tak zmuszony jest wszcząć w stosunku do nas dochodzenie. Wpadnie do Ponderosy jutro po południu. W tym wszystkim jedno jest pewne, pani Chump z jakichś powodów zależy na rozbiciu małżeństwa Aileen i…
- Jej niedoczekanie – Hoss przerwał gwałtownie bratu.
- Myślę, że ona nie odpuści – rzekł Joe.
- Też tak uważam – rzekł Ben i upiwszy nieco brandy, dodał: – Myrna Chump jest bardzo zdesperowana. Ciekawe dlaczego?
- Co za pytanie, tato – powiedział niemal oburzonym głosem Hoss. - Wiadomo przecież, że ma Aileen za złe, że wreszcie wyrwała się spod jej kurateli. Do tego nasz ślub doprowadził ją do szału. Nie jestem jej ideałem zięcia.
- Nie sądzę, żeby o to chodziło, synu.
- Co masz na myśli? - spytał Adam niecierpliwie poruszywszy się w fotelu.
- Tylko to, że zachowanie Myrny jest irracjonalne.
- Irracjonalne? - Adam pokręcił z dezaprobatą głową – nie, ona po prostu jest z gruntu zła.
- Nie zgodzę się z tobą. Z Myrną coś się dzieje. Ona zachowuje się tak, jakby kogoś, albo czegoś bardzo się bała.
- Tato, czyżbyś próbował ją usprawiedliwiać? - Adam spojrzał z niedowierzaniem na ojca.
- Nie, oczywiście, że nie, ale Myrna jaką znałem nigdy nie posunęłaby się tak daleko.
- Myrna, jaką znałeś? - spytał zdumiony Hoss. - Odkąd pamiętam, zawsze wynosiła się nad innych, uważała się za kogoś lepszego, a poniżanie ludzi, zdaje się, że sprawiało jej przyjemność. Aileen opowiadała mi, jak ją traktowała matka, ją i jej ojca. Pani Chump nie jest w stanie znieść tego, że została sama. Mówisz, że ona się boi? Śmieszne. Samego diabła by się nie bała.
- Hoss ma rację, tato – rzekł Joe. - Tej baby nie sposób lubić.
- Mam takie samo zdanie, jak moi bracia – dodał Adam. - Myrna Chump nigdy nie była delikatną, czarującą kobietą.
- Może tak, może nie – odparł Ben – pozwolicie jednak, że nie będę aż tak radykalny w swych osądach. Joe – zwrócił się do najmłodszego z synów – co jeszcze udało ci się ustalić?
- Właściwie to wszystko, ale wyobraźcie sobie, że LaMarrowie wyprowadzili się z hotelu.
- Co takiego? - ojciec i bracia utkwili w Josephie zaskoczone spojrzenia.
- To jednak Goldblum go zwolnił – rzekł posępnym głosem Adam. - Cóż, niczego innego po tym podłym człowieku nie można było się spodziewać. Tylko dlaczego Richard nic mi nie powiedział, nie pożegnał się?
- Ciekawe dokąd się wyprowadzili? – rzucił Ben, kręcąc głową tak jakby nie mógł się z tym faktem pogodzić.
- No, właśnie – przytaknął Hoss. - Aileen i ja bardzo polubiliśmy panny LaMarr. Myśleliśmy nawet, żeby po spędzie zrobić przyjęcie dla przyjaciół i sąsiadów, ale w tej sytuacji…
- W jakiej sytuacji? – Joe przerwał Hossowi – LaMarrowie przeprowadzili się do tej swojej posiadłości pod miastem.
- Chyba posiadłości Goldbluma – zauważył Adam.
- Otóż mylisz się, mój bracie. Ten biały dom jest już własnością LaMarrów. Wszystko wskazuje na to, że zostaną na dłużej, zwłaszcza, że Richard LaMarr nadal będzie dyrektorem banku. Mało tego, mówi się, że Goldblum scedował całkowite zarządzanie bankiem w Virginia City i jego filiami w okolicznych miasteczkach właśnie na niego.
- Nie wierzę – rzekł zaskoczony Adam. - To niepodobne do Goldbluma. W tym jest jakiś podstęp. Goldblum musiał czymś zastraszyć Richarda. Czymś mu zagrozić.
- Ale gdyby tak faktycznie było, czy dałby LaMarrowi wolną rękę w zarządzaniu bankiem? - zastanowił się Ben.
- I tego właśnie nie rozumiem – przyznał Adam. - Wydawało się, że Richard ostatecznie wyzwolił się spod wpływu Goldbluma. Dziwne. W niedzielę po nabożeństwie porozmawiam z nim i dowiem się o co w tym wszystkim chodzi.
- Dobry pomysł. – Stwierdził Ben i dodał: - skoro to wszystko, co ustalił Joe, to najwyższa pora, żebyście poszli spać. Późno już.
- A ty tato? - spytał Joe.
- Ja też zaraz się położę. Chcę sobie jeszcze coś przemyśleć. No, kładźcie się. Lepiej żeby wasze żony nie zauważyły, że nie ma was w łóżkach – zażartował Ben.
- Bez obaw – odparł Adam. - Jak wychodziłem z pokoju w moim małżeńskim łóżku oprócz żony rozgościł się Matt i Muffinka. Obawiam, że wciąż tam są.
- Ja dałem Aileen laudanum i do rana powinna spać, jak dziecko.
- A ja nie mam żony – wyrwało się radośnie Josephowi – i całe łóżko jest do mojej dyspozycji.
- Ciesz się póki możesz – Adam westchnął ciężko. - Nie wiadomo kiedy trafi cię strzała Amora.
- Jego? - Hoss wzruszył lekceważąco ramionami i mrugnąwszy do starszego brata z powagą dodał: – nie sądzę, żeby kiedykolwiek do tego doszło.
- No, chyba, że nasz braciszek czeka, aż mu kandydatka na żonę podrośnie – odparł z równą powagą Adam.
- Czego wy ode mnie chcecie? I niby kto miałby być tą kandydatką? Chyba nie ta… - tu Joe aż zagotował się ze złości, jednak w jednej chwili opanował się, gdyż doskonale wiedział do czego zmierzają jego bracia. Postanowił nie dać się sprowokować i natychmiast przybrawszy serdeczny wyraz twarzy rzekł: - a właściwie to masz rację, Adamie. Może i poczekam, i wychowam sobie przyszłą żonę.
- Uważaj, żeby to ona ciebie nie zaczęła wychowywać – zażartował Adam wymieniając z Hossem porozumiewawcze spojrzenia.
- Jesteście żałośni – mruknął Joe wstając z kanapy. - Zazdrościcie mi mojej wolności. Cóż młodość musi się wyszaleć. Jak będę taki stary, jak wy to wtedy pomyślę o żonie. A teraz życzę wszystkim dobrej nocy. Muszę porządnie się wyspać, żeby wieczorem być w formie.
- Doprawdy? - Hoss prychnął z ironią.
- Owszem. W Virginia City, jak w każdą sobotę będą tańce i ja tam się wybieram. Może znajdę kandydatkę na żonę, ale cóż może to obchodzić takich starców, jak wy – odparł z wyższością Joe.
- Tobie chyba dawno nikt nie przyłożył w ucho – Hoss nachmurzył się.
- Nasz brat robi się coraz bardziej bezczelny – stwierdził Adam. - Zapomniał, że starszym należy się szacunek. Tak, ktoś powinien przywołać go do porządku.
- I może to będziesz ty? - spytał Joe przystając w połowie schodów.
- Cóż, ja co prawda jestem już starcem, ale myślę, że jeszcze wykrzesałbym z siebie dość sił, żeby wskazać ci, gdzie twoje miejsce – odparł Adam i zwróciwszy się do Hossa, spytał: - a ty staruszku pomożesz mi?
- Choćby teraz – odparł Hoss zacierając dłonie.
- Wasze niedoczekanie – rzucił Joe i pokonując po dwa stopnie naraz zniknął im z oczu.
- Myślisz, że stchórzył? - spytał Hoss zwracając się do Adama.
- Jestem tego pewien.
Ben przez cały ten czas z politowaniem przyglądał się synom. Wydawałoby się, że mają już swoje lata i powinni spoważnieć, jednak specyficzne poczucie humoru, jakoś ich nie chciało opuścić. Może i dobrze – pomyślał Ben – to pozwala im zachować dystans do wielu naprawdę poważnych spraw. Tymczasem mężczyźni dopili brandy i życząc ojcu dobrej nocy poszli do swoich sypialni. Ben wstał z fotela i podszedł do drzwi zamykając je na klucz. Zapalił lampę stojącą na biurku, po czym usiadł przy nim. Przez chwilę nasłuchiwał. Upewniwszy się, że w całym domu jest już cicho, powoli wyciągnął przepastną szufladę biurka. Wyjął z niej księgę rancza i jakieś dokumenty. Sięgnął głębiej i namacał mały mechanizm, który po naciśnięciu przesunął do połowy boczną deseczkę szuflady odsłaniając tajną skrytkę. Mężczyzna na moment znieruchomiał spoglądając jednocześnie na schody, tak jakby chciał upewnić się, że nikt go nie zaskoczy. Następnie sięgnął do skrytki i wyjął z niej niewielki pakunek przewiązany wstążką. Ważąc go w dłoni, ciężko westchnął. Wróciły wspomnienia. Nie przypuszczał, że jeszcze kiedyś będzie musiał się z nimi zmierzyć.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 12:49, 16 Mar 2022    Temat postu:

Cytat:
- Nareszcie – usłyszał ciężkie westchnienie Hossa.
- O, co ci chodzi? - spytał Joe wieszając kapelusz na wieszaku i zdejmując pas z bronią. - Zdobywanie informacji wymaga czasu.
- Zapewne też whiskey i pokera – zauważył kąśliwie Adam.
- Tak myślisz? - Joe z politowaniem popatrzył na brata.
- Po prostu dobrze cię znam – Adam wzruszył ramionami.

Oj tam! Czepiają się, grunt, że Joe ma informacje
Cytat:
- Rozmawiałem z Zackiem i dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy. Po pierwsze, Gordon Trembley faktycznie pojawił się w Virginia City. Od trzech dni mieszka w Hotelu International i to w najlepszym apartamencie. Potwierdziło się, że jest bardzo bogaty. Skaczą tam przy nim na palcach. Po drugie, Myrna Chump przynajmniej dwa razy odwiedziła go w hotelu. Co dziwne nie pytała o Trembley’a tylko od razu szła na górę, tak jakby dokładnie wiedziała, w którym pokoju mieszka ten gość. Po trzecie wreszcie, złożyła skargę na naszą rodzinę. Rozmawiałem z szeryfem Coffee. Nie uwierzył w jej rewelacje, ale i tak zmuszony jest wszcząć w stosunku do nas dochodzenie. Wpadnie do Ponderosy jutro po południu.

Sporo się dowiedział, ciekawe ile whiskey wypił?
Cytat:
- Myślę, że ona nie odpuści – rzekł Joe.
- Też tak uważam – rzekł Ben i upiwszy nieco brandy, dodał: – Myrna Chump jest bardzo zdesperowana. Ciekawe dlaczego?
- Co za pytanie, tato – powiedział niemal oburzonym głosem Hoss. - Wiadomo przecież, że ma Aileen za złe, że wreszcie wyrwała się spod jej kurateli. Do tego nasz ślub doprowadził ją do szału. Nie jestem jej ideałem zięcia.
- Nie sądzę, żeby o to chodziło, synu.

Ben chyba coś podejrzewa
Cytat:
… zachowanie Myrny jest irracjonalne.
- Irracjonalne? - Adam pokręcił z dezaprobatą głową – nie, ona po prostu jest z gruntu zła.
- Nie zgodzę się z tobą. Z Myrną coś się dzieje. Ona zachowuje się tak, jakby kogoś, albo czegoś bardzo się bała.
- Tato, czyżbyś próbował ją usprawiedliwiać? - Adam spojrzał z niedowierzaniem na ojca.
- Nie, oczywiście, że nie, ale Myrna jaką znałem nigdy nie posunęłaby się tak daleko.

Ben chyba lepiej zna Myrnę, niż się do tego przyznaje
Cytat:
Mówisz, że ona się boi? Śmieszne. Samego diabła by się nie bała.
- Hoss ma rację, tato – rzekł Joe. - Tej baby nie sposób lubić.
- Mam takie samo zdanie, jak moi bracia – dodał Adam. - Myrna Chump nigdy nie była delikatną, czarującą kobietą.
- Może tak, może nie – odparł Ben – pozwolicie jednak, że nie będę aż tak radykalny w swych osądach.

Zdecydowanie, Ben coś wie!
Cytat:
… ale wyobraźcie sobie, że LaMarrowie wyprowadzili się z hotelu.
- Co takiego? - ojciec i bracia utkwili w Josephie zaskoczone spojrzenia.
- To jednak Goldblum go zwolnił – rzekł posępnym głosem Adam. - Cóż, niczego innego po tym podłym człowieku nie można było się spodziewać. Tylko dlaczego Richard nic mi nie powiedział, nie pożegnał się?
- Ciekawe dokąd się wyprowadzili? – rzucił Ben, kręcąc głową tak jakby nie mógł się z tym faktem pogodzić.

A to ciekawe
Cytat:
… mówi się, że Goldblum scedował całkowite zarządzanie bankiem w Virginia City i jego filiami w okolicznych miasteczkach właśnie na niego.
- Nie wierzę – rzekł zaskoczony Adam. - To niepodobne do Goldbluma. W tym jest jakiś podstęp. Goldblum musiał czymś zastraszyć Richarda. Czymś mu zagrozić.
- Ale gdyby tak faktycznie było, czy dałby LaMarrowi wolną rękę w zarządzaniu bankiem? - zastanowił się Ben.
- I tego właśnie nie rozumiem – przyznał Adam. - Wydawało się, że Richard ostatecznie wyzwolił się spod wpływu Goldbluma.

Kolejna zagadka do rozwiązania
Cytat:
Lepiej żeby wasze żony nie zauważyły, że nie ma was w łóżkach – zażartował Ben.
- Bez obaw – odparł Adam. - Jak wychodziłem z pokoju w moim małżeńskim łóżku oprócz żony rozgościł się Matt i Muffinka. Obawiam, że wciąż tam są.
- Ja dałem Aileen laudanum i do rana powinna spać, jak dziecko.
- A ja nie mam żony – wyrwało się radośnie Josephowi – i całe łóżko jest do mojej dyspozycji.

Adam i Hoss jakoś nie narzekają na to
Cytat:
- Ciesz się póki możesz – Adam westchnął ciężko. - Nie wiadomo kiedy trafi cię strzała Amora.
- Jego? - Hoss wzruszył lekceważąco ramionami i mrugnąwszy do starszego brata z powagą dodał: – nie sądzę, żeby kiedykolwiek do tego doszło.
- No, chyba, że nasz braciszek czeka, aż mu kandydatka na żonę podrośnie – odparł z równą powagą Adam.

Joe to wdzięczny obiekt żartów dla starszych braci
Cytat:
- Jesteście żałośni – mruknął Joe wstając z kanapy. - Zazdrościcie mi mojej wolności. Cóż młodość musi się wyszaleć. Jak będę taki stary, jak wy to wtedy pomyślę o żonie. A teraz życzę wszystkim dobrej nocy. Muszę porządnie się wyspać, żeby wieczorem być w formie.
- Doprawdy? - Hoss prychnął z ironią.
- Owszem. W Virginia City, jak w każdą sobotę będą tańce i ja tam się wybieram. Może znajdę kandydatkę na żonę, ale cóż może to obchodzić takich starców, jak wy – odparł z wyższością Joe.

Odgryza się jak może, ale co się naśmieją z niego to ich
Cytat:
- Cóż, ja co prawda jestem już starcem, ale myślę, że jeszcze wykrzesałbym z siebie dość sił, żeby wskazać ci, gdzie twoje miejsce – odparł Adam i zwróciwszy się do Hossa, spytał: - a ty staruszku pomożesz mi?
- Choćby teraz – odparł Hoss zacierając dłonie.
- Wasze niedoczekanie – rzucił Joe i pokonując po dwa stopnie naraz zniknął im z oczu.
- Myślisz, że stchórzył? - spytał Hoss zwracając się do Adama.
- Jestem tego pewien.

Zdecydowanie stchórzył
Cytat:
Upewniwszy się, że w całym domu jest już cicho, powoli wyciągnął przepastną szufladę biurka. Wyjął z niej księgę rancza i jakieś dokumenty. Sięgnął głębiej i namacał mały mechanizm, który po naciśnięciu przesunął do połowy boczną deseczkę szuflady odsłaniając tajną skrytkę. Mężczyzna na moment znieruchomiał spoglądając jednocześnie na schody, tak jakby chciał upewnić się, że nikt go nie zaskoczy. Następnie sięgnął do skrytki i wyjął z niej niewielki pakunek przewiązany wstążką. Ważąc go w dłoni, ciężko westchnął. Wróciły wspomnienia. Nie przypuszczał, że jeszcze kiedyś będzie musiał się z nimi zmierzyć.

Jednak Ben coś ukrywa przed synami

Kolejna część opowieści, która przyniosła kolejne zagadki do rozwiązania. Cartwrightowie muszą dowiedzieć się kim jest Gordon Trembley i co go łączy z Myrną Chump? Co się dzieje z LaMarrami? Dlaczego się wyprowadzili? Czy Goldblum miał z tym coś wspólnego? Dlaczego Ben inaczej niż jego synowie ocenia zachowania Myrny? Co on wie o tej kobiecie? Co Ben ukrywał w skrytce w szufladzie biurka? Dlaczego Adam o tym nic nie wiedział? Tyle zagadek … mam nadzieję, że przynajmniej część z nich Autorka wyjaśni niebawem. Czekam więc niecierpliwie na kontynuację.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 12:50, 16 Mar 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 14:47, 16 Mar 2022    Temat postu:

Dziękuję za miły komentarz. Very Happy Przeczucie, co do Bena nie myli Cię. Tak, on coś wie, coś, co może pomóc "uspokoić" Myrnę. O tym w następnym odcinku. Dodam, że już zaczęłam go pisać. Zobaczymy, jak mi pójdzie. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:03, 20 Mar 2022    Temat postu:

Tym razem trochę krótszy odcinek. O Myrnie będzie w następnym fragmencie. Smile


Nowy dom państwa LaMarr w okolicach Virginia City, w tym samym czasie

Bywają takie noce, że natłok myśli nie pozwala zmrużyć oka, a najwygodniejsze łóżko zmienia się w twardą, niewygodną pryczę. Elaine LaMarr przeżywała właśnie taką noc, kolejną od przeprowadzki do pięknej posiadłości malowniczo położonej pod miastem. Kobieta długo leżała ze wzrokiem wbitym w sufit. Wreszcie delikatnie przekręciła się z boku na bok starając się nie obudzić śpiącego obok niej męża. Jeszcze wiosną, gdy przyjechali do Virginia City z radością zamieszkałaby w nowej rezydencji z dużym, ładnym ogrodem. Dziś jednak miała co do tego spore wątpliwości, szczególnie, że nową siedzibę jej rodzina zawdzięczała znienawidzonemu Aaronowi Goldblumowi. Odkąd Richard, mąż Elaine opowiedział jej kim tak naprawdę był, co robił, a przede wszystkim dla kogo pracował, liczyła się z zemstą Goldbluma. Była przekonana, że taki człowiek nie wybaczy jej mężowi zdrady, bo przecież tak musiał odebrać postawę Richarda. Elaine kochała męża i nie miała wątpliwości, co do słuszności jego postępowania. Widziała, jak zmienił się i to na korzyść po zerwaniu kontaktów z Goldblumem. Stał się spokojniejszy i bardziej czuły. Uprzedził ją, że to, co zrobił może wpłynąć na egzystencję ich rodziny, ale ona zapewniła, że nigdy go nie opuści. Szybko pogodziła się faktem, że ich życie będzie toczyło się innym, mniej ekscytującym rytmem. Zupełnie jej to nie przeszkadzało. Nie brakowało jej pokazywania się w towarzystwie, wiecznej rywalizacji o to kto ma lepszą toaletę, okazalsze klejnoty, wspanialsze powozy, czy lepiej wyszkoloną służbę. Prawdę mówiąc zawsze pragnęła spokojnego, zwyczajnego życia i to właśnie teraz, jej i córkom, zaoferował Richard. Powinna się cieszyć, ale nie mogła pozbyć się dręczącego ją wrażenia, że nieoczekiwany gest Golbluma nie był szczery. Cichutko westchnęła i wtedy poczuła dłoń męża na swoim ramieniu.
- Znowu się martwisz? - spytał łagodnie.
- Nie, po prostu nie mogę spać – odparła wymijająco.
- Przede mną nie musisz udawać, zbyt dobrze cię znam.
- Masz rację – rzekła wtuliwszy się w jego ramiona – martwię się. Martwię się i boję, że ten okropny człowiek chcę nam zaszkodzić. Nie ufam mu. Och, Richardzie nie powinieneś godzić się na tę jego propozycję. On nie ma uczciwych intencji.
- Logan wszystko sprawdził. Nie wierzę, żeby nasz przyszły zięć chciał nas oszukać.
- Sama nie wiem. Początkowo przecież pracował dla Goldbluma – zauważyła Elaine. – Jaką masz pewność, że dalej tego nie robi?
- Wierzę mu. On nie kłamie. Poza tym kocha naszą córkę i nie zrobi nic, co by miało jej zaszkodzić – stwierdził zdecydowanie Richard.
- A nie pomyślałeś, że może udawać? Że specjalnie wkradł się w nasze łaski?
- O moja droga, jesteś niesprawiedliwa. Co do intencji Logana Cartera nie możesz mieć wątpliwości. To człowiek honoru.
- Wiem, ale jednak pracował dla Goldbluma – Elaine nadal się upierała.
- Owszem, ale z ramienia agencji detektywistycznej swojego wuja. Gdy okazało się czego oczekiwał Goldblum natychmiast się wycofał, podobnie jak agencja. Do tego od razu uprzedził o wszystkim Cartwrightów. Nie, nie uwierzę, żeby działał na naszą niekorzyść.
- To w takim razie wytłumacz mi czym kierował się Goldblum okazując taką… wspaniałomyślność?
- A nie pomyślałaś, że ruszyło go sumienie?
- Goldblum i sumienie? Dobry żart – prychnęła Elaine. - Czy człowiek, który wyrzekł się swojej jedynej córki, który chciał skrzywdzić wnuka i który porzucił żonę może mieć w ogóle sumienie?
- Gwoli ścisłości, to pani Goldblum odeszła od niego – zauważył Richard.
- I bardzo dobrze zrobiła. Mogę sobie tylko wyobrazić, co ta biedna kobieta musiała przeżywać u jego boku. Straszne – Elaine aż się wzdrygnęła – na jej miejscu zrobiłabym to samo.
- Na szczęście nie jesteś na jej miejscu, a ja nie jestem Goldblumem.
- To prawda, jednak niewiele brakowało, żebyś stał się taki, jak on. Sam mówiłeś, jak bardzo byłeś nim zafascynowany.
- Na szczęście dość szybko zorientowałem się kim tak naprawdę jest Goldblum. Jedno czego nie mogę sobie darować to, to że byłem zbyt słaby aby wyzwolić się spod jego wpływu.
- W końcu jednak to zrobiłeś i to tylko się liczy – zapewniła Elaine. - Jestem z ciebie dumna.
- Dziękuję ci, kochana – rzekł wzruszonym głosem Richard i pocałował żonę w czoło. - A teraz powiedz mi, czym tak naprawdę się martwisz?
- Cały czas zastanawiam się, dlaczego Goldblum scedował na ciebie zarządzanie nie tylko bankiem w Virginia City, ale też jego filiami. Richardzie, czy to nie jest podejrzane?
- Początkowo też tak myślałem. W umowie i dokumentach, które przesłał mi Goldblum szukałem jakiegokolwiek haczyka, ale nie znalazłem. Podobnie zatrudnieni przeze mnie prawnicy. Umowa darowizny posiadłości, w której zamieszkaliśmy też nie budzi wątpliwości.
- Niby tak, ale dlaczego dom i ziemię ofiarował naszym córkom?
- Nie mam pojęcia – westchnął Richard i dodał: - coś w nim musiało pęknąć, zmienić się.
- Nie wierzę – odparła Elaine – ktoś zły z natury nigdy się nie zmieni.
- A skąd możesz mieć pewność, że zawsze taki był?
- Bronisz go – Elaine uniosła się na łokciu i ze zdziwieniem popatrzyła na męża. On tymczasem spokojnie odpowiedział:
- Nikt nie rodzi się zły. To życie, które wybieramy czyni nas takimi, jakimi jesteśmy. Czasem mu ulegamy, czasem z nim wygrywamy. I wiesz, co? Wierzę, że każdy, nawet najgorszy łotr może się zmienić, jeśli tylko zechce.
- Mój ty niepoprawny optymisto – rzekła westchnąwszy Elaine – mówisz tak jakbyś miał piętnaście lat. Czy naprawdę wierzysz, że ktoś taki, jak Goldblum może ulec przemianie?
- Owszem, wierzę.
- A ja nie wierzę – Elaine usiadła w łóżku podkładając pod plecy poduszkę – nie po tym, co zrobił tobie i tym wszystkim ludziom, o których mi opowiadałeś. On jest zły do szpiku kości i nic, ani nikt mnie nie przekona, że jest inaczej.
- Możliwe, ale w takim razie dlaczego ofiarował naszym córkom posiadłość? Mógł ją sprzedać i całkiem nieźle zarobić. A ja? Jak należałoby traktować mój niewątpliwy awans i bezterminowe pełnienie funkcji dyrektora banku?
- Nie mam pojęcia – przyznała Elaine. - Boję się, że Goldblum zastawił na nas pułapkę, a my właśnie w nią wpadliśmy.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 13:13, 21 Mar 2022    Temat postu:

Cytat:
Jeszcze wiosną, gdy przyjechali do Virginia City z radością zamieszkałaby w nowej rezydencji z dużym, ładnym ogrodem. Dziś jednak miała co do tego spore wątpliwości, szczególnie, że nową siedzibę jej rodzina zawdzięczała znienawidzonemu Aaronowi Goldblumowi.

Wszystko, co związane jest z Goldblumem jest podejrzane
Cytat:
… liczyła się z zemstą Goldbluma. Była przekonana, że taki człowiek nie wybaczy jej mężowi zdrady, bo przecież tak musiał odebrać postawę Richarda.

Tak, to podły i mściwy człowiek
Cytat:
Prawdę mówiąc zawsze pragnęła spokojnego, zwyczajnego życia i to właśnie teraz, jej i córkom, zaoferował Richard. Powinna się cieszyć, ale nie mogła pozbyć się dręczącego ją wrażenia, że nieoczekiwany gest Golbluma nie był szczery.

Ciekawe, czy sprawdzą się przeczucia Elaine
Cytat:
- Masz rację – rzekła wtuliwszy się w jego ramiona – martwię się. Martwię się i boję, że ten okropny człowiek chcę nam zaszkodzić. Nie ufam mu. Och, Richardzie nie powinieneś godzić się na tę jego propozycję. On nie ma uczciwych intencji.
- Logan wszystko sprawdził. Nie wierzę, żeby nasz przyszły zięć chciał nas oszukać.
- Sama nie wiem. Początkowo przecież pracował dla Goldbluma – zauważyła Elaine. – Jaką masz pewność, że dalej tego nie robi?
- Wierzę mu. On nie kłamie. Poza tym kocha naszą córkę i nie zrobi nic, co by miało jej zaszkodzić – stwierdził zdecydowanie Richard.
- A nie pomyślałeś, że może udawać? Że specjalnie wkradł się w nasze łaski?
- O moja droga, jesteś niesprawiedliwa. Co do intencji Logana Cartera nie możesz mieć wątpliwości. To człowiek honoru.

No i druga zagadka, czy Logan jest rzeczywiście lojalny wobec LaMarr’ów?
Cytat:
- To w takim razie wytłumacz mi czym kierował się Goldblum okazując taką… wspaniałomyślność?
- A nie pomyślałaś, że ruszyło go sumienie?
- Goldblum i sumienie? Dobry żart – prychnęła Elaine. - Czy człowiek, który wyrzekł się swojej jedynej córki, który chciał skrzywdzić wnuka i który porzucił żonę może mieć w ogóle sumienie?

Do tej pory wszystko wskazywało na to, że Goldblum nie posiada czegoś takiego jak sumienie
Cytat:
- Cały czas zastanawiam się, dlaczego Goldblum scedował na ciebie zarządzanie nie tylko bankiem w Virginia City, ale też jego filiami. Richardzie, czy to nie jest podejrzane?
- Początkowo też tak myślałem. W umowie i dokumentach, które przesłał mi Goldblum szukałem jakiegokolwiek haczyka, ale nie znalazłem. Podobnie zatrudnieni przeze mnie prawnicy. Umowa darowizny posiadłości, w której zamieszkaliśmy też nie budzi wątpliwości.
- Niby tak, ale dlaczego dom i ziemię ofiarował naszym córkom?
- Nie mam pojęcia – westchnął Richard i dodał: - coś w nim musiało pęknąć, zmienić się.
- Nie wierzę – odparła Elaine – ktoś zły z natury nigdy się nie zmieni.

Tu też może być jakaś pułapka
Cytat:
- Nikt nie rodzi się zły. To życie, które wybieramy czyni nas takimi, jakimi jesteśmy. Czasem mu ulegamy, czasem z nim wygrywamy. I wiesz, co? Wierzę, że każdy, nawet najgorszy łotr może się zmienić, jeśli tylko zechce.
- Mój ty niepoprawny optymisto – rzekła westchnąwszy Elaine – mówisz tak jakbyś miał piętnaście lat. Czy naprawdę wierzysz, że ktoś taki, jak Goldblum może ulec przemianie?
- Owszem, wierzę.
- A ja nie wierzę – Elaine usiadła w łóżku podkładając pod plecy poduszkę – nie po tym, co zrobił tobie i tym wszystkim ludziom, o których mi opowiadałeś. On jest zły do szpiku kości i nic, ani nikt mnie nie przekona, że jest inaczej.
- Możliwe, ale w takim razie dlaczego ofiarował naszym córkom posiadłość? Mógł ją sprzedać i całkiem nieźle zarobić. A ja? Jak należałoby traktować mój niewątpliwy awans i bezterminowe pełnienie funkcji dyrektora banku?
- Nie mam pojęcia – przyznała Elaine. - Boję się, że Goldblum zastawił na nas pułapkę, a my właśnie w nią wpadliśmy.

Tak, ta dobroć jest jednak podejrzana

Kolejna część opowiadania, bardzo spokojna Właściwie zawiera jedynie przemyślenia i przeczucia pani LaMarr. Obawiam się, że trafne przeczucia. Co prawda każdy może się zmienić, nawet zmienić na lepsze, ale … chyba nie pan Goldblum. Do tej pory niszczył ludzi. Nawet tych najbliższych, których powinien kochać. Pan LaMarr moim zdaniem jak na bankiera wydaje się być zbyt ufnym człowiekiem, skoro tak łatwo uwierzył w przemianę byłego szefa. Ja podejrzewam, że jednak Goldblum coś złego szykuje. Był i jest człowiekiem mściwym i na pewno będzie chciał zrewanżować się i LaMarrom i Cartwrightom. Jak tego dokona? Zobaczymy, a raczej przeczytamy Very Happy



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 19:44, 21 Mar 2022    Temat postu:

Serdecznie dziękuję za miły komentarz. Very Happy Już wkrótce ujawnią się prawdziwe intencje Goldbluma. Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:42, 26 Mar 2022    Temat postu:

***

Sypialnia Adama i Holly, sobota tuż przed wschodem słońca

Nikła smuga światła zajrzała do sypialni. Adam westchnął cichutko, szczęśliwy, że wreszcie skończyła się noc. Wydarzenia poprzedniego dnia spowodowały, że w ogóle nie spał. To, co zrobiła Myrna Chump nie mieściło mu się w głowie. Tylko jakimś nadludzkim wysiłkiem opanował się, żeby nie obić tej kobiecie grzbietu. Nie znaczyło to jednak, że daruje jej uderzenie Holly batem i narażenie Matta na niepotrzebny stres. Już on zadba, żeby pani Chump go popamiętała.
Gdy po naradzie rodzinnej wrócił do sypialni, jego syn spał przytulony do Holly. Ona również spała, trzymając chłopca za rączkę. Między nim leżała zwinięta w kłębuszek Muffinka. Adam wziął delikatnie synka na ręce i zaniósł do jego pokoju. Za nimi pobiegła suczka, która nie odstępowała swojego małego pana ani na krok. Ułożywszy Matta w łóżku Adam otulił go kołdrą. Chłopczyk powiedział coś niewyraźnie przez sen. Adam, chcąc mieć pewność, że synek się nie obudzi, postał przez chwilę w otwartych drzwiach pokoju, po czym cicho je zamknął i wrócił do swojej sypialni. W międzyczasie Holly obudziła i wsparta na poduszkach czekała na męża. Nim zmorzył ją sen usłyszała, jak Joe wrócił do domu i teraz bardzo była ciekawa, co udało mu się ustalić. Adam jednak nie był skłonny do rozmowy o tak późnej porze. Widać zapomniał z kim ma do czynienia. Im bardziej unikał odpowiedzi na pytania żony, tym bardziej ona nie odpuszczała. Wreszcie rad nie rad musiał jej wszystko opowiedzieć. Podobnie, jak Cartwrightów, Holly zastanowiło dziwne zachowanie pani Chump. Jej zdaniem, kobieta musiała uwikłać się w jakieś ciemne interesy, albo po prostu oszaleć. Adam skłaniał się do tej drugiej opcji. Holly była też niezmiernie zaskoczona informacjami na temat LaMarrów. Chętnie by o tym podyskutowała, ale Adam otoczywszy ją ramionami zakończył rozmowę pocałunkiem i… zgasił lampę. Wkrótce, po kilku ciężkich westchnieniach i stwierdzeniu, że Adam jest okropny, Holly usnęła. On w przeciwieństwie do niej nie mógł zmrużyć oka. Wypadki minionego dnia dały mu wiele do myślenia. Jeśli pani Chump faktycznie okaże się szaloną, to wszyscy staną przed poważnym problemem. Adam zwykle potrafił poradzić sobie z niemal każdym kłopotem, tym razem jednak żadne sensowne rozwiązanie nie przychodziło mu do głowy. Leżał więc nieruchomo ze wzrokiem wbitym w sufit i czekał na sen. To czekanie bardzo mu się dłużyło. Słyszał kroki ojca w korytarzu, gdy ten szedł do swojej sypialni. Potem gdzieś z oddali dało się słyszeć pohukiwanie sowy. W chwilę potem zawył kojot, któremu niemal natychmiast odpowiedziały inne kojoty. Wreszcie wszystko ucichło. Adam musiał w końcu przysnąć, bo gdy otworzył oczy świtało. Spojrzał na Holly. Spała z włosami rozrzuconymi na poduszce. Jedno ramię miała odrzucone w bok, a drugie z widocznym śladem po uderzeniu batem, ułożone na piersi. Adam powoli, tak żeby nie obudzić żony, wysunął się spod kołdry i podszedł do okna. Rozsunął zasłony i szerzej je uchylił. Do pokoju wpadło świeże, rześkie powietrze. Noce były już zimne, co niewątpliwie zapowiadało szybkie nadejście jesieni, ale dni były wciąż jeszcze bardzo ciepłe. Adam miał nadzieję, że i sobota taka właśnie będzie. Chciał zabrać Holly i Matta na przejażdżkę nad jezioro Tahoe. Uznał, że po piątkowych wrażeniach zafundowanych przez panią Chump, należy im się odpoczynek, a cóż może być lepszego niż piknik nad najpiękniejszym jeziorem świata. Ziewnął raz i drugi. Pomyślał, że może złapie jeszcze trochę snu. Miał już wrócić do łóżka, gdy jego spojrzenie padło na drzwi stajni. Były uchylone. Mały Joe, jako ostatni oporządzał konia.Czyżby ich nie zamknął?- przeleciało mu przez myśl. Nie, to było mało prawdopodobne. Joemu można było sporo zarzucić, ale nie coś takiego. Adam postanowił sprawdzić, dlaczego stajnia o tak wczesnej porze jest otwarta. Obawiał się, że może to być sprawka złodziei koni, którzy podobno kręcili się po okolicy. Nim jednak wprowadził swą myśl w czyn, drzwi stajni stanęły otworem i ukazał się w nich Ben prowadzący osiodłanego wierzchowca.

***

Dom Myrny Chump, Virginia City, sobota rano

Chodziła z kąta w kąt, a właściwie miotała się niczym dzikie zwierzę zamknięte w klatce. Przez całą noc nie zmrużyła oka. Wiedziała, że znalazła się w beznadziejnej sytuacji, z której jedynie cud mógłby ją wyratować. Problem jednak polegał na tym, że nie wierzyła w cuda. Mogła mieć tylko nadzieję, że jej durna córka opamięta się i zrozumie, że ślub z Hossem Cartwrightem był najgłupszą rzeczą, jaką zrobiła w swoim życiu. Myrna nie potrafiła pogodzić się z wyborem Aileen, tak jak nie mogła pogodzić się z tym, że straciła nad nią kontrolę. Ten kto by pomyślał, że przemawia przez nią zaborcza, matczyna miłość byłby w ogromnym szoku, gdyby dowiedział się, że ta mająca o sobie wysokie mniemanie kobieta po prostu nienawidziła swojego jedynego dziecka. Trudno to pojąć, ale tak właśnie było. Myrna nigdy nie wybaczyła córce, że ta pojawiła się na świecie i skomplikowała jej tak wspaniale zapowiadające się życie. Wciąż zadawała sobie pytanie, dlaczego na jej drodze stanął Medard Chump i dlaczego tak szybko zdecydowała się wyjść za mąż za tego w gruncie rzeczy nieciekawego mężczyznę. Fakt, był bardzo przystojny i zapewniał, że ją kocha, ale ona bardziej niż miłości pożądała czegoś zupełnie innego. Chciała żyć otoczona bogactwem i podziwem, i tego właśnie oczekiwała wychodząc za mąż. Wkrótce po ślubie okazało się, że jej oczekiwania rozminęły się z prozą codzienności. Do tego zaszła w ciążę, która była dla niej prawdziwym dopustem bożym. Przez cały ten okropny czas czuła się fatalnie. Dużo przytyła, a po ciężkim i długim porodzie nigdy już nie wróciła do szczupłej sylwetki, z której tak bardzo była taka dumna. Dziecko było jej obojętne. Nie miała zamiaru go karmić, o czym zresztą poinformowała męża, gdy tylko zorientowała się, że jest w ciąży. Medard początkowo zbywał to śmiechem, ale w końcu zrozumiał, że Myrna mówi poważnie. Nie pozostało mu nic innego, jak zatrudnić mamkę. Myrna niemal nie zauważała małej córeczki. Owszem, dbała o pozory. Dziecko było zawsze przepięknie ubrane, czyściutkie i miało najdroższe zabawki. Nie miało jednak matczynej miłości. Mała Adelajda-Aileen, niemal od początku wyczuwała, że jej mama ma do niej o coś pretensję. Wciąż przez nią strofowana z radosnego dziecka hołubionego przez ojca i mamkę, stała się smutną, milczącą dziewczynką posłusznie wykonującą polecenia matki, która niemal zawsze była z niej niezadowolona. Tu należy nadmienić, że Myrna, przeświadczona, iż marnuje swoje życie poświęcając się rodzinie, rzadko kiedy z czegokolwiek była zadowolona. Wciąż wypominała mężowi, że jest nieudacznikiem i gdyby nie jej kontakty, dzięki którym zrobił jaką taką karierę urzędniczą, to klepaliby biedę. Medardowi, zarzucała też, że rozpieszcza dziecko. Do znudzenia powtarzała mu, że podstawą dobrego wychowania jest kindersztuba. On próbował jej tłumaczyć, że małe dziecko zamiast zakazów i nakazów potrzebuje dużo ciepła i miłości oraz poczucia bezpieczeństwa. Myrna oczywiście nie zgadzała się z mężem, uznając jego opinię za wydumaną i niemal wywrotową. Stwierdziła, że sama była wychowywana w dyscyplinie i skoro jej wyszło to na dobre, to ich córce również. Dodała ponadto, że takie rozpuszczanie dziecka, negatywnie wpłynie na jego rozwój i spaczy mu charakter. Kategorycznie zażądała od męża, aby nie manifestował wszem i wobec, jak bardzo kocha córkę. Medard dla świętego spokoju przyjął do wiadomości żądania żony, ale i tak otaczał Aileen ojcowską miłością, pragnąc wynagrodzić jej oziębłość matki. Myrna nigdy nie była w stanie zrozumieć, jak można poświęcać tyle czasu i zainteresowania małej, sepleniącej istocie, plączącej się po domu. Do tego te wybuchy radości, gdy Medard bawił się z Aileen w ogrodzie na tyłach domu. Zawsze wtedy Myrna dostawała gwałtownej migreny. A potem, nie wiadomo kiedy, mąż i córka stali się dla niej zupełnie obcymi ludźmi. Gdy dowiedziała się o zdradzie męża nawet nie była zdziwiona. Już od jakiegoś czasu podejrzewała go o to i chyba nawet było jej to na rękę. Natomiast, co dziwne, zabolał ją brak lojalności córki, która wzięła stronę ojca. Nie potrafiła jej tego wybaczyć, jak również tego, że swym ślubem z Hossem zburzyła jej misternie ułożony plan na wygodne i szczęśliwe życie. Jednak nie byłaby Myrną Chump, gdyby uznała się za pokonaną. W jej głowie z szybkością światła pojawiały się kolejne pomysły, jak rozbić małżeństwo córki i tym samym dotrzymać słowa danego Gordonowi Tremblay’owi. Nagle jej gorączkowe rozmyślania przerwał dźwięk kołatki u drzwi. Znieruchomiała nasłuchując. Służbie dała wychodne i w domu była sama. Nie zamierzała otwierać. Kołatanie powtórzyło się. To nie Gordon – pomyślała – przecież on w ogóle nie opuszcza pokoju hotelowego. Kołatanie do drzwi nie ustawało. Poirytowana Myrna postanowiła sprawdzić, kto ją niepokoi i natychmiast odprawić intruza. Uchyliła drzwi i już zamierzała głośno i dobitnie powiedzieć, co myśli o takim wczesnym zakłócaniu miru domowego, gdy ujrzała przed sobą poważną twarz Bena Cartwrighta. Owszem, liczyła się z tym, że Ben pojawi się u niej z prośbami, może nawet groźbami, ale nie zamierzała mu ulegać. Popatrzyła na niego z nieskrywaną złością i nic nie mówiąc, chciała zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Ben jednak zdążył je pchnąć i jakby nigdy nic wszedł do środka.

***

- Czego chcesz? - warknęła na powitanie Myrna.
- Porozmawiać – odparł Ben, niezrażony zachowaniem pani domu.
- Nie mamy o czym – odparła dobitnie.
- Myrno, proszę. Chcę tylko porozmawiać.
Przez chwilę mierzyła go wściekłym wzrokiem, po czym bez słowa skinąwszy głową, ruszyła w głąb domu. Ben udał się za nią.
- Mów, o co chodzi? – spytała stanąwszy na środku salonu z założonymi rękoma i lekceważeniem wypisanym na twarzy.
- Nie udawaj, że nie wiesz. Byłaś wczoraj w Ponderosie.
- Owszem, byłam i co z tego? Chyba mogę odwiedzić własną córkę.
- Możesz – Ben powoli skinął głową.
- I nie muszę czekać na specjalne zaproszenie.
- Nie musisz.
- Jak dobrze, że się w tym zgadzamy. Szkoda, że twoja rodzina nie dorasta ci do pięt. To musi być bardzo bolesne.
- Mylisz się. Jestem bardzo dumny z całej mojej rodziny – odparł, powoli i dobitnie, Ben.
- Czyżby? - Myrna spojrzała na mężczyznę z politowaniem. - Jak wspomniałam, chciałam zobaczyć się z córką i porozmawiać. Niestety, nie było mi to dane. Twoi synowie ciężko mnie obrazili, a twój wnuk…
- Ani słowa o Matthew – przerwał jej Ben.
- A twój wnuk – kontynuowała niezrażona – zachował się jak łobuz. Kopnął mnie. Ma zadatki na prawdziwego przestępcę, ale nie ma co się dziwić, skoro na każdym kroku mu pobłażacie.
- Myrno, Matt jest tylko małym chłopcem. Na jego oczach uderzyłaś Holly, którą on bardzo kocha. Dziwisz się, że tak zareagował. On ją bronił.
- Wiedziałam, że weźmiesz jego stronę – powiedziała z goryczą w głosie. - Jak możesz, skoro ciebie tam nawet nie było?
- Masz rację, nie było mnie, ale znam moją rodzinę. Oni nie kłamią. Z prawdziwym bólem opowiedzieli mi o całym zajściu. Chyba nie muszę ci mówić, jak bardzo Aileen była wstrząśnięta twoim zachowaniem.
- Doprawdy? - zakpiła – i przyjechałeś, żeby mi to powiedzieć. Ładnie z twojej strony, niestety muszę zwrócić ci uwagę, że nie byłoby problemu, gdyby nie twój syn, Hoss. Przyczepił się do mojej córki i podstępem zmusił ją do ślubu. To małżeństwo jest nieważne. Adelajda-Aileen miała i nadal ma narzeczonego, który mimo niewątpliwego afrontu, jakiego doznał z jej strony, chce ją za żonę. Nawet pomimo tego, że nie jest już dziewicą.
Ben z niedowierzaniem przysłuchiwał się słowom Myrny. Wreszcie westchnąwszy ciężko, spytał:
- Myrno, czy ty słyszysz, co wygadujesz? Powiedz, dlaczego to robisz?
- Niby, co? - odparła pytaniem na pytanie.
- Krzywdzisz swoje dziecko – odparł Ben głośniej niż zamierzał.
- Ja krzywdzę?! - wybuchnęła Myrna. - Ja?! To mnie skrzywdzono! To mnie teraz wytyka się palcami!
- A nie pomyślałaś, że może zasłużyłaś sobie na to?
- Co takiego?!!! - Myrna była już na dobre rozsierdzona. - Koniec rozmowy. Wynoś się! A Adelajda-Aileen jeszcze dziś ma wrócić do domu. W przeciwnym razie… - zawiesiła głos.
- Co w przeciwnym razie? - spytał Ben zrobiwszy w stronę Myrny krok - naślesz na nas płatnych zabójców? Co, się z tobą dzieje? Gdzie podziała się tamta kobieta sprzed lat?
- Zabiłeś ją – odparł z desperacją Myrna i ciszej dodała: – zabiłeś, odtrącając moje serce.
- Myrno, przecież wiesz doskonale, że my dwoje nie mieliśmy szans. Byłaś już wtedy mężatką i miałaś malutką córeczkę. Ja dopiero, co straciłem żonę. Na głowie miałem trzech synów i całą masę kłopotów. To, co przeżyliśmy, nie przeczę, było piękne, ale nie powinno się zdarzyć.
- Ale się zdarzyło – Myrna westchnęła i usiadła na kanapie. Poczuła się starą, zmęczoną kobietą. - Kochałam cię, Ben. Byłeś jedyną, prawdziwą miłością mojego życia. Wiem, że Medard dałbym mi rozwód. Pogodziłby się z tym, ale ty mnie nie chciałeś. Wolałeś być lojalny wobec przyjaciela.
- Czynisz mi z tego zarzut? - spytał siadając obok niej.
- Tak. Odtrąciłeś mnie, Ben. Byłam dla ciebie zabawką. Potrzebowałeś wtedy kobiety, a ja byłam taka samotna.
- Samotna? Miałaś męża i córkę.
- Jak ty nic nie rozumiesz! Męża! - wykrzyknęła z lekceważeniem. - Jego wciąż nie było w domu, a jak już się pojawił to istniała dla niego tylko Adelajda-Aileen. Ja zupełnie się nie liczyłam.
- Myrno, Aileen to wasze dziecko – powiedział łagodnie Ben. - Nie rozumiem, jak można mieć za złe ojcu, że kocha i troszczy się o córkę.
- Myślisz, że tylko o to chodziło? Prawdę mówiąc nigdy nie chciałam mieć dzieci. Zawsze mnie przerażały. Chociaż raz… jeden jedyny raz… nie, nie, to nieważne. Widocznie nie czułam w sobie instynktu macierzyńskiego. A Medarda po prostu się brzydziłam.
- Co ci takiego zrobił?
- Oprócz tego, że nie był tobą, to nic – odparła spoglądając Benowi prosto w oczy.
- Myrno, powtórzę to jeszcze raz: nasz związek nie miał żadnych szans. To, co się stało było tylko i wyłącznie moją winą. Nie Medarda, ani tym bardziej Aileen i Hossa. Dlatego, jeśli już chcesz kogoś ukarać, to tylko mnie. Oni niczemu nie są winni. Proszę, nie krzywdź ich.
- Mój drogi, gdybym chciała się na tobie zemścić, dawno bym to zrobiła. A Hoss? W gruncie rzeczy nic do niego nie mam.
- Więc dlaczego? Dlaczego nie chcesz, zaakceptować, że twoja córka i mój syn są małżeństwem?
- Nie pytaj, bo i tak ci nie odpowiem.
- Chcę wiedzieć – Ben wziął dłonie Myrny w swoje ręce. - Muszę wiedzieć.
Myrna popatrzyła w twarz siedzącego przy niej mężczyzny. Mimo upływu czasu nadal mógł się podobać. Był taki przystojny i dobry, zwyczajnie po ludzku, dobry. I wtedy zrozumiała, że całe jej życie było wielką pomyłką. Ona nie żyła, a grała wymyśloną przez siebie rolę. Tak bardzo pragnęła akceptacji, podziwu i bogactwa, że zapomniała kim była naprawdę. A była nieśmiałą, delikatną dziewczyną, pełną marzeń, pragnącą kogoś, kto otoczy ją opieką i prawdziwą miłością. Życie miało jednak dla niej zupełnie inny scenariusz. Apodyktyczni rodzice i siostra, którą zawsze stawiano jej za wzór, uświadomili jej, że najważniejsze w życiu to pozycja społeczna i naprawdę duże pieniądze. Wtedy to nieśmiała, delikatna dziewczyna ustąpiła miejsca dzisiejszej Myrnie, złej, podstępnej i samolubnej. Uśmiechnęła się smutno i nagle zmieniła się na twarzy. W jej oczach pojawił się strach, a głos drgał płaczem, gdy mówiła:
- Sprzedałam ją, Ben. Sprzedałam własną córkę.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pon 13:11, 28 Mar 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 20:47, 26 Mar 2022    Temat postu:

Cytat:
Gdy po naradzie rodzinnej wrócił do sypialni, jego syn spał przytulony do Holly. Ona również spała, trzymając chłopca za rączkę. Między nim leżała zwinięta w kłębuszek Muffinka.

Co za uroczy obrazek
Cytat:
Adam jednak nie był skłonny do rozmowy o tak późnej porze. Widać zapomniał z kim ma do czynienia. Im bardziej unikał odpowiedzi na pytania żony, tym bardziej ona nie odpuszczała. Wreszcie rad nie rad musiał jej wszystko opowiedzieć.

Holly jest uparta, tak jak Adam
Cytat:
Podobnie, jak Cartwrightów, Holly zastanowiło dziwne zachowanie pani Chump. Jej zdaniem, kobieta musiała uwikłać się w jakieś ciemne interesy, albo po prostu oszaleć. Adam skłaniał się do tej drugiej opcji.

Istotnie, baba się bardzo dziwnie zachowuje
Cytat:
Adam postanowił sprawdzić, dlaczego stajnia o tak wczesnej porze jest otwarta. Obawiał się, że może to być sprawka złodziei koni, którzy podobno kręcili się po okolicy. Nim jednak wprowadził swą myśl w czyn, drzwi stajni stanęły otworem i ukazał się w nich Ben prowadzący osiodłanego wierzchowca.

Bardzo tajemniczo to wygląda
Cytat:
Mogła mieć tylko nadzieję, że jej durna córka opamięta się i zrozumie, że ślub z Hossem Cartwrightem był najgłupszą rzeczą, jaką zrobiła w swoim życiu. Myrna nie potrafiła pogodzić się z wyborem Aileen, tak jak nie mogła pogodzić się z tym, że straciła nad nią kontrolę.

Baba żałuje, że córka już jej nie słucha
Cytat:
… ta mająca o sobie wysokie mniemanie kobieta po prostu nienawidziła swojego jedynego dziecka. Trudno to pojąć, ale tak właśnie było. Myrna nigdy nie wybaczyła córce, że ta pojawiła się na świecie i skomplikowała jej tak wspaniale zapowiadające się życie.

Pani Chump ma bardziej podły charakter niż myślałam
Cytat:
Chciała żyć otoczona bogactwem i podziwem, i tego właśnie oczekiwała wychodząc za mąż. Wkrótce po ślubie okazało się, że jej oczekiwania rozminęły się z prozą codzienności. Do tego zaszła w ciążę, która była dla niej prawdziwym dopustem bożym. Przez cały ten okropny czas czuła się fatalnie. Dużo przytyła, a po ciężkim i długim porodzie nigdy już nie wróciła do szczupłej sylwetki, z której tak bardzo była taka dumna. Dziecko było jej obojętne.

No tak, bez bogactwa i podziwu to żadna przyjemność z posiadania rodziny
Cytat:
Myrna niemal nie zauważała małej córeczki. Owszem, dbała o pozory. Dziecko było zawsze przepięknie ubrane, czyściutkie i miało najdroższe zabawki. Nie miało jednak matczynej miłości. Mała Adelajda-Aileen, niemal od początku wyczuwała, że jej mama ma do niej o coś pretensję. Wciąż przez nią strofowana z radosnego dziecka hołubionego przez ojca i mamkę, stała się smutną, milczącą dziewczynką posłusznie wykonującą polecenia matki, która niemal zawsze była z niej niezadowolona.

To było okrutne
Cytat:
Kategorycznie zażądała od męża, aby nie manifestował wszem i wobec, jak bardzo kocha córkę. Medard dla świętego spokoju przyjął do wiadomości żądania żony, ale i tak otaczał Aileen ojcowską miłością, pragnąc wynagrodzić jej oziębłość matki. Myrna nigdy nie była w stanie zrozumieć, jak można poświęcać tyle czasu i zainteresowania małej, sepleniącej istocie, plączącej się po domu. Do tego te wybuchy radości, gdy Medard bawił się z Aileen w ogrodzie na tyłach domu. Zawsze wtedy Myrna dostawała gwałtownej migreny. A potem, nie wiadomo kiedy, mąż i córka stali się dla niej zupełnie obcymi ludźmi.

To się w głowie nie mieści
Cytat:
… zabolał ją brak lojalności córki, która wzięła stronę ojca. Nie potrafiła jej tego wybaczyć, jak również tego, że swym ślubem z Hossem zburzyła jej misternie ułożony plan na wygodne i szczęśliwe życie. Jednak nie byłaby Myrną Chump, gdyby uznała się za pokonaną. W jej głowie z szybkością światła pojawiały się kolejne pomysły, jak rozbić małżeństwo córki i tym samym dotrzymać słowa danego Gordonowi Tremblay’owi.

Czyli nie chodzi jej o szczęście Aileen, ale … no właśnie o co?
Cytat:
Owszem, liczyła się z tym, że Ben pojawi się u niej z prośbami, może nawet groźbami, ale nie zamierzała mu ulegać. Popatrzyła na niego z nieskrywaną złością i nic nie mówiąc, chciała zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Ben jednak zdążył je pchnąć i jakby nigdy nic wszedł do środka.

A to niespodzianka!
Cytat:
Szkoda, że twoja rodzina nie dorasta ci do pięt. To musi być bardzo bolesne.
- Mylisz się. Jestem bardzo dumny z mojej całej rodziny – odparł, powoli i dobitnie, Ben.

Bardzo dobra odpowiedź
Cytat:
- Krzywdzisz swoje dziecko – odparł Ben głośniej niż zamierzał.
- Ja krzywdzę?! - wybuchnęła Myrna. - Ja?! To mnie skrzywdzono! To mnie teraz wytyka się palcami!
- A nie pomyślałaś, że może zasłużyłaś sobie na to?
- Co takiego?!!! - Myrna była już na dobre rozsierdzona. - Koniec rozmowy. Wynoś się! A Adelajda-Aileen jeszcze dziś ma wrócić do domu.

Mam nadzieję, że Ben jej nie posłucha
Cytat:
Gdzie podziała się tamta kobieta sprzed lat?
- Zabiłeś ją – odparł z desperacją Myrna i ciszej dodała: – zabiłeś, odtrącając moje serce.
- Myrno, przecież wiesz doskonale, że my dwoje nie mieliśmy szans. Byłaś już wtedy mężatką i miałaś malutką córeczkę. Ja dopiero, co straciłem żonę. Na głowie miałem trzech synów i całą masę kłopotów. To, co przeżyliśmy, nie przeczę, było piękne, ale nie powinno się zdarzyć.

Cooo! Oni mieli romans? Ben, dzielny i samotny wdowiec?!
Cytat:
- Kochałam cię, Ben. Byłeś jedyną, prawdziwą miłością mojego życia. Wiem, że Medard dałbym mi rozwód. Pogodziłby się z tym, ale ty mnie nie chciałeś. Wolałeś być lojalny wobec przyjaciela.
- Czynisz mi z tego zarzut? - spytał siadając obok niej.
- Tak. Odtrąciłeś mnie, Ben. Byłam dla ciebie zabawką. Potrzebowałeś wtedy kobiety, a ja byłam taka samotna.

Czyżby Bena zaczęło gnębić poczucie winy?
Cytat:
Prawdę mówiąc nigdy nie chciałam mieć dzieci. Zawsze mnie przerażały. Chociaż raz… jeden jedyny raz… nie, nie, to nieważne. Widocznie nie czułam w sobie instynktu macierzyńskiego. A Medarda po prostu się brzydziłam.
- Co ci takiego zrobił?
- Oprócz tego, że nie był tobą, to nic – odparła spoglądając Benowi prosto w oczy.

Cóż, rzeczywiście są takie kobiety i może lepiej byłoby, żeby nie miały dzieci
Cytat:
- Myrno, powtórzę to jeszcze raz: nasz związek nie miał żadnych szans. To, co się stało było tylko i wyłącznie moją winą. Nie Medarda, ani tym bardziej Aileen i Hossa. Dlatego, jeśli już chcesz kogoś ukarać, to tylko mnie. Oni niczemu nie są winni. Proszę, nie krzywdź ich.
- Mój drogi, gdybym chciała się na tobie zemścić, dawno bym to zrobiła. A Hoss? W gruncie rzeczy nic do niego nie mam.

No to o co jej chodzi?
Cytat:
Tak bardzo pragnęła akceptacji, podziwu i bogactwa, że zapomniała kim była naprawdę. A była nieśmiałą, delikatną dziewczyną, pełną marzeń, pragnącą kogoś, kto otoczy ją opieką i prawdziwą miłością. Życie miało jednak dla niej zupełnie inny scenariusz. Apodyktyczni rodzice i siostra, którą zawsze stawiano jej za wzór, uświadomili jej, że najważniejsze w życiu to pozycja społeczna i naprawdę duże pieniądze. Wtedy to nieśmiała, delikatna dziewczyna ustąpiła miejsca dzisiejszej Myrnie, złej, podstępnej i samolubnej.

To może tłumaczy przyczyny, ale nie usprawiedliwia jej

Cytat:
Uśmiechnęła się smutno i nagle zmieniła się na twarzy. W jej oczach pojawił się strach, a głos drgał płaczem, gdy mówiła:
- Sprzedałam ją, Ben. Sprzedałam własną córkę.

Czyżby zaczęło się w niej budzić sumienie?

Bardzo emocjonujący fragment opowiadania. Działa niczym strzał kartoflem prosto w obolałą od wyrwania zębów szczękę. Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego, że cnotliwy, praworządny i prawy Ben będzie miał romans z mężatką, żoną przyjaciela? Jak widać stare grzechy rzeczywiście rzucają długie cienie, bo po latach Myrna nadal czuje się zraniona odrzuceniem. Mało tego – ona nigdy nie mogła zaakceptować swojego męża i córki. Chciała Bena. To tłumaczy przemianę delikatnej, subtelnej dziewczyny w naczelną jędzę Wirginia City, ale oczywiście nie usprawiedliwia jej. Ona przez cały czas trwania małżeństwa niszczyła męża, dobrego człowieka, którego wina polegała na tym, że ją poślubił. Niszczyła córkę, którą urodziła, niszczyła swoją rodzinę jako całość. O dopiekaniu innym ludziom nie wspomnę, ale też była w tym dobra. Cóż, z bólem stwierdzam, że trochę w tym winy i Bena. Romans z mężatką nie powinien się zdarzyć, w dodatku Myrna wiązała z nim duże nadzieje, chyba chciała zostać panią Cartwright numer cztery! Nie wiem, czy byłaby dobrą opiekunką dla jego synów, skoro nie umiała być dobrą matką dla swojej córki. Może związek z Benem zmieniłby jej charakter, a może też poczułaby się rozczarowana? Chyba nigdy się tego nie dowiemy. Nie wiem dlaczego Ben tym razem nie postawił na prawdę. Co jest bardziej naganne? Potajemny romans, czy jasne postawienie sprawy i poślubienie rozwódki. Podejrzewam jednak, że Ben był zrozpaczony i zagubiony po śmierci trzeciej żony, zastanawiał się, jak sobie poradzi z synami, ale przecież najstarszy syn miał już około 17 lat i sporo mu pomagał. Największy problem stwarzał najmłodszy pięcioletni Joe. Zbolały wdowiec chyba wtedy nie traktował poważnie tego związku. Może go krzywdzę, ale odniosłam takie wrażenie. Mimo wszystko choć Myrna miała prawo czuć się skrzywdzona i poniżona, to jednak nie powinna mścić się za to na rodzinie. Z jej strony chyba to było wielkie uczucie, skoro nie szukała zemsty na Benie, a on tu najwięcej zawinił. Chyba zdawał sobie z tego sprawę i czuł wyrzuty sumienia, ale … to niewiele zmieniło. No i tajemnicze stwierdzenie Myrny, że sprzedała własną córkę? Czyżby wzięła pieniądze od tajemniczego pana Gordona Trembley’a? Do tego zagadka LaMarr’ów i kwestia czy znów nie zaczęła działać zbrodnicza ręka Goldbluma? Tyle pytań … czekam więc cierpliwie (bardzo niecierpliwie!!!) na odpowiedzi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 16:17, 27 Mar 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 13:08, 28 Mar 2022    Temat postu:

Na początek serdecznie dziękuję za ciekawy, długi i inspirujący komentarz. Very Happy Muszę się przyznać, że trafnie rozszyfrowałaś, co będzie dalej. Mruga Napisałaś, że Ben był cnotliwy, praworządny i prawy. Zgadzam się, ale taki był w serialu. Pomyślałam, że po stracie trzeciej żony Ben był wówczas jeszcze młodym, atrakcyjnym mężczyzną (mógł mieć ok. 37 lat). Raczej nie mógł żyć w celibacie. Dbał o dobre imię, mimo to miał swoje tajemnice, których ujawnienia się obawiał. Był zagubiony i zrozpaczony po śmierci Marie, stąd też szukał pociechy. Oczywiście nie usprawiedliwia to jego romansu z Myrną. Zresztą on bardzo szybko zrozumiał, że źle postąpił i równie szybko wycofał się z tego układu. Jasne, że tzw. "niesmak" pozostał, bądź co bądź dobrze znał się z Medardem. Zresztą tu też mamy wyjaśnienie, dlaczego obaj panowie przez jakiś czas przestali się przyjaźnić. Medard wówczas nie miał zielonego pojęcia, jakie relacje łączą Bena i Myrnę. To Ben odsunął się od przyjaciela, być może w poczuciu winy. Poza tym Myrna zadbała o to, żeby nikt nie domyślił się, że jest niewierna małżonkowi.

Jeszcze raz dziękuję za komentarz i obiecuję, że pospieszę się z dokończeniem kolejnego odcinka (połowę już mam). Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:40, 29 Mar 2022    Temat postu:

Wątek Myrny zmierza ku końcowi Mruga


***

Po wstrząsającym wyznaniu Myrny zapadała głęboka cisza. Ben spoglądał zszokowany na siedzącą obok niego kobietę. Wreszcie nie dowierzając, powoli spytał:
- Co zrobiłaś?
- Sprzedałam ją – wyszeptała cicho.
- Nie wierzę. Jak to sprzedałaś?
- Zawarłam pewną umowę.
- Coś jak kupno-sprzedaż? - spytał z ironią Ben.
- Tak – odparła z drżeniem w głosie Myrna.
Ben z niedowierzaniem pokręcił głową i przetarłszy nerwowo czoło, spytał:
- Z Tremblay’em?
- Tak.
- Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś?
- Od zawsze marzyłam o dostatnim, beztroskim życiu.
- Miałaś takie.
- Żartujesz – wzruszyła ramionami. - No, dobrze może i było dostatnie, ale nie taki szczęśliwie, jak ci się wydaje.
- Rozumiem, że wydanie córki za Trembley’a miało ci zagwarantować realizację twoich marzeń?
- Mniej więcej – odparła wymijająco.
- Wiele jestem w stanie zrozumieć, ale nie to, że można kupczyć własnym dzieckiem. Ile ci za nią dał?
- Ben, czy to ważne? Gdy zorientowałam się, że moje małżeństwo z Medardem jest fikcją, postanowiłam wydać Adelajdę-Aileen dobrze za mąż. Dzięki temu i ja mogłabym żyć na wysokim poziomie. Wspominałam ci, że już od jakiegoś czasu przeczuwałam, że Medard jest mi niewierny. Nawet liczyłam się z jego odejściem. Ja po prostu chciałam zabezpieczyć sobie przyszłość. Chyba nie muszę ci mówić, że życie rozwódki jest gorsze niż wdowy. Zostałabym zupełnie sama, bo przecież ona poszłaby za swoim ojcem, a ludzie wytykaliby mnie palcami. Tego bym nie zniosła.
- Nie podejrzewałem ciebie o taki egoizm. To dlatego nie licząc się z uczuciami córki postanowiłaś wydać ją za mężczyznę starszego od jej ojca? To nie do pojęcia.
- On jest niesamowicie bogaty i bardzo wpływowy. Miałaby wszystko. Nie musiałaby nic robić. O nic zabiegać. Żyłaby otoczona luksusem i zbytkiem, a ja przy niej.
- Doprawdy, myślałaś, że Aileen się na to zgodzi? To dorosła kobieta, która wie czego chce – rzekł Ben. - A jeśli chodzi o pana Tremblay’a to twój mąż opowiedział mi, o nim co nie co. Sam też trochę popytałem i owszem, okazało się, że jest zamożny i to bardzo. Nie wnikam, jak zdobył swój majątek. Mówi się jednak, że w niezbyt uczciwy sposób. Był dwukrotnie żonaty. Z tych małżeństw ma trzech synów i córkę. Wszyscy starsi od Aileen. Pierwsza żona Tremblay’a zmarła w wyniku upadku ze schodów. Podobno ktoś jej w tym pomógł, ale sprawę szybko wyciszono, a stróż prawa, który podejrzewał, że zejście kobiety nie było wypadkiem został zwolniony z zajmowanego stanowiska. Wkrótce Tremblay ponownie się ożenił. Druga żona miała więcej szczęścia, bo odeszła z tego łez padołu w naturalny sposób. Jednak byli tacy, którzy twierdzili, że kobieta była regularnie bita przez swojego ustosunkowanego małżonka. Co ty na to?
- Nie wierzę – rzekła Myrna. - Gordon to niezwykle kulturalny człowiek. Brzydzi się przemocą. Ludzie zazdroszczą tym, którym powiodło się w życiu. Wymyślą najgorszą potwarz.
- Ty coś o tym wiesz, prawda? - Ben zawiesił głos, tak jakby czekał na potwierdzenie ze strony Myrny. Ona jednak milczała. Uśmiechnął się smutno i rzekł: - powiedziałaś, że on brzydzi się przemocą, to może porozmawiaj z jego służbą. Zapewniam cię, że zmienisz zdanie. Ten kulturalny człowiek ma bardzo ciężką rękę.
- Łatwo jest oskarżać kogoś, kto nie może się bronić – zauważyła Myrna.
- Możemy iść do niego do hotelu i sama go zapytasz.
- Skąd wiesz, że Tremblay jest w Virginia City? - spytała Myrna wyraźnie zaniepokojona.
- Po prostu wiem i wiem, pomijając twoją awersję do Aileen, że nie chciałabyś takiego losu dla córki.
- Ale Gordon mówił… zapewniał, że się w niej zakochał, i że jest nią oczarowany.
- To bardzo ciekawe – stwierdził z ironią Ben. - Ciekawe kiedy aż tak się zakochał, skoro nigdy nie widział jej na oczy? Powiesz mi wreszcie prawdę?
- Proszę, daj mi spokój. Lepiej będzie, jak już sobie pójdziesz.
- Dobrze, ale prosto od ciebie pójdę do hotelu i przycisnę Tremblay’a tak, że wszystko mi wyśpiewa. Wiesz, że jestem do tego zdolny.
Myrna nerwowo zacisnęła dłonie, przez chwilę wpatrywała się w twarz Bena. Doskonale wiedziała, czego można się po nim spodziewać. Przymknęła oczy i opuściła głowę, a potem wyrzuciła z siebie:
- Zawarłam z nim umowę, której muszę dotrzymać. W przeciwnym wypadku skończę w więzieniu.
- To wygląda jak pakt z diabłem, a nie umowa – zauważył z sarkazmem Ben.
- Nazywaj ją sobie, jak chcesz – odparła nie zważając na ton głosu mężczyzny. - Wydawało mi się, że robię dobrze. Adelajda-Aileen ma swoje lata i dawno już powinna wyjść za mąż. Liczyłam, że twój najstarszy się oświadczy, ale pojawiła się ta Żydóweczka i nadzieje prysły. Jakiś czas temu moja siostra napisała mi o Tremblay’u. Obie uznałyśmy, że to idealny kandydat do ręki Adelajdy-Aileen. Tu w Virginia City nie znalazłaby męża. Już i tak mówiono o niej stara panna. Gdyby nie twój Hoss, w którym zakochała się, jak pensjonarka, nie byłoby problemu i teraz nosiłaby nazwisko Tremblay, a nie Cartwright.
- A ty zaczęłabyś żyć tak, jak zawsze pragnęłaś.
- Owszem, taki miałam plan. Ona… to znaczy Adelajda-Aileen miała pojechać ze mną w odwiedziny do mojej siostry. Tam miała poznać pana Tremblay’a. Niestety, rozchorowała się, a właściwie udała, że jest chora i tym mnie zmyliła. Powinnam się domyśleć, że to z jej strony gra. Nigdy dotąd nie chorowała. Chciałam nawet przełożyć swój wyjazd. Może mi nie uwierzysz, ale przejęłam się tą jej chorobą.
- Masz rację, nie wierzę – odparł Ben.
- Cóż, twoje prawo – odparła, wzruszając ramionami, Myrna.
- Co było dalej?
- Pojechałam do siostry i spotkałam się z Tremblay’em. Pokazałam mu portrecik córki i dogadaliśmy się.
- I mówisz to tak spokojnie? - Ben z niedowierzaniem pokręcił głową. - Jakbyś sprzedawała klacz na targu.
- A niby, jak mam mówić? Oczekujesz ode mnie samobiczowania? Na to nie licz. Zrobiłam to, co dawno powinien zrobić jej ojciec. Znalazłam córce dobrego kandydata na męża.
- O tak, doskonałego – stwierdził z nieukrywaną ironią Ben. - To ile ci za nią zapłacił?
- Jak śmiesz?! - Myrna poczerwieniała na twarzy.
- Przede mną nie musisz udawać. Ile wzięłaś?
- To bez znaczenia.
- Ile?
- Trzydzieści tysięcy dolarów… na początek.
- Na początek? No, no. Rozumiem, że po ślubie wypłaciłby ci drugą ratę.
- Niezupełnie. Drugą już wypłacił – odparła Myrna. - Po ślubie jego i Adelajdy-Aileen miałam dostać trzecią. Łącznie sto tysięcy dolarów.
- Myrna, na litość boską, po co ci aż tyle pieniędzy?!
- I ty mnie o to pytasz? - prychnęła – ty, który jesteś najbogatszym człowiekiem w okolicy.
- Jestem bogaty, ale wszystko zawdzięczam ciężkiej pracy, a nie jakimś machlojkom. Dobrze o tym wiesz – rzekł Ben.
- Chciałam tylko zabezpieczyć się na przyszłość – odparła, bezradnym głosem Myrna.
- Już to mówiłaś. Co z ciebie za kobieta, co z ciebie za matka? Kosztem własnego dziecka?
- Nie byłoby jej źle…
- Przestań – rzekł, tonem nieznoszącym sprzeciwu, Ben. - Oddasz te pieniądze.
- Nie mogę.
- Co to znaczy „nie mogę”?
- Wydałam je.
- Wszystkie?!
- Prawie.
- Ile ci zostało?
- Dwa tysiące.
- Z trzydziestu?!!!
- Z sześćdziesięciu – odparła cicho Myrna. - Druga transza była w tej samej wysokości, co pierwsza.
- Świetnie, po prostu świetnie. Na co je wydałaś?
- Wynajęłam dom niedaleko mojej siostry. To bardzo luksusowa okolica. Kupiłam stosowny powóz, cztery konie do zaprzęgu i jeden pod wierzch. Zatrudniłam służbę i stangreta. Do tego oczywiście zamówiłam mnóstwo niezbędnych rzeczy. Drobne meble do domu, porcelanę i różne bibeloty. Uprząż dla koni, damskie siodło, liberię dla służby i... kilka toalet paryskich dla siebie. Wszystko, co jest potrzebne do życia w mieście.
- Oczywiście – Ben nie mógł powstrzymać się od ironii. - Nieźle szastałaś pieniędzmi za sprzedaż córki.
- Daruj sobie te złośliwości. I bez nich jest mi ciężko.
- Sama sobie nawarzyłaś tego piwa – rzucił bez cienia współczucia Ben – i powiem ci coś jeszcze: oby twoja córka nigdy się o tym nie dowiedziała.
- To, co ja twoim zdaniem mam teraz robić?
Ben popatrzył spod oka na Myrnę. Sam już nie wiedział, co o niej myśleć. Zastanawiał się, czy ta kobieta, która kiedyś tak go oczarowała, jest aż tak podła, czy może szalona. Ktoś inny na jego miejscu, po prostu wstałby i wyszedł z domu Myrny. Ben jednak nie potrafił się na to zdobyć. Uważał, że powinien jej pomóc. Westchnął więc i powiedział:
- Dobrze, zastanówmy się, co można zrobić w tej sytuacji.
- Nic. Jedyne, co mi przyszło do głowy to rozwód mojej córki z twoim synem.
- W świetle tego, co powiedziałaś, chyba rozumiem twoją wściekłość na wieść, o tym że Aileen wyszła za Hossa. Powiedz mi, dlaczego Tremblay’owi tak zależy na ślubie z twoją córką, bo jakoś nie wierzę, że się w niej zakochał.
- Sama nie wiem – wzruszyła ramionami. - Jest bogaty, a ona jeszcze młoda. Podobno chciał młodszą, ale rodzice tamtej się nie zgodzili.
- Nie dziwię się – rzekł Ben. - Ciekawe na co liczył ten stary cap? Wnuki powinien niańczyć, a nie oglądać się za młodymi kobietami.
- Powiedział, że dopóki go stać na młodą żonę, nigdy nie weźmie sobie kobiety po trzydziestce. Kręcił nosem, gdy dowiedział się, że Adelajda-Aileen skończy niedługo dwadzieścia siedem lat.
- Koneser się znalazł – Ben nie mógł powstrzymać się od komentarza. - Możesz pokazać mi tę umowę?
- Po co?
- Może będzie tam zapis mówiący w jakim przypadku można odstąpić od umowy.
- Owszem, jest. Jeśli umowa nie dojdzie do skutku zobowiązana będę oddać mu te sto tysięcy wraz z odsetkami. W przeciwnym razie czeka mnie więzienie. Rozumiesz więc, że sytuacja jest patowa.
- Z każdej sytuacji można znaleźć wyjście – stwierdził Ben. - Musimy spróbować się z nim dogadać.
- Co to znaczy „musimy”?
- Przecież powiedziałem, że ci pomogę. Może uda się te pieniądze oddać w ratach, ale muszę wiedzieć ile naprawdę jesteś winna Tremblay’owi.
- To niemożliwe – Myrna pokręciła głową.- A w ogóle to niby dlaczego miałbyś to dla mnie robić?
- Nie dla ciebie, a dla Aileen i Hossa. Zasługują na szczęście. Czy naprawdę muszę ci to tłumaczyć?
Myrna milczała dłuższą chwilę, tak jakby nad czymś się zastanawiała, po czym wolno powiedziała:
- Ben, to się nie uda. Niby skąd weźmiesz tyle pieniędzy? Tylko mi nie mów, że sprzedasz Ponderosę. – Rzekła, po czym z desperacją w głosie, dodała: - bardzo mi przykro, ale to nie ma sensu. Nadal uważam, że moja córka powinna wyjść za pana Tremblay’a.
- Aż tak jej nienawidzisz?
- Proszę, daj mi spokój – Myrna odkręciła głowę unikając wzroku Bena.
- Skoro tak, to faktycznie nie mamy o czym mówić – powiedział Ben wstając powoli z kanapy. - Mimo to oświadczam ci, że zrobię wszystko, żeby ochronić Aileen. Poruszę niebo i ziemię, a nie pozwolę jej skrzywdzić. Jej ojciec i jej mąż mi w tym pomogą.
- A co ze mną? - jęknęła Myrna – przecież Tremblay wtrąci mnie do więzienia.
- Wyciągnąłem do ciebie rękę. Odtrąciłaś ją. Teraz musisz radzić sobie sama – rzekł Ben i odkręciwszy się do niej plecami ruszył do drzwi. Naraz przystanął, tak jakby coś sobie przypomniał. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjął z niej mały pakiecik przewiązany niebieską, wyblakniętą wstążką. Przez chwilę ważył go w dłoni, po czym podszedł do Myrny i położył go jej na kolanach.
- Co to? - spytała.
- Twoje listy do mnie, gdy jeszcze miałaś serce – odparł lodowatym tonem.
- Zachowałeś je? - jej głos zadrżał, gdy zadała mu pytanie.
- Jak widzisz. Nie wiem dlaczego to zrobiłem. Może… - zawahał się. - Teraz to już nieważne. Są twoje. Zrób z nimi, co chcesz. Tamtej kobiety już nie ma. Ona wiedziałaby, jak postąpić.
- Ben…
- Tak?
- Ja też wiem, jak mam postąpić – rzekła wzruszonym głosem. - Obiecuję, że wszystko załatwię.
- Mogę z tobą pójść do Tremblay’a – zaproponował.
- Nie, nie. Muszę to załatwić sama, ale obiecuję, że jeszcze dziś wieczorem, najdalej jutro rano zostaniesz powiadomiony, jak mi poszło. Jedź do domu i czekaj.
- Dobrze, zrobię, jak sobie życzysz. Do zobaczenia.
- Ben… dziękuję, że przyszedłeś do mnie. A te listy – dotknęła delikatnie pakieciku – odeślę ci. Mimo wszystko chcę, żebyś je zatrzymał.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Wto 22:33, 29 Mar 2022, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:58, 29 Mar 2022    Temat postu:

Cytat:
- Co zrobiłaś?
- Sprzedałam ją – wyszeptała cicho.
- Nie wierzę. Jak to sprzedałaś?
- Zawarłam pewną umowę.
- Coś jak kupno-sprzedaż? - spytał z ironią Ben.
- Tak – odparła z drżeniem w głosie Myrna.
Ben z niedowierzaniem pokręcił głową i przetarłszy nerwowo czoło, spytał:
- Z Tremblay’em?
- Tak.
- Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś?
- Od zawsze marzyłam o dostatnim, beztroskim życiu.

To się nie mieści w głowie!
Cytat:
Gdy zorientowałam się, że moje małżeństwo z Medardem jest fikcją, postanowiłam wydać Adelajdę-Aileen dobrze za mąż. Dzięki temu i ja mogłabym żyć na wysokim poziomie.

Ale egoistka!
Cytat:
To dlatego nie licząc się z uczuciami córki postanowiłaś wydać ją za mężczyznę starszego od jej ojca? To nie do pojęcia.
- On jest niesamowicie bogaty i bardzo wpływowy. Miałaby wszystko. Nie musiałaby nic robić. O nic zabiegać. Żyłaby otoczona luksusem i zbytkiem, a ja przy niej.

Udaje, że chciała dobrze dla Aileen ale Myrna myśli tylko o sobie
Cytat:
Nie wnikam, jak zdobył swój majątek. Mówi się jednak, że w niezbyt uczciwy sposób. Był dwukrotnie żonaty. Z tych małżeństw ma trzech synów i córkę. Wszyscy starsi od Aileen. Pierwsza żona Tremblay’a zmarła w wyniku upadku ze schodów. Podobno ktoś jej w tym pomógł, ale sprawę szybko wyciszono, a stróż prawa, który podejrzewał, że zejście kobiety nie było wypadkiem został zwolniony z zajmowanego stanowiska. Wkrótce Tremblay ponownie się ożenił. Druga żona miała więcej szczęścia, bo odeszła z tego łez padołu w naturalny sposób. Jednak byli tacy, którzy twierdzili, że kobieta była regularnie bita przez swojego ustosunkowanego małżonka.

Wymarzony kandydat na męża i zięcia, nie dość, że wiekowy, to do tego sadysta
Cytat:
- Ale Gordon mówił… zapewniał, że się w niej zakochał, i że jest nią oczarowany.
- To bardzo ciekawe – stwierdził z ironią Ben. - Ciekawe kiedy aż tak się zakochał, skoro nigdy nie widział jej na oczy? Powiesz mi wreszcie prawdę?

Ona coś ukrywa, wyraźnie kręci!
Cytat:
- Pojechałam do siostry i spotkałam się z Tremblay’em. Pokazałam mu portrecik córki i dogadaliśmy się.
- I mówisz to tak spokojnie? - Ben z niedowierzaniem pokręcił głową. - Jakbyś sprzedawała klacz na targu.
- A niby, jak mam mówić? Oczekujesz ode mnie samobiczowania? Na to nie licz. Zrobiłam to, co dawno powinien zrobić jej ojciec. Znalazłam córce dobrego kandydata na męża.
- O tak, doskonałego – stwierdził z nieukrywaną ironią Ben. - To ile ci za nią zapłacił?
- Jak śmiesz?! - Myrna poczerwieniała na twarzy.
- Przede mną nie musisz udawać. Ile wzięłaś?
- To bez znaczenia.
- Ile?
- Trzydzieści tysięcy dolarów… na początek.
- Na początek? No, no. Rozumiem, że po ślubie wypłaciłby ci drugą ratę.
- Niezupełnie. Drugą już wypłacił – odparła Myrna. - Po ślubie jego i Adelajdy-Aileen miałam dostać trzecią. Łącznie sto tysięcy dolarów.

Cóż, muszę przyznać, że Myrna ma głowę do interesów, sporo pieniędzy zgarnęła za obietnicę wydania córki za Trembley’a
Cytat:
- Oddasz te pieniądze.
- Nie mogę.
- Co to znaczy „nie mogę”?
- Wydałam je.
- Wszystkie?!
- Prawie.
- Ile ci zostało?
- Dwa tysiące.
- Z trzydziestu?!!!
- Z sześćdziesięciu – odparła cicho Myrna. - Druga transza była w tej samej wysokości, co pierwsza.

Niestety, jak widać ma również lekką rękę do ich wydawania
Cytat:
Na co je wydałaś?
- Wynajęłam dom niedaleko mojej siostry. To bardzo luksusowa okolica. Kupiłam stosowny powóz, cztery konie do zaprzęgu i jeden pod wierzch. Zatrudniłam służbę i stangreta. Do tego oczywiście zamówiłam mnóstwo niezbędnych rzeczy. Drobne meble do domu, porcelanę i różne bibeloty. Uprząż dla koni, damskie siodło, liberię dla służby i... kilka toalet paryskich dla siebie. Wszystko, co jest potrzebne do życia w mieście.
- Oczywiście – Ben nie mógł powstrzymać się od ironii. - Nieźle szastałaś pieniędzmi za sprzedaż córki.

Faktycznie, wydała je na niezbędne do życia rzeczy
Cytat:
- Daruj sobie te złośliwości. I bez nich jest mi ciężko.
- Sama sobie nawarzyłaś tego piwa – rzucił bez cienia współczucia Ben – i powiem ci coś jeszcze: oby twoja córka nigdy się o tym nie dowiedziała.
- To, co ja twoim zdaniem mam teraz robić?
Ben popatrzył spod oka na Myrnę. Sam już nie wiedział, co o niej myśleć. Zastanawiał się, czy ta kobieta, która kiedyś tak go oczarowała, jest aż tak podła, czy może szalona.

To rzeczywiście trudno ocenić
Cytat:
- Dobrze, zastanówmy się, co można zrobić w tej sytuacji.
- Nic. Jedyne, co mi przyszło do głowy to rozwód mojej córki z twoim synem.
- W świetle tego, co powiedziałaś, chyba rozumiem twoją wściekłość na wieść, o tym że Aileen wyszła za Hossa. Powiedz mi, dlaczego Tremblay’owi tak zależy na ślubie z twoją córką, bo jakoś nie wierzę, że się w niej zakochał.
- Sama nie wiem – wzruszyła ramionami. - Jest bogaty, a ona jeszcze młoda. Podobno chciał młodszą, ale rodzice tamtej się nie zgodzili.

Co za egoistka! Obchodzi ją tylko to, żeby mieć pieniądze na wystawne życie
Cytat:
- Możesz pokazać mi tę umowę?
- Po co?
- Może będzie tam zapis mówiący w jakim przypadku można odstąpić od umowy.
- Owszem, jest. Jeśli umowa nie dojdzie do skutku zobowiązana będę oddać mu te sto tysięcy wraz z odsetkami. W przeciwnym razie czeka mnie więzienie. Rozumiesz więc, że sytuacja jest patowa.

Sama się w tę sytuację wpakowała
Cytat:
Nadal uważam, że moja córka powinna wyjść za pana Tremblay’a.
- Aż tak jej nienawidzisz?
- Proszę, daj mi spokój – Myrna odkręciła głowę unikając wzroku Bena.
- Skoro tak, to faktycznie nie mamy o czym mówić – powiedział Ben wstając powoli z kanapy. - Mimo to oświadczam ci, że zrobię wszystko, żeby ochronić Aileen. Poruszę niebo i ziemię, a nie pozwolę jej skrzywdzić. Jej ojciec i jej mąż mi w tym pomogą.
- A co ze mną? - jęknęła Myrna – przecież Tremblay wtrąci mnie do więzienia.
- Wyciągnąłem do ciebie rękę. Odtrąciłaś ją. Teraz musisz radzić sobie sama – rzekł Ben i odkręciwszy się do niej plecami ruszył do drzwi.

Cały czas baba myśli tylko o sobie
Cytat:
- Co to? - spytała.
- Twoje listy do mnie, gdy jeszcze miałaś serce – odparł lodowatym tonem.
- Zachowałeś je? - jej głos zadrżał, gdy zadała mu pytanie.
- Jak widzisz. Nie wiem dlaczego to zrobiłem. Może… - zawahał się. - Teraz to już nieważne. Są twoje. Zrób z nimi, co chcesz. Tamtej kobiety już nie ma. Ona wiedziałaby, jak postąpić.
- Ben…
- Tak?
- Ja też wiem, jak mam postąpić – rzekła wzruszonym głosem. - Obiecuję, że wszystko załatwię.
- Mogę z tobą pójść do Tremblay’a – zaproponował.
- Nie, nie. Muszę to załatwić sama, ale obiecuję, że jeszcze dziś wieczorem, najdalej jutro rano zostaniesz powiadomiony, jak mi poszło. Jedź do domu i czekaj.

Czyżby jednak obudziło się w niej sumienie?

Choć niewiele w nim akcji, to ten odcinek wzbudził we mnie sporo emocji. Wyjaśniło się, dlaczego pani Chump tak zależało na ślubie Aileen z Tremblay’em. Baba jest tak zaślepiona chciwością, że nie zastanawia się jakim człowiekiem jest przyszły zięć. Ona widzi w nim to, co chce zobaczyć – bogatego, eleganckiego, wpływowego człowieka. Jest głucha na sugestie Bena, że to podejrzany facet, nie wiadomo jak zdobył majątek, że jego poprzednie żony nie miały łatwego życia, a jedna z nich w dziwny zginęła. Myrna myśli tylko o sobie. Lekką ręką wydała pieniądze od Gordona na … właściwie głupstwa, służbę, wynajęcie eleganckiego domu w mieście, bibeloty, czyli rzeczy, bez których do tej pory jakoś się obywała i mogła bez nich żyć. Bardzo nierozsądnie zrobiła, że wydała te pieniądze przed sfinalizowaniem transakcji, czyli ślubem córki z Gordonem, ale chyba nawet jej na myśl nie przyszło, że Aileen może się sprzeciwić. Ben ma „nosa” do ludzi, jeśli ten facet nawet z opisu mu się nie podobał, to musi to być czarny charakter. Podejrzewam więc, że nawet jeśli Aileen wyszłaby za niego, to Myrna nie nacieszyłaby się luksusem. Raczej krótko trzymałby teściową i nie pozwalał na takie fanaberie. Może załapałaby się na jakieś ekskluzywne przyjęcia, ale bez finansowych szaleństw i nie za często. Cóż, sama się wpakowała w tę sytuację i sama powinna z niej wybrnąć. Czy jej się uda? Zobaczymy, bo pan Tremblay nie wygląda na takiego, co lekką ręką wydaje tyle pieniędzy li i jedynie za obietnicę małżeństwa. Może jest jeszcze coś, o czym Myrna nie powiedziała Benowi? Przecież ten facet widział Aileen tylko na portrecie. Na wiek Aileen też nieco kręcił nosem, więc może jest jeszcze jakiś sekret do odkrycia? Może Aileen coś po kimś dziedziczy, a jej rodzina jeszcze o tym nie wie? Bo jak wytłumaczyć fascynację dwukrotnego wdowca nieznaną sobie dziewczyną, o miłej, lecz raczej przeciętnej aparycji? W każdym razie ilość tajemnic do odkrycia wzrosła, a ja cierpliwie (niecierpliwie !!! ) czekam na wyjaśnienia i kontynuację


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:31, 29 Mar 2022    Temat postu:

Ewelino, ale mnie zaskoczyłaś tak szybkim komentarzem Very Happy Serdecznie dziękuję. Very Happy U Myrny trudno dopatrywać się wyrzutów sumienia. Ona taka już jest. Pytania, które postawiłaś podsunęły mi pewien pomysł, ale o tym trochę później. Teraz uwagę skupimy na Adamie, Holly i małym Matthew. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Wto 22:31, 29 Mar 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 20:50, 31 Mar 2022    Temat postu:

Tymczasem w Ponderosie

Holly obudziły jakieś dziwne szepty i popiskiwania. Zanim otworzyła oczy usłyszała poważny, ściszony głosik swojego pasierba, Matta tłumaczący Muffince, że nie należy przeszkadzać śpiącej mamie, i że jeśli tata ich tu nakryje, to siedzenia obojga zostaną, bez dwóch zdań, przetrzepane. Suczce te tłumaczenia nie przemówiły do rozsądku i lekceważąc swojego małego pana wyrwała się mu i w ułamku sekundy znalazła się w łóżku Holly. Nie wykazując należnego szacunku liznęła kobietę swym szorstkim języczkiem po policzku. Zupełnie rozbudzona Holly najpierw z naganą spojrzała na niesforną suczkę, a potem także na Matta. Widząc jego skruszoną minę, roześmiała się i kiwnęła na niego dłonią. Chłopiec natychmiast skorzystał z zaproszenia i siadł na brzegu łóżka.
- Przepraszam, że cię obudziliśmy – rzekł niepewnie.
- Nic nie szkodzi – odparła trochę zaspanym głosem, Holly.
- Długo dzisiaj spałaś. – Zauważył Matt i dodał: - jest już po śniadaniu.
- Doprawdy? – Holly zerknęła na zegar stojący na komodzie. Duża wskazówka wyraźnie zamierzała osiągnąć godzinę dziewiątą. Kobieta przetarła oczy i jęknęła: – o, nie, naprawdę jest tak późno?
- No – potwierdził Matt.
- Dlaczego mnie nie obudziliście i gdzie podział się twój tata?
- Tatuś powiedział, że jesteś zmęczona i musisz wypocząć, ty i mój braciszek. Powiedział, że będziesz spać tak długo, aż się wyśpisz, a nam, to znaczy mnie i Muffince, przykazał, żebyśmy byli cicho i w żadnym razie nie przeszkadzali – powiedział chłopiec i tak jakby chciał się pożalić, smutnym głosem dodał: - powiedział, że jak nie posłuchamy, to bardzo tego pożałujemy.
- Oj, chyba będę musiała porozmawiać z twoim tatą – rzekła Holly rozbawiona miną Matta.
- A o czym chcesz ze mną porozmawiać? - spytał Adam, który właśnie wszedł do sypialni z tacą w dłoniach.
- Już ty dobrze wiesz – spojrzała na niego z lekką przyganą, po czym spytała: - co tam masz?
- Śniadanie – odparł Adam podając żonie tacę z ciepłymi bułeczkami i gorącym kakao.
- Co za pyszności, miło z twojej strony, ale przecież mogłam zejść na dół.
- Wiem, ale chciałem zrobić ci niespodziankę. Byłaby większa, gdyby ten młody człowiek mnie posłuchał.
- Tato, ja nie chciałem. To wszystko wina Muffinki – usprawiedliwiał się Matt – tłumaczyłem jej, że nie wolno przeszkadzać Holly, ale mnie nie posłuchała.
- Jasne – Adam z powagą kiwnął głową i drapiąc suczkę za uchem, zapytał: - ciekawe na kogo zrzuciłbyś winę, gdybyś nie miał tego psiaka, co?
Muffinka, jakby wiedząc, że o niej mowa, szczeknęła. Można był odnieść wrażenie, że i ona była zainteresowana odpowiedzią na tak postawione pytanie. Matt zrobił skruszoną minę, uśmiechnął się niewinnie i wzrokiem poszukał pomocy u Holly.
- Oj, dajcie już spokój – rzekła kobieta i dodała: - ależ jestem głodna. Zapach tych bułeczek przyprawia mnie o ślinotok.
- To jedz – odparł Adam. - Hop Sing jak zwykle stanął na wysokości zadania.
- Pyszne – mruknęła Holly między jednym a drugim kęsem. Tymczasem Matt zaczął się dziwnie wiercić i wzdychać, co i raz przy tym spoglądając na Adama. Wreszcie nie wytrzymał i rzekł:
- Tato, no powiedz wreszcie Holly.
- Co masz mi powiedzieć? - spytała kobieta natychmiast przerywając posiłek.
- To nic takiego – odparł Adam – najpierw skończ śniadanie.
- O nie, chcę wiedzieć.
- Skończ śniadanie – rzekł Adam głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Jesteś okropny – Holly zrobiła naburmuszoną minę, ale posłusznie wróciła do jedzenia.
- Już to dziś słyszałem.
- A wiesz, że nie wolno denerwować kobiet w odmiennym stanie?
- No, właśnie tatusiu, nie wolno - wtrącił Matt.
- Ty jedz – rzekł Adam do Holly, a wskazując palcem na synka, dodał: - a ty siedź cicho, bo w przeciwnym razie nici z niespodzianki.
- Masz dla nas niespodziankę? - Holly spojrzała podekscytowana na męża i niczym mała dziewczynka z błyskiem w oku, dodała: - uwielbiam niespodzianki.
- Ja też – przyznał natychmiast Matt, energicznie kiwając głową. - Tato, powiedz, co to będzie? Proszę.
- Adamie, bądź dobrym ojcem i mężem i natychmiast powiedz nam co dla nas przygotowałeś.
- To nic takiego – Adam lekko się skrzywił i wzruszył ramionami, tak jakby w gruncie rzeczy niespodzianka nie było godna uwagi – ale, jak tak bardzo chcecie wiedzieć, to... co powiecie na piknik?
- Cudowny pomysł! - krzyknęła Holly i klasnęła w dłonie.
- Naprawdę pojedziemy na piknik? – Matt wolał się upewnić, choć i jego ogarnęła radość i ekscytacja.
- Naprawdę – Adam roześmiał się i zmierzwił synkowi włosy.
- A zabierzemy Muffinkę? - spytał chłopiec.
- Nie, zostanie w domu. Jedziemy nad Tahoe i nie zamierzam jej tam pilnować.
- Będzie jej przykro – stwierdził posmutniały Matt.
- Trudno, ale tak będzie dla niej lepiej.
- Wiesz, co Matthew – powiedziała Holly – myślę, że stryjenka Aileen chętnie zaopiekuje się Muffinką, tylko musisz ją o to zapytać. Ją i stryjcia Hossa.
- Dobry pomysł – stwierdził Adam i dodał: - za godzinę ruszamy, a ty kawalerze weź wędkę. Może uda ci się złowić coś na obiad.
- Postaram się tato – obiecał Matt i wziąwszy Muffinkę na ręce zaczął tłumaczyć suczce dlaczego nie może z nimi pojechać na piknik.

***

Nad jeziorem Tahoe, trzy godziny później

- Ależ tu pięknie – rzekła rozmarzonym głosem Holly. Siedziała na rozłożonym na ziemi kocu i podziwiała otoczone górami i wzgórzami, mieniące się turkusem jezioro Tahoe. Adam wybrał idealne miejsce na piknik z łatwym dostępem do brzegu jeziora i widokiem zapierającym dech w piesiach. Gdzie nie spojrzeć rosła bujna zieleń. Różnorodne rośliny, krzewy i drzewa przyciągały wzrok, jednak to tafla jeziora i wznoszące się nad nią szczyty gór stanowiły o uroku tego miejsca.
- Miałem nadzieję, że docenisz te widoki – przyznał Adam siedzący tuż obok żony.
- No wiesz, jak mogłabym się nie zachwycić tym wszystkim. Tu jest cudownie. Ptaki tak pięknie śpiewają i zobacz tam – wskazała na małą łączkę łagodnie opadającą w ich kierunku – te żółte kwiaty tworzą prawdziwy dywan.
- Te? - Adam spojrzał przez ramię i stwierdził: – to uszy muła górskiego.*)
- Żartujesz sobie ze mnie? - Holly podejrzliwie zerknęła na męża.
- Gdzież bym śmiał. Te kwiaty naprawdę tak się nazywają. Przyjrzyj się im uważnie. Są dość wysokie, a liście, grube i włochate, wyglądem przypominają uszy muła. Stąd i nazwa, a w ogóle to jedna z odmian astrów.
- Dziwna nazwa. Ktoś, kto je tak nazwał musiał mieć niesamowitą fantazję.
- Zgadzam się z tobą – Adam skinął głową i pochyliwszy się do szyi żony, mruknął: - ludzie tu żyjący mają niezwykłą wręcz fantazję i potrafią wznieść się na jej wyżyny.
- Doprawdy? - spytała próbując odsunąć się od Adama, jednak on przytrzymał ją w talii, która wyraźnie już zmieniła swój kształt. - Przestań – syknęła i wskazując na Matta siedzącego bez ruchu nad brzegiem jeziora i wpatrującego się w wędkę, powiedziała: – jeszcze nas zobaczy.
- I co z tego? Co jest złego, w okazywaniu sobie czułości?
- Ale... to nie wypada – Holly broniła się nieudolnie i tylko dla zasady. Delikatne, nieśpieszne i ledwo muskające pocałunki sprawiały jej niewysłowioną przyjemność. Przymknęła z rozkoszą oczy, a gdy usłyszała wyszeptane wprost do ucha: pragnę ciebie, poczuła jak robi się jej gorąco. Wsparła się plecami o tors Adama. On otoczył ją ramionami i tak trwali przez dłuższą chwilę. Wreszcie Holly odzyskawszy pewność siebie, rzekła:
- Te góry mają w sobie coś magicznego. Adamie, zbierzesz mnie kiedyś na wycieczkę górską?
- Taką jak wtedy? - spytał z błyskiem w oku, a ona doskonale wiedziała, o co mu chodzi.
- Mhm. Moglibyśmy też skryć się w jakiejś jaskini – zasugerowała.
- Nie kuś mnie kobieto – powiedział głęboko oddychając.
- Adamie, obiecaj, że zabierzesz mnie, na przykład... tam – rzekła prosząco, wskazując dłonią jeden z odległych szczytów. Mężczyzna podążył wzrokiem za jej dłonią i skrzywił się.
- To Monument Peak. Dla ciebie za wysoki**), a do tego szlak jest bardzo wymagający. Latem szaleją tam burze z piorunami, a zimą śnieżyce.
- Byłeś tam?
- Owszem.
- Zimą, czy latem?
- Wczesną jesienią.
- To i ja tam chcę iść.
- Nie.
- Dlaczego? - spytała i energicznie odsunęła się od męża. Jej wybuchowy charakter dał właśnie o sobie znać. - Jak ty mogłeś tam wejść, to i ja mogę – stwierdziła z uporem.
- Nie – odparł z nieprzejednanym wyrazem twarzy.
- Ale dlaczego?
- Holly nie bądź dzieckiem – Adam wyraźnie zniecierpliwił się. - To bardzo wymagająca góra. Niektóre podejścia są niemal pionowe. Gdy schodziłem z niej omal nie wpadłem w rozpadlinę skalną. Byłem tam raz i wystarczy. Nie zamierzam więcej ryzykować.
- A ja bym spróbowała – odparła przekornie Holly.
- Nie wątpię, że byłabyś do tego zdolna. Na szczęście jesteś w ciąży – stwierdził ucinając dalszą rozmowę.
Holly fuknęła niezadowolona, a gdy Adam znów ją chciał pocałować odsunęła się od niego dając mu do zrozumienia, co o nim myśli.
- Dobrze – westchnął po chwili – po narodzinach dziecka, jak dojdziesz do siebie, zabiorę cię na krótką, jednodniową wycieczkę.
- Phi tam. Jeden dzień.
- Jeden, albo wcale – rzekł stanowczo.
- Niech ci będzie – zgodziła się i osiągnąwszy, co prawda połowiczny sukces, obiecując sobie, że jeszcze popracuje nad swym małżonkiem, oparła się o jego pierś i spytała: - a gdzie mnie zabierzesz?
- Na Pyramid Peak.
- Który to szczyt?
- Zerknij w prawo.
- Mówisz o tym łagodnym wzniesieniu? - spytała z rozczarowaniem w głosie.
- To „wzniesienie” ma cztery tysiące sto stóp wysokości***) i zapewniam cię, że trasa wcale nie jest tak łagodna, jakby się wydawała. Wejście na szczyt komuś zaprawionemu w takich wycieczkach zajmuje około czterech godzin. Tobie zajęłoby drugie tyle, a może jeszcze dłużej.
- I tak mnie nie zniechęcisz – odparła, domyślając się do czego zmierza Adam.
- Niestety zdaję sobie z tego sprawę. Wiesz, Holly nie wiedziałem, że jesteś aż do tego stopnia uparta.
- Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz – rzekła moszcząc się w jego ramionach jak na najwygodniejszej poduszce.
- To pewne – stwierdził Adam i z rezygnacją dodał: – aż boję się myśleć, co może mnie jeszcze czekać.
Tymczasem słońce było wysoko na niebie. Dzień był bardzo ciepły, choć już pachniał jesienią. W samo południe zjedli przygotowany przez Hop Singa posiłek. Adam rozpalił małe ognisko i zagotował w metalowym imbryku wodę na herbatę, którą kilka dni wcześniej kupił specjalnie dla żony, płacąc przy tym jakąś bajońską kwotę, do której nie przyznałby się za żadne skarby świata. Jak na tak polowe warunki, udało mu się zaparzyć całkiem niezły napój i do tego podać go w porcelanowych filiżankach, czym oczywiście zadziwił żonę. Holly, prawdę mówiąc, liczyła na odrobinę kawy, ale musiała przyznać, że herbata była wyjątkowo smaczna. Małemu Mattowi nie zamykały się usta. Był z siebie bardzo dumny, bowiem złowił kilka całkiem sporych okoni. Faktem było, że ojciec musiał mu dwa razy pomóc w wyciąganiu z wody, co bardziej zawziętych okazów, ale w sumie połów zakończył się sukcesem i w koszu wyściełanym trawą leżało wystarczająco dużo ryb, aby Hop Sing mógł przygotować je na kolację dla całej rodziny. Nie wiadomo kiedy minęło kilka uroczych godzin. Piknik okazał się bardzo udany, a cała trójka była szczęśliwa, że dane było im spędzić tak miło czas. Co prawda Holly i Adamowi nie udało się uniknąć wymiany zdań na temat wypadków dnia poprzedniego, jednak ze względu na Matta, który bardzo je przeżył, rozmowa była bardzo krótka i prowadzona wtedy, gdy chłopiec zajęty był wędkowaniem.
Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy zmęczeni, ale bardzo zadowoleni wrócili do domu. Adam właśnie pomagał żonie wysiąść z bryczki, gdy na podwórzu pojawił się Mały Joe. Podszedł do nich szybkim krokiem. Adam na widok brata, nie mógł powstrzymać się od nieco ironicznych pytań:
- A, co ty tu jeszcze robisz? Czyżby żadna panna nie chciała iść z tobą na tańce?
Joe pominął milczeniem uwagi Adama i wyraźnie zdenerwowany, powiedział:
- Dobrze, że już jesteście. Szeryf Coffee dopiero, co przyjechał. Chce rozmawiać z nami wszystkimi.
W ułamku sekundy błogi nastrój w jakim państwo Cartwright’s wrócili z pikniku rozwiał się, jak piękny sen.

***

_____________________________________________________________
*) Uszy muła górskiego (Wyethia mollis) to gatunek rośliny kwitnącej z rodziny astrów, zwany potocznie uszami muła. To roślina wieloletnia występująca w górach północnej Kalifornii, szczególnie w wschodniej części Sierra Nevada, południowo-wschodnim Oregonie i zachodniej Nevadzie. Rośnie w lasach i siedliskach górskich, także na suchych, otwartych łąkach z bylicą. Wyrasta z twardego korzenia palowego i ogoniastego osiągając wysokość od 30 do 40 cm. W sprzyjających warunkach potrafi osiągnąć czasami nawet i metr wysokości.
**) 10067 stóp, czyli 3068 m
***) 4100 stóp, czyli 1250 m


A tak wyglądają Uszy muła górskiego



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 14:32, 01 Kwi 2022    Temat postu:

Cytat:
… usłyszała poważny, ściszony głosik swojego pasierba, Matta tłumaczący Muffince, że nie należy przeszkadzać śpiącej mamie, i że jeśli tata ich tu nakryje, to siedzenia obojga zostaną, bez dwóch zdań, przetrzepane. Suczce te tłumaczenia nie przemówiły do rozsądku i lekceważąc swojego małego pana wyrwała się mu i w ułamku sekundy znalazła się w łóżku Holly.

Tłumaczył, ale Muffinka jednak miała swoje zdanie
Cytat:
Powiedział, że będziesz spać tak długo, aż się wyśpisz, a nam, to znaczy mnie i Muffince, przykazał, żebyśmy byli cicho i w żadnym razie nie przeszkadzali – powiedział chłopiec i tak jakby chciał się pożalić, smutnym głosem dodał: - powiedział, że jak nie posłuchamy, to bardzo tego pożałujemy.

To zabrzmiało jak groźba karalna
Cytat:
- Tato, ja nie chciałem. To wszystko wina Muffinki – usprawiedliwiał się Matt – tłumaczyłem jej, że nie wolno przeszkadzać Holly, ale mnie nie posłuchała.
- Jasne – Adam z powagą kiwnął głową i drapiąc suczkę za uchem, zapytał: - ciekawe na kogo zrzuciłbyś winę, gdybyś nie miał tego psiaka, co?
Muffinka, jakby wiedząc, że o niej mowa, szczeknęła. Można był odnieść wrażenie, że i ona była zainteresowana odpowiedzią na tak postawione pytanie. Matt zrobił skruszoną minę, uśmiechnął się niewinnie i wzrokiem poszukał pomocy u Holly.

Tak, oczywiście, to wina Muffinki
Cytat:
Tymczasem Matt zaczął się dziwnie wiercić i wzdychać, co i raz przy tym spoglądając na Adama. Wreszcie nie wytrzymał i rzekł:
- Tato, no powiedz wreszcie Holly.
- Co masz mi powiedzieć? - spytała kobieta natychmiast przerywając posiłek.
- To nic takiego – odparł Adam – najpierw skończ śniadanie.
- O nie, chcę wiedzieć.

Adam coś ukrywa!
Cytat:
- Ty jedz – rzekł Adam do Holly, a wskazując palcem na synka, dodał: - a ty siedź cicho, bo w przeciwnym razie nici z niespodzianki.
- Masz dla nas niespodziankę? - Holly spojrzała podekscytowana na męża i niczym mała dziewczynka z błyskiem w oku, dodała: - uwielbiam niespodzianki.
- Ja też – przyznał natychmiast Matt, energicznie kiwając głową. - Tato, powiedz, co to będzie? Proszę.
- Adamie, bądź dobrym ojcem i mężem i natychmiast powiedz nam co dla nas przygotowałeś.

Mam nadzieję, że Adam się ugnie
Cytat:
- To nic takiego – Adam lekko się skrzywił i wzruszył ramionami, tak jakby w gruncie rzeczy niespodzianka nie było godna uwagi – ale, jak tak bardzo chcecie wiedzieć, to... co powiecie na piknik?
- Cudowny pomysł! - krzyknęła Holly i klasnęła w dłonie.
- Naprawdę pojedziemy na piknik? – Matt wolał się upewnić, choć i jego ogarnęła radość i ekscytacja.

Niezły pomysł i wszystkim się podoba
Cytat:
- Ależ tu pięknie – rzekła rozmarzonym głosem Holly. Siedziała na rozłożonym na ziemi kocu i podziwiała otoczone górami i wzgórzami, mieniące się turkusem jezioro Tahoe. Adam wybrał idealne miejsce na piknik z łatwym dostępem do brzegu jeziora i widokiem zapierającym dech w piesiach. Gdzie nie spojrzeć rosła bujna zieleń. Różnorodne rośliny, krzewy i drzewa przyciągały wzrok, jednak to tafla jeziora i wznoszące się nad nią szczyty gór stanowiły o uroku tego miejsca.
- Miałem nadzieję, że docenisz te widoki – przyznał Adam siedzący tuż obok żony.

Dobry plener zawsze jest ważny
Cytat:
- Dobrze – westchnął po chwili – po narodzinach dziecka, jak dojdziesz do siebie, zabiorę cię na krótką, jednodniową wycieczkę.
- Phi tam. Jeden dzień.
- Jeden, albo wcale – rzekł stanowczo.
- Niech ci będzie – zgodziła się i osiągnąwszy, co prawda połowiczny sukces, obiecując sobie, że jeszcze popracuje nad swym małżonkiem, oparła się o jego pierś i spytała: - a gdzie mnie zabierzesz?
- Na Pyramid Peak.
- Który to szczyt?
- Zerknij w prawo.
- Mówisz o tym łagodnym wzniesieniu? - spytała z rozczarowaniem w głosie.
- To „wzniesienie” ma cztery tysiące sto stóp wysokości***) i zapewniam cię, że trasa wcale nie jest tak łagodna, jakby się wydawała. Wejście na szczyt komuś zaprawionemu w takich wycieczkach zajmuje około czterech godzin. Tobie zajęłoby drugie tyle, a może jeszcze dłużej.
- I tak mnie nie zniechęcisz – odparła, domyślając się do czego zmierza Adam.

Adam wie, kiedy ustąpić, ale i tak stawia na swoim
Cytat:
W samo południe zjedli przygotowany przez Hop Singa posiłek. Adam rozpalił małe ognisko i zagotował w metalowym imbryku wodę na herbatę, którą kilka dni wcześniej kupił specjalnie dla żony, płacąc przy tym jakąś bajońską kwotę, do której nie przyznałby się za żadne skarby świata. Jak na tak polowe warunki, udało mu się zaparzyć całkiem niezły napój i do tego podać go w porcelanowych filiżankach, czym oczywiście zadziwił żonę. Holly, prawdę mówiąc, liczyła na odrobinę kawy, ale musiała przyznać, że herbata była wyjątkowo smaczna.

Adam o wszystkim pomyślał
Cytat:
Joe pominął milczeniem uwagi Adama i wyraźnie zdenerwowany, powiedział:
- Dobrze, że już jesteście. Szeryf Coffee dopiero, co przyjechał. Chce rozmawiać z nami wszystkimi.
W ułamku sekundy błogi nastrój w jakim państwo Cartwright’s wrócili z pikniku rozwiał się, jak piękny sen.

To zwiastuje problemy

Kolejna część, bardzo rodzinna prawie sielankowa, ale … kończy się chmurą nad pogodnym niebem Ponderosy. Urocza scenka między Holly, Mattem i Muffinką. Matt bardzo poważnie traktuje swoje obowiązki, ale Muffinka nie zawsze mu pomaga. Matt obawia się lania, ale chyba wie, że ani Adam nie posunąłby się do tego, ani Holly na to by nie pozwoliła. Rodzina przyjemnie spędza czas na pikniku nad jeziorem Tahoe. Jest piękna pogoda, piękne otoczenie, Adam zadbał o dobre jedzenie i pyszną herbatę, do tego serwowaną w porcelanowych filiżankach. Matt złowił dorodne ryby. Dzień byłby bardzo udany, gdyby nie słowa Joe’go o przybyciu szeryfa Coffee i jego chęci rozmowy ze wszystkimi mieszkańcami Ponderosy. Albo zadziałał tu pan Goldblum, albo to działanie Myrny Chump. Z pewnością nie jest to dobra nowina, ale wierzę, że Cartwrightowie i tym razem wyjdą z kłopotów. Niecierpliwie czekam na kolejną część opowiadania, bo już jest kilka zagadek do wyjaśnienia.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 43, 44, 45 ... 55, 56, 57  Następny
Strona 44 z 57

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin