Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziewczyna z Georgii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 40, 41, 42 ... 55, 56, 57  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 11:49, 20 Paź 2021    Temat postu:

Cytat:
...Przecież można całą uroczystość przełożyć o tydzień. Adam i Holly będą wtedy silniejsi, a my będziemy mieli więcej czasu na przygotowania. Ben, może jednak porozmawiałbyś z Adamem.
- Dobrze wiesz, że to niemożliwe. Jeżeli mój syn tak postanowił, to nic nie zmusi go do zmiany decyzji – odparł Cartwright ...

Tak Adam jest uparty i Ben doskonale o tym wie
Cytat:
...tak Adam, jak i Holly chcą tego ślubu. Teraz.
- Ale to jest niedorzeczne. On w łóżku, a ona ledwie chodzi – westchnęła Emily.
- Im to nie przeszkadza. Chcą być razem, a my nie mamy prawa do nich się wtrącać.
- Chcą być razem? Zwracam ci uwagę, że przynajmniej od trzech miesięcy są razem.
- No, właśnie. Niedługo będzie widać – Ben pokiwał głową – dlatego im szybciej się pobiorą tym lepiej.
- Tydzień nie zrobi żadnej różnicy – zauważyła Emily.
- Mówisz tak, jakbyś nie wiedziała, że ludzie są bardzo wścibscy, a liczenie do dziewięciu doskonale im wychodzi.

O tak! Do dzisiaj takie liczenie jest ulubionym zajęciem niektórych kumoszek
Cytat:
- Tylko to, że podobno twój Hoss jest zainteresowany córką tej pani.
- Pierwsze słyszę, ale gdyby tak miało być, w co szczerze wątpię, to…
- Nie mów, że cieszyłbyś się – przerwała Benowi Emily.
- Adelajda-Aileen to bardzo miła dziewczyna.

Ben jest obiektywny ... nie przepada za panią Chump, ale lubi Adelajdę
Cytat:
...po prostu pomyślałam sobie, że jako kobieta nie mogę robić wielu rzeczy.
- Na przykład? - spojrzał na nią zaintrygowany.
- Leczyć ludzi – wyznała nie patrząc na narzeczonego. - Medycyna mnie fascynuje. Być kimś takim, jak mój tata, doktor Martin, czy doktor Mitchell.
- Jestem zaskoczony. Nigdy nie mówiłaś, że masz takie marzenia – powiedział wolno Adam.

Adam chyba nigdy nie zastanawiał się, czego może pragnąć kobieta
Cytat:
Zresztą to my, mężczyźni mamy obowiązek dbać o was, tak samo jak o dzieci.
- Twoim zdaniem poziom umysłowy kobiet równa się poziomowi dziecka.
- Skarbie, nie to miałem na myśli.
- A, co? Bo zabrzmiało to tak, jakbyś uważał, że kobieta bez męskiego ramienia nie przeżyje choćby wiosennej burzy – powiedziała z trudem opanowując złość.
- Cóż... przypominam sobie taką jedną wiosenną burzę – odparł z sarkastycznym uśmieszkiem Adam - i przypominam sobie jaskinię, i pewną przemokniętą, przerażoną damę.

Cóż, zabrzmiało to trochę szowinistycznie jednak
Cytat:
- Holly, zawodowo pracują kobiety, które z różnych przyczyn są do tego zmuszone. Ty nie musisz.
- To prawda. A nie pomyślałeś, że pracować można nie dla zarobku, ale dla satysfakcji, z pasji, dla przyjemności.
- Nie przeczę, że są ludzie, którzy tak właśnie podchodzą do swojej pracy, ale kobiety…
- Są za głupie? - przerwała mu i dodała: - to chciałeś powiedzieć?
- Nie. Po prostu z racji pewnych ograniczeń w tym także fizycznych, z braku dostępu do szkół, kobiety nie mogą być lekarzami, prawnikami, czy bankierami.

Takie to były czasy, choć Adam ma trochę racji. Z przyczyn biologicznych kobiety rzeczywiście nie mogą, a raczej nie powinny pracować w niektórych zawodach
Cytat:
- A przecież kobiety pracują. Prowadzą własne interesy. Są nauczycielkami, ekspedientkami, kelnerkami, krawcowymi, nawet pielęgniarkami. To dlaczego nie lekarzami?
- Te zawody, które wymieniłaś są bardzo potrzebne – odparł powoli Adam, nie chcąc doprowadzić dziewczyny do wybuchu.
- Ale usługowe – odparła mimowolnie podnosząc głos Holly.
- Większość zawodów, taką właśnie pełni rolę.
- Tylko szkoda, że te lepsze zawody zarezerwowane są jedynie dla mężczyzn.

Może i usługowe, ale potrzebne
Cytat:
A jeśli tak bardzo interesuje cię medycyna, to możesz sięgnąć po specjalistyczne wydawnictwa, porozmawiać sobie z doktorem Martinem, może nawet, jeśli ci pozwoli, asystować przy zabiegach czy operacjach. Jednak, nigdy nie zostaniesz lekarzem.
- Bo jestem kobietą?
- Tak – przyznał wreszcie zniecierpliwiony przedłużającą się rozmową. - Żeby być doktorem trzeba skończyć studia, a jak na razie kobiet na medycynę się nie przyjmuje.
- I tu jesteś w błędzie! - krzyknęła triumfująco Holly. - Elizabeth Blackwell*), mówi ci to coś?
- A musi?
- Nie, ale powinno. Elizabeth Blackwell jest pierwszą dyplomowaną lekarką w naszym kraju.
- Doprawdy? Nie wiedziałem – przyznał Adam. - Ciekawe, która uczelnia ją przyjęła?
- Geneva College w Nowym Jorku.
- A w ogóle jest taka uczelnia?

Coś takiego! Adam o czymś nie wie Very Happy Za to Holly jest dobrze poinformowana
Cytat:
- Czyżbyś chciała tam studiować?
- Kiedyś o tym myślałam – przyznała – marzyłam, jakby to było uzyskać dyplom lekarski i jakby było wspaniale pracować u boku ojca, a potem prowadzić własną praktykę. Śmieszne, prawda?
- Nie. Marzenia, choćby najdziwniejsze, nie są śmieszne. Pewien francuski pisarz, Viktor Hugo**) powiedział: Nic nie tworzy przyszłości tak, jak marzenia. Trzeba je mieć, bo dzięki nim życie staje się ciekawsze i nabiera sensu. Marzenia pozwalają odetchnąć od codziennych kłopotów, od monotonii i rutyny. Jestem pewien, że za jakiś czas kobiety będą lekarzami, prawnikami, będą wykładać na uczelniach, może nawet będą stróżami prawa lub politykami. Ale nie nastąpi to zbyt szybko.
- Mnie wystarczyłoby, gdybym mogła zostać lekarzem – powiedziała Holly, siadając obok Adama.
- Cóż, kochanie – objął ją ramieniem – teraz musisz zadowolić się rolą mojej żony.

Jaki wyrozumiały
Cytat:
A, co do mnie, to ja zawsze mam rację – rzekł pewnym siebie głosem, a gdy dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem i westchnęła, zaśmiał się cicho. - Holly, nie musisz zupełnie rezygnować ze swoich marzeń. Życie na wsi przynosi mnóstwo niespodzianek.

Tak, Adam ma zawsze rację ... tak twierdzi on sam
Cytat:
Taka opieka medyczna tu w Ponderosie bardzo by się przydała. Myślisz, że dałabyś sobie radę?
- Czy ja dobrze rozumiem? Sugerujesz, że mogłabym leczyć tutejszych pracowników.
- Hola, hola, nie zapędzaj się tak. Leczyć może nie, ale udzielać pierwszej pomocy, czemu nie.

To bardzo dobry pomysł
Cytat:
Spoglądając niepewnie na przyszłą bratową spytał:
- Holly, czy ty nie potrzebujesz druhny?
- A wiesz, co Hoss, zupełnie o tym nie pomyślałam. Byłoby miło, ale ja właściwie nie znam tu żadnej panny, która zechciałaby zostać moją druhną.
- Myślę, że kilka by się znalazło.
- Kogo masz na myśli? - zainteresował się Adam.
- Czekaj Adamie, chyba się już domyślam. – Rzekła Holly i zwróciła się do Hossa: - ciocia mi coś wspominała, że masz nową znajomą. Jeśli moją druhną miałaby być panna Chump, to czemu nie.

O to właśnie chodziło Hossowi

Bardzo rodzinna i rzeczowa część opowiadania. Rozmowa Bena z Emily i rozmowa Adama z Holly, do której później dołączył Hoss. Emily narzeka, Ben pewnie również jest zmęczony, ale oboje z oddaniem zajmują się przygotowaniami do ślubu i wesela. Rozmowa narzeczonych przebiega nieco burzliwie. Oni bardzo się kochają, ale mają inne poglądy na pewne sprawy. Odnoszę wrażenie, że Adam to typowy męski szowinista, chociaż dopuszcza do siebie myśl, że kobiety kiedyś będą wykonywać zawody, które w ich czasach zarezerwowane są dla mężczyzn. Powołuje się przy tym m.in. na biologię. Trochę racji ma, bo pamiętam problem z kobietami pracującymi na traktorach. Po jakimś czasie okazało się, że ta praca powoduje nieodwracalne zmiany w ich organizmach. Praw przyrody jednak nie da się przeskoczyć. W każdym razie Holly ma mocny argument - podaje przykład kobiety, która uzyskała dyplom doktora medycyny. Co prawda nie na prestiżowej uczelni, ale ... uzyskała, choć łatwo jej nie było. Jak widać Holly i Adam będą mieli o czym rozmawiać i pewnie nigdy nie znudzą się sobą. I tak powinno być.
Czekam niecierpliwie na kontynuację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:09, 20 Paź 2021    Temat postu:

Adam ma w sobie sporo z szowinisty, ale i tak jak na tamte czasy jest postępowym mężczyzną. Rozmowa z Holly była faktycznie nieco burzliwa, ale świadczy to tylko o tym, że tych dwoje pomału wraca do formy. Mruga Z kolei Hoss dzięki uczuciu jakim zapałał do panny Chump zrobił się... przebiegły. Mruga

Dziękuję za ciekawy i miły komentarz. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 23:47, 25 Paź 2021    Temat postu:

W przeddzień ślubu Adama i Holly.

Hoss był z siebie niezwykle zadowolony. Dzień wcześniej z powodzeniem udało mu się załatwić wszystkie sprawy. Z triumfem oznajmił Adamowi, że państwo LaMarr przyjęli zaproszenie na ślub, a ich córki zgodziły się być druhnami Holly. Szczególnie dziesięcioletnia Susan zwana Mgiełką nie posiadała się z radości. Szczęście dziewczynki było ogromne, bowiem po raz pierwszy potraktowano ją jak osobę dorosłą. Równie ważne było to, że dzięki zaproszeniu na ślub Adama i Holly będzie mogła do woli przypatrywać się najpiękniejszemu człowiekowi, jakiego widziała w swoim króciutkim życiu, a mianowicie Josephowi Cartwrightowi. Na jego widok zawsze wzdychała i robiła dziwne miny, które w jej mniemaniu miały świadczyć o prawdziwym do Małego Joe uczuciu. Tyle tylko, że ten ideał piękna zupełnie na nią nie zwracał uwagi, a jeśli już, to traktował ją tak, jak traktuje się dziecko w jej wieku. Hoss po miłym spotkaniu z państwem LaMarr udał się do kawiarenki Sally Byrnes gdzie miał nadzieję spotkać pannę Chump. I faktycznie zastał ją tam. Dziewczyna nawet nie starała się udawać zaskoczenia na jego widok. Uśmiechnęła się promiennie, gdy pojawił się w drzwiach kawiarenki. Odpowiedział uśmiechem i szybko podszedł do stolika. Początkowo rozmowa trochę się rwała, ale po kilku minutach zaczęli rozmawiać tak, jakby znali się od zawsze. Wreszcie Hoss wspomniał o ślubie najstarszego brata i zapytał Aileen, czy zechciałaby zostać druhną Holly. Oczywiście przeprosił ją, że to on, a nie przyszła panna młoda zwraca się do niej z taką prośbą i to na dwa dni przed ślubem. Dziewczyna zgodziła się od razu, mówiąc, że byłaby bez serca gdyby odmówiła tej prośbie, zwłaszcza, że i okoliczności były wyjątkowe. Aileen wiedziała doskonale, co przytrafiło się Holly i słyszała o napadzie na Adama. Tym ostatnim żyło całe Virginia City, a szeryf Coffee wraz z ochotnikami ruszył w pogoń za bandytami. Gdy gruchnęła wieść, że najstarszy syn Bena Cartwrighta żeni się i to tak nagle, wszyscy uznali, że stan Adama musi być beznadziejny. Nic nie pomogło tłumaczenie wielebnego Farella, że termin ślubu został ustalony przed napadem na Adama. Ludzie wiedzieli swoje i spodziewali się najgorszego. Niektórzy nawet gotowi byli składać Cartwrightom wyrazy współczucia. Zapędy te skutecznie ostudził Hoss, który zapowiedział, że przyłoży każdemu, kto będzie wygadywał takie bzdury.
Tymczasem do zaślubin Adama i Holly pozostał jeden dzień, który Hoss miał spędzić w Virginia City załatwiając ostatnie sprawunki. Oczywiście zamierzał też spotkać się z panną Chump, w której towarzystwie czuł się coraz lepiej. Gdy zobaczył ją jak szła ulicą, przystanął zachwycony i pomyślał, że jest prawdziwym szczęściarzem. Wyprostowana z lekko pochyloną głową, uśmiechając się łagodnie, odpowiadała na pozdrowienia mijających ją ludzi. Miała w sobie niewątpliwy urok. Delikatna, wrażliwa i spokojna była zupełnym zaprzeczeniem swojej matki. Może dlatego budziła powszechną sympatię, ale także sporo współczucia. Ludzie już od dłuższego czasu mówili o niej „stara panna”. Mimo zabiegów matki, a może właśnie dlatego, miała też co raz mniej starających się o nią. Wydawała się jednak być z tym pogodzona, tak jakby już niczego nie oczekiwała, niczego nie chciała. I nagle na jej drodze stanął błękitnooki olbrzym, za sprawą którego życie z dnia na dzień zaczęło nabierać nowych barw.
Dostrzegła go, jak stał i wpatrywał się w nią z niekłamanym zachwytem. Uśmiechnęła się i pomachała mu ręką. Hoss ruszył w jej kierunku. Po kilku minutach siedzieli już przy stoliku w kawiarence Sally Byrnes, która nawiasem mówiąc, wiernie im sekundowała.
- Wciąż jeszcze nie mogę uwierzyć, że będę druhną panny McCulligen – powiedziałą Aileen. - Rano była u nas pani LaMarr z córkami. Są tak jak ja bardzo podekscytowane. Pani LaMarr zaproponowała, że mogłybyśmy przystroić kwiatami salon w Ponderosie. Obiecałam, że zapytam ciebie o to.
- Myślę, że to świetny pomysł. Adam i Holly na pewno będą paniom wdzięczni.
- A jak oni się czują? Słyszałam, że panna McCulligen zaczęła chodzić.
- To prawda. Całkiem nieźle daje sobie radę.
- To wspaniale. A Adam?
- Jest jeszcze słaby, ale doktor Martin zaręczył, że wyzdrowieje.
- Cieszę się. Twój brat to bardzo dobry człowiek. Gdyby nie on, to wpadłabym w łapy łowcy posagów.
- Co jak co, ale do aferzystów to Adam ma nosa – rzekł Hoss.
- Jeszcze teraz pamiętam, jak bardzo było mi wstyd. Ludzie wytykali mnie palcami. Nie chciałam wychodzić z domu, a wtedy przyszedł twój brat i zaprosił mnie na tańce, i to dwa razy. Moja matka odebrała to niewłaściwie. Ubzdurała sobie, że Adam ma wobec mnie poważne zamiary. Resztę znasz.
- Tak, ale niepotrzebnie do tego wracasz.
- Potrzebnie – odparła Aileen i z nieśmiałością dodała: - bo widzisz bardzo cię lubię i nie chcę, żeby między nami były jakiekolwiek niedomówienia. Znasz moją matkę i wiesz, co ludzie o niej mówią. To ona stała za tymi wszystkimi plotkami o Adamie i o mnie.
- Wiem, Aileen i uwierz mi, że Adam nigdy nie miał do ciebie o to pretensji.
- To dobrze, bo przez te wszystkie lata bardzo mi to ciążyło. Nie miałam odwagi, żeby powiedzieć mu, jak bardzo mi przykro, że moja matka zszargała jego dobre imię. Lubię Adama, ale tylko jak dobrego przyjaciela – dziewczyna skromnie spuściła oczy i cicho dodała: - a to zbyt mało, żeby się zakochać, bo kocha się za to, co nieoczywiste.
- No, tak… chyba tak – odparł Hoss nieco zdezorientowany, po czym zapadła cisza. Oboje poczuli się skrępowani i omijali się wzrokiem. Wreszcie Aileen zebrawszy się na odwagę rzekła:
- Chyba powiedziałam za dużo.
- Nie, skąd – zaprzeczył. - Cenię u kobiet szczerość, a ty byłaś po prostu szczera.
- Szkoda, że nie zdobyłam się na to dużo wcześniej i to w stosunku do własnej matki. Być może wtedy moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej.
- Na to jest zawsze czas. Gdy twoja matka wróci do domu możesz z nią porozmawiać, powiedzieć, co tak naprawdę czujesz i czego pragniesz.
- Myślisz, że nie próbowałam? Ona nikogo nie słucha z wyjątkiem siebie.
- A twój ojciec?
- Tatuś? - Aileen westchnęła ciężko i pokręciła głową – on tylko jako członek rady miasta ma dużo do powiedzenia. W obecności matki jest cichy, jak trusia. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek jej się sprzeciwił.
- Ale ty to zrobiłaś – zauważył Hoss.
- Ja? – popatrzyła na niego zdziwiona.
- A kto został w domu wbrew jej woli?
- Ale przecież ja ją oszukałam. Wcale nie byłam chora. Po prostu nie chciałam jechać do ciotki. Ona jest gorsza niż moja matka. Nie zniosłaby uwag i połajanek ich obu. Wystarczy, że w domu jestem pod ciągłą presją.
- Aileen, twoja mama jest specyficzną osobą i mogę wyobrazić sobie, jak musi być ci ciężko, dlatego nie powinnaś robić sobie wyrzutów. Czasem nie ma innego wyjścia i trzeba skłamać.
- Kłamstwo zawsze jest kłamstwem i prędzej czy później wyjdzie na jaw. W moim przypadku to będzie prędzej. Moja matka ma szósty zmysł i przyjaciółki, które chętnie o wszystkim jej doniosą. O tym, że jestem zdrowa, jak ryba, że spacerowałam po mieście sama i że zaczepili mnie mężczyźni, a ty stanąłeś w mojej obronie. Ale wiesz co? Jest mi to obojętne. Przez ten tydzień, poczułam, że oddycham pełną piersią. Nawet nie wiesz, co to znaczy nie być pilnowaną na każdym kroku, nie wysłuchiwać cierpkich uwag. Zanim wróci moja matka, chcę cieszyć się życiem, być sobą i nie udawać kogoś kim nie jestem. Hoss, czy pomożesz mi w tym?
- Aileen, dla ciebie zrobię wszystko. – Odparł, a gdy poczuł, że dziewczyna z wdzięczności położyła dłoń na jego dłoni, zaczerwienił się i powiedział: - mówiłaś, że lubisz wieś, a ja obiecałem, że pokażę ci Ponderosę. Może po ślubie Adama i Holly zostałabyś u nas na kilka dni. Zapewniam, że w Ponderosie możesz czuć się bezpiecznie. Jeśli uznasz, że moja propozycja jest zbyt śmiała, to również twój ojciec byłby mile widziany.
- Naprawdę? Naprawdę zapraszasz nas na ranczo? - oczy dziewczyny spoglądały na Hossa z niedowierzaniem.
- Oczywiście. Jeszcze dziś porozmawiam z panem Chumpem.
- Zrobiłbyś to? - spytała, a gdy skinął głową powiedziała: - och, Hoss nawet nie wiesz, jak bardzo jestem szczęśliwa.
- Wiesz, co? Zrobię to od razu. Gdzie mogę znaleźć twojego tatę?
- Powinien być jeszcze w domu.
- To na co czekamy? Chodźmy – Hoss położył zapłatę na stoliku i podał dziewczynie rękę, a ona schwyciła ją mocno.
Sally Byrnes stała oparta o ladą i przyglądała się Aileen i Hossowi. Już dzień wcześniej dostrzegła, jak tych dwoje na siebie patrzy. Teraz miała pewność, że jest świadkiem narodzin miłości.
- Niech mnie licho, jeśli z tego nie będzie ślubu – szepnęła z uśmiechem od ucha do ucha.

***

Pan Medard Chump z zadowoleniem przyjął zaproszenie Hossa. Już od dawna marzył o wypoczynku na wsi i gdy pojawiła się taka okazja zamierzał z niej skorzystać. Lubił Cartwrightów, a nawet przez jakiś czas przyjaźnił się z Benem, jednak po tej nieszczęsnej historii z Adamem i Aileen, żona zmusiła go do zerwania z nimi kontaktów. Może wydawać się to dziwne, że pan Chump aż tak słuchał swojej małżonki, ale ten kto ją znał rozumiał go doskonale. To, że kobieta była plotkarą, to była tylko jedna strona medalu. Drugą był jej despotyczny charakter i przeświadczenie, że jest kimś lepszym i nadzwyczajnym. Czy należało się więc dziwić, że mąż i córka odetchnęli z ulgą, gdy ich domowa tyranka wyjechała na trzy tygodnie. Odwiedziny Hossa były dla pana Chumpa pewnym zaskoczeniem, ale jak już wspomniano, propozycja którą przyniósł mężczyzna spotkała się z natychmiastową akceptacją. Medard nie mógł przecież odmówić człowiekowi, który stanął w obronie jego córki. Aileen już wcześniej opowiedziała ojcu z jakich opałów wybawili ją bracia Cartwright, a szczególnie Hoss. Pan Chump w pierwszym odruchu zakazał córce wychodzenia z domu, jednak gdy ta zapewniła go, że już nic złego jej się nie przytrafi, bo spacerować zamierza jedynie w towarzystwie Hossa, zakaz swój cofnął. Prawdę mówiąc nie miał nic przeciwko temu, gdyż z kimś takim jak Hoss Cartwright każda kobieta mogła czuć się bezpiecznie. Dwa dni później rozpromieniona Aileen przyniosła mu wieść, że będzie druhną panny McCulligen. Dawno nie widział tak szczęśliwej córki, a gdy Hoss dzień później zaprosił ich na cały tydzień do Ponderosy i on był równie szczęśliwy. Oczywiście uwadze Medarda nie uszło to, jak Aileen patrzyła na Hossa i jak Hoss patrzył na nią. Nigdy dotąd nie widział tak radosnej córki z wyjątkiem okresu, gdy była maleńkim dzieckiem. W skrytości ducha cieszył się, że jego żona bawi w Carson City. Dwa tygodnie, które pozostały do powrotu Myrny postanowił wykorzystać możliwie jak najlepiej i na to samo zamierzał pozwolić córce.
Tymczasem Hoss po miłej rozmowie z ojcem Aileen i załatwieniu wszystkich spraw, wpadł do saloonu przepłukać gardło. Gdy szedł do stajni miejskiej po swojego wierzchowca, do miasta w tumanie kurzu wjechała grupa pościgowa pod wodzą szeryfa Coffee. Mężczyźni byli brudni i zmęczeni, a ich posępne twarze mówiły same za siebie. Zbiegów nie ujęto. Hoss podszedł do szeryfa, a ten rzekł:
- Dobrze, że cię widzę. Zaoszczędzi mi to jazdy do Ponderosy.
- Ma pan dla nas wieści?
- Tak, ale nie są najlepsze – odparł, otarłszy pot z czoła, Coffee.
- Wymknęli się?
- I tak i nie.
- A coś bliżej?
- Prawie ich mieliśmy, ale w pobliżu Golden Hill doszło do strzelaniny. Jeden z poszukiwanych zginął, a drugi nam uciekł.
- Jak to możliwe?
- Zgubiliśmy go nieopodal Diabelskich Wrót. Wiesz jaki to ciężki i niebezpieczny teren. Jeśli zdoła go przejechać, to tak jakby był już w Meksyku.
- I, co pozwoli pan na to? - spytał niemal z oburzeniem w głosie Hoss. - Niewiele brakowało, a mój brat straciłby życie.
- Będziemy jeszcze go szukać, ale sam widzisz, jak wyglądamy. Potrzebujemy odpoczynku. Zapewniam cię jednak, że tak tej sprawy nie zostawimy.
- Co mam powiedzieć ojcu?
- Że dołożę wszelkich starań, żeby ten zbir trafił tam, gdzie jego miejsce.
- Wiadomo jak nazywał się ten zabity?
- Crazy. Prawdziwego imienia i nazwiska nie znam. Powiem ci coś jeszcze: ten Crazy na pewno nie był górnikiem za którego się podawał. Jego kumpel również nie. Szeryf z Golden Hill powiedział mi, że tych dwóch nieźle narozrabiało w mieście. Chciał ich zatrzymać, ale mu uciekli. Być może dlatego niemal wpadli w nasze ręce. Doszło do wymiany strzałów, po których Crazy chciał się poddać, ale jego kumpel na naszych oczach go zabił. Przyznaję, zaskoczył nas tym. Konia miał wypoczętego i chyba dobrze znał teren. Cóż tu mówić Hoss, wymknął się nam.
- Czy może wiadomo, który z nich strzelał do Adama?
- Nie, ale może jeszcze się dowiemy, o ile oczywiście uda nam się dorwać tego drania.
- Kiedy wyruszacie?
- A, co chcesz się do nas przyłączyć? - spytał z nadzieją w głosie szeryf Coffee.
- Chciałbym, ale jutro Adam i Holly biorą ślub.
- Z tego wszystkiego zapomniałem. Przekaż im moje gratulacje. Gdyby ktoś od was chciał się przyłączyć do pościgu tu ruszamy jutro około siódmej rano.
- Jasne powiem naszym ludziom. Na pewno ktoś się przyłączy. Dziękuję, szeryfie.
- Jeszcze nie ma za co – odparł Coffee i spoglądając na Hoss spod ciężkich, zmęczonych powiek powiedział: - Ten, który nam uciekł to wyjątkowa kanalia. Odgrażał się, że wszyscy go popamiętamy. Nie wiem na ile mówił poważnie, ale lepiej, żebyście mieli oczy szeroko otwarte.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:12, 26 Paź 2021    Temat postu:

Cytat:
Równie ważne było to, że dzięki zaproszeniu na ślub Adama i Holly będzie mogła do woli przypatrywać się najpiękniejszemu człowiekowi, jakiego widziała w swoim króciutkim życiu, a mianowicie Josephowi Cartwrightowi. Na jego widok zawsze wzdychała i robiła dziwne miny, które w jej mniemaniu miały świadczyć o prawdziwym do Małego Joe uczuciu. Tyle tylko, że ten ideał piękna zupełnie na nią nie zwracał uwagi, a jeśli już, to traktował ją tak, jak traktuje się dziecko w jej wieku.

Biedna Susan ... mam nadzieję, że za kilka lat to jej ideał będzie za nią biegał, no i wzdychał
Cytat:
Gdy gruchnęła wieść, że najstarszy syn Bena Cartwrighta żeni się i to tak nagle, wszyscy uznali, że stan Adama musi być beznadziejny. Nic nie pomogło tłumaczenie wielebnego Farella, że termin ślubu został ustalony przed napadem na Adama. Ludzie wiedzieli swoje i spodziewali się najgorszego. Niektórzy nawet gotowi byli składać Cartwrightom wyrazy współczucia. Zapędy te skutecznie ostudził Hoss, który zapowiedział, że przyłoży każdemu, kto będzie wygadywał takie bzdury.

Cóż, chęć Adama do zawierania małżeństwa była ogólnie znana, więc ludzie wywnioskowali, że jest na łożu śmierci
Cytat:
- Wiem, Aileen i uwierz mi, że Adam nigdy nie miał do ciebie o to pretensji.
- To dobrze, bo przez te wszystkie lata bardzo mi to ciążyło. Nie miałam odwagi, żeby powiedzieć mu, jak bardzo mi przykro, że moja matka zszargała jego dobre imię. Lubię Adama, ale tylko jak dobrego przyjaciela – dziewczyna skromnie spuściła oczy i cicho dodała: - a to zbyt mało, żeby się zakochać, bo kocha się za to, co nieoczywiste.
- No, tak… chyba tak – odparł Hoss nieco zdezorientowany, po czym zapadła cisza.

Hoss chyba nie "załapał" aluzji
Cytat:
Zanim wróci moja matka, chcę cieszyć się życiem, być sobą i nie udawać kogoś kim nie jestem. Hoss, czy pomożesz mi w tym?
- Aileen, dla ciebie zrobię wszystko. – Odparł, a gdy poczuł, że dziewczyna z wdzięczności położyła dłoń na jego dłoni, zaczerwienił się i powiedział: - mówiłaś, że lubisz wieś, a ja obiecałem, że pokażę ci Ponderosę. Może po ślubie Adama i Holly zostałabyś u nas na kilka dni. Zapewniam, że w Ponderosie możesz czuć się bezpiecznie. Jeśli uznasz, że moja propozycja jest zbyt śmiała, to również twój ojciec byłby mile widziany.

I to jest prawidłowa reakcja
Cytat:
Może wydawać się to dziwne, że pan Chump aż tak słuchał swojej małżonki, ale ten kto ją znał rozumiał go doskonale. To, że kobieta była plotkarą, to była tylko jedna strona medalu. Drugą był jej despotyczny charakter i przeświadczenie, że jest kimś lepszym i nadzwyczajnym.

To nie kobieta, to potwór!
Cytat:
ten Crazy na pewno nie był górnikiem za którego się podawał. Jego kumpel również nie. Szeryf z Golden Hill powiedział mi, że tych dwóch nieźle narozrabiało w mieście. Chciał ich zatrzymać, ale mu uciekli. Być może dlatego niemal wpadli w nasze ręce. Doszło do wymiany strzałów, po których Crazy chciał się poddać, ale jego kumpel na naszych oczach go zabił. Przyznaję, zaskoczył nas tym. Konia miał wypoczętego i chyba dobrze znał teren. Cóż tu mówić Hoss, wymknął się nam.

Mają problem z bandytą
Cytat:
Dziękuję, szeryfie.
- Jeszcze nie ma za co – odparł Coffee i spoglądając na Hoss spod ciężkich, zmęczonych powiek powiedział: - Ten, który nam uciekł to wyjątkowa kanalia. Odgrażał się, że wszyscy go popamiętamy. Nie wiem na ile mówił poważnie, ale lepiej, żebyście mieli oczy szeroko otwarte.

To zabrzmiało bardzo złowrogo

Kolejna fajna część opowieści. Dobrze, że Hossowi zaczyna się układać ... to znaczy bardzo lubią się z Aileen. Dziewczyna również dobrze się przy nim czuje. Można powiedzieć, że oboje są szczęśliwi. Niestety, na pogodnym niebie pojawiają się kolejne chmury. Zastanawiam się, czy bandyta który uciekł chce się zemścić na Cartwrightach, czy skupi się na ucieczce. Myślę że Adam i Holly już dostatecznie wycierpieli i ... może bandziora gdzieś zastrzelą, zanim narozrabia. Oby. Czekam niecierpliwie na kontynuację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 9:46, 27 Paź 2021    Temat postu:

Dziękuję bardzo za komentarz. Very Happy Ślub tuż tuż. Ben z synami chcą zrobić Adamowi niespodziankę. Zamierzają zorganizować wieczór kawalerski (choć w przypadku Adama chyba należy powiedzieć: ostatni dzień na wolności Mruga ) Czy im się to uda? Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 18:28, 05 Lis 2021    Temat postu:



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:20, 12 Lis 2021    Temat postu:

Aderato długo się boczyła, ale wreszcie co nieco "skrobnęła". Przyznam się, że ten odcinek był wyjątkowo "wymęczony"


***

Był pewien, że udało mu się wykiwać tego starego dziada, szeryfa Coffee. Cała ta pogoń, która ruszyła za nim z Virginia City była śmiechu warta. W połowie to byli starcy, w połowie młodzi mężczyźni z mlekiem pod nosem. On, Pimple nie z takimi dawał sobie radę, a do tego miał w życiu nieprawdopodobne szczęście. Za wszystkie przestępstwa jakich się dopuścił dawno już powinien wisieć, ale wiodła go, jak twierdził, szczęśliwa gwiazda i był przekonany, że i tym razem mu się upiecze. Niezłym posunięciem, w jego mniemaniu, było zasugerowanie pogoni, że jego celem jest Meksyk. Doprowadzenie tych kmiotków do Diabelskich Wrót było niezłym posunięciem. Byli pewni, że rzucił się w objęcia piekielnej pustyni, a on tymczasem dobrze ukryty obserwował ich z oddali. Gdy wreszcie zrozumieli, że go nie dopadną, ruszyli w drogę powrotną, a on trzymając się w bezpiecznej odległości podążył za nimi. W jego mniemaniu był to najlepszy sposób na ukrycie się. Ktoś kiedyś powiedział, że najciemniej jest pod latarnią i on również był tego zdania. Nie zamierzał jechać do Meksyku i nie zamierzał chować się, jak szczur. Jego celem było San Francisco i wszystkie uroki tego miasta. Gdzież miałby się lepiej zabawić niż w Barbary Coast. Miał przy sobie trochę forsy. Jeszcze w Golden Hill spieniężył konia Freddy’ego i broszkę, którą zabrał Cartwrightowi. Swoją drogą taki bogacz mógł szarpnąć się na coś lepszego dla tej swojej rudej panienki, a nie na taką lichą błyskotkę. Dobrze też, że nie podzielił się pieniędzmi z Crazy’m, bo po tym jak zmuszony był go zabić, byłby sporo stratny. Z tym Crazy’m to też był niezła historia. Musiał przyznać, że chłopak był głupi, jak but i ciążył mu niczym balast. Chciał się go pozbyć, ale miał swoje zasady: żeby zabić musiał mieć pretekst i dzięki pogoni taki właśnie znalazł. Crazy chciał go zdradzić, a za zdradę płaci się gardłem. Tak więc Pimple skorzystał z okazji i bynajmniej nie miał wyrzutów sumienia. Nigdy ich nie miał. Ani wtedy, gdy podkradał matce ciężko zarobione pieniądze, ani wtedy gdy swoją siostrę sprzedał do burdelu Rosie Bodkin, ani tym bardziej, gdy kradł konie i bydło. A gdy po raz pierwszy zastrzelił człowieka nie czuł dosłownie nic. Dlatego też zabicie Crazy’ego było dla niego jak zdeptanie robaka. Liczył się tylko on i to czego pragnął, a pragnął pieniędzy, łatwych kobiet i własnej bandy, z którą okradałby największe banki. Miał dwadzieścia jeden lat i pewność, że to o czym marzył jest na wyciągnięcie ręki. Wszyscy mówili mu, że ma fantazję. On tylko wiedział, że owa fantazja wynikała z jego mściwego charakteru. Był mściwy i skrzętnie to ukrywał, czyniąc z tego swoją tajną broń. Nawet teraz, gdy powinien po prostu uciekać, myślał o tym, jak dobrze byłoby napsuć trochę krwi takim obrzydliwym bogaczom, jak Cartwrightowie. Może w drodze do San Francisco podpali tę ich Ponderosę. Byłaby niezła zabawa. Tak, to doskonały pomysł – stwierdził i zawrócił konia ruszając na północ w kierunku Virginia City. Po drodze zatrzymał się tylko raz, żeby zorganizować sobie trochę jedzenia i flaszkę whiskey. Napadniętemu farmerowi okazał wspaniałomyślność. Darował mu życie.

***

Speed Monroe wracał właśnie z Virginia City do Ponderosy i miał powody do zadowolenia. W ciągu ostatnich trzech dni spotkało go tyle dobrego, że wreszcie uwierzył w odmianę swojego losu. Przede wszystkim dumny był z tego, że zerwał z pijaństwem. Musiał przyznać, że było to ciężkie wyzwanie. Nie mógł jednak zawieść ludzie, którzy dali mu szansę na godziwe życie i cały czas go wspierali. Speed był im za to ogromnie wdzięczny i dla nich, a szczególnie dla panny McCulligen zrobiłby wszystko. Walczył więc, żeby pokazać, że jest godny zaufania, ale walczył też o siebie, bo nagle świat wokół niego nabrał barw, a najprostsze czynności były dla niego niewysłowioną przyjemnością, dla której warto było żyć. A żyło mu się w Ponderosie naprawdę bardzo dobrze, co prawda na początku kowboje mu dokuczali, ale wkrótce zjednał ich sobie, ucząc czytania i pisania. Był świetnym kompanem do pokera, bo na ogół przegrywał, kiepskim do picia whiskey, bo wciąż opowiadał, jak alkohol potrafi zrujnować życie. Z tej swojej walki z alkoholizmem zrobił niemal religię. Niektórzy podśmiewali się z niego twierdząc, że nie ma nic gorszego niż „przechrzta”, ale nawet i oni lubili Speeda, bowiem Speed miał jedną wspaniałą cechę: potrafił i lubił słuchać drugiego człowieka. Mimo, że tyle przeszedł w swoim życiu, a może właśnie dlatego, szanował ludzi i to bez względu na to jacy byli. Mówił, że skoro jemu dano szansę, to każdemu, kto potknął się w życiu trzeba ją dać. Cóż tu dużo mówić, Speed narodził się na nowo i obiecał sobie, że szansy na godziwe życie nie zmarnuje. Wkrótce ta jego zmiana przyniosła owoce. Ludzie niemal zapomnieli kim był, a panie z kółka parafialnego stawiały go za wzór mężczyzny, który zwalczył największego demona, czyli whiskey. Wraz z trzeźwieniem wróciły do Speeda marzenia. Te, które zabrała mu wódka. Uświadomił to sobie całkiem niedawno, gdy poznał panią Esterę Goldblum. Takiej kobiety, jak ona nigdy w życiu nie spotkał. Wielbił ją w skrytości ducha. Tylko na to mógł sobie pozwolić, bowiem wiedział, że nie ma żadnych szans na wspólne życie z tak niesamowitą istotą. Według Speeda wszystko w niej było idealne, poczynając od jej urody, przez niewątpliwy urok i spokój, skończywszy na mądrości życiowej i jakimś takim nieuchwytnym smutku emanującym z jej przepastnych, czarnych oczu. Często nocami, gdy pilnował bydła na pastwisku, marzył o niej i tak nie wiadomo kiedy zakochał się w Esterze. Była to miłość czysta, platoniczna. Na taką mógł sobie tylko pozwolić. Zbyt dużo ich dzieliło, zbyt dużo było przeszkód, ale przecież każdemu wolno marzyć.
Speed Monroe miał także inne marzenia. Chciał znowu uczyć, chciał znowu stanąć przed tablicą, chciał patrzeć na uczniów, jak przyswajają wiedzę i jak cieszą się z dobrze wykonanego zadania. Zanim wpadł w nałóg był naprawdę świetnym i cenionym nauczycielem, i właśnie dzisiaj dano mu szansę powrotu do zawodu. Pan Chump z upoważnienia rady miasta rozmawiał z nim o tym. Okazało się, że obecna nauczycielka już wkrótce nie będzie mogła pracować, a chętnych do przejęcia jej obowiązków jakoś brakowało. Ktoś wspomniał, że Speed był nauczycielem, ktoś inny nadmienił, że mężczyzna jest wolny od nałogu, i że warto dać mu szansę. Zanim jednak rada miasta zgodziła się na kandydaturę pana Monroe, przeprowadzono dyskretny wywiad. Poręczenie pastora Farella, rodzin Cartwrightów i Toliverów uznano za wystarczające i tak pan Chump zaproponował Speedowi podjęcie pracy w szkole, w Virginia City. Mężczyzna nie posiadał się z radości. Do tego wszystkiego Adam Cartwright poprosił go, żeby wraz z Hossem i Małym Joe został jego drużbą. To był dla niego prawdziwy zaszczyt. Za pieniądze, jakie udało mu się zaoszczędzić kupił sobie całkiem przyzwoity garnitur, białą koszulę, kapelusz i parę czarnych trzewików. Nie mógł przecież przynieść wstydu swojemu pracodawcy, ale też przyjacielowi. Przez te kilka miesięcy życia w Ponderosie Adam i Speed zbliżyli się do siebie i tak rozpoczęła się ich nieco szorstka, ale prawdziwa przyjaźń.
O tym wszystkim Speed rozmyślał wracając na ranczo Cartwrightów. Był w połowie drogi, gdy nagle spomiędzy mijanych zarośli wyłonił się nieznajomy jeździec. Nastąpiło to tak niespodziewanie, że Speed musiał gwałtownie zatrzymać konia. Tymczasem mężczyzna, który na pierwszy rzut oko wydawał się wyjątkowo odpychający, spytał:
- Ej ty, w którą stronę do Ponderosy?
Speeda coś tknęło i przybrawszy minę wsiowego głupka odparł:
- A, co to takiego Ponderosa?
- Nie udawaj, że nie wiesz.
- Naprawdę nie wiem. Jestem tu przejazdem.
- Czyżby? Jedziesz drogą z Virginia City.
- I, co z tego? - Speed wzruszył ramionami. - Nie można?
- Można, ale ty coś kręcisz.
- To już twój problem. Lepiej będzie, jak każdy z nas pojedzie w swoją stronę.
- Zaraz, zaraz, nie tak szybko – rzekł powoli mężczyzna i przymrużywszy oczy, stwierdził: - ja ciebie znam.
- A ja wprost przeciwnie – odparł Speed próbując wyminąć intruza.
- Stój! - krzyknął tamten. - To ty jesteś tym pijakiem, któremu skórę uratował Cartwright. Słyszałem, że u niego mieszkasz, a skoro tak, to jak to możliwe, że nie wiesz którędy do Ponderosy?
- Coś ci się pomyliło – Speed naparł koniem na wierzchowca mężczyzny, chcąc utorować sobie w ten sposób drogę i wtedy rozpoznał nieznajomego. Przypomniał sobie, że widywał go w saloonie. On i jego dwóch kumpli podawali się za górników, ale jak na ludzi wykonujących tak ciężki zawód zbyt często przesiadywali w knajpie. Byli aroganccy i szukali zwady niemal ze wszystkimi. Teraz wpatrując się w pryszczatą twarz mężczyzny, Speed miał pewność, że ma przed sobą jednego z tych, którzy napadli Adama Cartwrighta. Musiał zrobić wszystko, żeby bandzior nie dostał się do Ponderosy. Tymczasem mężczyzna wyszczerzył zęby w ironicznym uśmiechu i rzekł:
- Nieźle kombinujesz, ale to i tak ci nie pomoże. Zaprowadzisz mnie do Cartwrightów albo zostaniesz tu w tym miejscu, na zawsze.
- Grozisz mi?
- Tak. Jak się tego domyśliłeś?
- Wiem kim jesteś – odparł Speed uznając, że czas na grę w otwarte karty.
- Znasz moje imię? - zaciekawił się mężczyzna.
- Owszem, jesteś bandziorem, jednym z tych, którzy napadli na Adama Cartwrighta.
- Uważaj sobie, bo ja, Pimple, nie mam zbytniego poczucia humoru i mogę odstrzelić ci łeb – mówiąc to wyciągnął rewolwer z kabury, ale nie zdążył wymierzyć do Speeda bowiem ten błyskawicznie wytrącił mu broń z ręki. Zaskoczony Pimple nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Zareagował z opóźnieniem, wymierzając cios w prawe oko Speeda. Mężczyzna zawył z bólu, ale jakąś nadprzyrodzoną siłą złapał rękę swojego przeciwnika i wgryzł się w nią zębami. Speed nie miał doświadczenia w walce wręcz, ale wiedział, że jedynie niekonwencjonalne metody walki pozwolą mu przetrwać. Tym razem to Pimple darł się, jak opętany, próbując jednocześnie uwolnić się od Speeda. Ten, im głośniej mężczyzna krzyczał, tym bardziej zaciskał zęby, czując ciepłą, słodkawą krew w swoich ustach. Konie obu mężczyzn zaczęły się pod nimi nerwowo poruszać. Wreszcie wierzchowiec Pimple’a wierzgnął i w ten sposób uwolnił się od ciężaru jeźdźca, który spadł na ziemię pociągając za sobą wciąż wczepionego zębami w jego przedramię Speeda. Nie wiadomo czym to starcie by się skończyło, gdyby nagle nie pojawił się szeryf Coffee, który wraz z grupą pościgową wracał do Virginia City. Początkowo na widok szamoczących się mężczyzn szeryfowi i jego towarzyszom odjęło mowę, jednak już w następnej chwili zeskoczyli z koni i z niemałym trudem rozdzielili Pimple’a i Speeda. Ten pierwszy wył, jak potępiony, wykrzykując, że Speed chciał mu odgryźć rękę. Monroe z zakrwawionymi ustami i puchnącym w zastraszającym tempie okiem, pokręcił przecząco głową i rzekł:
- Szeryfie, to jeden z tych, którzy napadli na Adama. Chciał jechać do Ponderosy. Nie mogłem na to pozwolić. Musiałem go zatrzymać.
- To się rozumie, Speed, ale dlaczego nie użyłeś do tego rewolweru? - spytał Coffee i podając mężczyźnie chusteczkę dodał: - wytrzyj usta.
- Rewolwer? - Speed ze zdziwieniem spojrzał najpierw na szeryfa, a potem na swoją broń tkwiącą, w zapiętej kaburze i z rozbrajającą szczerością powiedział: - zapomniałem o nim. Zupełnie zapomniałem.

***

Podczas gdy rozgrywały się powyższe wypadki z udziałem nieustraszonego Speeda Monroe w Ponderosie trwały w najlepsze przygotowania do ślubu Adama i Holly. Hop Sing niepodzielnie władał swoim królestwem. Podkuchennymi były zaś pani Estera, Emily i Gloria Berens, żona zarządcy Ponderosy. Ben wraz z Hossem i Małym Joe przygotowywali salon na uroczystość zaślubin. Trzeba przyznać, że szło im to bardzo sprawnie. Dwoili się i troili, aby jak najszybciej uporać się z pracą, jaką mieli do wykonania. Na następny dzień rano miały przyjechać druhny Holly, aby udekorować kwiatami cały dom. Poza tym mężczyźni szykowali dla Adama niespodziankę w postaci wieczoru kawalerskiego. Co prawda Joseph miał zastrzeżenia, co do nazwy wieczoru – bądź co bądź Adam dawno przestał być kawalerem – jednak, gdy Hoss spojrzał na niego srogo i zagroził, że zaraz mu przyłoży, szybko wycofał się ze swoich słów.
Tymczasem Adam zamknięty w swoim pokoju nudził się jak mops. Próbował czytać najpierw gazetę, potem książkę, ale nie mógł skupić się na lekturze. Próbował przespać się, jednak hałasy dochodzące z salonu skutecznie mu to uniemożliwiały. Gdy zajrzał do niego Matthew miał nadzieję, że synek dotrzyma mu towarzystwa, niestety chłopiec wpadł tylko na chwilę, aby zakomunikować mu, że wraz z dziadkiem wybiera się do Holly. Adam westchnął na to tak ciężko, że Matt, aby go pocieszyć postanowił zostawić z nim Muffinkę. Suczka była słodka i urocza, ale miała jedną zasadniczą wadę, nie potrafiła prowadzić ciekawej, zajmującej rozmowy. Zresztą dziwnie szybko, zwinąwszy się w kłębuszek, zasnęła w zagłębieniu ramienia Adama. Mężczyzna westchnąwszy pogłaskał ją delikatnie po łebku. Jakiś czas leżał wpatrzony w sufit, rozmyślając o tym, co go czeka. Wreszcie mruknąwszy: klamka zapadła, usnął.
Obudziły go podniesione głosy, wśród których dominował głos szeryfa Coffee. Najwidoczniej coś musiało się stać, bo przecież szeryf nie przyjechałby, aby pomagać w przygotowaniach do jego ślubu. Zaciekawiony tym, co działo się w salonie postanowił kogoś zawołać, ale szybko porzucił tę myśl, ponieważ i tak nikt by go nie usłyszał. Delikatnie odsunął od siebie Muffinkę, która wyspawszy się gotowa była do zabawy. Próbowała podgryzać palce Adama i popiskiwała.
- Wiem, wiem – powiedział, gdy suczka śmiesznie przekręciła łepek – chcesz się bawić, ale teraz musimy sprawdzić, jakie wieści przywiózł nam szeryf Coffee. No, przesuń się. O, tak. Teraz wstanę, a ty grzecznie będziesz tu czekać. - Odpowiedziało mu niecierpliwe popiskiwanie. Pogłaskał więc Muffinkę i rzekł: - bądź grzeczną psinką.
Odrzuciwszy kołdrę, opuścił stopy na podłogę, i powoli wstał z łóżka. Chwilę postał, po czym ruszył do drzwi. Był zdziwiony, że nie kręciło mu się w głowie. Będąc już na korytarzu oprócz szeryfa i ojca usłyszał też wyjątkowo przejęty głos pani Estery. Gdy stanął u szczytu schodów jego oczom ukazał się niecodzienny widok. Na kanapie niemal opustoszonego salonu leżał Speed Monroe z wielki krwistym stekiem na prawym oku. Pani Estera z energią, o którą trudno byłoby ją posądzać, dyrygowała wszystkimi wokół, co i raz sprawdzając, jak ma się ranny. Szeryf Coffee próbował w tym zamieszaniu rozmawiać z Benem, ale nie było to takie łatwe, bowiem Speed również coś mówił, bezskutecznie próbując podnieść się z kanapy. Do tego Hoss i Joe głośno komentowali jego zachowanie, uznając je za wysoko nieodpowiedzialne, na co Monroe z zawstydzeniem, ale też uporem powtarzał, że inaczej nie mógł. Adam bezskutecznie próbował wyłowić z tej plątaniny słów, jakiś sens, ale gdy usłyszał, że Speed, pogryzł kogoś niczym pies specjalnie tresowany do walki, zwątpił w przytomność swojego umysłu. Poczuł szum w głowie i musiał wesprzeć się o balustradę schodów. Na dole nadal trwał harmider, przerywany przeprosinami Speeda, który zapewniał, że nic takiego wielkiego nie zrobił. Co do tego wszystkiego miało pogryzienie, jakiegoś człowieka, Adam zupełnie nie pojmował. Wreszcie nie wytrzymał i krzyknął:
- Czy ktoś może mi powiedzieć, co tu się dzieje?!
Jak na komendę wszyscy umilkli, zaskoczeni nieoczekiwanym pojawieniem się Adama. W ciszy dało się słyszeć cichutkie skomlenie psiaka. Tymczasem Adam z dziwnym wyrazem twarzy cofnął się od balustrady. Zachwiał się przy tym i musiał oprzeć się plecami o ścianę. Ben uznawszy, że jego syn za chwilę zemdleje, rzucił się na schody. W połowie drogi jednak się zatrzymał. Ze zdziwieniem stwierdził, że Adam nie tyle był bliski omdlenia, co po prostu był wściekły. Jeden rzut oka wystarczył mu, żeby zrozumieć, co się stało. Otóż Muffinka, jak gdyby nigdy nic, nasikała Adamowi wprost na jego gołe stopy, a teraz widząc Bena wesoło merdała ogonkiem.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 21:56, 12 Lis 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:46, 12 Lis 2021    Temat postu:

Dobrze, że Speed'owi nic się nie stało. Jutro skomentuję Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:58, 12 Lis 2021    Temat postu:

A mnie udało się wprowadzić małą zmianę w końcówce odcinka. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 13:26, 13 Lis 2021    Temat postu:

Cytat:
On, Pimple nie z takimi dawał sobie radę, a do tego miał w życiu nieprawdopodobne szczęście. Za wszystkie przestępstwa jakich się dopuścił dawno już powinien wisieć, ale wiodła go, jak twierdził, szczęśliwa gwiazda i był przekonany, że i tym razem mu się upiecze.

Chyba jest zbyt pewny siebie. To musi się na nim zemścić
Cytat:
Miał przy sobie trochę forsy. Jeszcze w Golden Hill spieniężył konia Freddy’ego i broszkę, którą zabrał Cartwrightowi. Swoją drogą taki bogacz mógł szarpnąć się na coś lepszego dla tej swojej rudej panienki, a nie na taką lichą błyskotkę.

Cóż, Adam raczej nie był rozrzutny
Cytat:
... nie miał wyrzutów sumienia. Nigdy ich nie miał. Ani wtedy, gdy podkradał matce ciężko zarobione pieniądze, ani wtedy gdy swoją siostrę sprzedał do burdelu Rosie Bodkin, ani tym bardziej, gdy kradł konie i bydło. A gdy po raz pierwszy zastrzelił człowieka nie czuł dosłownie nic.

Wyjątkowo psychopatyczny typ
Cytat:
Nawet teraz, gdy powinien po prostu uciekać, myślał o tym, jak dobrze byłoby napsuć trochę krwi takim obrzydliwym bogaczom, jak Cartwrightowie. Może w drodze do San Francisco podpali tę ich Ponderosę. Byłaby niezła zabawa. Tak, to doskonały pomysł – stwierdził i zawrócił konia ruszając na północ w kierunku Virginia City.

A to podlec
Cytat:
Walczył więc, żeby pokazać, że jest godny zaufania, ale walczył też o siebie, bo nagle świat wokół niego nabrał barw, a najprostsze czynności były dla niego niewysłowioną przyjemnością, dla której warto było żyć. A żyło mu się w Ponderosie naprawdę bardzo dobrze, co prawda na początku kowboje mu dokuczali, ale wkrótce zjednał ich sobie, ucząc czytania i pisania. Był świetnym kompanem do pokera, bo na ogół przegrywał, kiepskim do picia whiskey, bo wciąż opowiadał, jak alkohol potrafi zrujnować życie.

Walka z nałogiem to więcej niż pojedynek. Trzeba mieć silny charakter, bardzo silny. Podziwiam Speed'a
Cytat:
Często nocami, gdy pilnował bydła na pastwisku, marzył o niej i tak nie wiadomo kiedy zakochał się w Esterze. Była to miłość czysta, platoniczna. Na taką mógł sobie tylko pozwolić. Zbyt dużo ich dzieliło, zbyt dużo było przeszkód, ale przecież każdemu wolno marzyć.

Oczywiście. Każdemu wolno marzyć i marzenia czasem się spełniają
Cytat:
Speed Monroe miał także inne marzenia. Chciał znowu uczyć, chciał znowu stanąć przed tablicą, chciał patrzeć na uczniów, jak przyswajają wiedzę i jak cieszą się z dobrze wykonanego zadania. Zanim wpadł w nałóg był naprawdę świetnym i cenionym nauczycielem, i właśnie dzisiaj dano mu szansę powrotu do zawodu. Pan Chump z upoważnienia rady miasta rozmawiał z nim o tym.

Speed jako nauczyciel? Bardzo dobry pomysł
Cytat:
- Zaraz, zaraz, nie tak szybko – rzekł powoli mężczyzna i przymrużywszy oczy, stwierdził: - ja ciebie znam.
- A ja wprost przeciwnie – odparł Speed próbując wyminąć intruza.
- Stój! - krzyknął tamten. - To ty jesteś tym pijakiem, któremu skórę uratował Cartwright. Słyszałem, że u niego mieszkasz, a skoro tak, to jak to możliwe, że nie wiesz którędy do Ponderosy?
- Coś ci się pomyliło – Speed naparł koniem na wierzchowca mężczyzny, chcąc utorować sobie w ten sposób drogę i wtedy rozpoznał nieznajomego. Przypomniał sobie, że widywał go w saloonie. On i jego dwóch kumpli podawali się za górników, ale jak na ludzi wykonujących tak ciężki zawód zbyt często przesiadywali w knajpie. Byli aroganccy i szukali zwady niemal ze wszystkimi. Teraz wpatrując się w pryszczatą twarz mężczyzny, Speed miał pewność, że ma przed sobą jednego z tych, którzy napadli Adama

Dobrze, że Speed od raz zorientował się, że to podejrzany typek
Cytat:
- Owszem, jesteś bandziorem, jednym z tych, którzy napadli na Adama Cartwrighta.
- Uważaj sobie, bo ja, Pimple, nie mam zbytniego poczucia humoru i mogę odstrzelić ci łeb – mówiąc to wyciągnął rewolwer z kabury, ale nie zdążył wymierzyć do Speeda bowiem ten błyskawicznie wytrącił mu broń z ręki. Zaskoczony Pimple nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Zareagował z opóźnieniem, wymierzając cios w prawe oko Speeda. Mężczyzna zawył z bólu, ale jakąś nadprzyrodzoną siłą złapał rękę swojego przeciwnika i wgryzł się w nią zębami. Speed nie miał doświadczenia w walce wręcz, ale wiedział, że jedynie niekonwencjonalne metody walki pozwolą mu przetrwać. Tym razem to Pimple darł się, jak opętany, próbując jednocześnie uwolnić się od Speeda.

Istotnie Speed zastosował bardzo niekonwencjonalną metodę walki, ale skuteczną
Cytat:
Nie wiadomo czym to starcie by się skończyło, gdyby nagle nie pojawił się szeryf Coffee, który wraz z grupą pościgową wracał do Virginia City. Początkowo na widok szamoczących się mężczyzn szeryfowi i jego towarzyszom odjęło mowę, jednak już w następnej chwili zeskoczyli z koni i z niemałym trudem rozdzielili Pimple’a i Speeda. Ten pierwszy wył, jak potępiony, wykrzykując, że Speed chciał mu odgryźć rękę. Monroe z zakrwawionymi ustami i puchnącym w zastraszającym tempie okiem, pokręcił przecząco głową i rzekł: - Szeryfie, to jeden z tych, którzy napadli na Adama. Chciał jechać do Ponderosy. Nie mogłem na to pozwolić.

Szeryf zjawił się w idealnie wybranym momencie - na tyle wcześnie, żeby pomóc Speed'owi i na tyle późno, żeby Speed wykazał się bohaterstwem
Cytat:
Poza tym mężczyźni szykowali dla Adama niespodziankę w postaci wieczoru kawalerskiego. Co prawda Joseph miał zastrzeżenia, co do nazwy wieczoru – bądź co bądź Adam dawno przestał być kawalerem – jednak, gdy Hoss spojrzał na niego srogo i zagroził, że zaraz mu przyłoży, szybko wycofał się ze swoich słów.

Podejrzewam, że Joe jest po prostu zazdrosny
Cytat:
Gdy stanął u szczytu schodów jego oczom ukazał się niecodzienny widok. Na kanapie niemal opustoszonego salonu leżał Speed Monroe z wielki krwistym stekiem na prawym oku. Pani Estera z energią, o którą trudno byłoby ją posądzać, dyrygowała wszystkimi wokół, co i raz sprawdzając, jak ma się ranny.

Myślę, że Speed nie narzekał już na rany odniesione w walce
Cytat:
Tymczasem Adam z dziwnym wyrazem twarzy cofnął się od balustrady. Zachwiał się przy tym i musiał oprzeć się plecami o ścianę. Ben uznawszy, że jego syn za chwilę zemdleje, rzucił się na schody. W połowie drogi jednak się zatrzymał. Ze zdziwieniem stwierdził, że Adam nie tyle był bliski omdlenia, co po prostu był wściekły. Jeden rzut oka wystarczył mu, żeby zrozumieć, co się stało. Otóż Muffinka, jak gdyby nigdy nic, nasikała Adamowi wprost na jego gołe stopy, a teraz widząc Bena wesoło merdała ogonkiem.

Cóż, takie są uroki posiadania małego, uroczego szczeniaczka

Kolejna ciekawa część opowiadania. Jak widać dobro komuś uczynione powraca. Speed zachował się wspaniale i zapewne uratował Cartwrightów może nie tyle przed śmiercią ( choć różnie mogłoby być) co przed dużymi stratami materialnymi. Podlec miał zamiar spalić Ponderosę! Speed to raczej intelektualista, niż kowboj zaprawiony w bójkach, ale doskonale sobie radził w walce z Pimple'm. Zbrodniarz miał rewolwer. Speed zapomniał o swojej broni ale i tak dał sobie radę. Na szczęście szeryf pojawił się w odpowiednim momencie. I dobrze. Może pani Estera też uzna, że Speed jest tym mężczyzną na którego całe życie czekała. Bo w to, że był nim pan Goldblum nie uwierzę. Biedny Adam, jak widać jednak zżera go stres związany z przygotowaniami do ślubu, cóż Muffinka nie pomaga mu w opanowaniu paniki ... chociaż udało się psince odwrócić jego uwagę Very Happy Na szczęście Goldblum chyba gdzieś odpłynął? Odjechał, Pimple jest aresztowany i zapewne będzie niebawem powieszony (po wyroku oczywiście) Adam niedługo weźmie ślub ... czyli niebo nad Ponderosą błękitnieje, no chyba, że jeszcze coś się wydarzy? Kto wie? Pewnie autorka Very Happy Zobaczymy. Ja czekam na kontynuację i nie ukrywam, że niecierpliwie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:39, 13 Lis 2021    Temat postu:

Dziękuję serdecznie za życzliwy komentarz. Very Happy Godzina zero coraz bliżej. Dzień tak ważny dla Adama i Holly powinien na długo zapaść im w pamięci. Jakichś specjalnych fajerwerków nie przewiduję. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 22:51, 22 Lis 2021    Temat postu:

Ostatnie godziny przed ślubem. Wklejam nieco krótszy odcinek, ale mam już połowę kolejnego, ślubnego fragmentu i jak mi nic nie przeszkodzi to może pojutrze dowiemy się, czy faktycznie dojdzie do ślubu Holly i Adama. Tymczasem zajrzyjmy do Cartwrightów i Toliverów. Very Happy

***

Wieczór kawalerski, aczkolwiek krótki okazał się bardzo udany. Jednak to nie przyszły pan młody był w centrum uwagi, a Speed Monroe. Wszyscy gratulowali mu odwagi, choć nie obyło się bez żartów na temat oryginalnej metody obezwładnienia bandyty, jaką popisał się Speed. Mały Joe nie omieszkał wytknąć Adamowi, że jest kiepskim nauczycielem strzelania skoro Speed zamiast broni wolał użyć zębów. Oczywiście Monroe zaraz stanął w obronie przyjaciela, tłumacząc, że Adam podjął się zadania z gruntu beznadziejnego. Nie można bowiem nauczyć dobrze strzelać kogoś kto z natury jest do wszystkich pokojowo nastawiony i brzydzi się przemocą. Speed był bowiem człowiekiem zupełnie nieprzystającym do otaczającej go rzeczywistości. Jak na mężczyznę był zbyt ufny, zbyt delikatny, a czasem nawet naiwny. Zupełnie nie nadawał się do życia na Dzikim Zachodzie. Jednak dziwnym zrządzeniem losu znalazł się tu w Nevadzie. W swym życiu doświadczył dużo, na ogół złego, ale teraz siedząc w salonie Cartwrightów, w wieczór poprzedzający ślub Adama i Holly, czuł, że znalazł swoje miejsce na ziemi.
W ten wieczór zresztą było dużo śmiechu i radości. W naturalny sposób temat rozmów zszedł na płeć piękną. Dziwne, ale najmniej do powiedzenia miał Joseph, którego ostatnio jakoś opuściło szczęście w miłości. Na uwagę Adama, że powinien wreszcie spoważnieć, bo urok młodzieńca nie będzie trwać wiecznie, fuknął tylko nie kryjąc swego niezadowolenia i dodał, że gdzieś na pewno jest ta jedna jedyna jemu tylko przeznaczona. Adam nie byłby sobą, gdyby kąśliwie nie zauważył, że to może długo potrwać, bowiem jego zdaniem jeszcze się taka nie urodziła. Tu z całą powagą zaprotestował Hoss, który rzekł, że owszem, narodziła się i jest nią nie kto inny, jak zauroczona ich najmłodszym braciszkiem Susan „Mgiełka” LaMarr. Tego Josephowi było za wiele i w niewybrednych słowach powiedział, co myśli o swoich przyrodnich braciach. Salwa śmiechu wypełniła cały dom. Nawet Matthew, któremu Hoss zasłonił uszy, niestety niezbyt skutecznie, śmiał się do rozpuku. Wreszcie Ben, któremu zrobiło się żal beniaminka, postanowił zmienić temat rozmowy i oznajmił wszystkim, że przez najbliższy tydzień będą gościć pannę Chump i jej ojca. Adam nie wydawał się tym zaskoczony, za to Joe wręcz przeciwnie. A gdy Hoss w przypływie szczerości wyznał, jak bardzo jest zauroczony panną Chump, najmłodszy z Cartwrightów uznał, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie i humor zwarzył mu się do reszty.
Wreszcie Ben, zauważywszy, że Adam jest wyraźnie zmęczony, stwierdził, że najwyższa pora iść spać. Pomógł więc synowi wrócić do pokoju, a gdy grubo po północy cały dom spowiła cisza, a światła pogasły i on położył się do łóżka. Sen jednak nie nadchodził, za to wspomnienia i owszem. Ben przypomniał sobie pierwsze, jakże krótkie małżeństwo z Elizabeth, matką Adama, którą tak bardzo kochał. Po niej miał jeszcze dwie żony i mimo że darzył je uczuciem, to do żadnej z nich nie czuł tego, co do Elizabeth. Wciąż jeszcze pamiętał wyraz jej oczu i tę pewność w głosie, gdy mówiła mu, że jest przy nadziei, i że ich pierwsze dziecko będzie chłopcem. Jak bardzo byłaby teraz szczęśliwa, gdyby mogła zobaczyć na jakiego wspaniałego mężczyznę wyrósł ich syn. Gdy Ben wreszcie usnął przyśniła mu się pierwsza żona. Siedziała w fotelu i uśmiechała się łagodnie. Po chwili powiedziała: Dobrze się spisałeś, Ben. Jestem taka dumna z ciebie i naszego syna.

***

Podobnie, jak Adam również i Holly miała swój wieczór, a właściwie podwieczorek panieński. Postarały się o to jej druhny, które pojawiły się u Toliverów w towarzystwie pani LaMarr. Wspaniałe słodkości od szefa kuchni hotelu International uświetniły miłe spotkanie. Po ich odjeździe Emily zagoniła Holly do łóżka, a sama zajęła się ostatnimi przygotowaniami do ślubu bratanicy. Jej marzenia o połączeniu Adama i Holly już za kilkanaście godzin znaleźć swój szczęśliwy finał. Martwiło ją tylko to, że znowu wraz z Ralphem będą sami. Przyzwyczaili się już do obecności dziewczyny, jej krzątania się po obejściu i rozmów przy porannej kawie. Zastanawiała się też, czy mały Matthew będzie wpadał do nich tak często, jak dotychczas. Gdy wreszcie położyła się do łóżka nie mogła zasnąć. Leżała bez ruchu w ciemności, nie chcąc obudzić Ralpha. Nagle, gdy uprzytomniła sobie, jak niewiele brakowało, aby ta historia miała zupełnie inny finał rozpłakała się.
- Kochanie, co się stało? Dlaczego płaczesz? - spytał Ralph, który jak się okazało również nie spał.
- Jeszcze pytasz? Nasza dziewczynka jutro wychodzi za mąż – odparła przez łzy Emily.
- Przecież tego chciałaś.
- To prawda.
- To w czym problem?
- Sama nie wiem – wzruszyła ramionami. - Jak pomyślę sobie, że tak niewiele brakowało, a stracilibyśmy ją, to aż mnie ściska. Bardzo kocham Holly i żal mi, że tak krótko była z nami.
- Emily, mam ci przypomnieć kto tak bardzo parł do tego małżeństwa?
- No, tak, ale nie myślałam, że oni tak szybko się dogadają. Przecież nie pałali do siebie sympatią, a tu szast-prast i dziecko w drodze. Myślisz, że oni naprawdę się kochają?
- Jestem tego pewien. To będzie dobre małżeństwo.
- Ale ona jest taka… taka postrzelona, a on uparty jak osioł. Ralph, a jak ona będzie z nim nieszczęśliwa? Wiesz przecież jaki Adam potrafi być popędliwy, a do tego lubi stawiać na swoim.
- Tak, jakby Holly nie lubiła – Ralph parsknął cichym śmiechem. - Kochanie, daj spokój. Naprawdę nie rozumiem czym ty się przejmujesz. Adam i Holly za kilkanaście godzin zostaną małżeństwem. A jakim, to już od nich zależy.
- Masz rację – przytaknęła – zachowuję się jak rozhisteryzowana mamuśka.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę – odparł Ralph i pocałował żonę w czoło. Emily mocno przytuliła się do męża i powiedziała:
- Myślę, że już niedługo w Ponderosie będziemy mieć następny ślub.
- Czyżby któraś z panien ustrzeliła tego lekkoducha Joego?
- Coś ty. Joe najpierw musiałby dorosnąć. Mówię o Hossie.
- To on ma pannę? - spytał ze zdziwieniem Ralph.
- Ma – Emily kiwnęła głową – a jak ci powiem kto to taki, to dopiero cię zatka.
- Pewnie Betty-Sue – odparł mężczyzna i ziewnął szeroko.
- To już nieaktualne. Betty-Sue jeszcze wiosną dała mu kosza.
- Biedny Hoss – Ralph ponownie ziewnął.
- To Adelajda-Aileen Chump – rzekła Emily – i co ty na to?
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Gdzież bym śmiała. To trwa już pięć dni.
- To faktycznie bardzo długo – Ralph parsknął śmiechem.
- Ciekawe, czy nadal będziesz się śmiał, gdy powiem ci, że panna Chump i jej ojciec zostali zaproszeni do Ponderosy i to na cały tydzień.
- To zmienia postać rzeczy – stwierdził z powagą mężczyzna, ale już w następnej chwili rozbawionym głosem powiedział: - tak, dwa tygodnie znajomości to wystarczający czas, żeby pomyśleć o ślubie. Oj, Emily, Emily, ty jak zawsze wszędzie wietrzysz sensację.
- Co, masz mnie za plotkarę? Może taką, jak Myrna?
- W żadnym razie, ale to, że Hoss coś sobie uroił nie znaczy, że zaraz będzie ślub.
- Nie wiem, co on sobie uroił, bo z nim nie rozmawiałam, ale z Aileen, owszem i wiem, że jest mu bardzo, ale to bardzo przychylna.
- Skoro tak, to niech Pan Bóg ma ich w swojej opiece, bo jak Myrna wróci do domu to im dopiero da popalić. Biednemu Medardowi też się oberwie. Znów będzie spał w biurze.
- To on śpi w biurze? A ty skąd o tym wiesz? - Emily nie potrafiła powstrzymać ciekawości.
- Wiem i już - Ralph pocałował Emily w czoło. - A teraz spróbujmy złapać choć trochę snu. Przed nami ciężki dzień, a do świtu już niedaleko.
- Masz rację – Emily wtuliła się w mężowskie ramiona i przymknęła oczy starając się się usnąć, jednak ciekawość była silniejsza i spytała: - Medard naprawdę śpi w swoim biurze? - A gdy Ralph w odpowiedzi tylko mruknął, dodała: - to ci wiadomość. Wiedziałam, że z Myrny to kawał jędzy, ale że do takiego stopnia. Aż dziwne, że to nie rozniosło się po mieście.
- I lepiej niech tak zostanie – rzekł sennym głosem Ralph.
- To mówisz, że on śpi poza domem? No, no, kto by pomyślał, taki pantoflarz. To by znaczyło, że Myrna faktycznie nieźle daje mu się we znaki. Biedny ten Medard. Nie zasłużył sobie na taką żonę. Na szczęście Aileen w niczym nie przypomina matki i jest dla niego prawdziwą pociechą. A swoją drogą to aż dziw, że Chump nie ma żadnej pani na boku. A może ma? - Emily szturchnęła męża w bok – ma, czy nie? No, powiedz, bo teraz już nie zasnę.
- Emily, daj mi spokój – mruknął Ralph.
- Szkoda bardzo – rzekła oburzona – trzeba nie było mi serwować takiej sensacji. Teraz na pewno nie zmrużę oka.
- No, szkoda… szkoda, że ja nie mam biura – mruknął Ralph i zasnął.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:26, 23 Lis 2021    Temat postu:

Cytat:
Mały Joe nie omieszkał wytknąć Adamowi, że jest kiepskim nauczycielem strzelania skoro Speed zamiast broni wolał użyć zębów.

Ach! Ten Joe, zawsze musi coś wytknąć Adamowi
Cytat:
W naturalny sposób temat rozmów zszedł na płeć piękną. Dziwne, ale najmniej do powiedzenia miał Joseph, którego ostatnio jakoś opuściło szczęście w miłości.

Szczęście? Joe przecież ma pecha, tyle kandydatek i żadna jakoś nie została na dłużej
Cytat:
Na uwagę Adama, że powinien wreszcie spoważnieć, bo urok młodzieńca nie będzie trwać wiecznie, fuknął tylko nie kryjąc swego niezadowolenia i dodał, że gdzieś na pewno jest ta jedna jedyna jemu tylko przeznaczona. Adam nie byłby sobą, gdyby kąśliwie nie zauważył, że to może długo potrwać, bowiem jego zdaniem jeszcze się taka nie urodziła.

Adam umie się odciąć
Cytat:
Tu z całą powagą zaprotestował Hoss, który rzekł, że owszem, narodziła się i jest nią nie kto inny, jak zauroczona ich najmłodszym braciszkiem Susan „Mgiełka” LaMarr. Tego Josephowi było za wiele i w niewybrednych słowach powiedział, co myśli o swoich przyrodnich braciach.

Tą kandydaturą to raczej brat go dobił, chociaż? Za kilka lat? Kto wie?
Cytat:
… że przez najbliższy tydzień będą gościć pannę Chump i jej ojca. Adam nie wydawał się tym zaskoczony, za to Joe wręcz przeciwnie. A gdy Hoss w przypływie szczerości wyznał, jak bardzo jest zauroczony panną Chump, najmłodszy z Cartwrightów uznał, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie i humor zwarzył mu się do reszty.

I bardzo dobrze, Hoss zasłużył na wspaniałą dziewczynę a Pasikonik powinien nad sobą popracować
Cytat:
Jej marzenia o połączeniu Adama i Holly już za kilkanaście godzin znaleźć swój szczęśliwy finał. Martwiło ją tylko to, że znowu wraz z Ralphem będą sami. Przyzwyczaili się już do obecności dziewczyny, jej krzątania się po obejściu i rozmów przy porannej kawie. Zastanawiała się też, czy mały Matthew będzie wpadał do nich tak często, jak dotychczas.

Coś za coś. Nie można mieć wszystkiego, choć w tym przypadku marzenie Emily spełniło się. ważne, żeby Holly była szczęśliwa
Cytat:
Dlaczego płaczesz? - spytał Ralph, który jak się okazało również nie spał.
- Jeszcze pytasz? Nasza dziewczynka jutro wychodzi za mąż – odparła przez łzy Emily.
- Przecież tego chciałaś.
- To prawda.
- To w czym problem?
- Sama nie wiem – wzruszyła ramionami. - Jak pomyślę sobie, że tak niewiele brakowało, a stracilibyśmy ją, to aż mnie ściska. Bardzo kocham Holly i żal mi, że tak krótko była z nami.

I tak żle i tak niedobrze. Emily powinna się zdecydować
Cytat:
- Myślę, że już niedługo w Ponderosie będziemy mieć następny ślub.
- Czyżby któraś z panien ustrzeliła tego lekkoducha Joego?
- Coś ty. Joe najpierw musiałby dorosnąć. Mówię o Hossie.
- To on ma pannę? - spytał ze zdziwieniem Ralph.
- Ma – Emily kiwnęła głową – a jak ci powiem kto to taki, to dopiero cię zatka.
- Pewnie Betty-Sue – odparł mężczyzna i ziewnął szeroko.
- To już nieaktualne. Betty-Sue jeszcze wiosną dała mu kosza.
- Biedny Hoss – Ralph ponownie ziewnął.
- To Adelajda-Aileen Chump – rzekła Emily – i co ty na to?

Emily trzyma rękę na pulsie bieżących wydarzeń
Cytat:
... z Aileen, owszem i wiem, że jest mu bardzo, ale to bardzo przychylna.
- Skoro tak, to niech Pan Bóg ma ich w swojej opiece, bo jak Myrna wróci do domu to im dopiero da popalić. Biednemu Medardowi też się oberwie. Znów będzie spał w biurze.
- To on śpi w biurze? A ty skąd o tym wiesz? - Emily nie potrafiła powstrzymać ciekawości.
- Wiem i już

A o tym to nawet Emily nie wiedziała
Cytat:
- Medard naprawdę śpi w swoim biurze? - A gdy Ralph w odpowiedzi tylko mruknął, dodała: - to ci wiadomość. Wiedziałam, że z Myrny to kawał jędzy, ale że do takiego stopnia. Aż dziwne, że to nie rozniosło się po mieście.
- I lepiej niech tak zostanie – rzekł sennym głosem Ralph.
- To mówisz, że on śpi poza domem? No, no, kto by pomyślał, taki pantoflarz. To by znaczyło, że Myrna faktycznie nieźle daje mu się we znaki. Biedny ten Medard. Nie zasłużył sobie na taką żonę. Na szczęście Aileen w niczym nie przypomina matki i jest dla niego prawdziwą pociechą.

Emily bardzo przeżywa ostatnią nowinę
Cytat:
A swoją drogą to aż dziw, że Chump nie ma żadnej pani na boku. A może ma? - Emily szturchnęła męża w bok – ma, czy nie? No, powiedz, bo teraz już nie zasnę.
- Emily, daj mi spokój – mruknął Ralph.
- Szkoda bardzo – rzekła oburzona – trzeba nie było mi serwować takiej sensacji. Teraz na pewno nie zmrużę oka.
- No, szkoda… szkoda, że ja nie mam biura – mruknął Ralph i zasnął.

Nie sądzę, żeby Ralph zdecydował się na nocowanie poza domem, bez zgody Emily

Kolejna część opowieści. Nie ma tu akcji, ale za to jest sporo humoru. Kowboje żartują ze Speed’a, który zamiast strzelać do bandyty ugryzł go w rękę. Joe też staje się obiektem żartów, kiedy Hoss ogłasza, że jest obiektem westchnień Susan LaMarr. Panienka jest śliczna, ale … ma niewiele lat. Poczekamy, zobaczymy Very Happy
Emily jest wspaniała. Czuła, opiekuńcza, trochę kapryśna, ale jest wsparciem dla męża i Holly, a to najważniejsze. Spełniły się jej marzenia – Holly wychodzi za Adama, ale troskliwa ciocia obawia się o ich przyszłe wspólne życie. Zna charaktery obojga i wie, że jedno jest bardzo uparte, a drugie nieco postrzelone. Ralph nie ma wątpliwości, że są dla siebie stworzeni. On chce spać, a podenerwowana Emily stale zadaje jakieś pytania. Czekam na kontynuację i oczywiście opis uroczystości.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:51, 23 Lis 2021    Temat postu:

Dziękuję za miły komentarz. Very Happy Postaram się zgodnie z Twoim życzeniem opisać ślub Adama i Holly. Na razie jestem w połowie odcinka. Utknęłam na kreacji Holly. Confused

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 0:14, 30 Lis 2021    Temat postu:

Odcinek wyszedł mi baardzo długi i zgodnie z życzeniem Eweliny zawiera opis ślubu Adama i Holly. Very Happy


***

Sobota. Dzień zaślubin Adama i Holly.

Już przed piątą rano w obu domach, Cartwrightów i Toliverów zaczęło się przedślubne zamieszanie. Hop Sing był w swoim żywiole. Skupiony na weselnych potrawach nie zawracał sobie głowy śniadaniem. Cartwrightom zajrzało w oczy widmo głodu i gdyby nie Estera, to panowie musieliby sami zorganizować sobie posiłek. I żeby było jasne, doskonale to potrafili, ale jak to mężczyźni szukali kogoś, kto mógłby ich w tym wyręczyć. Musieli jednak odczekać swoje, bo Estera najpierw przygotowała śniadanie dla Adama i Matthew, którzy zażądali, aby z nimi zjadła. Kobieta nie miała serca im odmówić, zwłaszcza swojemu wnukowi, który nagle miał jej dużo do powiedzenia. A na dole głodni Cartwrightowie czekali na swoją kolej. Joe, któremu kiszki grały marsza, stwierdził, że najstarszy brat celowo przytrzymuje panią Esterę, a ich skazuje na męki głodowe. Gdyby tylko wiedział, że to nie Adam, a Matthew zrobił im takiego psikusa dopiero by się zdziwił. Cóż tu dużo mówić, chłopiec był nieodrodnym synem swojego ojca i im był starszy tym bardziej go przypominał. Był tak samo uparty, inteligentny i spostrzegawczy. Szybko więc zorientował się, że pomiędzy ojcem a stryjem Joe nie wszystko układało się tak jak na leży. Częste sprzeczki między mężczyznami, a i kąśliwe uwagi Joego czynione pod adresem Adama i to za jego plecami, dały Matthew sporo do myślenia. A że jak wspomniano, chłopiec miał bardzo rozwinięty zmysł postrzegania, stwierdził, że skoro jego tata nie przepada za swoim bratem, to jemu nie wypada okazywać stryjowi cieplejszych uczuć. Co prawda lubił go, w towarzystwie stryja Joego nigdy się nie nudził, ale lojalność wobec taty była najważniejsza. Zresztą miał jeszcze jednego stryja. Stryjcio Hoss, gotów był dla niego zrobić wszystko, nigdy się nie gniewał i zawsze dobrze mówił o jego tacie. Czyż można było go nie kochać?
Dla Matthew ten dzień był wyjątkowo radosny. Wreszcie Holly miała zostać jego mamą. Trochę smucił się, że nie będzie mogła zamieszkać w jego pokoju. Nawet próbował o tym rozmawiać z tatą, a ten niewzruszony powiedział jedno słowo - nie. Dodał przy tym, że jak Matt dorośnie i będzie miał swoją żonę to zrozumie dlaczego tak właśnie musi być. Jakoś to tłumaczenie nie przemawiało do chłopca. Postanowił więc przy okazji porozmawiać o tym z dziadkiem. Może on wytłumaczy mu, o co chodzi z tymi żonami. Tymczasem, jak to dziecko cieszył się, z czekających go atrakcji. Pierwszy raz w swoim krótkim życiu miał uczestniczyć w uroczystości zaślubin i to w nie byle jakiej roli, a w roli podawacza obrączki. Adam uprzedził go, jaka w związku z tym spoczęła na nim odpowiedzialność. Matt był niezwykle dumny z okazanego mu przez ojca zaufania i obiecał, że doskonale wywiąże się z postawionego przed nim zadania.
Po tym, jak babcia Estera zabrała naczynia i wyszła z sypialni, Matthew wdrapał się na łóżko ojca i przytulił się do niego. Mężczyzna uśmiechnął się i pogłaskał synka po głowie, po czym zapytał:
- Chcesz mi coś powiedzieć, Matthew?
- Tatusiu, teraz będzie już dobrze?
- Na pewno, a dlaczego pytasz?
- Bo… bo nie chcę, żeby jeszcze kiedyś było tak, jak wtedy, gdy mama... – tu chłopcu zadrżał głos, a oczy zaszkliły się – nie chcę się ciebie bać. Kocham cię, ale jeśli znowu mnie zostawisz, to nie wiem co zrobię…
Adam poczuł, jak serce mu przyśpieszyło, a nagłe wzruszenie ścisnęło gardło. Podobnie, jak syn miał w oczach łzy. Przygarnął go mocniej do siebie i pocałował w czoło. Po chwili, gdy był pewien, że głos mu się nie załamie, powiedział:
- Bardzo cię kocham synku i nikt, ani nic tego nie zmieni. Przepraszam, że po tym, jak mama od nas odeszła nie było mnie przy tobie, przepraszam, że nie widziałem, jak cierpisz. Wybacz mi. Obiecuję, że nigdy więcej cię nie zawiodę. Zawsze będę przy tobie, zawsze będę cię wspierał. Czy mi wierzysz?
- Tak, tatusiu – Matthew pociągnął głośno nosem i dodał: - teraz wiem, że nam wszystkim, Holly, tobie i mnie, będzie dobrze.
- A ja ze swej strony postaram się żeby tak właśnie było – zapewnił Adam.
- Tatusiu…
- Tak?
- Mam jeszcze jedno pytanie.
- Słucham – Adam uśmiechnął się łagodnie.
- Czy będę miał rodzeństwo i czy zbudujesz dom? - wypalił Matthew jednym tchem.
- To dwa pytania nie jedno, ale chętnie ci odpowiem. Tak, będziesz miał rodzeństwo i mam nadzieję, że okażesz się dla swojego braciszka lub siostrzyczki dobrym starszym bratem.
- A kiedy to będzie?
- Trochę musimy poczekać.
- To dobrze, bo chciałbym się do tego odpowiednio przygotować. – Odparł z powagą chłopiec i zaraz spytał: - a, co z domem?
- Chciałbyś mieć swój dom?
- A ty nie? - Matthew utkwił w ojcu swoje czarne, ogromne oczy. - Mógłbyś dokończyć ten dom, który zacząłeś budować, gdy mama była z nami.
- Pamiętasz to? - Adam ze zdziwieniem spojrzał na synka.
- Tak – odparł i cicho powiedział: - byłem tam kilka razy.
- Jak to? - mężczyzna mimowolnie podniósł głos. - Przecież prosiłem ciebie, żebyś nigdzie nie chodził sam. Jak mogłeś to zrobić?
- Ale to było przed moim wypadkiem. Potem już tam nie chodziłem.
- Jak tam jest? – spytał Adam po dłuższej chwili milczenia.
- Wszystko jest zarośnięte, ale ściany się trzymają. Z ganku jest ładny widok na dolinę. Fajnie się tam siedzi. Tato, czy my tam kiedyś zamieszkamy?
- Nie wiem. Nigdy o tym nie myślałem. Zresztą nie mam pojęcia czy Holly zechciałaby mieszkać w domu, który był zbudowany dla kogoś innego.
- Mogę z nią porozmawiać – zaoferował się Matt.
- To zostaw już mnie – odparł Adam, a usłyszawszy dochodzący zza okna turkot kół powozu oraz głośne powitania, powiedział: - a teraz zobacz, kto do nas przyjechał.
Chłopczyk nie kazał sobie dwa razy powtarzać. Szybko zeskoczył z łóżka i podbiegł do otwartego okna, po czym podekscytowany radośnie wykrzyknął:
- Przyjechały druhny Holly z kwiatami. Będą dekorować dom. O, stryjcio Hoss rozmawia z panną Chump i jakoś tak dziwnie się uśmiecha, i cały jest czerwony.
- Nie dziwię się – odparł rozbawiony Adam. - Co tam jeszcze widzisz?
- Przywiozły mnóstwo kwiatów. Chyba pójdę im pomóc. Mogę?
- Jasne.
- O, i doktor Martin przyjechał.
- To znaczy, że pora wstawać – mruknął Adam.

***

Dochodziło południe. W salonie domu Cartwrightów zebrali się wszyscy goście zaproszeni na ślub Adama i Holly. Byli wśród nich państwo LaMarr, doktor Martin, szeryf Roy Coffee, pan Chump, Fred Berens, zarządca Ponderosy i jego małżonka oraz sztygar Scott, ten który uratował życie Holly i małego Matta. Przybył też zupełnie niespodziewany gość, a mianowicie Logan Carter, prywatny detektyw i serdeczny przyjaciel pierwszego męża Holly. Mężczyzna dzień wcześniej pojawił się w Virginia City i niemal od razu złożył wizytę państwu LaMarr. Gdy ich córki wróciły do domu po podwieczorku u Toliverów, Logan poprosił rodziców Valerie o jej rękę. Został przyjęty, a piękna Val nie posiadała się z radości. Na wieść o ślubie Holly i Adama Cartwrighta Carter nie krył zdziwienia, ale zaraz przyznał, że tych dwoje naprawdę do siebie pasuje. Początkowo miał obiekcje, czy niezaproszony powinien pojawić się na tak rodzinnej uroczystości, ale LaMarrowie przekonali go, że jego obecność będzie dla nowożeńców miłą niespodzianką. Nie bez znaczenia była tu niema prośba zamknięta w błękitnych oczach Val i jej ujmujący uśmiech.
Tymczasem salon w domu Cartwrightów wypełniał cichy szum rozmów. Wokół unosił się słodki zapach kwiatów, stanowiących urokliwą dekorację. Piękne girlandy kwiatowe zdobiły balustradę schodów oraz rant kominka. Na stołach i stolikach stały większe i mniejsze bukiety kwiatów. Na środku salonu, gdzie miała odbyć się uroczystość zaślubin, ustawiono dwa fotele spowite białym tiulem z tyłu podpiętym drobnymi różnokolorowymi bukiecikami kwiatów. Na wprost nich stał stolik, również udekorowany tiulem i kwiatami. Na nim leżała Biblia i stały dwa mosiężne, misternie zdobione świeczniki. Wśród gości przechadzał się Ben Cartwright prowadząc niezobowiązujące rozmowy. Hop Sing ubrany w odświętny changshan*) roznosił mocno schłodzoną lemoniadę i lekkie, białe wino. Gdy zegar wybił wpół do dwunastej w Ponderosie pojawił się pastor Farell. Ben powitał go serdecznie, po czym uznawszy, że już najwyższa pora, aby pan młody zszedł do gości, poszedł po syna.

***

Adam siedział przed lustrem i trzęsącymi się z emocji dłońmi wiązał czarną tasiemkę. Niezadowolony z efektu pociągnął ją gwałtownie i cicho zaklął. Przypatrujący się mu z boku Matthew, powiedział:
- A mówiłeś tato, że nie wolno przeklinać.
- Owszem, jednak czasami bywają takie sytuacje, że nie można tego uniknąć – odparł z powagą Adam.
- Problemy z tasiemką do nich należą? - spytał chłopiec i uśmiechnął się niewinnie.
- Dowcipniś z ciebie, synku.
- Stryjek Joe powiedział, że mam to po tobie i jestem smarkastyczny.
- Chyba sarkastyczny – Adam parsknął śmiechem.
- Chyba tak, a co to właściwie znaczy?
- Później ci to wytłumaczę – Adam wciąż nie mógł dać sobie rady z tasiemką.
- Mogę ci pomóc, tato – zaproponował Matt z uwagą śledząc poczynania ojca.
- Myślisz, że twój staruszek potrzebuje pomocy? - rzucił przez ramię Adam: - jeszcze długo nie.
- To dobrze – odparł Matt i dodał: - wcale nie jesteś taki stary.
- To mnie pocieszyłeś – rzekł Adam i przeglądając się w lustrze stwierdził: - nareszcie, teraz jest w porządku.
W tej właśnie chwili rozległo się pukanie i w drzwiach pojawił się Ben.
- I jak, gotowy? - spytał.
- Prawie – odparł Adam i spojrzawszy na synka poprosił: - Matthew, podaj mi marynarkę.
- Dobrze się czujesz? - Ben z uwagą przyglądał się Adamowi.
- Tak. Pastor już jest?
- Przyjechał przed chwilą.
- No, to chodźmy. – Rzekł Adam i dodał: - synku, nie zapomniałeś obrączki dla Holly?
- Mam ją tu w kieszonce – Matt poklepał prawą połę marynarki równie eleganckiej, jak jego ojca.

***

Tuż przed południem na podwórze Ponderosy zajechały dwa przystrojone kwiatami powozy. W pierwszym siedzieli Toliverowie i Emma Stone, przyjaciółka rodziny i autorka kreacji ślubnej Holly. W drugim panna młoda z druhnami. Ben z uśmiechem na twarzy podszedł do powozu i pomógł wysiąść przyszłej synowej.
- Witam Holly w Ponderosie. Od dziś to będzie twój dom – powiedział. - Mam nadzieję, że będziesz tu szczęśliwa.
- Na pewno – szepnęła – i dziękuję za miłe słowa.
- To ja ci dziękuję, że obudziłaś w moim synu chęć do życia i dziękuję za uśmiech na buzi mojego wnuka.
- To wzruszające, co pan powiedział.
- Pan? Za kilkanaście minut będziemy rodziną. Będziesz moją córką.
- W takim razie… ojcze – Holly uśmiechnęła się i uścisnęła dłoń Bena. - Obiecuję, że zrobię wszystko, aby Adam i Matthew byli szczęśliwi.
- Już są – zapewnił Cartwright i wskazując Matta wpatrzonego z zachwytem w Holly, dodał: - chyba nie masz żadnych wątpliwości?
- Żadnych. – Odparła i spytała: - a Adam jak się czuje?
- Nieźle. Zresztą sprawdź sama – zaproponował Ben. - Czeka na ciebie i trochę się niecierpliwi.
Odpowiedziała mu uśmiechem, a oczy zabłysły jej radośnie. W międzyczasie podeszli do nich Toliverowie. Emma Stone półgłosem instruowała druhny, które ustawiły się jedna za drugą. Po chwili uważnie zlustrowała strój Holly i zadowolona z efektu kiwnęła głową. Emily ukradkiem ocierała łzy radości. Ralph wyraźnie wzruszony podał dziewczynie ramię. Panna młoda wyglądała wręcz zjawiskowo. Ubrana była w suknię uszytą z satyny w kolorze ecru, ozdobioną delikatną koronką w tym samym odcieniu. Stanik sukni z plisami po bokach miał niewielki dekolt również dekorowany koronką, podobnie, jak rękawy o długości do łokcia. Dość szerokie, ściągnięte złotą nicią po zewnętrznej stronie, miały po cztery zakładki każdy. Suknia odcinana w talii przepasana była satynową szarfą, którą zdobił bukiecik kwiatów pomarańczy. Jej dół od kolan odszyty był taką samą koronką, co dekolt i rękawy. Głowę Holly zdobił wianek ślubny z którego spływał tiulowy welon wyszywany w kwiatowe wzory. Miękko okalał ramiona i podobnie jak suknia, brzegi miał ozdobione koronką, a swoim krojem przypominał mantillę.**) Dopełnieniem całego stroju były satynowe pantofelki zdobione perełkami. W dłoniach panna młoda trzymała bukiet kwiatów związanych szeroką, złotą wstążką.
Ralph Toliver, niezwykle dumny, wprowadził Holly do domu Cartwrightów. Na widok narzeczonej Adam wstał powoli z fotela i pokręciwszy z podziwem głową uśmiechnął się szeroko. Wpatrywał się w nią jak zaczarowany. Wiedział, że jest ładna, ale dopiero teraz zdał sobie sprawę, że to mało powiedziane. Ta stojąca u jego boku młoda kobieta była piękna i miała właśnie zostać jego żoną.
W samo południe pastor Farell rozpoczął uroczystość zaślubin Joanny Holly McCulligen-Taylor z Adamem Cartwrightem. Mając świeżo w pamięci wizytę Adama i jego sugestie, a właściwie żądania dotyczące ślubu, pastor włożył całe swoje serce w to aby ten wyjątkowy dzień był dla państwa młodych niezapomnianym przeżyciem. Mówił więc o istocie małżeństwa, o tym, że jest ono dziełem Bożym ustanowionym już w Ogrodzie Eden dla pierwszych ludzi i ich potomstwa. Mówił o miłości, wierności, szacunku i wsparciu jakimi powinni darzyć się małżonkowie. Mowę swą popierał odpowiednimi cytatami z Biblii. Przez ten cały czas Ben z niepokojem spoglądał na wyraźnie pobladłego syna. Na szczęście młodzi podczas przemowy pastora siedzieli wygodnie w fotelach specjalnie dla nich przygotowanych. Wstali dopiero, gdy przyszło do składania przysięgi małżeńskiej. Wiadomym było przez co przeszli Adam i Holly, nic więc dziwnego, że gdy ślubowali sobie miłość, łzy wzruszenia pojawiły się w oczach niemal wszystkich gości. Nawet Matthew, niezwykle przejęty, pociągał nosem, a gdy przyszło do podania obrączki niemal zapomniał, że to jego rola, czym rozbawił parę młodych i zgromadzonych gości. Wreszcie wspólna modlitwa i akt błogosławieństwa zakończyły uroczystość zaślubin. Adam i Holly w obliczu Boga i ludzi stali się mężem i żoną.

***

Ben mógł wreszcie odetchnąć z ulgą. Od samego rana obawiał się o syna, który po postrzale wciąż jeszcze był słaby. Również i Holly niepokoiła się o Adama. On jednakże zadziwiająco dobrze zniósł całą uroczystość, choć przez chwilę, gdy na jego białej koszuli pojawiła się niewielka, czerwona plama, nie było wesoło. Holly to dostrzegła i natychmiast przywołała doktora Martina. Zaraz też cała trójka przeszła do pokoju przylegającego do salonu. Tam doktor Martin zbadał Adama. Okazało się, że puściły szwy przy końcu rany. Najprawdopodobniej Adam musiał zrobić jakiś gwałtowny ruch i stąd wzięło się krwawienie. Doktor Martin opatrzył ranę i tonem nie znoszącym sprzeciwu nakazał obojgu małżonkom odpoczynek. Pod ich nieobecność toastom i żartom na ich temat nie było końca. Matthew co i raz wpadał do ich pokoju i zdawał relację z tego, co dzieje się w salonie. Nie omieszkał też przy okazji tulić się do Holly. Trudno się zresztą dziwić, bądź co bądź jego wielkie marzenie właśnie się spełniło.
Wreszcie podano uroczysty obiad. Adam i Holly nie zamierzali pozbawić się takiej przyjemności i mimo początkowego sprzeciwu doktora Martina, zasiedli wspólnie z gośćmi do stołu. W takim dniu potrzebowali bliskości rodziny i przyjaciół. Z nimi chcieli dzielić się swoim szczęściem i radością. Pojawienie się Logana Cartera dla obojga było dużym, ale bardzo miłym zaskoczeniem. Holly obserwując zachowanie Logana i malujące się na jego twarzy uwielbienie dla Valerie LaMarr oraz życzliwe, porozumiewawcze spojrzenia jej rodziców, doszła do jedynego możliwego wniosku - tych dwoje jest po słowie. Zaraz też niczym prawdziwy konspirator podzieliła się swoim spostrzeżeniem z mężem. Adam już wcześniej doszedł do takiego samego wniosku. Trudno było nie zauważyć przemiany detektywa Cartera, a i panna LaMarr, jak zwykle pięknie wyglądająca, emanowała jakimś wyjątkowym czarem i urokiem. Co i raz rzucała Carterowi nieśmiałe spojrzenia, płoniąc się pod jego roziskrzonym wzrokiem. Wreszcie Adam nie wytrzymał i zapytał Logana, czy aby nie ma im nic do powiedzenia. Ten trochę zmieszany najpierw spojrzał na Val, a potem na jej rodziców. Gdy cała trójka niemal jednocześnie skinęła głowami, detektyw oznajmił, że oświadczył się Valerie i został przyjęty. Jego słowa spotkały się z ogromnym aplauzem. Popłynęły życzenia szczęścia, a Adam wzniósł toast za zdrowie narzeczonych. Wszyscy bawili się doskonale, może tylko z wyjątkiem Małego Joe, dla którego słowa Cartera były prawdziwym ciosem w serce. Coś ostatnio nie miał szczęścia w miłości. Może faktycznie, tak jak radził mu Adam, powinien spoważnieć. W przedziwnym razie naprawdę zostanie starym kawalerem, a to zupełnie mu się nie uśmiechało. Tymczasem podbiegła do niego Susan, młodsza siostra Val i chwytając go za rękę poprosiła, żeby z nią zatańczył. Joe zrobił zdziwioną minę. Owszem, ostatecznie mógł zatańczyć z małą dziewczynką, wreszcie, co mu to szkodzi, ale przecież nie było orkiestry. I tu się mylił. Z podwórza zaczęły bowiem docierać pierwsze dźwięki muzyki, co zostało przyjęte z prawdziwym aplauzem. Tu trzeba zauważyć, że wszystko działo się tak szybko, że nikt z wyjątkiem jednej osoby nie pomyślał o muzyce. Tą osobą okazała się mała Susan, za sprawą której Adam i Holly dostali jeszcze jeden, wyjątkowo oryginalny prezent. Dziewczynka, która jedynie dla porządku została druhną bardzo poważnie podeszła do swojej roli. Uznała, że i ona musi coś ofiarować nowożeńcom, tyle tylko, że nie wiedziała, co to takiego miałoby być. Przez przypadek podsłuchała, że na przyjęciu weselnym Adama i Holly nie będzie tańców. Wydawało jej się to absurdalne. Wesele bez orkiestry, bez tańców? Nie do pomyślenia. Zaczęła więc ojcu wiercić dziurę w brzuchu. Pan LaMarr początkowo tłumaczył jej, że zapewne ze względu na stan zdrowia Adama zrezygnowano z orkiestry, ale przecież nie znaczy to, że nie będą dobrze się bawić. Mgiełka przytuliła się do ojca i długo, i cierpliwie tłumaczyła mu, że muzyka to radość, ślub też, a skoro tak, to bez tańców się nie obędzie. Nowożeńcy wcale nie muszą tańczyć, stwierdziła, ale ich goście powinni. Pod wpływem tej trochę zawiłej logiki pan LaMarr ugiął się i zamówił muzyków przygrywających na zabawach w Virginia City. Oczywiście wcześniej uprzedził o tym Bena, który mu tylko przyklasnął. Krótko po obiedzie muzycy pojawili się w Ponderosie. Ze względu na pogodę tańce miały odbywać się na podwórzu, gdzie zresztą na młodych i ich gości czekała kolejna niespodzianka: prosie pieczone na rożnie. Pierwsze dźwięki muzyki wzbudziły zdziwienie, ale gdy wyjaśniło się, że to Susan była sprawczynią niespodzianki, nagrodzono małą panienkę brawami. W chwilę później goście z ochotą ruszyli do tańca. Oczywiście w takiej sytuacji Joe nie mógł odmówić prośbie Susan i ku swojej rozpaczy przetańczył z dziewczynką kilka szybkich, skocznych kawałków. Orkiestra składająca się z pięciu muzyków grała tak, że nogi same rwały się do tańca. Gdy wreszcie zagrano wolny utwór nawet Adam i Holly zatańczyli, a potem siedząc na werandzie przyglądali się z zadowoleniem rozbawionym gościom. Gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi podano pieczone prosie. Najlepsze czerwone wino z piwniczki Bena lało się szerokim strumieniem. Potem przyszedł czas na oglądanie prezentów, a wreszcie na pokrojenie weselnego tortu. Na koniec Holly rzuciła swoim bukietem ślubnym. Celowała w pannę Chump, ale dziwnym trafem wiązanka trafiła w ręce Susan, zachwyconej takim obrotem sprawy. Nie wiadomo dlaczego Mały Joe ciężko jęknął. Wkrótce okazało się, że nie bezpodstawnie. Ktoś krzyknął, że najwyższa pora na ostatni taniec i że panie wybierają panów. Na twarzyczce Mgiełki pojawił się szeroki uśmiech. Joe miał ochotę czmychnąć, ale zauważywszy kpiący wzrok Adama postanowił dzielnie sprostać zadaniu.

***

________________________________________________________
*)Changshan – tradycyjny chiński ubiór mężczyzn.

**) Mantilla to cięty z koła hiszpański welon ślubny, którego brzegi ozdobione są koronką. Wykonany jest zazwyczaj z tiulu bądź w całości z koronki. Nosi się go na czubku głowy, tak aby jego boki okalały ramiona.


A tak wyglądała suknia Holly Mruga



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 40, 41, 42 ... 55, 56, 57  Następny
Strona 41 z 57

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin