Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziewczyna z Georgii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 45, 46, 47 ... 55, 56, 57  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8747
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 12:56, 26 Kwi 2022    Temat postu:

Dziękuję bardzo za wnikliwy komentarz. Aileen ma zbyt dobre serce, aby toczyć boje z ciotką Mabel. Obawiam się, że babie się upiecze, chyba, że zacznie bruździć siostrzenicy i jej mężowi. Na razie jednak ten wątek został domknięty... no powiedzmy prawie domknięty. Mruga Teraz przyszedł czas na Aarona. On też, niestety, knuje. Smutny Jak bardzo to odbije się na pani Esterze i Cartwrightach? O tym już wkrótce. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8747
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 23:50, 11 Maj 2022    Temat postu:

***

Tego samego dnia, nocą

Niemal cały salon Ponderosy spowity był ciemnością. Jedynie duża lampa z dekoracyjnym abażurem ozdobionym u dołu kryształkami w kształcie sopli oświetlała łagodnie fragment pomieszczania z kominkiem i stojącym obok przepastnym fotelem, w którym siedział zamyślony mężczyzna. W dłoni trzymał list, a na jego kolanach leżała koperta na której widniał napis: Do Benjamina Cartwrighta w Ponderosie. Mężczyzna wyglądał tak, jakby drzemał. Po chwili jednak westchnął głęboko, otworzył oczy i uniósłszy na ich wysokość list zaczął czytać:

                    Virginia City, 16 września 1865 r.

Drogi, kochany Benie,
wybacz, że zwracam się do Ciebie tak poufale i to po naszym ostatnim, burzliwym spotkaniu, ale mam nadzieję, że nie weźmiesz mi tego za złe, bądź co bądź znaliśmy się tyle lat, a Ty byłeś jedyną moją prawdziwą miłością. Nigdy nikogo tak nie kochałam, jak Ciebie. Wiem, że trudno Ci w to uwierzyć, ale tak właśnie było. Wiem też, jak wielkie musisz czuć do mnie obrzydzenie, po tym wszystkim, co Ci wyznałam. Widziałam to w Twoich oczach, gdy usłyszałeś, że sprzedałam Adelajdę-Aileen. Po naszej rozmowie zrozumiałam, że nie ma już dla mnie ratunku, ale mogę zrobić, coś dla niej. Tak, zabiłam Trembley’a. To był zły i okrutny człowiek. Zrobiłam to dla mojej córki, bo choć nie byłam dobrą matką, to po rozmowie z Tobą coś we mnie pękło i zrozumiałam, że jedyne, co tak naprawdę się liczy to jej dobro. Ten jeden jedyny raz poczułam się prawdziwą matką, która gotowa jest oddać życie byle tylko ochronić własne dziecko. Nigdy nie potrafiłam jej kochać, ale w tych ostatnich chwilach mojego życia poczułam, że ta miłość do niej jest jednak w moim sercu. Żal mi, że nie potrafiłam tego uczucia znaleźć w sobie dużo wcześniej. Nie dostrzegałam, co jest w życiu najważniejsze. Postawiłam wszystko na blichtr i grę pozorów. Przegrałam i to na własne życzenie. Żądza bogactwa przyćmiła mi umysł i dałam się omamić podszeptom Gordona Trembley’a i mojej siostry Mabel. Nie wiem dlaczego tym dwojgu tak bardzo zależało na tym, żeby Adelajda-Aileen została panią Trembley. Z tą niewiedzą odchodzę z tego świata, ale Ben, zaklinam Ciebie na wszystko, co jest Ci drogie, chroń moją córkę, tak, jakby była Twoją. Chroń ją przed rodziną Gordona i moją siostrą. Mabel jest dużo gorsza ode mnie. Nie pozwól jej zbliżyć się do Adelajdy-Aileen. Chcę, żeby moja córka była szczęśliwa. W głębi duszy wiem, że tak właśnie będzie. Twój syn jest najlepszym tego gwarantem. Bo wiesz, Ben w życiu najważniejsza jest tylko miłość, nie bogactwo, nie pozycja, tylko miłość. Zrozumiałam to za późno… szkoda. Jeśli możesz, pamiętaj mnie z tych szczęśliwych dni, które mi ofiarowałeś, dawno temu przed laty.
                          Myrna Chump


Ben otarł łzy i wzruszony szepnął:
- Myrno, dlaczego nie dałaś sobie pomóc? Gdybym wiedział, że tak chcesz załatwić sprawę z Trembley’em, nigdy bym ci na to nie pozwolił. Nigdy.
Przez chwilę siedział nieruchomo, po czym złożył list Myrny na czworo i wsunął do koperty. Wstał z fotela i podszedł do biurka stojącego we wnęce salonu. Wysunął szufladę prawie do końca, namacał przycisk, który uruchomił mechanizm otwierający tajną skrytkę i wyjął z niej pakiecik pożółkłych listów przewiązanych niebieską wstążką. Dołożył do nich list Myrny, schował do skrytki i zasunął szufladę.
- Obiecuję, Myrno – powiedział cicho – będę chronił twoją córkę, jak własną.
Gdy zgasił światło i poszedł wreszcie do swojej sypialni za oknem świtało.

***

Trzy dni później, około dziesiątej wieczorem w sypialni Adama i Holly

- Powiedziałem, nie – rzekł stanowczo Adam, zdejmując koszulę.
- Ależ, kochany… - Holly siedziała już w łóżku i z niewinnym wyrazem twarzy wpatrywała się w swojego przystojnego małżonka. Na widok gołego torsu mężczyzny westchnęła raz i drugi. Adam odebrał to jednak zupełnie inaczej, myśląc, że jego przebiegła żona znowu próbuje go „urobić”.
- Nie Holly, nie pojedziemy do San Francisco i twoje minki, i westchnienia nic tu nie pomogą.
- Ale dlaczego?
- Jeszcze pytasz?! - Adam pokręcił głową i wzniósłszy oczy w górę, mruknął: - Boże, za jakie grzechy pokarałeś mnie taką kobietą?
- A niby jaką kobietą? - Holly spojrzała spod oka na męża.
- Upartą, krnąbrną, której zdanie zawsze musi być na wierzchu.
- Nie zawsze – wtrąciła Holly i uśmiechnęła się czarująco. - Czasem...
- Miewasz przebłyski rozsądku – przerwał jej stanowczo, po czym kontynuował: - do tego jesteś cholernie irytująca i wciąż zapominasz, że jesteś przy nadziei.
- A oto ci chodzi! - krzyknęła kobieta z tryumfem w głosie. - O to, że jestem w ciąży, tak?! Dlatego mam siedzieć w domu i nic nie robić?!
- A czy ja ci każę siedzieć w domu?! - warknął Adam nie kryjąc irytacji. - Proszę bardzo, możesz iść do Toliverów lub pojechać do LaMarrów. Możesz też odwiedzić sąsiadów. Mamy ich całkiem sporo. Mówisz, że nic nie robisz?! Ciebie wszędzie jest pełno! Nie usiedzisz ani minuty na miejscu!
- O, nieprawda. Potrafię…
- Dobrze wiem, co potrafisz. – Kolejny raz Adam przerwał żonie i spojrzawszy na nią, nieco złośliwie dodał: - ubranka dla dziecka pięknie ci wychodzą, więc jeśli skończyła ci się włóczka, to powiedz, chętnie pojadę do Virginia City i kupię ci cały worek kolorowej wełny. Na długo będziesz miała zajęcie. Może nawet uda ci się wydziergać ubranka dla przyszłych dzieci Hossa, Logana, a nawet Małego Joe, choć on nie ma jeszcze narzeczonej.
- Nie musisz być taki złośliwy – skwitowała tyradę męża Holly. - Zadałam ci tylko jedno pytanie: dlaczego nie możemy pojechać do San Francisco, a ty robisz mi awanturę.
- Ja?!!! Ja tobie robię awanturę?! Dobre sobie! - Adam z irytacją pokręcił głową, a następnie głęboko zaczerpnąwszy powietrza, powiedział: - dobrze, pojedziemy…
- Nie można było tak od razu – Holly uśmiechnęła się promiennie i wygładziła falbanki przy rękawach koszuli nocnej.
- Pojedziemy, ale za rok, gdy nasze dziecko będzie choć trochę odchowane. Czy to jasne?!
- Jesteś okropny! - wysyczała przez zęby Holly.
- Też mi nowina – mężczyzna wzruszył ramionami. - Słyszę to przynajmniej razy dziennie.
- Możesz częściej.
- Holly, co w ciebie dziś wstąpiło? Czy naprawdę chcesz się teraz kłócić?
- Gdybyś się zgodził na wyjazd do San Francisco to nie byłoby całej tej idiotycznej wymiany zdań.
- Posłuchaj – Adam przysiadł na brzegu łóżka i wziął dłoń żony w swoją rękę – jesteś w ciąży i powinnaś szczególnie o siebie dbać.
- To nie choroba.
- Wiem, ale podróż do San Francisco jest męcząca. A co będzie jeśli w drodze źle się poczujesz? Gdzie wtedy będę szukać doktora?
- Oj, Adamie – westchnęła – czy ty zawsze musisz uprawiać czarnowidztwo?
- Mając ciebie za żonę, muszę.
- Doktor Martin powiedział, że jestem w doskonałej formie.
- Jak na kobietę przy nadziei, tak powiedział. I nie zapominaj, że byłem przy tej rozmowie – rzekł Adam. – Gdyby doktor Martin dowiedział się o twoim pomyśle to zapewne postukałby się w głowę.
- Jasne – odparła Holly ze złością w głosie. Po chwili jednak, zrobiwszy smutną minę, westchnęła tak, że nawet kamień by się nad nią ulitował. Adam również westchnął, ale z politowaniem.
- Kochanie, obiecuję, że zabiorę ciebie do San Francisco – powiedział, żeby choć trochę ułagodzić swą małżonkę.
- Akurat – wzruszyła ramionami. - Ciekawe za ile lat?
- Może być lato przyszłego roku? Na przykład lipiec?
- Może – kiwnęła głową – tylko, co zrobimy z maleństwem? Będzie miało wtedy sześć miesięcy i bez mamy raczej się nie obędzie.
- Na tydzień może cię zastąpić Emily.
- Tak? Ciekawe, jak je nakarmi? - spytała kpiąco i dodała: – bo musisz wiedzieć mój drogi mężu, że zamierzam karmić nasze dziecko najdłużej jak to będzie możliwe. Dlatego, bądźmy realistami, gdy urodzi się maleństwo to przez najbliższe trzy, cztery lata możemy wybrać się, co najwyżej do Virginia City lub Reno.
- To aż tak długo chcesz karmić piersią? - Adam rozbawiony niemal parsknął śmiechem. - Ciekawa perspektywa.
- Idiota - Holly ze złością skwitowała odpowiedź męża i demonstracyjnie odkręciła się do niego bokiem.
- No już, nie gniewaj się – rzekł Adam. - A właściwie, to co ci tak zależy na tym wyjeździe do San Francisco? Myślisz, że Aileen i Hoss nie dadzą sobie rady? Bo jakoś nie wierzę w to, że nagle zapałałaś chęcią zwiedzania miasta. Powiedz, o co chodzi?
- Co do tego zwiedzania, to masz trochę racji. Po prostu chciałabym ich wesprzeć. Aileen będzie czuła się lepiej, gdy u swojego boku będzie mieć przyjaciółkę.
- U boku to będzie mieć Hossa – zauważył Adam – i Logana, który z nimi pojedzie i we wszystkim pomoże. My będziemy im tylko przeszkadzać.
- A Valerie LaMarr i jej siostra też będą im przeszkadzać?
- Nie rozumiem...
- A co tu jest do rozumienia – Holly wzruszyła ramionami. - Logan Carter zabiera ze sobą do San Francisco obie panny LaMarr.
- A skąd to wiesz?
- Od Val, która odwiedziła mnie dzisiaj i niezwykle podekscytowana opowiedziała mi o planowanej eskapadzie.
- Nie nazwałabym tego eskapadą.
- Jak zwał tak zwał. Faktem jest, że siostry LaMarr pojadą do San Francisco razem z twoim bratem i bratową. A my będziemy siedzieć tu, jak dwa kołki w ścianie.
- Oryginalne określenie – stwierdził rozbawiony Adam. - Lepiej powiedz, że skręca cię z zazdrości, że nie możesz z nimi pojechać.
- A to się jeszcze okaże - rzuciła buńczucznie.
- Wydawało mi się, że tę kwestię już sobie ustaliliśmy.
- Ty ustaliłeś – Holly dźgnęła palcem w tors Adama. Ten przytrzymał dłoń żony i spojrzał na nią z kpiącym uśmieszkiem.
- Jak widzę nie odpuszczasz. Bardzo z ciebie waleczna kobieta. Widzę, że będę musiał użyć mocniejszych argumentów, żebyś była mi posłuszną, tak jak żona być powinna.
- Niedoczekanie twoje – szarpnęła się. On jednak zdążył zamknąć ją w ramionach i mocno pocałował. Oddała mu pocałunek mrucząc cichutko: - to nie w porządku, nie w porządku.
- Całowanie? - zdziwił się.
- Nie, nie, samo całowanie jest w porządku. Więcej niż w porządku – westchnęła z rozmarzeniem -ale to, że uciekasz się do niego, jak do ostatecznego argumentu, już nie.
- Skoro żadne rozsądne argumenty do ciebie nie docierają, to…
- Nie gadaj tyle – przerwała mu – tylko mnie pocałuj. Może zrezygnuję z San Francisco, ale musisz naprawdę dobrze się postarać.
- Jak pani sobie życzy, pani Cartwright – odparł Adam i z niezwykłym zapałem zaczął przekonywać żonę do tego, że czasem warto być posłuszną małżonkowi.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 0:00, 12 Maj 2022, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:05, 12 Maj 2022    Temat postu:

Cytat:
Ten jeden jedyny raz poczułam się prawdziwą matką, która gotowa jest oddać życie byle tylko ochronić własne dziecko. Nigdy nie potrafiłam jej kochać, ale w tych ostatnich chwilach mojego życia poczułam, że ta miłość do niej jest jednak w moim sercu. Żal mi, że nie potrafiłam tego uczucia znaleźć w sobie dużo wcześniej. Nie dostrzegałam, co jest w życiu najważniejsze. Postawiłam wszystko na blichtr i grę pozorów.

Jednak Myrna odnalazła w sobie macierzyńską miłość
Cytat:
… Ben, zaklinam Ciebie na wszystko, co jest Ci drogie, chroń moją córkę, tak, jakby była Twoją. Chroń ją przed rodziną Gordona i moją siostrą. Mabel jest dużo gorsza ode mnie. Nie pozwól jej zbliżyć się do Adelajdy-Aileen. Chcę, żeby moja córka była szczęśliwa. W głębi duszy wiem, że tak właśnie będzie. Twój syn jest najlepszym tego gwarantem. Bo wiesz, Ben w życiu najważniejsza jest tylko miłość, nie bogactwo, nie pozycja, tylko miłość. Zrozumiałam to za późno… szkoda.

Lepiej późno niż wcale … na szczęście Myrna jednak pojęła, co jest najważniejsze w życiu
Cytat:
Wysunął szufladę prawie do końca, namacał przycisk, który uruchomił mechanizm otwierający tajną skrytkę i wyjął z niej pakiecik pożółkłych listów przewiązanych niebieską wstążką. Dołożył do nich list Myrny, schował do skrytki i zasunął szufladę.
- Obiecuję, Myrno – powiedział cicho – będę chronił twoją córkę, jak własną.

Chyba i Ben coś do niej jeszcze czuje, a może to tylko wspomnienie dawnych, pięknych chwil?
Cytat:
… - Holly siedziała już w łóżku i z niewinnym wyrazem twarzy wpatrywała się w swojego przystojnego małżonka. Na widok gołego torsu mężczyzny westchnęła raz i drugi. Adam odebrał to jednak zupełnie inaczej, myśląc, że jego przebiegła żona znowu próbuje go „urobić”.
- Nie Holly, nie pojedziemy do San Francisco i twoje minki, i westchnienia nic tu nie pomogą.

No proszę, jeden goły tors a jakże różny odbiór
Cytat:
- O to, że jestem w ciąży, tak?! Dlatego mam siedzieć w domu i nic nie robić?!
- A czy ja ci każę siedzieć w domu?! - warknął Adam nie kryjąc irytacji. - Proszę bardzo, możesz iść do Toliverów lub pojechać do LaMarrów. Możesz też odwiedzić sąsiadów. Mamy ich całkiem sporo. Mówisz, że nic nie robisz?! Ciebie wszędzie jest pełno! Nie usiedzisz ani minuty na miejscu!

No tak, przecież Holly może pospacerować po podwórku, ogródku, jechać do sąsiadów … tyle możliwości, a ona tego nie docenia tylko upiera się na San Francisco
Cytat:
– Kolejny raz Adam przerwał żonie i spojrzawszy na nią, nieco złośliwie dodał: - ubranka dla dziecka pięknie ci wychodzą, więc jeśli skończyła ci się włóczka, to powiedz, chętnie pojadę do Virginia City i kupię ci cały worek kolorowej wełny. Na długo będziesz miała zajęcie. Może nawet uda ci się wydziergać ubranka dla przyszłych dzieci Hossa, Logana, a nawet Małego Joe, choć on nie ma jeszcze narzeczonej.

Tutaj Adam wyszedł na męskiego szowinistę … kobieta powinna siedzieć na … wiadomo na czym i dziergać ubranka dla dziecka
Cytat:
- Pojedziemy, ale za rok, gdy nasze dziecko będzie choć trochę odchowane. Czy to jasne?!
- Jesteś okropny! - wysyczała przez zęby Holly.
- Też mi nowina – mężczyzna wzruszył ramionami. - Słyszę to przynajmniej razy dziennie.

Pewnie już się przyzwyczaił i nie robi to na nim wrażenia
Cytat:
- To nie choroba.
- Wiem, ale podróż do San Francisco jest męcząca. A co będzie jeśli w drodze źle się poczujesz? Gdzie wtedy będę szukać doktora?
- Oj, Adamie – westchnęła – czy ty zawsze musisz uprawiać czarnowidztwo?

Jednak tu Adam ma rację … Holly w tym stanie powinna bardzo dbać o siebie
Cytat:
Faktem jest, że siostry LaMarr pojadą do San Francisco razem z twoim bratem i bratową. A my będziemy siedzieć tu, jak dwa kołki w ścianie.
- Oryginalne określenie – stwierdził rozbawiony Adam. - Lepiej powiedz, że skręca cię z zazdrości, że nie możesz z nimi pojechać.

Coś w tym jest! Chyba Holly zazdrości im tej podróży
Cytat:
Może zrezygnuję z San Francisco, ale musisz naprawdę dobrze się postarać.
- Jak pani sobie życzy, pani Cartwright – odparł Adam i z niezwykłym zapałem zaczął przekonywać żonę do tego, że czasem warto być posłuszną małżonkowi.

Adam powinien od tego zacząć, ale wtedy … nie byłoby tej rozmowy

Kolejna część opowiadania. Spokojna, bardzo rodzinna i sympatyczna, pomimo kłótni. Ben ze wzruszeniem czyta list Myrny i chowa go razem z jej listami sprzed lat w skrytce. Nie wiem, czy ma zamiar opowiedzieć o tych listach synom, bo przecież kiedyś któryś z nich może dobrać się do tego schowka. Chociaż … może uszanuje tajemnicę korespondencji i nie przeczyta, bo Ben dobrze wychował synów. Zabawna kłótnia Holly i Adama. Adam błędnie odczytał westchnienia Holly jako próbę wywarcia na niego nacisku (poprzez uwiedzenie!) w temacie wyjazdu do San Francisco. Holly natomiast tylko wyraziła swój zachwyt. Niestety Adam jest męskim szowinistą. Kobieta, zwłaszcza ta w ciąży powinna siedzieć w domu i dziergać ubranka dla dziecka, ewentualnie pospacerować po najbliższej okolicy lub odwiedzać sąsiadów. Holly zaś rwie się do podróży, chce żyć tak jak żyła przed ciążą. Cóż, każde z nich będzie musiało ustąpić. Adam ma rację mówiąc, że powinna bardzo dbać o siebie i nie ryzykować podróży. Faktycznie, jakby zaszły jakieś komplikacje w drodze, to może być problem ze znalezieniem lekarza. Z kolei nie powinien zamykać Holly w czterech ścianach, ograniczać jej kontaktów z ludźmi. Myślę, że po intensywnej dyskusji i przekonywaniu dojdą do zgody. Tego im życzę. Mam też nadzieję, że Aileen i Hossowi dobrze zrobi ten wyjazd. I załatwią sprawy spadkowe i odpoczną po dramatycznych przeżyciach. Logan i panny LaMarr mają z nimi jechać. Dla nich ten wyjazd też jest pozytywnym wydarzeniem i przygodą. Czekam na kontynuację …


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8747
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 22:07, 12 Maj 2022    Temat postu:

Dziękuję za miły i ciekawy komentarz. Very Happy Tak myślę, że te kłótnie Adama i Holly staną się ich zwyczajem. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8747
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 13:24, 23 Maj 2022    Temat postu:

Trochę trwało napisanie kolejnego fragmentu, ale to dlatego, że wymagał on ode mnie zebrania materiałów. Very Happy


Dom Aarona Goldbluma. Carson City.

- Jak długo jeszcze będziesz zwlekał?! Przecież get*1 od dawna jest już wystawiony. Trzech, najwyżej postawionych rabinów go podpisało, a sporządził go Lewi Goldschmidt, najlepszy sofer z najlepszych. Świadkowie też byli godni - rzekł kręcąc głową z dezaprobatą rabin Apfelbaum.
- A czy ja mówię, że byli niegodni – odparł zniecierpliwiony Aaron.
- To może papier, pióro i atrament były niewłaściwie?
- Były moje, więc były właściwe.
- To, o co ci chodzi?! - rabin Abfelbaum z naganą spojrzał na Aarona. - Możesz nie chcesz tego rozwodu?
- Może – odparł Goldblum z zagadkowym wyrazem twarzy.
- Ajajaj, co ty wygadujesz?! Cadyk Elimelech Lurie traci cierpliwość, a wiesz, co to znaczy? Chcesz znaleźć się poza nawiasem naszej społeczności?
- A czyż już nie jestem?
- Aaronie, wiesz, że jestem twoim przyjacielem, ale muszę wreszcie zająć stanowisko w twojej sprawie. Dłużej nie mogę tego odciągać. Już i tak ludzie gadają, że traktuję ciebie nad wyraz pobłażliwie.
- Niech gadają.
- Oj, nie ułatwiasz mi sprawy, nie ułatwiasz. – Rabin Abfelbaum zasępił się i cmoknął raz i drugi, po czym spojrzawszy ze współczuciem na Aarona powiedział: - dobrze, poczekam jeszcze dwa, trzy dni, no może maksymalnie tydzień, ale potem… sam wiesz.
- Wiem.
- Rozmowny to ty dzisiaj nie jesteś. Cóż, pójdę już, a ty mój przyjacielu zastanów się, co najlepszego robisz. Pomyśl o Gołdzie, o jej rodzicach. Chcesz się z nią żenić, a wciąż nie masz rozwodu. Oni nie wiedzą, co o tym myśleć. To porządna rodzina.
- Może, ale ślubu nie będzie.
- Co to ma znaczyć?! - krzyknął rabin i aż poczerwieniał na twarzy. - Skoro mówię, że to porządna rodzina to znaczy, że tak jest. Przypominam ci, że to ty wybrałeś sobie Gołdę na nową żonę i matkę twoich dzieci. Wszystko przecież zostało dogadane. Kontrakt gefunen*2. Nie możesz się wycofać. No chyba, że chcesz żyć w niesławie.
- Powiedziałem, ślubu nie będzie.
- Ale dlaczego? Dlaczego?!
- Bo tak postanowiłem. Lomir nisht redn vegn dem.*3
- Widzę Aaronie, że zmysły ci odjęło – westchnął rabin. - Nic tu po mnie, a ty przyjacielu zastanów się, co najlepszego robisz. Bleyb bshlum.*4
Goldblum nic nie odpowiedział tylko skinął głową. Rabin Apfelbaum westchnął ponownie i wyraźnie niezadowolony wyszedł z gabinetu Aarona, który z nieodgadnionym wyrazem twarzy donośnym głosem zawołał:
- Abram, chodź tu!
Abram Berkowitz, drugi asystent Goldbluma natychmiast pojawił się w jego gabinecie. W dłoni trzymał miseczkę z solonymi migdałami, którą postawił na biurku pryncypała i przyjął wyczekującą postawę. Aaron spojrzał na swojego asystenta i rzekł:
- Zawołaj mi tu Mosze. Czas skończyć z tym cyrkiem.

***

- Naprawdę nie powiedział, czego ode mnie chce? - Mosze Levy wyraźnie był zaniepokojony.
- Przecież wiesz, że nasz pryncypał nie mówi, tylko wydaje polecenia – odparł Abram. – Pośpiesz się, bo pan Goldblum po rozmowie z rabinem Apfelbaumem jest wściekły.
- A kiedy taki nie był? Stary cap - Mosze z lekceważeniem wydął usta.
- Miarkuj się, bo jeszcze ktoś usłyszy – Abram rozejrzał się niespokojnie wkoło.
- A niby kto miałby usłyszeć. Odkąd nie ma tu pani Estery, ten dom jest martwy.
- Niedługo pan Goldblum będzie miał nową żonę.
- A będzie, będzie – odparł Mosze z ironicznym uśmieszkiem na twarzy – tylko ciekawe, czy sprosta tej roli.
- Przymknij się. To nie twoja sprawa. Lepiej już idź.
- A skąd wiesz, że nie moja? - spytał zaczepnie Mosze.
- Nie chciałbym znaleźć się w twojej skórze, gdy pan Goldblum dowie się, że jego przyszła isza nie jest taka niewinna za jaką się podaje.
- Zamilcz, bo pożałujesz – zagroził Mosze.
- Ja? - zdziwił się Abram i z udawanym zdziwieniem rzekł: - to nie ja czyniłem jej awanse i nie ja odwiedzałem ją skrycie. Powiem ci, tylko, że to, co robicie z Gołdą, to zwykła podłość.
- Z ciebie to skończony bushh.*5 Mów, co ci stary obiecał, że tak nagle zmieniłeś front.
- Nic mi nie obiecał.
- Nie wierzę ci. Musiałeś nagadać coś o mnie i Gołdzie, a jeśli tak, to twoje dni są policzone.
- W przeciwieństwie do ciebie ja trzymam język za zębami, a wiadomości, które posiadam, nie wykorzystuję, tak jak ty, do swoich niecnych celów. Są inni, którzy dużo widzą i dużo słyszą, i doniosą komu trzeba.
- I niby ty do nich nie należysz? - spytał zaczepnie, poczerwieniały na twarzy, Mosze. - Musiałbym upaść na głowę, żeby w to uwierzyć.
- A to już twoja sprawa czy i na co upadniesz – Abram wzruszył ramionami i wywrócił oczyma.
- Lec, skończony lec *6 - warknął Mosze i odwróciwszy się na pięcie ruszył do swojego pryncypała. Stanąwszy przed drzwiami gabinetu pana Goldbluma zapukał nieśmiało, a usłyszawszy głośne i zniecierpliwione „wejść!”, powoli nacisnął klamkę.
Aaron Goldblum siedział rozparty w fotelu i pogryzając solone migdały z wyraźną kpiną zauważył:
- Nie spieszyło się szanownemu panu. Widać, że moje polecenia nic już dla ciebie nie znaczą. Może polecenia innych są ważniejsze?
- Nie rozumiem, o co panu chodzi? Ja nigdy nie zrobiłbym nic przeciwko panu – wtrącił Mosze, przyjmując najbardziej służalczy wygląd, jaki tylko można sobie wyobrazić. Tymczasem Goldblum huknął dłonią w blat biurka, przy którym siedział i z wściekłością rzucił:
- Pozwoliłem ci odzywać się?! Myślisz, że jestem tak głupi, żeby wierzyć twoim zapewnieniom? Znam ciebie od dawna i wiem do czego potrafisz być zdolny. Na zbyt dużo ci pozwoliłem, ale teraz to się skończy. Zwalniam cię! Zabieraj swoje rzeczy i wynocha!
- Ale dlaczego? Panie Goldblum, szanowny panie Goldblum dlaczego? - Mosze pobladły wpatrywał się z niedowierzaniem w swojego pryncypała.
- Naprawdę nie wiesz? - zakpił Aaron. - Miałem o tobie wyższe mniemanie. Cóż, myliłem się. A teraz opuść mój gabinet i zwołaj mi tu pana Berkowitza.
- Panie Goldblum zapewniam, że nic złego nie zrobiłem. Zawsze byłem w stosunku do pana lojalny. Zawsze byłem na pana jedno skinienie. Szanuję pana bardziej niż własnego ojca. Jest mi pan prawdziwym wzorem.
- Oj, Mosze, Mosze łgać ty potrafisz, jak nikt inny, ale nic ci to nie pomoże.
- Ja nie mogę stracić pracy u pana, przecież będę skończony – Mosze niemal załkał.
- I niby to ma mnie wzruszyć. Nie ośmieszaj się i idź mi stąd pókim dobry.
- Drogi panie Goldblum, jak naprawdę nie wiem, o co chodzi. Jeśli ktoś powiedział panu, że ja i Gołda… to nieprawda. Przysięgnę na co tylko pan zechce.
- Na twoim miejscu z tym przysięganiem byłbym bardzo ostrożny. Uważasz, że wyrzuciłem ciebie za twoje schadzki z tą małą zunh *7 - Aaron zaśmiał się cicho i stwierdził: - jesteś gorszym idiotą niż myślałem.
- Panie Godblum, błagam…
- Dobrze, będę wspaniałomyślny i powiem z jakiej przyczyny zmuszony jestem z nieukrywaną radością wyrzucić cię na zbity pysk. Od jakiegoś czasu uważnie ci się przyglądam. Opuściłeś się w wykonywaniu swoich obowiązków i to bardzo. Wiem, że to przez ciebie nie mogłem, tak jak zamierzałem, odebrać Cartwrightowi mojego jedynego wnuka. Miałeś zająć się sprawą. Twierdziłeś, że nie będzie żadnych problemów. I co? W Carson City spartoliłeś wszystko, co tylko można było i jeszcze na tym zarobiłeś. Mało tego, przez twoje nieudolne działania straciłem żonę.
- Nieprawda – wydukał Mosze.
- Milcz i słuchaj! Wystawiłeś mnie na pośmiewisko. To, że cadyk Laurie jest na mnie zagniewany to twoja wina. To, że przyjaciele odwracają się ode mnie, to twoja wina. I powiem ci coś, może to wszystko bym ci darował, mówię tak hipotetycznie, ale braku lojalności, nikomu nie daruję. Bo ty Mosze Levy okazałeś się człowiekiem bez honoru. Donosiłeś na mnie cadykowi i rabinowi. Rozpowszechniałeś plotki na mój temat. Tego nikt przy zdrowych zmysłach by nie wybaczył. A teraz wynoś się stąd, bo od patrzenia na ciebie robi mi się niedobrze. I nie zapomnij zawołać do mnie pana Berkowitza.
- To on, to Abram oczernił mnie przed panem?
- Pan Berkowitz, to idealny pracownik. Wie, co może, a czego nie. Nawet w stosunku do ciebie zachował lojalność i dyskrecję, czego o tobie powiedzieć nie można.
- Jasne. – Mosze, zrozumiawszy, że nie ma szans, żeby pryncypał zmienił swoją decyzję, postanowił pogrążyć Abrama. Uśmiechnął się więc ironicznie, i jak człowiek, który wie, że jego los został przesądzony, głosem pełnym jadu powiedział: - myśli pan, że Abram jest takim ideałem? Kiedyś napluł panu do tych solonych migdałów, którymi tak się pan zajada i jeszcze zamieszał je brudnym paluchem. I co? Nadal pan uważa, że to chodzący ideał?
- W porównaniu z tobą, to tak. To co zrobił Abram jest, co najwyżej niehigieniczne, ale to, czego ty się dopuściłeś jest podłe. Niektórzy nazywają to zdradą – odparł z groźną miną Goldblum, po czym zapytał: - masz jeszcze coś do zarzucenia panu Berkowitzowi? - Pobladły Mosze Levy nic nie odpowiedział. Tylko jego wzrok mówił to, czego nigdy w życiu nie odważyłby się powiedzieć. Tymczasem wyraźnie rozluźniony Goldblum rzekł: - Jak widzę, nie masz nic więcej do dodania. W takim razie zejdź mi z oczu. A i jeszcze jedno, jeśli choć trochę zależy ci na Gołdzie, zacznij się o nią starać. Może jej rodzice będą ci przychylni. Masz szansę, żeby wreszcie postąpić uczciwie i uratować reputację dziewczyny. Chyba, że z ciebie zwykły bushh i wolisz korzystać, ze źródeł, które są własnością innych.

***

_____________________________________________________________
*1 Get (hebr. גט Get) – w judaizmie list rozwodowy, niezbędny do zakończenia i rozwiązania małżeństwa. Podstawą biblijną jego wystawienia jest Księga Powtórzonego Prawa, tzw. 5 Księga Mojżeszowa, rozdział 24, werset 1. Get wystawiany jest przed sądem rabinackim złożonym z 3 rabinów. Wypisuje go zazwyczaj tzw. sofer, czyli pisarz. Podpisuje go dwoje świadków. Wykluczone jest stosowanie gotowych formularzy. Użyty papier (dawniej pergamin), pióro i atrament muszą być własnością męża. Obecność żony przy wystawianiu dokumentu nie jest wymagana. Dokument sporządzany jest w języku hebrajskim. Musi on zawierać 12 wersetów, pod którymi świadkowie składają swój podpis. List rozwodowy zostaje następnie złożony w archiwum sądu rabinackiego, a małżonkowie dostają zaświadczenie o uzyskaniu stanu wolnego i zdolności do ponownego małżeństwa. Ponieważ w judaizmie małżeństwa mają wyłącznie charakter wyznaniowy (nie funkcjonuje instytucja ślubu cywilnego), kwestia rozwodu należy do wyłącznej kompetencji wspólnot religijnych.

*2 Kontrakt gefunen (קאָנטראַקט געפונען) - umowa zawarta

*3 Lomir nisht redn vegn dem ( לאָמיר נישט רעדן וועגן דעם ) - nie mówmy o tym

*4 Bleyb bshlum (בלײב בשלום ) - pozostań w pokoju

*5 Bushh (בושה) - drań, człowiek bezczelny

*6 Lec – błazen, kpiarz, szyderca

*7 Zunh (זונה) – ladacznica, dziwka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 23:35, 23 Maj 2022    Temat postu:

Cytat:
- To, o co ci chodzi?! - rabin Abfelbaum z naganą spojrzał na Aarona. - Możesz nie chcesz tego rozwodu?
- Może – odparł Goldblum z zagadkowym wyrazem twarzy.

Czyżby pan Goldblum się rozmyślił w kwestii rozwodu?
Cytat:
- Aaronie, wiesz, że jestem twoim przyjacielem, ale muszę wreszcie zająć stanowisko w twojej sprawie. Dłużej nie mogę tego odciągać. Już i tak ludzie gadają, że traktuję ciebie nad wyraz pobłażliwie.
- Niech gadają.
- Oj, nie ułatwiasz mi sprawy, nie ułatwiasz. – Rabin Abfelbaum zasępił się i cmoknął raz i drugi, po czym spojrzawszy ze współczuciem na Aarona powiedział: - dobrze, poczekam jeszcze dwa, trzy dni, no może maksymalnie tydzień, ale potem… sam wiesz.
- Wiem.

Rabin Apfelbaum jest wyjątkowo wyrozumiały dla Goldbluma
Cytat:
Pomyśl o Gołdzie, o jej rodzicach. Chcesz się z nią żenić, a wciąż nie masz rozwodu. Oni nie wiedzą, co o tym myśleć. To porządna rodzina.
- Może, ale ślubu nie będzie.
- Co to ma znaczyć?! - krzyknął rabin i aż poczerwieniał na twarzy. - Skoro mówię, że to porządna rodzina to znaczy, że tak jest. Przypominam ci, że to ty wybrałeś sobie Gołdę na nową żonę i matkę twoich dzieci. Wszystko przecież zostało dogadane. Kontrakt gefunen*2. Nie możesz się wycofać. No chyba, że chcesz żyć w niesławie.
- Powiedziałem, ślubu nie będzie.
- Ale dlaczego? Dlaczego?!
- Bo tak postanowiłem. Lomir nisht redn vegn dem.*3

Ciekawe dlaczego się rozmyślił?
Cytat:
– Pośpiesz się, bo pan Goldblum po rozmowie z rabinem Apfelbaumem jest wściekły.
- A kiedy taki nie był? Stary cap - Mosze z lekceważeniem wydął usta.
- Miarkuj się, bo jeszcze ktoś usłyszy – Abram rozejrzał się niespokojnie wkoło.
- A niby kto miałby usłyszeć. Odkąd nie ma tu pani Estery, ten dom jest martwy.
- Niedługo pan Goldblum będzie miał nową żonę.
- A będzie, będzie – odparł Mosze z ironicznym uśmieszkiem na twarzy – tylko ciekawe, czy sprosta tej roli.

Jak widać Goldblum jest uwielbiany przez swoich pracowników
Cytat:
- Nie chciałbym znaleźć się w twojej skórze, gdy pan Goldblum dowie się, że jego przyszła isza nie jest taka niewinna za jaką się podaje.
- Zamilcz, bo pożałujesz – zagroził Mosze.
- Ja? - zdziwił się Abram i z udawanym zdziwieniem rzekł: - to nie ja czyniłem jej awanse i nie ja odwiedzałem ją skrycie. Powiem ci, tylko, że to, co robicie z Gołdą, to zwykła podłość.

Prawdę mówiąc, to Gołda bardziej pasuje do młodego Mosze’go, niż do starego Goldblma
Cytat:
Aaron Goldblum siedział rozparty w fotelu i pogryzając solone migdały z wyraźną kpiną zauważył:
- Nie spieszyło się szanownemu panu. Widać, że moje polecenia nic już dla ciebie nie znaczą. Może polecenia innych są ważniejsze?
- Nie rozumiem, o co panu chodzi? Ja nigdy nie zrobiłbym nic przeciwko panu – wtrącił Mosze, przyjmując najbardziej służalczy wygląd, jaki tylko można sobie wyobrazić. Tymczasem Goldblum huknął dłonią w blat biurka, przy którym siedział i z wściekłością rzucił:
- Pozwoliłem ci odzywać się?! Myślisz, że jestem tak głupi, żeby wierzyć twoim zapewnieniom? Znam ciebie od dawna i wiem do czego potrafisz być zdolny. Na zbyt dużo ci pozwoliłem, ale teraz to się skończy. Zwalniam cię! Zabieraj swoje rzeczy i wynocha!

Chyba Mosze bardzo podpadł pryncypałowi
Cytat:
- Panie Goldblum zapewniam, że nic złego nie zrobiłem. Zawsze byłem w stosunku do pana lojalny. Zawsze byłem na pana jedno skinienie. Szanuję pana bardziej niż własnego ojca. Jest mi pan prawdziwym wzorem.
- Oj, Mosze, Mosze łgać ty potrafisz, jak nikt inny, ale nic ci to nie pomoże.
- Ja nie mogę stracić pracy u pana, przecież będę skończony – Mosze niemal załkał.
- I niby to ma mnie wzruszyć. Nie ośmieszaj się i idź mi stąd pókim dobry.
- Drogi panie Goldblum, jak naprawdę nie wiem, o co chodzi. Jeśli ktoś powiedział panu, że ja i Gołda… to nieprawda. Przysięgnę na co tylko pan zechce.
- Na twoim miejscu z tym przysięganiem byłbym bardzo ostrożny. Uważasz, że wyrzuciłem ciebie za twoje schadzki z tą małą zunh *7 - Aaron zaśmiał się cicho i stwierdził: - jesteś gorszym idiotą niż myślałem.

Goldblum chyba się bardzo zdenerwował na swojego pracownika
Cytat:
- Dobrze, będę wspaniałomyślny i powiem z jakiej przyczyny zmuszony jestem z nieukrywaną radością wyrzucić cię na zbity pysk. Od jakiegoś czasu uważnie ci się przyglądam. Opuściłeś się w wykonywaniu swoich obowiązków i to bardzo. Wiem, że to przez ciebie nie mogłem, tak jak zamierzałem, odebrać Cartwrightowi mojego jedynego wnuka. Miałeś zająć się sprawą. Twierdziłeś, że nie będzie żadnych problemów. I co? W Carson City spartoliłeś wszystko, co tylko można było i jeszcze na tym zarobiłeś. Mało tego, przez twoje nieudolne działania straciłem żonę.

Przecież to on chciał rozwodu!
Cytat:
- Milcz i słuchaj! Wystawiłeś mnie na pośmiewisko. To, że cadyk Laurie jest na mnie zagniewany to twoja wina. To, że przyjaciele odwracają się ode mnie, to twoja wina. I powiem ci coś, może to wszystko bym ci darował, mówię tak hipotetycznie, ale braku lojalności, nikomu nie daruję. Bo ty Mosze Levy okazałeś się człowiekiem bez honoru. Donosiłeś na mnie cadykowi i rabinowi. Rozpowszechniałeś plotki na mój temat. Tego nikt przy zdrowych zmysłach by nie wybaczył. A teraz wynoś się stąd, bo od patrzenia na ciebie robi mi się niedobrze.

A! To go zabolało
Cytat:
– Mosze, zrozumiawszy, że nie ma szans, żeby pryncypał zmienił swoją decyzję, postanowił pogrążyć Abrama. Uśmiechnął się więc ironicznie, i jak człowiek, który wie, że jego los został przesądzony, głosem pełnym jadu powiedział: - myśli pan, że Abram jest takim ideałem? Kiedyś napluł panu do tych solonych migdałów, którymi tak się pan zajada i jeszcze zamieszał je brudnym paluchem. I co? Nadal pan uważa, że to chodzący ideał?
- W porównaniu z tobą, to tak. To co zrobił Abram jest, co najwyżej niehigieniczne, ale to, czego ty się dopuściłeś jest podłe. Niektórzy nazywają to zdradą – odparł z groźną miną Goldblum, po czym zapytał: - masz jeszcze coś do zarzucenia panu Berkowitzowi?

Cóż, pracownicy warci szefa, a szef wart pracowników
Cytat:
A i jeszcze jedno, jeśli choć trochę zależy ci na Gołdzie, zacznij się o nią starać. Może jej rodzice będą ci przychylni. Masz szansę, żeby wreszcie postąpić uczciwie i uratować reputację dziewczyny. Chyba, że z ciebie zwykły bushh i wolisz korzystać, ze źródeł, które są własnością innych.

A tu muszę przyznać, że Goldblum w tym przypadku zachował się przyzwoicie

Kolejna część powiadania, tak jak poprzednie starannie opracowana i zawierająca mnóstwo wiadomości o języku i przepisach obowiązujących Żydów. Goldblumowi odechciało się rozwodu. Nie znam przyczyny tej zmiany, ale z pewnością nie są to szlachetne i bezinteresowne pobudki. Chyba knuje kolejną intrygę. Jakoś nie przejął się romansem przyszłej narzeczonej, gniewem rabina … nawet wiadomość, że Abram napluł do jego solonych migdałów też go specjalnie nie poruszyła. Jedynie nie przebaczył zdrady. Mosze stracił pracę u Goldbluma, ale myślę, że sobie poradzi. Ciekawa jestem, co knuje Goldblum i dlaczego rezygnuje z rozwodu. Co na to pani Estera? Ona przecież nie chce już z nim być. Czy kobieta może też starać się o rozwód? Ciekawe jak dalej potoczą się losy tego małżeństwa? Czy będą razem, czy jednak się rozstaną? Jeśli razem, to jak będą wyglądały kontakty pani Estery z wnukiem? Tyle pytań … poczekam na odpowiedzi … może niedługo? Może?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8747
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 11:59, 24 Maj 2022    Temat postu:

Dziękuję za ciekawy i życzliwy komentarz. Very Happy Niestety pani Estera nie może wystąpić o rozwód. Get, który według prawa żydowskiego rozwiązuje małżeństwo może być wydany jedynie przez mężczyznę. Zresztą wszystko to, co dotyczy małżeństwa w judaizmie i rozwodu jest dość skomplikowane, ale i ciekawe. W przypadku pani Estery wszystko zależy od Aarona, który jest obecnie w mało komfortowej sytuacji. Do tego dowiedział się o czymś niezwykłym, czego zupełnie się nie spodziewał. Być może te wieści wpłyną na jego charakter, może choć trochę się zmieni, złagodnieje... zobaczymy. Tymczasem zdradzę, że Aaron myśli o ponownym odwiedzeniu Virginia City. Czy znowu knuje? Być może. Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8747
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 10:55, 19 Sie 2022    Temat postu:

***

- Siadaj – powiedział Goldblum do Abrama, gdy ten przyszedł i poinformował go, że Mosze Levy, rzucając groźby i przekleństwa, wyniósł się na dobre nie zabierając ze sobą nic, co by do niego nie należało. Abram, trochę onieśmielony, przysiadł na brzegu krzesła i z wyczekiwaniem, ale też z pewną obawą spoglądał na Aarona, który sięgnąwszy do miseczki z migdałami, wyciągnął jednego z nich i przyjrzawszy się mu się uważnie, od niechcenia rzekł: - mam nadzieję, że tym razem nie naplułeś do nich.
Abram mocno poczerwieniał i pochylił głowę.
- Mosze, panu powiedział? - spytał cicho i ciężko westchnął.
- Owszem. To pozbawiony skrupułów bushh. Niestety, wiem coś o tym – odparł Aaron, który wcale nie wyglądał na zagniewanego. Przez chwilę przyglądał się zakłopotanemu chłopakowi z wyrozumiałością i dziwną, tak niespotykaną u niego, serdecznością w oczach. Uśmiechnąwszy się łagodnie, powiedział: - obiecaj, że nigdy więcej tego nie zrobisz. Bardzo lubię migdały i nie chcę, żeby aż tak jednoznacznie kojarzyły mi się z tobą.
- To się więcej nie powtórzy. Przysięgam na grób mojej matki – zapewnił z całą siłą Abram.
- Nie musisz przysięgać. Wierzę ci.
- Dziękuję za tak ogromną wyrozumiałość. Zapewniam, to był jeden jedyny raz. Nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło.
- Wiesz, co ci powiem? - w oczach Aarona pojawiły się wesołe błyski – na twoim miejscu zrobiłbym to samo.
Abram z niedowierzaniem spojrzał na Goldbluma, który jak gdyby nigdy nic wrzucił do ust swój ulubiony przysmak i rzekł:
- Teraz, mój Abramie czas wziąć się do pracy. Przez tego roshe*1 straciłem dużo cennego czasu, a czas to przecież pieniądz.
- Ma pan jak zwykle zupełną rację – przytaknął gorliwie Abram Berkowitz. Aaron westchnął na to ze zniecierpliwieniem i odparł:
- Nie musisz mi się przypochlebiać. Za stary ze mnie wyjadacz, żeby dać złapać się na te pochlebstwa. Nie potrzebuję asystenta, który mi wciąż potakuje. Pamiętasz taką naszą mądrość o kłamstwie i prawdzie?
- Każdy ją zna: "kłamstwa mówić nie wolno, niektórych prawd nie należy".*2
- Mój dziad, a po nim mój ojciec wciąż mi to powtarzali. Sam wiele razy korzystałem z tej mądrości. Jednak teraz potrzebuję kogoś, kto nie tylko nie będzie mnie oszukiwał, ale przede wszystkim będzie miał odwagę mówić prawdę, szczególnie tę, której nie należy. Potrzebuję kogoś kto mnie nie zdradzi. Ufam, że ty, Abramie, będziesz właśnie taką osobą.
- Ja… ja… - Berkowitz zupełnie zaskoczony zaczął się jąkać i nie był w stanie wydusić z siebie sensownej odpowiedzi.
- Jesteś zadziwiony moją przemianą – Goldblum uśmiechnął się, lecz uśmiech ten był dziwnie smutny. - Ja również, ale za jakiś czas zrozumiesz dlaczego tak właśnie się stało. Gdy patrzę wstecz na swoje życie, z którego tak bardzo byłem dumny, widzę wyraźnie, że tak naprawdę oprócz bogactwa nic nie osiągnąłem. Nic też, oprócz złego wspomnienia, nie zostawię po sobie. Jakie to dziwne, musiałem przeżyć ponad pół wieku, żeby zorientować się, o co tak naprawdę w tym życiu chodzi.
- A pańskim zdaniem, o co? - spytał Abram spoglądając z niedowierzaniem na swojego pryncypała. Nigdy dotąd Aaron Goldblum nie był tak samokrytyczny. Berkowitza to na równi zaskoczyło i zaniepokoiło. Może stary złośnik jest chory, a może, co gorsze, stał się bankrutem. Nie, nie to ostatnie jest niemożliwe, przecież jako sekretarz Goldbluma wiedziałby coś o tym. Interesy starego nigdy dotąd nie szły tak dobrze.
- Widzisz, chłopcze – zaczął tymczasem Aaron, a zorientowawszy się, że słowa te przyprawiły Abrama o niekłamane zdumienie, niemal parsknął śmiechem, po czym już z należną powagą kontynuował: - to wszystko ma sens, gdy przy tobie jest rodzina. Ja jej nie mam, bo przez swój upór i głupotę ją straciłem. Za późno przyszło opamiętanie, ale przyszło. Nie wiem ile lat pisanych jest mi na tym świecie, ale nie zamierzam ich spędzić, tak jak dotychczas. Nie chcę być zapamiętany, jako podły, wyrachowany bogacz, który stawia się ponad innych. Zrobiłem w życiu wiele złego. Chyba czas aby to zmienić.
- Nigdy pan nie złamał prawa – wtrącił Abram poruszony wyznaniem Goldbluma, po czym przerażony swoją odwagą natychmiast zamilkł.
- Masz rację. Nigdy nie złamałem prawa, ale balansowałem na jego krawędzi. Nie wiadomo, co gorsze. Gdy łamiesz prawo wszyscy wiedzą kim jesteś, gdy udajesz, że je szanujesz ludzie udają, że szanują ciebie, bo tak naprawdę nie wiedzą z kim mają do czynienia. Kiedyś, gdy byłem w twoim wieku pewien pastor, z którym prowadziłem interesy, powiedział mi, że żaden sługa nie może służyć dwóm panom, bo zawsze jednego z nich znienawidzi. Powiedział też, że nie można służyć Bogu i mamonie*3 bo to przynosi nieszczęście i zgubę. Wtedy nie rozumiałem jego słów. Przecież gdyby Jahwe nie chciał, żebym był bogaty to bym nie był. Wyśmiałem tego człowieka. Pamiętam, jak spojrzał na mnie ze smutkiem i żegnając się życzył mi, żebym nigdy nie musiał się o tym przekonać. - Goldblum zamilkł, a po chwili z zadumą dodał: - okazało się, że ten goj, ten pastor miał rację.
- Ale przecież to były interesy – zauważył Abram. - Sam pan mówił, że robiąc interesy trzeba być silnym i nie można ulegać, bo inaczej nic się nie osiągnie.
- To prawda, tak mówiłem – przyznał Aaron – ale teraz, patrząc za siebie, wiele spraw załatwiłbym inaczej. Miarą sukcesu nie powinno być to ilu przeciwników po drodze pokonam, ale to ilu z nich nie zostanie moimi wrogami. Rozumiesz?
- Chyba tak – odparł Abram – chodzi o… uczciwość.
- Właśnie.
- Jednak wielkie fortuny nie powstają z samej uczciwości.
- Masz rację, tyle tylko, że one nigdy nie są uczciwe. Małe geszefty, tak. Ogromne już nie. Za dużo w nich układów, zależności i ludzkiej krzywdy. Wiem, co mówię. Pieniądze to błoto, ale błoto to nie pieniądz.*4 Wszyscy są chciwi. Wystarczy dać im sposobność ku temu. Nie znam takiego człowieka, który nie byłby chciwy, który nie chciałby więcej. Chociaż… - tu Goldblum zawiesił głos i przymknął na chwilę oczy, po czym nie otwierając ich, jakby sam do siebie powiedział: - znałem jednego. Mógł zostać prawdziwym milionerem, ale pieniądze nic dla niego nie znaczyły.
- Proszę wybaczyć moją ciekawość – rzekł Abram - ale kim był ten szaleniec?
- Nie był, a jest i nie szaleniec, a człowiek honoru. Niestety, to goj.
- Goj?
- Tak. I wśród nich zdarzają się uczciwi ludzie, a przy tym bardzo uparci i nieprzekupni. - Aaron pokiwał głową, a następnie machnąwszy ręką powiedział: - no, dosyć tych zwierzeń. Bierzmy się do pracy, a ty zapamiętaj sobie: wobec mnie masz być szczery. Lepsza najgorsza prawda niż kłamstwo lub przemilczenie. Drugiego Mosze nie potrzebuję.
- Szanowny panie Goldblum nie zawiodę pana – zapewnił Abram.
- Mam taką nadzieję i przestań zwracać się do mnie „szanowny panie”.
- To jak mam mówić? - spytał zakłopotany Berkowitz.
- No, cóż, z racji wieku i zależności po imieniu mówić sobie nie będziemy. To znaczy, ja będę zwracał się do ciebie po imieniu, a ty do mnie nie – odparł wyraźnie rozbawiony mężczyzna. Abram zupełnie zbity z pantałyku, pomyślał, że jego pryncypał ma niechybnie coś z głową. Tymczasem Aaron rzekł: - na razie wystarczy „panie Goldblum”, potem zobaczymy, jak rzeczy będą się miały.
- Nie rozumiem.
- Przyjdzie czas, a zrozumiesz. Teraz przynieś mi dokumenty rozwodowe. Czas wreszcie załatwić tę sprawę. Po południu powiesz koutshmanowi*5, żeby na jutro przygotował powóz. Pojedziemy do Virginia City. Wyślij do LaMarra telegram z zapytaniem, czy przyjmie nas na kilka dni pod swój dach. Jeśli nie, to zarezerwuj dwa pokoje w tamtejszym hotelu.
- Panie Goldblum, proszę wybaczyć, ale czy naprawdę oddali pan swoją żonę i weźmie tę Gołdę zachwalaną przez swatkę?
- Co do mojej żony jeszcze nie wiem, co do Gołdy powiem tak: druga żona jest jak marcowe słońce: ani ziębi, ani grzeje.*6 Gdybym się z nią ożenił wyszedłbym na starego głupca. Co młode to młode i ze starym łączone być nie powinno.

***
Ponderosa. Dom Cartwrightów.

Mijał właśnie drugi dzień od wyjazdu Aileen i Hossa do San Francisco. W podróży towarzyszył im Logan Carter wraz z pannami LaMarr. Holly z trudem ukrywała zżerającą ją zazdrość. Tak bardzo chciała zobaczyć to niesamowite miasto, iść do teatru, restauracji, zrobić zakupy w najlepszych sklepach, po prostu beztrosko się zabawić. Po wszystkich trudnych chwilach, jakie były jej udziałem potrzebowała zmiany, ale oczywiście jej zasadniczy, uparty, pozbawiony jakichkolwiek ludzkich uczuć mąż zupełnie jej nie rozumiał. Kilka razy próbowała go podejść i była przy tym uosobieniem słodyczy. Jednak za każdym razem Adam bez mrugnięcia okiem odmawiał jej prośbie. Kategoryczne „nie” padło po tym, jak Holly zasłabła podczas robienia zakupów w Virginia City. Tym samym dała mężowi mocny argument przeciwko jakimkolwiek wyjazdom z domu. Próbowała co prawda z nim pertraktować, ale nic to nie dało. Adam początkowo tłumaczył jej jak dziecku, że kobiety w odmiennym stanie powinny przede wszystkim dużo odpoczywać (wtedy nie będą mdleć), myśleć pozytywnie (to zapewni im równowagę psychiczną), niczym się nie przejmować (oczywiście ze względu na dobro noszonego pod sercem maleństwa) i spędzać miło czas w domu (najlepiej w towarzystwie ukochanego małżonka). Jak łatwo się domyślić Holly nie zgadzała się z Adamem, choć prawdę mówiąc stwierdzenie to w żaden sposób nie oddawało tego, co kobieta myślała o mężowskich wywodach. Zwykle ich rozmowy kończyły się dynamiczną sprzeczką. Adam, zmęczony ciągłymi utarczkami z żoną, przestał cokolwiek jej tłumaczyć i tylko demonstracyjnie wskazywał dłonią na coraz bardziej zaokrąglony brzuch krnąbrnej połowicy. Uśmiechał się przy tym w taki sposób, że biedna Holly dostawała napadów szału. Ten pełen sarkazmu uśmieszek był niczym dolanie oliwy do ognia. W Holly odzywała się wówczas gorąca krew McCulligenów, a że w żyłach Adama nie płynęła woda, zaczynali kłócić się tak, jakby w oboje wstąpiło złe licho. Na szczęście te niezwykle gwałtowne awantury szybko się kończyły. Gwoli ścisłości należy dodać, że to Adam, który hołdował zasadzie: „zgoda buduje, niezgoda rujnuje”, zawsze pierwszy wyciągał rękę do zgody. Zresztą Holly nie potrafiła długo gniewać się na męża. Wystarczył jego jeden pocałunek, muśnięcie warg, czułe spojrzenie szaro-zielonych oczu, objęcie ramionami, a już stawała się najpokorniejszą i najłagodniejszą z kobiet. Oczywiście do czasu.
Jeszcze przed wyjazdem Hossa i Aileen, ruszył jesienny spęd bydła. Adam co prawda nie brał w nim udziału, ale pomagał w przygotowaniach do niego i zanim stado bydła ruszyło w kierunku Kansas całe dnie spędzał poza domem. Tymczasem Holly ogarnęła dziwna apatia. Była jakaś przygaszona i smutna. Nawet słowne utarczki z mężem nie były już tak ekscytujące. Jedynie Matti potrafił wywołać uśmiech na jej twarzy. Emily, bardzo zaniepokojona stanem bratanicy, podzieliła się swymi obawami z Esterą, która również zauważyła dziwne przygnębienie Holly. Obie kobiety doszły do wniosku, że skoro świeżo upieczeni małżonkowie nie mieli ani wesela z prawdziwego zdarzenia, ani podróży poślubnej to niech przynajmniej pobędą razem i nacieszą się swoją obecnością. Emily doszła do wniosku, że najlepiej będzie jeśli Estera i Matt zamieszkają u niej przez kilka dni. Estera początkowo wzbraniała się nie chcąc przysparzać przyjaciółce kłopotów. Zgodziła się dopiero gdy ta zapewniła ją, że o żadnych kłopotach nie może być mowy. Poza tym Emily, z natury osoba bardzo towarzyska, potrzebowała w domu czyjejś obecności. Jakoś nie uśmiechała się jej trzytygodniowa samotność, bo tyle czasu poza domem miał przebywać Ralph, jej mąż. Pozostawała jeszcze kwestia małego Matta, wpatrzonego w Holly, jak w obrazek. Chłopczyk nie wyobrażał sobie, że może choć jeden dzień spędzić z dala od nowej mamy. Gdy kobiety zastanawiały się, jak przekonać swego ulubieńca do spędzenia z nimi kilku dni, Matthew, który przypadkiem usłyszał rozmowę obu pań stwierdził, że mogłoby być fajnie zamieszkać na jakiś czas z ciocią i babcią (trochę podpadł tacie i wolał przeczekać jego zły nastój pod skrzydłami kochających go bezwarunkowo kobiet). Nie dając po sobie poznać, jak bardzo mu na tym zależy z poważną miną zakomunikował, że może im dotrzymać towarzystwa o ile będzie mógł zabrać ze sobą Carmelka oraz Muffinkę. Emily szybko na to przystała i tak zaraz po tym, gdy Ponderosa opustoszała Estera i Matt wraz z kucykiem i suczką przenieśli się do Toliverów. Adam początkowo był zaskoczony tym, jak mu się zdawało, dziwnym zamysłem, ale gdy Estera wytłumaczyła mu o co tak naprawdę chodzi szybko uznał, że to świetny plan, a jeszcze szybciej odwiózł dwójkę „spiskowców” do domu Emily. Niestety, pierwszy dzień sam na sam, po którym Adam dużo sobie obiecywał, był jakiś dziwny. Małżonkowie zamiast cieszyć się swoją obecnością zaczęli zachowywać się tak, jakby dopiero co się poznali. Zwykle mieli sobie sporo do powiedzenia, teraz jednak rozmowa się nie kleiła i oboje odczuwali jakiś dziwny rodzaj zakłopotania. Do tej pory w domu nieustannie ktoś przebywał. Drzwi prawie się nie zamykały. Wciąż ktoś wpadał, czegoś chciał, o coś pytał. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, bowiem ranczo rządziło się swoimi prawami, a takie ciche dni, jak te prawie się nie zdarzały. Być może dlatego tak Holly, jak i Adam poczuli się trochę nieswojo w tej dla nich właściwie nowej sytuacji. Bądź co bądź czym innym jest zacisze własnej sypialni i to w nocy, a czym innym bycie ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę. Holly wpadła niemal w popłoch, gdy uświadomiła sobie, że tak naprawdę wcale nie zna swojego męża. Gdyby dziewięć miesięcy wcześniej, kiedy to opuszczała Georgię, ktoś powiedział jej, że przed upływem roku wyjdzie za mąż i będzie oczekiwać dziecka postukałaby się w głowę. Jej plan na życie nie przewidywał kolejnego małżeństwa. Wciąż nie mogła pojąć, jak to się stało, że rzuciła się w ramiona obcego mężczyzny. Z jednej strony było jej wstyd, że instynkt pierwotny wziął górę nad jej zdrowym rozsądkiem, z drugiej zaś wiedząc, jak kruche bywa życie niczego nie żałowała. Czasami tylko zastanawiała się, czy aby na pewno kocha Adama. Bała się, że pociąg fizyczny do niego wzięła za miłość. Co będzie, gdy za jakiś czas po prostu znudzą się sobą, albo stwierdzą, że się pomylili i nie są dla siebie. Takie myśli coraz częściej pojawiały się w głowie Holly. Do tego zaczęła obawiać się o swoje nienarodzone dziecko. Od jakiegoś czasu miała nieprzyjemne sny, w których traciła maleństwo. Chciała o tym opowiedzieć Adamowi, ale jakoś nie mogła zdobyć się na odwagę. Bała się, że ją wyśmieje, albo co gorsza w trosce o jej zdrowie całkowicie uwięzi ją w domu. Ta perspektywa niemal zmroziła jej krew w żyłach. Do tego wszyscy się rozjechali i została z Adamem sam na sam. Dziwnym wydało się jej, że Estera, a nawet Matt tak ochoczo przystali na zaproszenie ciotki Emily. Było jej przykro, że Matthew, który na każdym kroku okazywał jej tyle sympatii i uczucia, po prostu ją zostawił, a do tego jeszcze zabierze ze sobą Muffinkę, najsłodszą psinkę pod słońcem. Gdyby chociaż Hop Sing był w domu, ale nie, musiał koniecznie jechać na spęd. Holly poczuła się zupełnie opuszczona. Przez myśl jej nie przeszło, że z podobnymi wątpliwościami mierzył się Adam. Od blisko trzech godzin siedział w stajni. Zdążył wyszczotkować wszystkie konie, zmienić im ściółkę w boksach i wyczyścić siodła na błysk, jednak nie umiał odpowiedzieć sobie na pytanie co tak naprawdę czuję do Holly. Obawiał się, że fascynację dziewczyną wziął za miłość, a to nie mogło dobrze wróżyć na przyszłość. Przybity tymi niewesołymi przemyśleniami westchnął ciężko. Poczuł się dziwnie samotny i pożałował, że pozwolił Mattowi na pobyt u Emily. Dużo by dał, żeby właśnie teraz przytulić synka, albo poczytać mu książkę, czy zagrać z nim w warcaby.
Był już wieczór, gdy Adam wreszcie wyszedł ze stajni. Był głodny i miał nadzieję, że Holly pomyślała o kolacji. Pewnie będzie wściekła, że urwałem się na tyle czasu, ale może to lepiej. Drobna sprzeczka jest lepsza niż milczenie - pomyślał. Pocieszony tym stwierdzeniem wszedł do domu i stanął jak wryty. W salonie panował półmrok i nic nie wskazywało żeby kolacja była gotowa. Poczuł niepokój. Pomyślał, że Holly coś się stało i wtedy ją zobaczył. Siedziała w fotelu obejmując się ramionami. Płakała.

***

_____________________________________________________________
*1 Roshe (ראָשע ) - łotr
*2 Mądrości żydowskie, s. 31
*3 Pastor miał na myśli Ewangelię św. Łukasza, Przypowieść o dobrym użyciu pieniądza: 16,9-13
*4 Horacy Safrin, Przy szabasowych świecach, s.189
*5 Koutshman (קאָוטשמאַן) – woźnica, stangret
*6 Horacy Safrin, Przy szabasowych świecach. Wieczór drugi, s. 188


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:37, 19 Sie 2022    Temat postu:

Cytat:
… - mam nadzieję, że tym razem nie naplułeś do nich.
Abram mocno poczerwieniał i pochylił głowę.
- Mosze, panu powiedział? - spytał cicho i ciężko westchnął.
- Owszem. To pozbawiony skrupułów bushh. Niestety, wiem coś o tym – odparł Aaron, który wcale nie wyglądał na zagniewanego. Przez chwilę przyglądał się zakłopotanemu chłopakowi z wyrozumiałością i dziwną, tak niespotykaną u niego, serdecznością w oczach. Uśmiechnąwszy się łagodnie, powiedział: - obiecaj, że nigdy więcej tego nie zrobisz. Bardzo lubię migdały i nie chcę, żeby aż tak jednoznacznie kojarzyły mi się z tobą.

A co on taki słodziutki?
Cytat:
- Jesteś zadziwiony moją przemianą – Goldblum uśmiechnął się, lecz uśmiech ten był dziwnie smutny. - Ja również, ale za jakiś czas zrozumiesz dlaczego tak właśnie się stało. Gdy patrzę wstecz na swoje życie, z którego tak bardzo byłem dumny, widzę wyraźnie, że tak naprawdę oprócz bogactwa nic nie osiągnąłem. Nic też, oprócz złego wspomnienia, nie zostawię po sobie. Jakie to dziwne, musiałem przeżyć ponad pół wieku, żeby zorientować się, o co tak naprawdę w tym życiu chodzi.

Ja również się dziwię
Cytat:
… - to wszystko ma sens, gdy przy tobie jest rodzina. Ja jej nie mam, bo przez swój upór i głupotę ją straciłem. Za późno przyszło opamiętanie, ale przyszło. Nie wiem ile lat pisanych jest mi na tym świecie, ale nie zamierzam ich spędzić, tak jak dotychczas. Nie chcę być zapamiętany, jako podły, wyrachowany bogacz, który stawia się ponad innych. Zrobiłem w życiu wiele złego. Chyba czas aby to zmienić.

I mamy skruszonego grzesznika?
Cytat:
Kiedyś, gdy byłem w twoim wieku pewien pastor, z którym prowadziłem interesy, powiedział mi, że żaden sługa nie może służyć dwóm panom, bo zawsze jednego z nich znienawidzi. Powiedział też, że nie można służyć Bogu i mamonie*3 bo to przynosi nieszczęście i zgubę. Wtedy nie rozumiałem jego słów. Przecież gdyby Jahwe nie chciał, żebym był bogaty to bym nie był. Wyśmiałem tego człowieka. Pamiętam, jak spojrzał na mnie ze smutkiem i żegnając się życzył mi, żebym nigdy nie musiał się o tym przekonać. - Goldblum zamilkł, a po chwili z zadumą dodał: - okazało się, że ten goj, ten pastor miał rację.

Chyba rzeczywiście się zmienił
Cytat:
… - Panie Goldblum, proszę wybaczyć, ale czy naprawdę oddali pan swoją żonę i weźmie tę Gołdę zachwalaną przez swatkę?
- Co do mojej żony jeszcze nie wiem, co do Gołdy powiem tak: druga żona jest jak marcowe słońce: ani ziębi, ani grzeje.*6 Gdybym się z nią ożenił wyszedłbym na starego głupca. Co młode to młode i ze starym łączone być nie powinno.

Najbardziej z tej przemiany to chyba Gołda się ucieszy?
Cytat:
Kategoryczne „nie” padło po tym, jak Holly zasłabła podczas robienia zakupów w Virginia City. Tym samym dała mężowi mocny argument przeciwko jakimkolwiek wyjazdom z domu. Próbowała co prawda z nim pertraktować, ale nic to nie dało. Adam początkowo tłumaczył jej jak dziecku, że kobiety w odmiennym stanie powinny przede wszystkim dużo odpoczywać (wtedy nie będą mdleć), myśleć pozytywnie (to zapewni im równowagę psychiczną), niczym się nie przejmować (oczywiście ze względu na dobro noszonego pod sercem maleństwa) i spędzać miło czas w domu (najlepiej w towarzystwie ukochanego małżonka).

Cóż, sporo racji w tym jest
Cytat:
Jedynie Matti potrafił wywołać uśmiech na jej twarzy. Emily, bardzo zaniepokojona stanem bratanicy, podzieliła się swymi obawami z Esterą, która również zauważyła dziwne przygnębienie Holly. Obie kobiety doszły do wniosku, że skoro świeżo upieczeni małżonkowie nie mieli ani wesela z prawdziwego zdarzenia, ani podróży poślubnej to niech przynajmniej pobędą razem i nacieszą się swoją obecnością. Emily doszła do wniosku, że najlepiej będzie jeśli Estera i Matt zamieszkają u niej przez kilka dni.

To chyba dobry pomysł
Cytat:
Chłopczyk nie wyobrażał sobie, że może choć jeden dzień spędzić z dala od nowej mamy. Gdy kobiety zastanawiały się, jak przekonać swego ulubieńca do spędzenia z nimi kilku dni, Matthew, który przypadkiem usłyszał rozmowę obu pań stwierdził, że mogłoby być fajnie zamieszkać na jakiś czas z ciocią i babcią (trochę podpadł tacie i wolał przeczekać jego zły nastój pod skrzydłami kochających go bezwarunkowo kobiet). Nie dając po sobie poznać, jak bardzo mu na tym zależy z poważną miną zakomunikował, że może im dotrzymać towarzystwa o ile będzie mógł zabrać ze sobą Carmelka oraz Muffinkę. Emily szybko na to przystała i tak zaraz po tym, gdy Ponderosa opustoszała Estera i Matt wraz z kucykiem i suczką przenieśli się do Toliverów.

Nawet Matt go zaaprobował, choć może z innych powodów
Cytat:
Niestety, pierwszy dzień sam na sam, po którym Adam dużo sobie obiecywał, był jakiś dziwny. Małżonkowie zamiast cieszyć się swoją obecnością zaczęli zachowywać się tak, jakby dopiero co się poznali. Zwykle mieli sobie sporo do powiedzenia, teraz jednak rozmowa się nie kleiła i oboje odczuwali jakiś dziwny rodzaj zakłopotania. Do tej pory w domu nieustannie ktoś przebywał. Drzwi prawie się nie zamykały. Wciąż ktoś wpadał, czegoś chciał, o coś pytał. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, bowiem ranczo rządziło się swoimi prawami, a takie ciche dni, jak te prawie się nie zdarzały. Być może dlatego tak Holly, jak i Adam poczuli się trochę nieswojo w tej dla nich właściwie nowej sytuacji.

Niedługo powinni się przyzwyczaić
Cytat:
Czasami tylko zastanawiała się, czy aby na pewno kocha Adama. Bała się, że pociąg fizyczny do niego wzięła za miłość. Co będzie, gdy za jakiś czas po prostu znudzą się sobą, albo stwierdzą, że się pomylili i nie są dla siebie. Takie myśli coraz częściej pojawiały się w głowie Holly. Do tego zaczęła obawiać się o swoje nienarodzone dziecko. Od jakiegoś czasu miała nieprzyjemne sny, w których traciła maleństwo. Chciała o tym opowiedzieć Adamowi, ale jakoś nie mogła zdobyć się na odwagę. Bała się, że ją wyśmieje, albo co gorsza w trosce o jej zdrowie całkowicie uwięzi ją w domu. Ta perspektywa niemal zmroziła jej krew w żyłach.

To chyba zwykłe wahania nastroju u ciężarnej kobiety
Cytat:
Od blisko trzech godzin siedział w stajni. Zdążył wyszczotkować wszystkie konie, zmienić im ściółkę w boksach i wyczyścić siodła na błysk, jednak nie umiał odpowiedzieć sobie na pytanie co tak naprawdę czuję do Holly. Obawiał się, że fascynację dziewczyną wziął za miłość, a to nie mogło dobrze wróżyć na przyszłość. Przybity tymi niewesołymi przemyśleniami westchnął ciężko. Poczuł się dziwnie samotny i pożałował, że pozwolił Mattowi na pobyt u Emily.

On też ma wątpliwości? Czyżby „przechodził" ciążę żony?

Kolejny, bardzo długo wyczekiwany odcinek opowiadania. Nie ma dynamicznej akcji, ale za to jest sporo o przemianach głównych bohaterów. Okazuje się, że Goldblum stał się zupełnie innym człowiekiem. Twierdzi, że najważniejsza jest rodzina, bliscy, którzy dzielą z człowiekiem radość i troski. Jest łagodny dla Abrama, nie karze go za plucie do migdałów, tłumaczy różne sprawy. Rozważa pogodzenie z żoną.
Holly z trudnością znosi ciążę. Chciałaby gdzieś pojechać, pochodzić po sklepach, ale cóż, ma kiepskie samopoczucie i do tego zdarza jej się zemdleć. Nastrój też ma nienajlepszy. Przyjaciele to zauważają i postanawiają urządzić Holly i Adamowi namiastkę miodowego miesiąca. Zostawiają ich samych w Ponderosie. Niestety, zły nastrój nie ustępuje, w dodatku Adama też dręczą różne wątpliwości. Oboje zaczynają się zastanawiać, czy łączy ich prawdziwa miłość, czy jedynie fizyczny pociąg. To trudne pytanie i może dobrze, że się nad nim zastanawiają. Jednak sporo razem przeszli, mają wspólne dziecko (bo przecież Matt uważa się za synka Holly) i na pewno niebawem wyjaśnią sobie wszystko i razem wyjdą z kryzysu. Czekam (niecierpliwie) na kontynuację i pogodne niebo nad Ponderosą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8747
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:09, 20 Sie 2022    Temat postu:

Dziękuję za ciekawy komentarz. Very Happy Przyznam się, że trochę ciężko było mi wrócić do pisania. Trzy miesiące przerwy to jednak sporo. Mam nadzieję, że teraz będzie już z górki. Mruga
Długo zastanawiałam się nad przemianą Goldbluma. Doszłam do wniosku, że mimo wszystko trzeba dać mu szansę. Chyba dotarło do niego, że są ważniejsze sprawy niż bogactwo i związana z tym władza.
Jeśli chodzi o Adama i Holly, to po całej masie zawirowań w ich życiu nastąpił wreszcie spokój. Zostali w Ponderosie sami i mogą robić co chcą. Niestety zdaje się, że za bardzo nie wiedzą co zrobić z tą swobodą. Oboje mają przy tym wiele wątpliwości. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8747
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 23:21, 25 Sie 2022    Temat postu:

***

Na widok płaczącej żony Adama coś zakuło w piersi. Podbiegł do niej i przyklęknął przy fotelu, na którym siedziała. Położył dłoń na jej kolanie i przejętym głosem spytał:
- Holly, co się stało? Coś cię boli? Powiedz, co ci jest?
Odpowiedziało mu tylko głośniejsze chlipnięcie.
- Popatrz na mnie? Masz do mnie pretensję, że na całe popołudnie zostawiłem ciebie samą?
- Nie – chlipnęła znowu.
- To co się dzieje? Może pojadę po doktora Martina? – spytał Adam.
- Nie. Nie ma takiej potrzeby – odparła przez łzy.
- Holly, czy powiesz mi wreszcie dlaczego płaczesz?
Kobieta popatrzyła na niego mokrymi od łez oczyma i wreszcie, pociągnąwszy nosem, kiwnęła głową. Wyglądała przy tym, jak mała skrzywdzona dziewczynka. Adam wstał z kolan i wyciągnąwszy do żony dłonie, pomógł jej wstać z fotela. Chwilę później objął ją ramionami, a ona wtuliła swą zapłakaną twarz w jego tors. Usłyszała, jak szybko bije mu serce i nieznaczenie się uśmiechnęła.
- Wystraszyłam cię trochę? - spytała cichutko.
- Trochę? Gdy cię ujrzałem płaczącą omal nie dostałem ataku serca – odparł Adam całując żonę w czoło. Ona mocniej przywarła do niego obejmując go ramionami w pasie. Poczuła ogarniający ją spokój. Teraz właśnie tego potrzebowała. Spokoju i poczucia bezpieczeństwa, a on, Adam potrafił jej to dać. Naraz uświadomiła sobie, że przy Braxtonie, swoim pierwszym mężu, nigdy tak się nie czuła. Może więc uczucie, jakie do niego żywiła nie było prawdziwą miłością. Może to Adam jest jej pisany, i może dlatego musiała przejść przez te wszystkie nieszczęścia i trudy, aby go odnaleźć. Znowu pociągnęła nosem, a wtedy Adam wyjął z kieszeni spodni chusteczkę i wytarł jej nos, jak małemu dziecku. Ten gest zdumiał, ale i rozczulił Holly. Popatrzyła na męża trochę zawstydzona i rzekła:
- Wybacz, nie wiem co mi się stało. Nagle zebrało mi się na płacz. Nigdy tak się nie zachowywałam. To chyba przez mój stan.
- Możliwie – powiedział łagodnie Adam – ale myślę, że mimo to powinniśmy porozmawiać.
- Naprawdę nie ma takiej potrzeby – rzekła próbując się uśmiechnąć - już mi lepiej. Powiedz, jak ma się moja klacz. Przyzwyczaiła się już do nowego miejsca?
- Nie zmieniaj tematu – odparł Adam i podprowadzając Holly do kanapy pomógł jej usiąść. - Pewne kwestie musimy sobie wyjaśnić.
- To może później. Jest pora kolacji, a ty na pewno musisz być głodny.
- Holly, nie bądź tchórzem – Adam z powagą spojrzał na żonę, a ona wiedziała już, że rozmowa, której się obawiała nie ominie jej.
- Nie jestem – odparła hardo. Czego jak czego, ale na odwadze jej nie zbywało. - Chcesz rozmawiać? Proszę bardzo. Rozmawiajmy.
- Ale nie tak.
- A jak?
- Jak mąż z żoną – odparł Adam biorąc drobną dłoń Holly w swoją rękę. - Słucham, co nie daje ci spokoju?
- Nie wiem od czego zacząć…
- Najlepiej od początku.
- Żeby to było takie łatwe – Holly wzruszyła ramionami.
- Wbrew pozorom to jest bardzo proste.
- Tak? - spojrzała na niego wyzywająco – to proszę, może ty spróbujesz.
- Ale przecież to ty masz problemy – zauważył łagodnie Adam.
- Ja?! Ja?! Nie mam żadnych! Coś ci się pomyliło! Gdybym miała to bym ci powiedziała!
- Holly – zaczął Adam z wyrozumiałością dobrego ojca – nie zaprzeczaj sama sobie. Dopiero co płakałaś. Chyba był tego jakiś powód?
- Kobiety przy nadziei już tak mają. To twoje słowa.
- Owszem, mają huśtawkę nastoju, ale nie zapominaj, że ja już trochę ciebie znam. Mów, pókim dobry, o co chodzi – Adam nieznacznie podniósł głos i zrobił groźną minę. Holly westchnąwszy ciężko spojrzała mu prosto w oczy i spytała:
- Myślisz, że uda nam się stworzyć prawdziwą rodzinę?
- My ją już tworzymy.
- Ja pytam poważnie – odparła.
- A ja w taki właśnie sposób odpowiedziałem. Holly, wiem, że masz mnóstwo wątpliwości. Ja też je mam. Byłbym skończonym głupcem, gdybym zakładał, że nasze wspólne życie będzie pasmem nieustającej szczęśliwości. Życie na tym nie polega. Popatrz na mnie, długo szukałem kobiety, z którą mógłbym założyć rodzinę. Chyba wszyscy ze mną na czele nie wierzyli, że kiedyś to nastąpi i nagle pojawiła się Naomi. To było jak uderzenie gromu w piękny, słoneczny dzień.
- Zakochaliście się w sobie od pierwszego wejrzenia?
- Tak. Jestem o tym święcie przekonany – Adam uśmiechnął się z nostalgią. - Była moim dopełnieniem, a ja jej. Gdy ją spotkałem nie myślałem, że taka miłość w ogóle może być możliwa. A jednak była. Tyle tylko, że nasze szczęście trwało bardzo krótko. Odeszła nagle i nieoczekiwanie. To bolało. Chciałem iść za nią. Nie wiem, co mnie powstrzymało przed ostatecznym krokiem.
- Pan Bóg – odparła Holly. – Też tak się czułam, gdy straciłam Braxtona, a potem synka. Gdyby nie wiara, gdyby nie pewność, że po tamtej stronie oni są, żyją, ale w innej postaci i bardzo pragną, żebym mimo wszystko była szczęśliwa, dawno nie byłoby mnie wśród żywych.
- Naprawdę tak myślisz? - Adam spojrzał na żonę z niejakim zaskoczeniem.
- Tak. To cię dziwi?
- Nie – odparł cicho.
- To dobrze. Życie jest zbyt krótkie, żeby oddawać się rozpaczy. Oczywiście łatwo jest powiedzieć: nie rozpaczaj, ale gdy strach i pytanie o przyszłość zaczynają nami rządzić, to naprawę trudno jest sobie z tym poradzić. Wiesz, nie chciałam wyjeżdżać z domu, z Georgii. Tam był mój cały świat, całe moje życie, byli ci, których opłakiwałam. Wojna mi to zabrała. Gdy przyjechałam tu do Nevady była we mnie ogromna złość, którą musiałam wyładować, bo w przeciwnym razie oszalałabym.
- I trafiło na mnie – wtrącił żartobliwie Adam.
- Masz rację. Byłeś najbardziej irytującym człowiekiem pod słońcem. Nic więc dziwnego, że moja złość znalazła odpowiednią pożywkę. Nawet nie wiesz, co o tobie myślałam.
- Mogę sobie wyobrazić, ale nie chcę wiedzieć – odparł i przytulił ją do siebie.
- To dobrze, bo spaliłabym się ze wstydu – wyznała z uśmiechem. - Wtedy na tym pikniku, gdy pojechałam za tobą naprawdę chciałam tylko porozmawiać. Nie sądziłam, że tak to się skończy, że pozwolę na bliskość, że będę jej chciała. Nie wiem, co mnie wtedy napadło. Sprowokowałam cię. Teraz mam wyrzuty sumienia.
- Słucham?!
- Co się tak dziwisz? Mam wyrzuty sumienia, bo to przeze mnie musiałeś się żenić, a zdaje się, że wcale tego nie chciałeś.
- Co za bzdury wygadujesz! Nie przeczę, że na początku doprowadzałaś mnie do pasji, ale potem zaczęłaś mnie intrygować. W twojej obecności po prostu czułem się dobrze. Nawet wtedy, gdy wszczynałaś awantury o nic.
- Nigdy tego nie robię. Awantury zawsze są o coś – zauważyła.
- W porządku. Niech ci będzie – Adam skinął głową. - Wiesz, co najbardziej mnie w tobie ujęło? Twój stosunek do Matta. Dałaś mu tyle ciepła i miłości, i to wtedy gdy ja go zawiodłem.
- Miło, że to zauważyłeś.
- Mówiłaś o wyrzutach sumienia. Z nas dwojga to raczej ja powinienem je mieć. Jesteś taka młoda, a ja sporo starszy od ciebie.
- Przestań. Co wiek ma do rzeczy?
- Otóż ma. Gdy ja będę miał pięćdziesiąt lat, ty nadal będziesz piękną młodą kobietą. Nie chciałbym zmarnować ci życia. Być może pośpieszyliśmy się nieco…
- Teraz to ty wygadujesz bzdury! - Holly odsunęła się gwałtownie od Adama.
- Proszę, nie przerywaj mi. Mówiąc, że pośpieszyliśmy się, miałem na myśli to jak bardzo oboje jesteśmy pokaleczeni i jak bardzo potrzebowaliśmy siebie nawzajem. Prosiłem Boga, żeby mi pomógł, żeby wyciągnął mnie z tej, jak mi się wydawało, sytuacji bez wyjścia.
- I co, Pan Bóg odpowiedział na twoje prośby?
- Tak. Przysłał mi kogoś – odparł Adam po chwili milczenia, czule wpatrując się w oczy Holly.
- Kogo? - spytała cichutko.
- Pewną rudowłosą dziewczynę o niezwykle irytującym sposobie bycia. Po tym naszym pierwszym spotkaniu, może nie od razu, ale zaczęło do mnie docierać, że mimo mojej tragedii świat się jednak kręci. Holly, gdyby nie ty, gdyby nie twoje bezpardonowe, bezczelne słowa o tym, jak kiepskim jestem ojcem, straciłbym Matthew bezpowrotnie. Otworzyłaś mi oczy i za to bardzo ci dziękuję.
- Proszę bardzo, drobnostka – powiedziała i próbując ukryć wzruszenie, dodała: - polecam się na przyszłość.
Tymczasem Adam uśmiechnąwszy się kontynuował:
- Czasami myślę sobie, że to także zasługa Naomi, że to ona przyprowadziła ciebie do nas.
- No, popatrz – rzekła nieswoim głosem Holly – i mnie się tak wydawało. To znaczy nie chodzi mi o twoją żonę. Po prostu, jakby to dziwnie nie zabrzmiało, miałam wrażenie, że w tej długiej drodze z Georgii towarzyszył mi Braxton. Czułam to wyraźnie. Do tego przez cały ten czas śnił mi się. Teraz już nie przychodzi do mnie. Tak jakby wiedział, że jestem tu bezpieczna, jakby wiedział, że u kresu tej drogi znajdę kogoś kto będzie mi wsparciem, z kim będę na dobre i na złe. Adamie, czy będziesz ze mną na dobre i na złe?
- Przecież wiesz, że tak. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Bardzo.
- A kochasz mnie? - spojrzała na niego z ogromną przenikliwością w oczach. Adam pod wpływem jej wzroku nieco się zmieszał. Pochylił głowę i chrząknąwszy, odparł:
- Chyba… tak. Wybacz, to „chyba”, ale wszystko wokół nas tak szybko się toczyło. Tak naprawdę sam nie wiem co do ciebie czuję. Potrafisz w jednej chwili doprowadzić mnie do szału. Wtedy gotów byłbym cię rozszarpać. W drugiej jesteś tak słodka, tak miła, że natychmiast chcę cię mieć, chcę być z tobą, jak mężczyzna z kobietą.
- To znaczy, że mnie nie kochasz – stwierdziła posmutniawszy Holly – pociąg fizyczny, to za mało, aby stworzyć trwały związek.
- Holly, to nie tak… wybacz, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.
- Spokojnie Adamie, doskonale ciebie rozumiem. Ja też mam wątpliwości. Nie jestem pewna swoich uczuć. To wydaje mi się, że cię kocham, jak nikogo innego, to znowu obawiam się, że tak nie jest i gdyby nie dziecko, nigdy byś się ze mną nie ożenił. Sam więc widzisz, że i ja nie jestem w stu procentach pewna swoich uczuć.
- Co innego mówiłaś, gdy razem z Mattem…
- Słyszałeś? - przerwała mu. Adam skinął głową nie odrywając od niej wzroku. - Cóż, tak wtedy czułam. Myślałam, że to już koniec.
- To znaczy, że mnie oszukałaś?
- Tak bym tego nie ujęła. Uwierz mi, że bardzo cię lubię i lubię budzić się przy twoim boku. W twoich ramionach czuję się tak fantastycznie, że nie sposób tego opisać, ale nie mogę tego nazwać głębokim uczuciem. Potrafisz być czuły, dobry, ale też strasznie uparty i apodyktyczny.
- Uparty – tak, apodyktyczny - nie.
- Wiem co mówię. Jesteś taki i już. I wiem też jaką ja jestem osobą. Potrafię wytrącić człowieka z równowagi.
- Mało powiedziane – stwierdził z przekąsem Adam i dodał: - jesteś nieustępliwa, złośliwa, uparta, jak mulica, łatwo cię zdenerwować, a do tego jesteś podstępna.
- Tylko nie podstępna! - zaperzyła się Holly.
- Jesteś podstępna i zdania nie zmienię.
- To podaj choć jeden przykład kiedy to twoim zdaniem byłam podstępna – Holly spojrzała na męża z wyraźną kpiną w oczach.
- Chcesz przykładu? Służę. Speed Monroe. Wystarczy?
- Mhm. Masz rację, to ze Speedem było klasycznym podstępem, ale jeśli chcesz wiedzieć, to wcale tego nie żałuję. Wszak cel uświęca środki, a twoja głupkowata mina była warta każdych pieniędzy – Holly cichutko zachichotała.
- Ach, ty rudy łobuzie – Adam objął ją ramieniem i pocałował, po czym stwierdził: - wcale nie miałem głupkowatej miny.
- Miałeś.
- Nie miałem. Na mojej twarzy na pewno malowała się wściekłość.
- Niech ci będzie, ale i tak moje było na wierzchu. Zaufałam Speedowi i nie zawiodłam się.
- Miałaś szczęście – stwierdził Adam.
- Raczej intuicję do ludzi. Wiedziałam, że Speedowi warto pomóc i już.
- Lubisz pomagać innym, nieprawdaż?
- Prawdaż – odparła - mam to po tacie. On lubił pomagać ludziom. Wszystkim. Białym i czarnym. Wolnym i niewolnikom. Uważał, że tak należy. I to nie dlatego, że był lekarzem. On w ludziach szukał dobra. Potrafił, jak nikt inny współczuć i za to właśnie przyszło mu zapłacić najwyższą cenę. I wiesz, co? Chyba by cię polubił.
- Możliwe – Adam pokiwał głową.
- Na pewno by tak było.
- Skąd ta pewność?
- Każdy, kto nie bał się mnie zyskiwał w oczach taty – odparła chełpliwie.
- Rozumiem. To by znaczyło, że twój mąż Braxton był bardzo odważnym człowiekiem i to nie tylko na polu bitwy.
- Można tak powiedzieć. Ale dajmy temu spokój – Holly nagle posmutniała.
- Przepraszam, chyba się trochę zagalopowałem.
- Nie, nie, po prostu przypomniałam sobie, jak mu dokuczałam. Wtedy wydawało mi się to zabawne. Dzisiaj już nie. Och, jaka ja byłam głupia, nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógł poczuć się urażony.
- Kochał cię, a gdy się kocha wiele się wybacza.
- Skoro tak twierdzisz.
- Tak właśnie twierdzę – odparł Adam z tak charakterystyczną dla niego pewnością siebie. - A teraz powiedz mi, co jeszcze cię gnębi?
- A nie będziesz się ze mnie śmiał?
- Holly, to poważna rozmowa. Słucham.
- Boję się. Bardzo się boję – rzekła uciekając wzrokiem w bok.
- Czego?
- Wszystkiego. Boję się, że stracę ciebie, Matta, że stracę nasze dziecko. Drugi raz bym tego nie przeżyła – usta Holly zadrgały.
- Nie stracisz nas – zapewnił Adam i przyglądając się uważnie żonie spytał: - skąd ci przyszło to do głowy?
- To przez te sny. Prawie, co noc śni mi się, że tracę dziecko, a ty winisz mnie za to i wyrzucasz z domu.
- Holly, to tylko zły sen. Nie możesz się tak zamartwiać, bo tylko sobie szkodzisz. Pamiętaj, że nie pozwolę, żeby tobie i dziecku cokolwiek się stało – rzekł Adam tuląc żonę do siebie. - Zobaczysz wszystko będzie dobrze.
- To miłe, że tak mówisz. Od razu poczułam się lepiej. Masz rację, to tylko głupie sny. Nie będę się nimi przejmować.
- Grzeczna dziewczynka. – Stwierdził żartobliwym tonem Adam, po czym już całkiem poważnie powiedział: - Wiesz, co Holly? Jesteśmy bardzo różni i oboje jeszcze nie wiemy, co tak naprawdę do siebie czujemy. Lubimy się, a to na początek niezły kapitał. Nie wiem, jak ty, ale ja nie wyobrażam już sobie życia bez ciebie.
- Ja też bez ciebie nie chcę żyć. Powinniśmy zacząć uczyć się siebie. Co ty na to?
- Niezły pomysł – przyznał – to na pewno będzie fascynująca nauka.
- To umowa stoi? - spytała Holly i wyciągnęła do męża dłoń, jakby chciała dobić targu. Adam mocno ją uścisnął i odparł:
- Stoi, ale bez prawa do reklamacji.
- Zgoda – odparła z błyskiem w oku.
- To w takim razie, czy dostanę kolację?

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 16:11, 26 Sie 2022    Temat postu:

Cytat:
Kobieta popatrzyła na niego mokrymi od łez oczyma i wreszcie, pociągnąwszy nosem, kiwnęła głową. Wyglądała przy tym, jak mała skrzywdzona dziewczynka. Adam wstał z kolan i wyciągnąwszy do żony dłonie, pomógł jej wstać z fotela. Chwilę później objął ją ramionami, a ona wtuliła swą zapłakaną twarz w jego tors. Usłyszała, jak szybko bije mu serce i nieznaczenie się uśmiechnęła.
- Wystraszyłam cię trochę? - spytała cichutko.
- Trochę? Gdy cię ujrzałem płaczącą omal nie dostałem ataku serca – odparł Adam całując żonę w czoło. Ona mocniej przywarła do niego obejmując go ramionami w pasie. Poczuła ogarniający ją spokój. Teraz właśnie tego potrzebowała. Spokoju i poczucia bezpieczeństwa, a on, Adam potrafił jej to dać.

Spokój i poczucie bezpieczeństwa … to bardzo dużo
Cytat:
Naraz uświadomiła sobie, że przy Braxtonie, swoim pierwszym mężu, nigdy tak się nie czuła. Może więc uczucie, jakie do niego żywiła nie było prawdziwą miłością. Może to Adam jest jej pisany, i może dlatego musiała przejść przez te wszystkie nieszczęścia i trudy, aby go odnaleźć.

Interesujące spostrzeżenie, które dobrze wróży ich przyszłości
Cytat:
- Myślisz, że uda nam się stworzyć prawdziwą rodzinę?
- My ją już tworzymy.
- Ja pytam poważnie – odparła.
- A ja w taki właśnie sposób odpowiedziałem. Holly, wiem, że masz mnóstwo wątpliwości. Ja też je mam. Byłbym skończonym głupcem, gdybym zakładał, że nasze wspólne życie będzie pasmem nieustającej szczęśliwości. Życie na tym nie polega.

Adam jak zwykle ma rację
Cytat:
Gdy przyjechałam tu do Nevady była we mnie ogromna złość, którą musiałam wyładować, bo w przeciwnym razie oszalałabym.
- I trafiło na mnie – wtrącił żartobliwie Adam.
- Masz rację. Byłeś najbardziej irytującym człowiekiem pod słońcem. Nic więc dziwnego, że moja złość znalazła odpowiednią pożywkę. Nawet nie wiesz, co o tobie myślałam.
- Mogę sobie wyobrazić, ale nie chcę wiedzieć – odparł i przytulił ją do siebie.

Na kimś musiała się wyżyć i trafiło na Adama
Cytat:
Nie przeczę, że na początku doprowadzałaś mnie do pasji, ale potem zaczęłaś mnie intrygować. W twojej obecności po prostu czułem się dobrze. Nawet wtedy, gdy wszczynałaś awantury o nic.
- Nigdy tego nie robię. Awantury zawsze są o coś – zauważyła.
- W porządku. Niech ci będzie – Adam skinął głową. - Wiesz, co najbardziej mnie w tobie ujęło? Twój stosunek do Matta. Dałaś mu tyle ciepła i miłości, i to wtedy gdy ja go zawiodłem.

Cóż, kto się czubi ten się lubi
Cytat:
Prosiłem Boga, żeby mi pomógł, żeby wyciągnął mnie z tej, jak mi się wydawało, sytuacji bez wyjścia.
- I co, Pan Bóg odpowiedział na twoje prośby?
- Tak. Przysłał mi kogoś – odparł Adam po chwili milczenia, czule wpatrując się w oczy Holly.
- Kogo? - spytała cichutko.
- Pewną rudowłosą dziewczynę o niezwykle irytującym sposobie bycia. Po tym naszym pierwszym spotkaniu, może nie od razu, ale zaczęło do mnie docierać, że mimo mojej tragedii świat się jednak kręci. Holly, gdyby nie ty, gdyby nie twoje bezpardonowe, bezczelne słowa o tym, jak kiepskim jestem ojcem, straciłbym Matthew bezpowrotnie. Otworzyłaś mi oczy i za to bardzo ci dziękuję.

Dobrze, że ją docenia
Cytat:
- A teraz powiedz mi, co jeszcze cię gnębi?
- A nie będziesz się ze mnie śmiał?
- Holly, to poważna rozmowa. Słucham.
- Boję się. Bardzo się boję – rzekła uciekając wzrokiem w bok.
- Czego?
- Wszystkiego. Boję się, że stracę ciebie, Matta, że stracę nasze dziecko. Drugi raz bym tego nie przeżyła – usta Holly zadrgały.
- Nie stracisz nas – zapewnił Adam i przyglądając się uważnie żonie spytał: - skąd ci przyszło to do głowy?
- To przez te sny. Prawie, co noc śni mi się, że tracę dziecko, a ty winisz mnie za to i wyrzucasz z domu.
- Holly, to tylko zły sen. Nie możesz się tak zamartwiać, bo tylko sobie szkodzisz. Pamiętaj, że nie pozwolę, żeby tobie i dziecku cokolwiek się stało – rzekł Adam tuląc żonę do siebie. - Zobaczysz wszystko będzie dobrze.

Mam nadzieję, że to tylko zły sen
Cytat:
Jesteśmy bardzo różni i oboje jeszcze nie wiemy, co tak naprawdę do siebie czujemy. Lubimy się, a to na początek niezły kapitał. Nie wiem, jak ty, ale ja nie wyobrażam już sobie życia bez ciebie.
- Ja też bez ciebie nie chcę żyć. Powinniśmy zacząć uczyć się siebie. Co ty na to?
- Niezły pomysł – przyznał – to na pewno będzie fascynująca nauka.
- To umowa stoi? - spytała Holly i wyciągnęła do męża dłoń, jakby chciała dobić targu. Adam mocno ją uścisnął i odparł:
- Stoi, ale bez prawa do reklamacji.
- Zgoda – odparła z błyskiem w oku.
- To w takim razie, czy dostanę kolację?

Na szczęście doszli do porozumienia

Kolejna część opowieści, która zawiera uroczą scenkę rodzinną … a właściwie rozmowę między małżonkami. Bardzo ważną rozmowę, bo sporo sobie wyjaśnili. Tak bywa między mężem i żoną, że nieraz drobiazgi mogą stanowić duży problem. Holly zadręczała się zarówno koszmarnymi snami, jak i wątpliwościami, czy mąż ją kocha i czy to, co ona do niego czuje to miłość. Na szczęście razem doszli do wniosku, że są dla siebie stworzeni. Martwię się tymi snami Holly, może to tylko nic nieznaczące koszmary, może przeczucie jakiegoś zagrożenia. Oby nie, ale decyzja należy do autorki. Oby nie była zbyt okrutna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8747
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 17:05, 26 Sie 2022    Temat postu:

Dziękuje za miły komentarz. Very Happy Sny Holly są faktycznie trochę niepokojące. Zapewniam, że ja nie mam żadnych morderczych zapędów. Niestety za Aderato nie mogę ręczyć. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8747
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 23:44, 12 Wrz 2022    Temat postu:

***

Trzy dni później, dom państwa LaMarr.

Elaine LaMarr nie mogła znaleźć sobie miejsca. Chodziła niespokojnie po salonie nerwowo szarpiąc białą batystową chusteczkę. Co i raz wzdychała ciężko, wznosząc przy tym oczy ku górze. Wreszcie przystanęła przy kominku, na którym dawno już wygasł ogień. Gdy zegar zaczął wybijać trzecią nad ranem poczuła zmęczenie i usiadła w fotelu, otulając się miękkim, cieplutkim pledem. To była kolejna bezsenna noc od czasu, gdy dowiedziała się, że wraz z mężem będą mieli zupełnie nieoczekiwanego gościa. Miał nim być Aaron Goldblum. Elaine przeżyła prawdziwy szok, gdy małżonek oznajmił jej, że człowiek, którego z całego serca nienawidziła, i którego się bała już za kilka dni będzie gościł w ich domu.
- Dlaczego nie śpisz? - dobiegł ją cichy głos męża. Richard LaMarr niczym zjawa pojawił się w salonie.
- Jeszcze pytasz?
- Kochanie, czy musimy znowu do tego wracać? - spytał siadając w fotelu naprzeciw Elaine. Ona utkwiła w małżonku wzrok pełen dezaprobaty i rzekła:
- Tak, musimy. Wytłumacz mi, dlaczego mamy znosić we własnym domu człowieka, który uczynił twoje życie piekłem? Już nie pamiętasz, co ci zrobił?
- Pamiętam i pamiętam też, że gdyby nie on nie byłbym tym kim teraz jestem.
- A kim jesteś Richardzie LaMarr, a właściwie Haimie Gottlieb? Myślałam, że uwolniliśmy się od tego okropnego człowieka, że rozpoczęliśmy nowy rozdział życia, ale jak widać bardzo się myliłam. W stosunku do ciebie również. Wydawałby się, że dwadzieścia jeden lat wspólnego życia to wystarczający czas, aby poznać drugiego człowieka. Teraz wiem, że czas nie ma nic do rzeczy. Albo jest się uczciwym, albo nie. Nie słowa się liczą, mój drogi, a czyny. Zapraszając Goldbluma pokazałeś swoje prawdziwe oblicze. Zawiodłam się na tobie Richardzie.
Po tych słowach zapadła niezręczna cisza. LaMarr poszarzał na twarzy. Widać było, jak bardzo dotknęły go słowa żony. Przerażony spoglądał w twarz Elaine. Zawsze była niezwykle opanowaną, pełną klasy kobietą. Teraz również, ale ten właśnie spokój z jakim do niego mówiła, po prostu go zmroził. Poczuł się, jak człowiek, któremu usuwa się grunt spod stóp.
- Elaine… - zaczął, ale ona przerwała mu unosząc dłoń w górę.
- Nie chcę już słuchać twoich wyjaśnień. Zrobisz, co będziesz uważał za stosowne, ale nie licz na mnie, że z uśmiechem na twarzy będę gościć tego okropnego człowieka w naszym domu. A może to wcale nie jest nasz dom, tylko jego?
- Proszę, nie mów tak.
- Richardzie, ja już dłużej tak nie mogę żyć i nie chcę. Nie chcę tego bogactwa, tego całego blichtru. Nigdy mi na tym nie zależało. Może się zdziwisz, ale do szczęścia nie potrzebuję tej wspaniałej posiadłości, ale męża, z którego będę dumna.
- A nie jesteś?
- Nie – szepnęła cicho.
- Elaine, uwierz mi, nie mogłem mu odmówić.
- Czyżby? - spytała ze smutkiem. - Mnie się wydaje, że po prostu nie chciałeś. Ty nigdy nie uwolnisz się od niego. Gdzieś przeczytałam, że człowiek prześladowany uzależnia się od swojego prześladowcy i nie może bez niego normalnie żyć. To tak, jak ty. Nie potrafisz żyć bez Aarona Goldbluma.
- Nieprawda. Jak możesz tak mówić? - spytał drżącym głosem.
- Mogę, bo ty nie chcesz definitywnie odciąć się od tego człowieka. To, że ofiarował naszym córkom tę posiadłość, a ciebie pozostawił na stanowisku dyrektora banku do niczego cię nie zobowiązuje.
- Miałem odmówić?
- Być może.
- Chciałem tylko zabezpieczyć przyszłość twoją i naszych córek.
- Wierzę w twoje dobre intencje, ale może byłoby lepiej żyć na niższej stopie, ale być prawdziwie wolnymi.
- Przecież jesteśmy. A to, co nam ofiarował Goldblum to tylko jego dobra wola. Forma przeprosin.
- I ty oczywiście w to wierzysz. Och, Richardzie, mój drogi Richardzie, ty już się nie zmienisz. Nie wiem, czy w związku z tym jest przed nami jakaś przyszłość.
- Chcesz mnie zostawić? A nasze córki?
- Ze względu na dziewczęta będę trwać przy twoim boku.
- Rozumiem, że już mnie nie kochasz – rzekł, a oczy mu dziwnie zwilgotniały.
- Kocham, ale nie mam do ciebie zaufania.
- Elaine… - wykrztusił z trudem LaMarr i osunął się na kolana obok fotela, na którym siedziała jego żona. Płakał.

***

Tego samego dnia, rano. Carson City. Dom Aarona Goldbluma.

Aaron Goldblum przetarł zmęczone i zaczerwienione oczy. Z westchnieniem ulgi, ale i zadowolenia odsunął się z krzesłem od biurka. Pracował przez całą noc i po raz pierwszy w swoim życiu był z siebie prawdziwie zadowolony. Spojrzał na dokument leżący na blacie biurka. Sporządzony na najlepszym papierze, tym samym, na którym spisano get, był jego ostatnią wolą. Uśmiechnął się, wstał z krzesła i podszedł do dębowego kredensu. Z jego środka wyjął kryształową karafkę z winem i takiż kieliszek. Nalał sobie do pełna.
- Pora może i niestosowna, ale co tam – mruknął – wszak w Talmudzie napisano: „nie ma radości bez wina”. A ja mam powody do radości – to powiedziawszy opróżnił kieliszek i zaraz ponownie go napełnił. Delektując się trunkiem usiadł w fotelu przy oknie, przez które obserwował ulicę budzącą się do życia. Służąca rabina biegła właśnie na targ. Na chwilę przystanęła, aby przywitać się z posługaczką od Katzmannów, właścicieli składów bławatnych. Środkiem ulicy Icek Hajfec ciągnął zdezelowany wózek wyładowany bańkami z mlekiem. Na widok kobiet skinął grzecznie głową i życzył im dobrego dnia. Chłopak nie miał więcej niż czternaście lat. Był chudy, sama skóra i kości. Od dwóch lat, gdy tragicznie zginął Izaak jego ojciec, ciężko pracował, aby utrzymać matkę i czworo młodszego rodzeństwa. Nie wiedzieć czemu Goldblumowi zrobiło się szkoda chłopca, ale jeszcze bardziej było mu wstyd, że pozwolił rodzinie swojego byłego woźnego przymierać głodem. Tak, muszę to załatwić – pomyślał. - Chłopak powinien się uczyć, jego bracia także. Przypomniał sobie, jak Estera prosiła go, aby pomógł tej rodzinie, ale on zbył ją kąśliwą uwagą, że nie będzie wyrzucał pieniędzy na darmozjadów. Teraz już by tak nie powiedział. Te rozmyślania przerwał mu widok biegnącego Abrama Berkowitza. Goldblum uśmiechnął się na widok swojego sekretarza. Ten młody człowiek miał przed sobą świetlaną przyszłość. Tego był pewien.
Tymczasem Abram Berkowitz wpadł niczym burza do gabinetu swojego pryncypała i zginając się w pół, zdyszany, powiedział:
- Przepraszam, bardzo przepraszam za spóźnienie. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Proszę mi wybaczyć, po prostu zaspałem. Jeśli uzna pan, że należy mi się kara, to przyjmę każdą.
- Pięć minut spóźnienia, poważna sprawa – Aaron pokiwał z powagą głową. - Masz rację, kara musi być.
- Jak pan sobie życzy – wydukał Abram.
- Żartowałem. Bierzmy się do pracy. Czeka nas wyjątkowo pracowity dzień – rzekł Goldblum wstając z fotela. - Na początek nadasz telegram do LaMarra z informacją, że nie zatrzymamy się u niego i przeprosisz go za kłopot, bo pewnie poczynił już jakieś przygotowania.
- Czy w związku z tym mam zarezerwować pokoje w hotelu, w Virginia City? - spytał Abram.
- Nie. Dam ci adres do mojego starego przyjaciela, kupca Aarona Kaufmanna. Kiedyś mieszkał tu w Carson City. Kilka lat temu po ślubie córki przeniósł się do Reno. Zatelegrafujesz do niego i zapytasz, czy możemy liczyć na jego gościnę.
- Jaki termin mam podać?
- Od dzisiaj za tydzień i dodaj, że będę wdzięczny za szybką odpowiedź.
- Oczywiście.
- Gdy to załatwisz, pójdziesz do Ryfki Hajfec. Wiesz, która to?
- Tak. To wdowa po woźnym, który kilka lat temu u pana pracował.
- No, właśnie. Powiesz jej, żeby razem ze swoim najstarszym synem przyszli tu, dajmy na to dzisiaj o czwartej popołudniu. Chcę z nimi porozmawiać.
- Czy coś jeszcze?
- Wstąpisz do mojego prawnika i upewnisz się, czy pamięta o dzisiejszym spotkaniu. Powiedz mu, że ma być punktualnie o trzeciej. Spóźnień nie toleruję – powiedział Aaron, ale widząc skonfundowaną minę swojego sekretarza dodał: - oczywiście z pewnymi wyjątkami.
- O...oczywiście – Abram kiwnął głową.
- Masz na to godzinę. Gdy wrócisz chciałbym z tobą poważnie porozmawiać.
- Czyżbym zrobił coś nie tak? - spytał pobladły Abram. - To spóźnienie odpracuję. Przysięgam.
- Wiem i zapewniam, że nie chodzi tu ani o twoje spóźnienie, ani tym bardziej o sposób w jaki wykonujesz swoje obowiązki. No, pośpiesz się – odparł Aaron i co dziwne uśmiechnął się do swojego sekretarza, a gdy ten pośpiesznie opuścił jego gabinet, Goldblum sam do siebie rzekł: - Tak, pośpiesz się mój synu. Mam ci dużo do powiedzenia.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 16:35, 13 Wrz 2022    Temat postu:

Cytat:
Gdy zegar zaczął wybijać trzecią nad ranem poczuła zmęczenie i usiadła w fotelu, otulając się miękkim, cieplutkim pledem. To była kolejna bezsenna noc od czasu, gdy dowiedziała się, że wraz z mężem będą mieli zupełnie nieoczekiwanego gościa. Miał nim być Aaron Goldblum. Elaine przeżyła prawdziwy szok, gdy małżonek oznajmił jej, że człowiek, którego z całego serca nienawidziła, i którego się bała już za kilka dni będzie gościł w ich domu.

Elaine nie dowierza Goldblumowi
Cytat:
Wytłumacz mi, dlaczego mamy znosić we własnym domu człowieka, który uczynił twoje życie piekłem? Już nie pamiętasz, co ci zrobił?
- Pamiętam i pamiętam też, że gdyby nie on nie byłbym tym kim teraz jestem.

Pan LaMarr jest skłonny do wybaczenia, Elaine nie
Cytat:
- Richardzie, ja już dłużej tak nie mogę żyć i nie chcę. Nie chcę tego bogactwa, tego całego blichtru. Nigdy mi na tym nie zależało. Może się zdziwisz, ale do szczęścia nie potrzebuję tej wspaniałej posiadłości, ale męża, z którego będę dumna.
- A nie jesteś?
- Nie – szepnęła cicho.
- Elaine, uwierz mi, nie mogłem mu odmówić.
- Czyżby? - spytała ze smutkiem. - Mnie się wydaje, że po prostu nie chciałeś. Ty nigdy nie uwolnisz się od niego. Gdzieś przeczytałam, że człowiek prześladowany uzależnia się od swojego prześladowcy i nie może bez niego normalnie żyć. To tak, jak ty. Nie potrafisz żyć bez Aarona Goldbluma.

Czyżby miała rację?
Cytat:
- Mogę, bo ty nie chcesz definitywnie odciąć się od tego człowieka. To, że ofiarował naszym córkom tę posiadłość, a ciebie pozostawił na stanowisku dyrektora banku do niczego cię nie zobowiązuje.
- Miałem odmówić?
- Być może.
- Chciałem tylko zabezpieczyć przyszłość twoją i naszych córek.
- Wierzę w twoje dobre intencje, ale może byłoby lepiej żyć na niższej stopie, ale być prawdziwie wolnymi.
- Przecież jesteśmy. A to, co nam ofiarował Goldblum to tylko jego dobra wola. Forma przeprosin.
- I ty oczywiście w to wierzysz. Och, Richardzie, mój drogi Richardzie, ty już się nie zmienisz. Nie wiem, czy w związku z tym jest przed nami jakaś przyszłość.

To groźnie brzmi
Cytat:
Aaron Goldblum przetarł zmęczone i zaczerwienione oczy. Z westchnieniem ulgi, ale i zadowolenia odsunął się z krzesłem od biurka. Pracował przez całą noc i po raz pierwszy w swoim życiu był z siebie prawdziwie zadowolony.

A wydawałoby się, że był zadowolony. Kiedy gromadził pieniądze
Cytat:
Spojrzał na dokument leżący na blacie biurka. Sporządzony na najlepszym papierze, tym samym, na którym spisano get, był jego ostatnią wolą. Uśmiechnął się, wstał z krzesła i podszedł do dębowego kredensu. Z jego środka wyjął kryształową karafkę z winem i takiż kieliszek. Nalał sobie do pełna.
- Pora może i niestosowna, ale co tam – mruknął – wszak w Talmudzie napisano: „nie ma radości bez wina”. A ja mam powody do radości – to powiedziawszy opróżnił kieliszek i zaraz ponownie go napełnił.

Spisał testament? Co się za tym kryje?
Cytat:
Chłopak nie miał więcej niż czternaście lat. Był chudy, sama skóra i kości. Od dwóch lat, gdy tragicznie zginął Izaak jego ojciec, ciężko pracował, aby utrzymać matkę i czworo młodszego rodzeństwa. Nie wiedzieć czemu Goldblumowi zrobiło się szkoda chłopca, ale jeszcze bardziej było mu wstyd, że pozwolił rodzinie swojego byłego woźnego przymierać głodem. Tak, muszę to załatwić – pomyślał. - Chłopak powinien się uczyć, jego bracia także. Przypomniał sobie, jak Estera prosiła go, aby pomógł tej rodzinie, ale on zbył ją kąśliwą uwagą, że nie będzie wyrzucał pieniędzy na darmozjadów. Teraz już by tak nie powiedział.

A co on taki czuły się nagle zrobił?
Cytat:
… pójdziesz do Ryfki Hajfec. Wiesz, która to?
- Tak. To wdowa po woźnym, który kilka lat temu u pana pracował.
- No, właśnie. Powiesz jej, żeby razem ze swoim najstarszym synem przyszli tu, dajmy na to dzisiaj o czwartej popołudniu. Chcę z nimi porozmawiać.

Czyżby coś zamierzał dla nich zrobić?
Cytat:
- Czyżbym zrobił coś nie tak? - spytał pobladły Abram. - To spóźnienie odpracuję. Przysięgam.
- Wiem i zapewniam, że nie chodzi tu ani o twoje spóźnienie, ani tym bardziej o sposób w jaki wykonujesz swoje obowiązki. No, pośpiesz się – odparł Aaron i co dziwne uśmiechnął się do swojego sekretarza, a gdy ten pośpiesznie opuścił jego gabinet, Goldblum sam do siebie rzekł: - Tak, pośpiesz się mój synu. Mam ci dużo do powiedzenia.

Czyżby te słowa coś znaczyły?

Kolejny, bardzo spokojny odcinek opowiadania. W komentarzach do wyszczególnionych części mnóstwo znaków zapytania. Nie poznaję Goldbluma! Ten człowiek bardzo się zmienił. Nie wiem, czy to jest trwała zmiana, czy tylko pozory, ale chyba jednak rzeczywiście się zmienił. Ten prawnik … stosunek do sekretarza. Kiedyś Abram poniósłby dotkliwą karę za spóźnienie, teraz Goldblum żartuje z tego. No i te słowa „pośpiesz się mój synu”. Czyżby Abram był owocem jakiegoś romansu? No i ciekawe, jak postąpi Goldblum z żoną i wnukiem? Czy wybaczy Adamowi? Co z LaMarr’ami? Tyle pytań. Mam nadzieję, że autorka nam na nie odpowie. W możliwie najbliższym czasie. Odpowie? Proszę … proszę ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 45, 46, 47 ... 55, 56, 57  Następny
Strona 46 z 57

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin