|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8735
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 18:13, 13 Wrz 2022 Temat postu: |
|
|
Bardzo dziękuję za komentarz. Zadałaś mi sporo pytań. Postaram się na nie odpowiedzieć. Kolejny odcinek zaczęłam już pisać, mam więc nadzieję, że wkrótce go wkleję.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8735
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 13:20, 29 Wrz 2022 Temat postu: |
|
|
Udało się! Na razie krótki odcinek, ale to tak na rozruch.
Tydzień później. Dom Cartwrightów.
Adam z nieskrywanym podziwem przyglądał się swojej żonie pałaszującej stek, który był całkiem słusznych rozmiarów, taki którym nawet jego brat Hoss by nie pogardził. Na talerzu Holly obok lekko krwistego steku piętrzyła się duża porcja patatów oraz równie duża piramida marchewki i zielonego groszku. Podobno kobiety przy nadziei jedzą za dwoje, ale w przypadku żony Adama wydawało się, że pochłania jedzenie nie za dwoje, ale za cały pułk wygłodniałych żołnierzy. Gdy wreszcie Holly skończyła posiłek, mimowolnie beknęła, co wywołało głośny śmiech jej męża. Kobieta natychmiast pokryła się purpurą i starając się ukryć kolejne beknięcie przyłożyła do ust kraciastą serwetkę.
- Przepraszam – jęknęła.
- Popij kompotem – zasugerował Adam – to zwykle pomaga. A na drugi raz nie jedz tak łapczywie. Nikt przecież nie wydziela ci jedzenia. Chociaż, może powinienem się nad tym zastanowić.
- Doprawdy? - rzuciła Holly z wściekłą miną, ale posłusznie zastosowała się do sugestii małżonka. Ten nie spuszczając z niej rozbawionego wzroku, zapytał:
- Mogę już sprzątnąć ze stołu?
- Ja mogę to zrobić – odparła Holly.
- Po tak obfitym obiedzie obawiam się, że o własnych siłach nie wstaniesz z krzesła.
- Tak myślisz? Zaraz ci udowodnię, że jesteś w błędzie – rzekła Holly i lekko się skrzywiła, po czym położyła dłoń na brzuchu i powolnym ruchem zaczęła go masować. - Chyba masz rację – westchnęła i zbolałym głosem dodała:- za dużo zjadłam, ale stek był taki pyszny.
- Bo to ja go zrobiłem – stwierdził nie bez dumy Adam.
- Mój wspaniały kucharz – Holly uśmiechnęła się, a następnie z zadowoleniem stwierdziła: - teraz już wiem kto będzie gotował w naszym domu.
- Tak? - Adam udał zdziwienie – a niby kto? Ojciec nie odda nam Hop Singa.
- Nie myślałam o Hop Singu tylko o tobie.
- Ja miałbym gotować? - Adam zrobił na poły zdziwioną i oburzoną minę. - Dobre sobie! - prychnął.
- A dlaczego miałbyś tego nie robić?
- Bo jestem mężczyzną…
- To nie ulega żadnej kwestii – odparła Holly – ale to nie jest przeszkoda, żeby dobrze gotować. Hop Sing jest przecież mężczyzną.
- Hop Sing to Hop Sing – odparł ze zniecierpliwieniem Adam – on kucharzowanie ma we krwi.
- A ty, co masz we krwi? - spytała Holly spoglądając zalotnie na męża.
- Jeszcze nie wiesz? - Adam udał zdziwionego i pomógł żonie wstać od stołu, po czym podprowadził ją do kanapy i pomógł jej wygodnie się usadowić. Tymczasem Holly odparła:
- We krwi masz różne, bardzo różne rzeczy. Jedne niezwykle pociągające, drugie wściekle irytujące.
- Przykłady, moja pani. Podaj przykłady – zażądał.
- Jesteś przystojny, czarujący, ale tylko wtedy gdy zechcesz, masz ładny głos i…
- Nie o to mi chodzi – Adam przerwał bezceremonialnie żonie. - Czym niby cię tak irytuję?
- Pytasz, jakbyś nie wiedział – wzruszyła ramionami. - Lepiej podaj mi pled. Chyba trochę się zdrzemnę, ale przedtem chętnie zjadłabym kawałek szarlotki.
- Nie zmieniaj tematu – rzekł Adam wyciągając z szuflady komody miękki koc. Otulając nim Holly pogłaskał jej brzuch, a ona przytrzymała jego dłoń, pytając:
- Czujesz? Kopnęło. O, znowu. Czujesz?
- Tak – odparł cicho Adam, a jego rysy twarzy nabrały niezwykłej miękkości i czułości.
- Myślisz, że to chłopiec? Kopie za dwóch.
- Nie mam pojęcia. Dla mnie liczy się, żebyście, ty i ono, byli zdrowi.
- A ja chciałabym, żeby to był synek. – Holly westchnęła z rozmarzeniem i zaraz dodała: - nie zrozum mnie źle, dziewczynki są w porządku, ale chłopczyk… syn… to moje marzenie, tylko boję się, że coś się stanie, że…
- Cii... – Adam położył palec na ustach żony – nic złego się nie stanie i jeśli tak bardzo chcesz to na pewno będzie to chłopak. Tylko jak ty sobie z nami poradzisz. Trzech mężczyzn to prawdziwe wyzwanie.
- Dam radę – zapewniła Holly. - Matti to słodziak, nasz synek też pewnie taki będzie, a z tobą jakoś się dogadam.
- Dogadasz się? Tego jestem pewien - Adam puścił do niej oczko. - Ale to stwierdzenie przypomniało mi, że nie odpowiedziałaś mi na pytanie.
- Jakie? - Holly udała zdziwienie.
- Podobno ciebie irytuję.
- Oj, daj spokój – Holly wzruszyła ramionami – Tak sobie powiedziałam.
- O nie, moja droga, nie wywiniesz się. Chcę wiedzieć, co ze mną jest nie tak.
- Przecież nie mówiłam, że z tobą jest coś nie tak. Po prostu czasem doprowadzasz mnie do szału.
- Ty mnie też – odparł i dodał głosem nie znoszącym sprzeciwu: - mów, ale już!
Holly tymczasem, chcąc uniknąć odpowiedzi na niewygodne pytanie, zrobiła zbolałą minę i masując brzuch, cichutko jęknęła. Adam zerknął na nią zaniepokojony.
- Dobrze się czujesz?
- Tak – odparła lekko omdlewającym głosem nie przestając masować brzucha.
- Boli cię coś?
- Nie – odparła tym samym tonem.
- Przejadłaś się – stwierdził kiwając głową. - Wiedziałem, że to twoje obżarstwo tak się skończy. Dobrze, zaraz zaparzę ci rumianku.
- Jesteś kochany, ale wolałabym troszeczkę kawy i tycią, tyciuchną porcję szarlotki.
- Wykluczone. Pochorujesz się – odparł kategorycznie Adam.
- Kochany mój proszę – złożyła dłonie, jak do modlitwy. Adam westchnął i z uśmiechem pełnym politowania odparł:
- Dobrze. Mała porcja szarlotki i rumianek.
- A może zamiast rumianku odrobina kawy? Proszę…
- Holly, nie przeciągaj – pogroził jej palcem – albo rumianek i szarlotka, albo tylko rumianek.
- Jesteś okropny – fuknęła. - Niech będzie pierwsza opcja.
- Grzeczna dziewczynka – pochwalił Adam. Holly już szykowała się do udzielenia mu kąśliwej riposty, gdy nagle drzwi stanęły otworem i do salonu wbiegł uśmiechnięty od ucha do ucha Matthew. Za nim dreptała podekscytowana Muffinka, machając radośnie ogonkiem. Pochód zamykała pani Estera, jak zwykle pełna łagodności. Jednak było w jej oczach coś, co natychmiast zwróciło uwagę Adama. Podszedł więc do kobiety i przywitawszy się, półgłosem spytał:
- Co się stało?
***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 10:38, 30 Wrz 2022 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Adam z nieskrywanym podziwem przyglądał się swojej żonie pałaszującej stek, który był całkiem słusznych rozmiarów, taki którym nawet jego brat Hoss by nie pogardził. Na talerzu Holly obok lekko krwistego steku piętrzyła się duża porcja patatów oraz równie duża piramida marchewki i zielonego groszku. Podobno kobiety przy nadziei jedzą za dwoje, ale w przypadku żony Adama wydawało się, że pochłania jedzenie nie za dwoje, ale za cały pułk wygłodniałych żołnierzy. |
Cóż, po prostu Holly była głodna
Cytat: | Gdy wreszcie Holly skończyła posiłek, mimowolnie beknęła, co wywołało głośny śmiech jej męża. Kobieta natychmiast pokryła się purpurą i starając się ukryć kolejne beknięcie przyłożyła do ust kraciastą serwetkę.
- Przepraszam – jęknęła.
- Popij kompotem – zasugerował Adam – to zwykle pomaga. A na drugi raz nie jedz tak łapczywie. Nikt przecież nie wydziela ci jedzenia. Chociaż, może powinienem się nad tym zastanowić. |
Każdemu może się zdarzyć
Cytat: | …- za dużo zjadłam, ale stek był taki pyszny.
- Bo to ja go zrobiłem – stwierdził nie bez dumy Adam.
- Mój wspaniały kucharz – Holly uśmiechnęła się, a następnie z zadowoleniem stwierdziła: - teraz już wiem kto będzie gotował w naszym domu. |
Tak, Adam jest perfekcjonistą w każdej dziedzinie
Cytat: | - Nie myślałam o Hop Singu tylko o tobie.
- Ja miałbym gotować? - Adam zrobił na poły zdziwioną i oburzoną minę. - Dobre sobie! - prychnął.
- A dlaczego miałbyś tego nie robić?
- Bo jestem mężczyzną…
- To nie ulega żadnej kwestii – odparła Holly – ale to nie jest przeszkoda, żeby dobrze gotować. Hop Sing jest przecież mężczyzną.
- Hop Sing to Hop Sing – odparł ze zniecierpliwieniem Adam – on kucharzowanie ma we krwi. |
Jak widać Adam rzadko rzuca perły swego talentu przed rodziną
Cytat: | Otulając nim Holly pogłaskał jej brzuch, a ona przytrzymała jego dłoń, pytając:
- Czujesz? Kopnęło. O, znowu. Czujesz?
- Tak – odparł cicho Adam, a jego rysy twarzy nabrały niezwykłej miękkości i czułości. |
Urocza, rodzinna scenka
Cytat: | - A ja chciałabym, żeby to był synek. – Holly westchnęła z rozmarzeniem i zaraz dodała: - nie zrozum mnie źle, dziewczynki są w porządku, ale chłopczyk… syn… to moje marzenie, tylko boję się, że coś się stanie, że…
- Cii... – Adam położył palec na ustach żony – nic złego się nie stanie i jeśli tak bardzo chcesz to na pewno będzie to chłopak. Tylko jak ty sobie z nami poradzisz. Trzech mężczyzn to prawdziwe wyzwanie.
- Dam radę – zapewniła Holly. - Matti to słodziak, nasz synek też pewnie taki będzie, a z tobą jakoś się dogadam. |
Odwieczny dylemat – chłopiec, czy dziewczynka?
Cytat: | - Dobrze się czujesz?
- Tak – odparła lekko omdlewającym głosem nie przestając masować brzucha.
- Boli cię coś?
- Nie – odparła tym samym tonem.
- Przejadłaś się – stwierdził kiwając głową. - Wiedziałem, że to twoje obżarstwo tak się skończy. Dobrze, zaraz zaparzę ci rumianku.
- Jesteś kochany, ale wolałabym troszeczkę kawy i tycią, tyciuchną porcję szarlotki.
- Wykluczone. Pochorujesz się – odparł kategorycznie Adam.
- Kochany mój proszę – złożyła dłonie, jak do modlitwy. Adam westchnął i z uśmiechem pełnym politowania odparł:
- Dobrze. Mała porcja szarlotki i rumianek.
- A może zamiast rumianku odrobina kawy? Proszę…
- Holly, nie przeciągaj – pogroził jej palcem – albo rumianek i szarlotka, albo tylko rumianek.
- Jesteś okropny – fuknęła. - Niech będzie pierwsza opcja. |
A to spryciara
Cytat: | … gdy nagle drzwi stanęły otworem i do salonu wbiegł uśmiechnięty od ucha do ucha Matthew. Za nim dreptała podekscytowana Muffinka, machając radośnie ogonkiem. Pochód zamykała pani Estera, jak zwykle pełna łagodności. Jednak było w jej oczach coś, co natychmiast zwróciło uwagę Adama. Podszedł więc do kobiety i przywitawszy się, półgłosem spytał:
- Co się stało? |
Adam coś przeczuwa?
Kolejny, długo wyczekiwany odcinek opowieści. Pełen rodzinnego ciepła. Czy może być coś piękniejszego, od rozmowy dwojga kochających się ludzi oczekujących na przyjście na świat dziecka. To bardzo piękne chwile. Nawet przekomarzanie się ma swój urok, ta żartobliwa kłótnia świadczy o tym, że coraz lepiej się rozumieją i przyzwyczajają do siebie. Wraz z przywarami, z którymi czą się żyć i je tolerować. Zaniepokoiłam się przeczuciami Holly. Oby to były zwykłe niepokoje, które często nawiedzają ciężarne kobiety. No i ta przeczucie Adama, że coś się stało, to pytanie do pani Estery … może to nic złego, ale nigdy nie wiadomo. Czekam niecierpliwie na kontynuację … pełna niepokoju.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8735
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 18:50, 30 Wrz 2022 Temat postu: |
|
|
Serdeczne dzięki za komentarz. Mam nadzieję, że od teraz pisanie pójdzie mi dużo sprawniej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8735
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 23:19, 01 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
***
Estera spojrzała ze smutkiem na mężczyznę i bezgłośnie westchnęła, a potem znacząco spojrzała na Matthew. Adam w lot pojął o co chodzi. Wszelkie wyjaśnienia musiały zaczekać. Tymczasem Matti przy akompaniamencie popiskującej Muffinki tulił się do Holly niczym mały kociak. Uściskom i całusom nie było końca. Wreszcie Adam położył kres temu wybuchowi uczuć, mówiąc:
- A ze mną synu to już się nie przywitasz?
Matti spojrzawszy na ojca uśmiechnął się i rzekł:
- Cześć tato. Mama powiedziała, że upiekła szarlotkę. Dostanę kawałek?
- Jasne – odparł Adam i niemal urażony zachowaniem chłopca z dezaprobatą pokręcił głową. Wszystkiego mógł się spodziewać, ale nie takiej reakcji syna. Było mu przykro, że Matti nawet nie raczył go uściskać.
- A to takie małe co nieco dla Holly – rzekła Pani Estera podając Adamowi talerz zawinięty w białą płócienną ściereczkę. - Nasz żydowski specjał. Nazywa się „Uszy Hamana”
- Jasne – powtórzył z rezygnacją mężczyzna i dodał: - i to dla Holly.
- Dla wszystkich starczy.
- Nie byłbym taki pewny. Moja żona pochłania ogromne ilości jedzenia i to takie, że normalnemu człowiekowi może zrobić się słabo.
- Słyszałam, co powiedziałeś – Holly groźnie spojrzała na męża i zwracając się do Estery rzekła: - jak zwykle przesadza. A te „Uszy Hamana” to co to takiego?
- Kruche ciasteczka z nadzieniem z maku, miodu i migdałów.
- Brzmi niezwykle smacznie. Mogę spróbować?
- Oczywiście – odparła Estera – wczoraj przez cały dzień lepiliśmy je z Matthew.
- Fajna była zabawa – przyznał Matti.
- Zwłaszcza, że sporo ciasteczek znalazło się w brzuchu mojego pomocnika – pani Estera z miłością popatrzyła na wnuka.
- Naprawdę? - Holly uśmiechnęła się do chłopca. Ten pokiwał głową i z dumą przyznał:
- Dużo zjadłem, ale „Uszy Hamana” są takie pyszne, że nie mogłem się powstrzymać. Ciocia Emily bała się, że rozboli mnie brzuch.
- Jak cię znam, to miała rację, co? - wtrącił Adam.
- Nooo – odparł przeciągle Matti - ale babcia zrobiła mi mięty i wszystko było dobrze. Spróbujcie są takie pyszne.
- Masz rację, są pyszne – przyznał Adam. - Twoja mama często robiła te ciasteczka.
- Naprawdę? - zaciekawił się Matti. - Nie pamiętam.
- Masz prawo. Byłeś wtedy mały. Lubiłeś pomagać mamie w kuchni, tak jak teraz swojej babci – odparł Adam i nagle nie wiedzieć czemu poczuł smutek. Na chwilę zapadła cisza przerywana cichym popiskiwaniem Muffinki.
- Matthew, zdaje się, że nasza psinka potrzebuje wyjść na podwórze – zauważyła Holly.
- Ale… - zaczął chłopiec.
- Rób, co mówi Holly. Wyprowadź Muffi, no chyba, że chcesz po niej sprzątać – rzekł Adam.
- Już się robi – odparł Matthew i wziąwszy suczkę na ręce ruszył do drzwi. W ich progu przystanął i powiedział: - tato, a jak wrócę, to dostanę tej szarlotki?
- Dostaniesz. Idź już bo zaraz będzie katastrofa.
Gdy za chłopcem zamknęły się drzwi, Adam natychmiast zwrócił się do pani Estery:
- Proszę usiąść i powiedzieć, co takiego się stało?
- Masz, czytaj – rzekła kobieta, podając mu złożoną na czworo kartkę, którą wyjęła z kieszeni sukni. Jak się okazało był to telegram. Adam przebiegł szybko oczyma jego treść i rzekł:
- To już za trzy dni. Miałem nadzieję, że odpuści.
- Mój mąż? Nigdy. Myślałam tylko, że papiery rozwodowe prześle mi pocztą lub przez gońca, ale widać, muszę stanąć przed całym kahałem. Musi w tym mieć jakiś interes, bo w przeciwnym razie nie fatygowałby się do mnie osobiście.
- Nie pojedzie pani z nim. Nie pozwolę na to – zapewnił Adam.
- Mogę nie mieć wyboru – rzekła Estera.
- Nie rozumiem.
- Obawiam się, że mój mąż będzie chciał zaszkodzić Matthew.
- Posunąłby się do porwania? – zaniepokoiła się Holly.
- Nie mam pojęcia, ale po tym co chciał zrobić wszystko jest możliwe.
- Zgadzam się z panią – westchnął Adam.
- To, co zrobimy? Może trzeba byłoby gdzieś ukryć panią Esterę i Matthew – zasugerowała Holly.
- Zły pomysł – stwierdził Adam.
- Niby dlaczego? - Holly najeżyła się.
- Bo to nie jest kwestia dwóch, trzech dni, czy nawet tygodnia – odparł ze spokojem Adam. - A co zrobisz, jeśli pan Goldblum nie zechce zrezygnować ze swoich planów? Będziesz ich ukrywać przez całe życie?
- O tym nie pomyślałam – przyznała Holly. - Masz jakiś pomysł?
- Jeszcze nie, ale wiem, że nie pozwolę skrzywdzić ani swojego syna, ani jego babci.
- Może najlepiej byłoby, gdybym stąd wyjechała – zasugerowała Estera. - Mój mąż wyśle za mną pogoń i może wtedy zrezygnuje z Matthew. Tak. Tak będzie najlepiej.
- Pozwolę się z panią nie zgodzić – rzekł Adam. - To nie jest dobre rozwiązanie. Dokąd chce pani uciec? Ma pani kogoś, kto zechce pani pomóc.
- Nie – odparła ze smutkiem Estera i zwiesiła głowę.
- No, widzi pani – powiedział łagodnie Adam i spoglądając ze współczuciem na kobietę, dodał: - zostanie pani tutaj, a ja wszystkim się zajmę.
- Nie chcę stwarzać kłopotów.
- Proszę tak nie mówić.
- Gdyby nie Matthew nic bym nie powiedziała. Mnie naprawdę chodzi tylko i wyłącznie o mojego jedynego wnuka. Jemu nie może stać się krzywda. Wszystko dla niego zrobię. Wszystko. Nawet gdyby miało mnie to kosztować życie – odparła drżącym z emocji głosem.
- Jest pani wspaniałą osobą i doskonałą babcią – rzekła wzruszona Holly.
Estera odpowiedziała jej spojrzeniem pełnym wdzięczności, a Adam jeszcze raz zapewnił że zrobi wszystko, aby jej pomóc.
- Na początek oboje, pani i Matt, wrócicie do Ponderosy. Mamy trzy dni na psychiczne przygotowanie się do wizyty pani męża. Na szczęście pojutrze wracają mój ojciec, Joe i nasi pracownicy. Nie będziemy więc sami.
- Obawiasz się, że pan Goldblum użyje siły? - zaniepokoiła się Holly.
- Nie sądzę. Aby osiągnąć swój cel raczej będzie chciał wywrzeć na nas presję. Może spróbuje nas zastraszyć, ale siła… nie, to nie w jego stylu. Na tyle go już poznałem.
- To akurat mogę potwierdzić – wtrąciła Estera. - Mój mąż nigdy nie używał siły. Wstyd mi to powiedzieć, ale jego bronią zawsze była manipulacja ludźmi.
- Niestety, wiemy coś o tym – rzekł Adam. - Z telegramu nie wynika, o co tak naprawdę mu chodzi. Informuje tylko, że chce się z panią spotkać. Jaki jest jego prawdziwy cel możemy się tylko domyślać, ale zapewniam że bez względu na to, co by to nie było, ten pan odjedzie z Ponderosy z kwitkiem. Proszę się nie denerwować. Damy sobie z nim radę. Pani Estero, proszę pamiętać, że jest pani częścią naszej rodziny, a Cartwrightowie nie zostawiają rodziny w potrzebie.
- Dziękuję ci, Adamie. Nawet nie wiesz ile twoje słowa dla mnie znaczą. Są mi prawdziwą pociechą.
- Miło mi to słyszeć – odparł Adam i dodał: - myślę, że teraz powinniśmy zjeść podwieczorek i miło spędzić czas.
- Popieram – Holly skinęła głową – na zmartwienia przyjdzie jeszcze czas.
- Czym musimy się martwić, mamo? Czy coś się stało? - spytał zaciekawiony Matti, który właśnie wrócił z Muffinką z podwórza i jak to dziecko usłyszał więcej niż powinien.
- Matthew, czy nie mówiłem ci, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? – spytał Adam.
- Ale mama mówiła, że… - Matti podjął próbę zdobycia interesujących go informacji, ale Adam szybko mu przerwał, mówiąc:
- Synu, jeśli chcesz skosztować wspaniałej szarlotki upieczonej przez Holly, to radzę ci zamilknij.
- Dobrze tato, ale tylko wtedy gdy dostanę dwie porcje.
- Matthew, ostrzegam po raz ostatni – Adam zrobił groźną minę i pogroził chłopcu palcem. Pani Estera i Holly z trudem zachowywały powagę podczas gdy Matti udając skruszonego powiedział:
- Przepraszam.
- Przeprosiny przyjęte.
- To, co tato, gdzie ta szarlotka?
***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 13:16, 02 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Tymczasem Matti przy akompaniamencie popiskującej Muffinki tulił się do Holly niczym mały kociak. Uściskom i całusom nie było końca. Wreszcie Adam położył kres temu wybuchowi uczuć, mówiąc:
- A ze mną synu to już się nie przywitasz?
Matti spojrzawszy na ojca uśmiechnął się i rzekł:
- Cześć tato. Mama powiedziała, że upiekła szarlotkę. Dostanę kawałek?
- Jasne – odparł Adam i niemal urażony zachowaniem chłopca z dezaprobatą pokręcił głową. Wszystkiego mógł się spodziewać, ale nie takiej reakcji syna. Było mu przykro, że Matti nawet nie raczył go uściskać. |
Adam po prostu jest zazdrosny
Cytat: | Nasz żydowski specjał. Nazywa się „Uszy Hamana”
- Jasne – powtórzył z rezygnacją mężczyzna i dodał: - i to dla Holly.
- Dla wszystkich starczy.
- Nie byłbym taki pewny. Moja żona pochłania ogromne ilości jedzenia i to takie, że normalnemu człowiekowi może zrobić się słabo.
- Słyszałam, co powiedziałeś – Holly groźnie spojrzała na męża i zwracając się do Estery rzekła: - jak zwykle przesadza. |
Nie da żonie trochę podjeść?
Cytat: | - Matthew, zdaje się, że nasza psinka potrzebuje wyjść na podwórze – zauważyła Holly.
- Ale… - zaczął chłopiec.
- Rób, co mówi Holly. Wyprowadź Muffi, no chyba, że chcesz po niej sprzątać – rzekł Adam.
- Już się robi – odparł Matthew i wziąwszy suczkę na ręce ruszył do drzwi. W ich progu przystanął i powiedział: - tato, a jak wrócę, to dostanę tej szarlotki?
- Dostaniesz. Idź już bo zaraz będzie katastrofa. |
Sprytnie się pozbył Matta
Cytat: | Adam przebiegł szybko oczyma jego treść i rzekł:
- To już za trzy dni. Miałem nadzieję, że odpuści.
- Mój mąż? Nigdy. Myślałam tylko, że papiery rozwodowe prześle mi pocztą lub przez gońca, ale widać, muszę stanąć przed całym kahałem. Musi w tym mieć jakiś interes, bo w przeciwnym razie nie fatygowałby się do mnie osobiście. |
Ciekawe, co planuje jej mąż?
Cytat: | - Gdyby nie Matthew nic bym nie powiedziała. Mnie naprawdę chodzi tylko i wyłącznie o mojego jedynego wnuka. Jemu nie może stać się krzywda. Wszystko dla niego zrobię. Wszystko. Nawet gdyby miało mnie to kosztować życie – odparła drżącym z emocji głosem.
- Jest pani wspaniałą osobą i doskonałą babcią – rzekła wzruszona Holly. |
To się nazywa babcina miłość
Cytat: | - Matthew, czy nie mówiłem ci, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? – spytał Adam.
- Ale mama mówiła, że… - Matti podjął próbę zdobycia interesujących go informacji, ale Adam szybko mu przerwał, mówiąc:
- Synu, jeśli chcesz skosztować wspaniałej szarlotki upieczonej przez Holly, to radzę ci zamilknij.
- Dobrze tato, ale tylko wtedy gdy dostanę dwie porcje.
- Matthew, ostrzegam po raz ostatni – Adam zrobił groźną minę i pogroził chłopcu palcem. Pani Estera i Holly z trudem zachowywały powagę podczas gdy Matti udając skruszonego powiedział:
- Przepraszam.
- Przeprosiny przyjęte.
- To, co tato, gdzie ta szarlotka? |
Mały spryciarz kontra przebiegły tatuś
Kolejna część, pełna rodzinnego ciepła, spokojna, choć nieco niepokoju wprowadza telegram nadany przez Goldbluma. Adam bezlitoście żartuje z ogromnego apetytu Holly, Matt jak zwykle dzieli swoją uwagę i miłość między Holly a Muffinką, tacie poświęcając jedynie odrobinkę. Adam staje się o to zazdrosny. Jak każdy facet nie jest wolny od słabości i lubi być obiektem zainteresowania. Niestety, cała uwaga i sympatia otoczenia skupia się na ciężarnej Holly. I dobrze. Tak powinno być. Sam zresztą też się troszczy i martwi o żonę, choć zdarza mu się żartować z jej dużego apetytu. Niepokoi mnie ten telegram, może skruszony Goldblum proponuje rozejm, a może to jest jakiś podstęp. Oby nie, bo pani Estera już dość wycierpiała. Zobaczymy w kolejnej części. Może? Jeśli autorka to wyjaśni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8735
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 20:10, 02 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za miły komentarz. Zamysły Goldbluma są dla mnie samej zagadką. Zobaczymy, jak potoczy się akcja. Zarys jest, ale pewnie wszystko się zmieni w trakcie pisania.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8735
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 19:16, 04 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
***
Tydzień później. Gdzieś na rozległych pastwiskach Ponderosy.
Jesień była już w pełni krasy. Na łąkach pachniały zioła i późne kwiaty. Trawy pożółkłe od słońca tworzyły wraz z nimi malownicze dywany. Krzewy berberysu rosnące dziko przy drogach ozdobione były podłużnymi, pękatymi, czerwonymi jagodami, a potężne dęby rozrzucały wokół siebie dorodne żołędzie. Wszytko to jakby w oczekiwaniu na zimę, może z wyjątkiem dumnych sosen, zmieniało swą szatę zachwycając niesamowitą wręcz feerią barw i zapachów. Drzewa w lasach przechodziły w stan spoczynku i coraz częściej słychać było odgłosy siekier. Zaczynał się bowiem najlepszy czas na wycinkę drzew. Zapotrzebowanie na drewno dobrej klasy było nieustające. Nic więc dziwnego, że pracownicy tartaków dwoili się i troili, aby tylko wykonać zleconą im pracę.
Właśnie z jednego z takich tartaków wyjechało konno dwóch mężczyzn. Pierwszy, który nieco wysforował się na swoim pięknym wierzchowcu maści buckskin*) był w sile wieku i świetnie trzymał się w siodle. Drugi, dużo młodszy, rysami twarzy przypominał tego starszego. Nikt, kto by ich teraz zobaczył nie miałby wątpliwości, że to ojciec i syn. Mężczyźni pokonawszy leśny dukt wyjechali na otwartą przestrzeń. Gdzie okiem sięgnąć rozciągały się puste już o tej porze pastwiska. Starszy z mężczyzn, Ben Cartwright, właściciel tych rozległych terenów, skierował się na północ i po kilku minutach jazdy zatrzymał konia nieopodal ogrodzenia rozdzielającego dwa pastwiska. Energicznie zsiadł z wierzchowca po czym nieznacznie się przeciągnął i ruszył na przegląd ogrodzenia, które wykonane było z sosnowych korowanych pali pomiędzy którymi rozciągnięty był drut kolczasty. Uważnie zlustrował stan konstrukcji, a następnie spojrzawszy z uznaniem na swojego towarzysza, rzekł:
- Spisałeś się. Myślałem, że po powrocie ze spędu będzie nas czekać ciężka robota, a tu taka niespodzianka. Brawo, Adamie.
- Na spęd bydła może i się nie nadawałem – odparł mężczyzna zsiadając z konia - ale żeby pokierować kilkoma pracownikami już tak. Zajęło nam to niecały tydzień.
- Powinieneś wypoczywać, a nie pracować – zamruczał Ben udając niezadowolonego.
- Wiesz przecież tato, że bez zajęcia nie potrafię długo usiedzieć.
- I Holly nie miała nic przeciwko temu?
- Wyobraź sobie, że nie. Ona doskonale wie, że ranczo to nie zabawka. Z przeglądem i naprawą ogrodzeń szybko się uporałem, a potem mogłem poświęcić czas żonie.
- Słyszałem, że pozbyliście się Matthew.
- O, nie. To był pomysł Emily i pani Estery. Wymyśliły sobie, że skoro nie mieliśmy miesiąca miodowego, to chociaż powinniśmy pobyć w domu sami.
- Rozumiem, że ten czas pozwolił wam jeszcze bardziej zbliżyć się do siebie. Dogadujecie się, prawda?
- Tak, dogadujemy się i „dogadujemy” sobie.
- Kłótliwa z niej panna, co? - zaśmiał się Ben.
- Czy ja wiem? Raczej stanowcza i pewna siebie. Co prawda odmienny stan trochę złagodził jej charakterek, ale czasami zachowuje się, jak rozkapryszona, mała dziewczynka, albo jak wściekły sierżant.
- Co chcesz, ona jest jeszcze bardzo młoda. Fakt, dużo przeszła, ale w głębi serca to nadal dziecko.
- Czyżby? Nie ma dnia, by to „dziecko” nie wyprowadziło mnie z równowagi – prychnął Adam. - Momentami jest cholernie irytująca. Wychodzę wtedy z domu, żeby nie dolewać oliwy do ognia.
- Nie wierzę – stwierdził Ben i z nieukrywanym sarkazmem dodał: – mój syn ustępuje pola i to kobiecie.
- Kpij sobie ze mnie, kpij, a ja nie wiem, jak mam z nią postępować. Czasem nachodzi mnie ochota żeby przetrzepać jej tyłek. Jest uparta, jak muł.
- Ty też bywasz uparty – zauważył Ben.
- Jedynie, gdy sytuacja tego wymaga a ona… ona musi zawsze postawić na swoim.
- Czy ty czasem nie przesadzasz? Holly to miła i rezolutna młoda kobieta. I coś ci powiem: po prostu do ciebie pasuje.
- Skoro tak twierdzisz – westchnął Adam i wzruszywszy ramionami, dodał: - sam nie wiem.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. Holly kocha ciebie, ty kochasz ją, więc skąd te wątpliwości?
- W tym problem, że nie jestem pewien czy ją kocham.
- To chyba trochę za późno na takie dywagacje. Coś ty sobie znowu ubzdurał?
- Tato, nie zrozum mnie źle. Lubię ją, nawet bardzo. Jest inteligentna, zabawna, atrakcyjna i co tu ukrywać, pociąga mnie fizycznie, ale nie ma we mnie do niej takiego uczucia jak było do Naomi.
- I być nie może, bo Holly to Holly. Nie możesz jej porównywać do swojej pierwszej żony. Tamto to zamknięty rozdział.
- A ty?
- Co ja? - spytał zdziwiony Ben.
- Też tak zamykałeś każde swoje małżeństwo?
- Musiałem ze względu na dobro moich synów, ale także własne. W przeciwnym razie przyszłoby mi postradać zmysły. Twoją mamę kochałem do szaleństwa. Była cudowną istotą. Gdy zostałem z tobą zupełnie sam byłem przekonany, że nigdy już nie zaznam szczęścia, ale to szczęście do mnie przyszło w osobie Inger, a potem Marie. Trwało krótko, ale każdą z nich kochałem. Nie była to tak szaleńcza miłość, jak do twojej mamy, ale zapewniam cię, że to była prawdziwa miłość. Rozumiesz, co ci chcę powiedzieć?
- Tak, rozumiem, tylko, że to wszystko poszło tak szybko…
- Owszem. – Ben z powagą skinął głową i spojrzawszy spod oka na syna, dodał: – a wystarczyło bardziej się kontrolować, wtedy nie musiałbyś się zastanawiać nad stanem swych uczuć do brzemiennej żony.
- Celna uwaga - stwierdził Adam. – Masz rację, tato. Nie wiem, co mnie naszło. Gdy zostaliśmy sami z Holly, prawdę mówiąc trochę się unikaliśmy. Zdaje się, że dotarło do nas, że będziemy ze sobą na dobre i na złe. Chyba trochę się tego przestraszyliśmy.
- To naturalne. Czasami tak bywa. Zobaczysz, już wkrótce będziesz się z tego śmiał.
- Pewnie tak – przyznał bez przekonania Adam, po czym uśmiechnąwszy się nieznacznie, rzekł: - ale dość już o mnie i o Holly. Lepiej powiedz tato, jak było na spędzie, bo to, że nieźle zarobiliśmy to już wiem, ale zdaje się, że mój braciszek znowu nawywijał. Próbowałem z niego to i owo wyciągnąć, ale był małorozmowny.
- Bo też nie ma czym się chwalić. Joseph ma wyjątkowy dar przyciągania kłopotów.
- Kobieta?
- Owszem. Córka szeryfa. Jedynaczka.
- Znaczy nietykalna. Czyżby tatuś panny chciał odstrzelić mojego braciszka?
- Nie żartuj sobie. Mnie wcale nie było do śmiechu. Nie zdążyłem jeszcze dobić targu za nasze bydło, a ten nicpoń już wdał się w kłótnię z jakimś kowbojem. Okazało się, że obu wpadła w oko ta sama dziewczyna.
- I była to córka szeryfa.
- Zgadłeś. Nawiasem mówiąc świetnie sobie z nimi poradziła, ale niestety napatoczył się jej ojciec i wpadł w szał. Z trudem przekonałem go, żeby nie zamykał Josepha w areszcie. Obiecałem, że do chwili wyjazdu z miasta będę trzymał go pod kluczem w pokoju hotelowym.
- A ten drugi?
- Jaki drugi?
- Przeciwnik Małego Joe.
- A ten. Wylądował w areszcie o chlebie i wodzie. Zresztą, co on mnie obchodzi – Ben machnął ręką wyraźnie poirytowany. - Twój brat jest wysoce nieodpowiedzialny.
- Dopiero teraz to zauważyłeś?
- A daj ty mi święty spokój! – wybuchł Ben. Widać było, że wciąż przeżywa wyczyn swojego beniaminka.
- To powiedz mi jeszcze ile zapłaciłeś, żeby wyciągnąć go z tarapatów?
- Pięćdziesiąt dolarów – wycedził przez zęby Ben.
Adam zagwizdał z wrażenia i stwierdził:
- Nieźle.
- Wyobrażasz sobie? Przez tego gałgana straciłem tyle pieniędzy.
- Niech odpracuje – zasugerował Adam.
- A pewnie, że tak będzie. Zwróci mi co do centa. Może to coś go nauczy.
- Małego Joe? - Adam prychnął cichym śmiechem. - Oj, tato z ciebie to niepoprawny optymista.
- Cóż chcesz, muszę wierzyć w swoich synów. Jaki w przeciwnym razie byłby ze mnie ojciec.
- A swoją drogą ciekawe po kim on to ma?
- Co takiego?
- To uganianie się za pannami.
- A daj ty mi święty spokój – zirytował się Ben. - Lepiej wsiadaj na konia. Późno już. Pewnie czekają z obiadem.
Adam nie ukrywając kpiącego uśmieszku dosiadł wierzchowca i ruszył w ślad za ojcem, który dziwnie zaczął śpieszyć się z powrotem do domu. Gdy Adam zrównał się z nim, Ben już trochę ochłonął i jadąc stępa powiedział:
- Martwię się Josephem. Chciałbym, żeby wreszcie się ustatkował i tak, jak ty i Hoss założył rodzinę.
- Myślisz, że ożenienie Joego coś pomoże?
- Mam nadzieję.
- Wiesz, może po prostu nie trafił na swoją połówkę jabłka – zasugerował Adam i mrugnąwszy dodał: - nie martw się tato, na pewno kiedyś ją znajdzie.
- Oby zdążył przed czterdziestką – odparł Ben z powątpiewaniem kręcąc głową.
Mężczyźni jechali przez dłuższą chwilę nie mówiąc nic do siebie. Wreszcie Adam rzekł:
- Co myślisz, o pomyśle Hossa i Aileen?
- Chcą zamieszkać na swoim. To dobrze.
- Dom w San Francisco? Hoss nie wytrzyma tam dłużej niż miesiąc.
- Ten dom, to przecież spadek po wuju Aileen. Z tego, co mówiła jest wyjątkowy i nie ma potrzeby tak szybko się go pozbywać.
- Ale jego utrzymanie to dodatkowe koszty.
- O to akurat nie musisz się martwić. Twoja bratowa to bardzo bogata kobieta.
- Tato, ja wcale się nie martwię. To jest ich sprawa, Hossa i jego żony. Mnie nic do tego, ale mając takie pieniądze mogą wystawić sobie wspaniałą rezydencję tu w Ponderosie. Nie muszą wyjeżdżać. Hoss to ranczer z krwi i kości. Aileen na każdym kroku zapewniała, że też kocha wieś.
- I tak jest. Nie obawiaj się. Oni nie zamierzają wyprowadzać się do San Francisco.
- Doprawdy?
- Tak. Rozmawiałem z nimi wczoraj. Wybraliśmy nawet miejsce pod ich przyszły dom. W południowej części Ponderosy.
- To drań – wycedził przez zęby Adam – nic mi nie powiedział. Udawał, że chce zamieszkać w wielkim mieście i zobaczyć jak to jest nic nie robić tylko chodzić do restauracji, teatrów i na wystawy.
- I ty mu uwierzyłeś? - Ben wybuchnął gromkim śmiechem.
- Już ja się z nim policzę. Odechce mu się głupich dowcipów.
- Daj spokój Adamie. Hoss widział, jak bardzo ty i Joe przejęliście się ich ewentualną przeprowadzką do San Francisco i postanowił sobie z was zażartować. Gdybyś zapytał o to Holly to powiedziałaby ci, że ani Aileen, ani Hoss nie mają zamiaru się stąd wyprowadzać.
- A ona niby skąd miałaby to wiedzieć?
- Przyjaciółka przyjaciółce wszystko powie.
- To znaczy, że to była zmowa. Zabawiliście się moim kosztem.
- Nie tylko twoim. Josepha również.
- To ja już sobie z nimi pogadam. Z moją kochaną żoną, drogim bratem i jego małżonką – zapowiedział z powagą Adam i dla podkreślenia swoich słów dwa razy kiwnął głową.
- Zanim to zrobisz muszę ci powiedzieć, że Hoss chciałby żebyś zaprojektował im dom.
- No, nie wiem. Dawno tego nie robiłem, a poza tym mam inne sprawy na głowie – odparł Adam udając urażonego.
- Dajże spokój, bratu nie pomożesz? A co ty niby masz takiego ważnego do załatwienia? - spytał rozbawiony zachowaniem syna Ben.
- A choćby ta sprawa z Goldblumem.
- To wymówka. A tak swoją drogą to wiadomo już dlaczego nie przyjechał?
- Niestety, żadnych wieści. Może coś się stało. W każdy razie pani Estera to kłębek nerwów.
- A może chciał ją postraszyć? - zastanowił się Ben.
- Tylko w jakim celu? To, że chce wziąć z nią rozwód to jest jasne jak słońce. A może wciąż chodzi mu o Matthew.
- W przypadku Goldbluma wszystko jest możliwe. To człowiek, który nie lubi przegrywać. Do tego jest mściwy. Pamiętasz Adamie, co o nim mówił LaMarr?
- Trudno zapomnieć.
- Już prawie dojeżdżamy do domu – zauważył Ben. - Porozmawiamy jeszcze wieczorem, gdy Matthew pójdzie spać. Miałeś rację, że nic mu nie powiedziałeś. W miarę możliwości trzeba zaoszczędzić chłopcu przykrych przeżyć.
- Jasne, tylko, że on chyba czegoś się domyśla. Widzi przecież, że jego babcia jest dziwnie smutna. Już mnie nawet pytał, czy nie wiem, co się z nią dzieje.
- O wszystkim powiesz mu gdy Carter dowie się czegoś o zamiarach Goldbluma. Teraz cicho sza. Nie ma co go niepotrzebnie straszyć.
***
_____________________________________________________________
*) Buckskin – to maść konia zwana także jelenią. Sierść ma odcień żółtawy lub beżowy o odcieniu od jasnego do ciemnego. Grzywa i ogon konia są czarne, podobnie jak dolne części nóg. Maść ta jest bardzo popularna wśród amerykańskich ras koni, takich jak Morgan lub Mustang. Często nazwa buckskin mylnie używana jest na określenie rasy koni. Taka maść występuje też u innych ras koni, więc rasą być nie może.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 14:40, 07 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Jesień była już w pełni krasy. Na łąkach pachniały zioła i późne kwiaty. Trawy pożółkłe od słońca tworzyły wraz z nimi malownicze dywany. Krzewy berberysu rosnące dziko przy drogach ozdobione były podłużnymi, pękatymi, czerwonymi jagodami, a potężne dęby rozrzucały wokół siebie dorodne żołędzie. Wszytko to jakby w oczekiwaniu na zimę, może z wyjątkiem dumnych sosen, zmieniało swą szatę zachwycając niesamowitą wręcz feerią barw i zapachów. |
Bardzo poetycki, malowniczy opis jesieni
Cytat: | - Słyszałem, że pozbyliście się Matthew.
- O, nie. To był pomysł Emily i pani Estery. Wymyśliły sobie, że skoro nie mieliśmy miesiąca miodowego, to chociaż powinniśmy pobyć w domu sami.
- Rozumiem, że ten czas pozwolił wam jeszcze bardziej zbliżyć się do siebie. Dogadujecie się, prawda?
- Tak, dogadujemy się i „dogadujemy” sobie. |
Powtórzę – kto się czubi, ten się lubi
Cytat: | - Momentami jest cholernie irytująca. Wychodzę wtedy z domu, żeby nie dolewać oliwy do ognia.
- Nie wierzę – stwierdził Ben i z nieukrywanym sarkazmem dodał: – mój syn ustępuje pola i to kobiecie.
- Kpij sobie ze mnie, kpij, a ja nie wiem, jak mam z nią postępować. Czasem nachodzi mnie ochota żeby przetrzepać jej tyłek. Jest uparta, jak muł. |
Biedny Adam
Cytat: | - Ty też bywasz uparty – zauważył Ben.
- Jedynie, gdy sytuacja tego wymaga a ona… ona musi zawsze postawić na swoim.
- Czy ty czasem nie przesadzasz? Holly to miła i rezolutna młoda kobieta. I coś ci powiem: po prostu do ciebie pasuje. |
No tak, jego upór jest spowodowany sytuacją, czyli usprawiedliwiony, a jej, to … zwykły upór
Cytat: | - Nie rozumiem, o co ci chodzi. Holly kocha ciebie, ty kochasz ją, więc skąd te wątpliwości?
- W tym problem, że nie jestem pewien czy ją kocham.
- To chyba trochę za późno na takie dywagacje. Coś ty sobie znowu ubzdurał?
- Tato, nie zrozum mnie źle. Lubię ją, nawet bardzo. Jest inteligentna, zabawna, atrakcyjna i co tu ukrywać, pociąga mnie fizycznie, ale nie ma we mnie do niej takiego uczucia jak było do Naomi. |
Są małżeństwem, oczekują dziecka … a on ma wątpliwości?
Cytat: | - Tak, rozumiem, tylko, że to wszystko poszło tak szybko…
- Owszem. – Ben z powagą skinął głową i spojrzawszy spod oka na syna, dodał: – a wystarczyło bardziej się kontrolować, wtedy nie musiałbyś się zastanawiać nad stanem swych uczuć do brzemiennej żony. |
Słuszna uwaga … a swoją drogą Adam chyba chciał czekać do sześćdziesiątki, żeby się upewnić
Cytat: | Joseph ma wyjątkowy dar przyciągania kłopotów.
- Kobieta?
- Owszem. Córka szeryfa. Jedynaczka.
- Znaczy nietykalna. Czyżby tatuś panny chciał odstrzelić mojego braciszka?
- Nie żartuj sobie. Mnie wcale nie było do śmiechu. Nie zdążyłem jeszcze dobić targu za nasze bydło, a ten nicpoń już wdał się w kłótnię z jakimś kowbojem. Okazało się, że obu wpadła w oko ta sama dziewczyna.
- I była to córka szeryfa.
- Zgadłeś. Nawiasem mówiąc świetnie sobie z nimi poradziła, ale niestety napatoczył się jej ojciec i wpadł w szał. Z trudem przekonałem go, żeby nie zamykał Josepha w areszcie. Obiecałem, że do chwili wyjazdu z miasta będę trzymał go pod kluczem w pokoju hotelowym. |
Ben rozsądniej by zrobił, jakby wcześniej zamknął Joe’go w tym pokoju
Cytat: | – Ben machnął ręką wyraźnie poirytowany. - Twój brat jest wysoce nieodpowiedzialny.
- Dopiero teraz to zauważyłeś?
- A daj ty mi święty spokój! – wybuchł Ben. Widać było, że wciąż przeżywa wyczyn swojego beniaminka.
- To powiedz mi jeszcze ile zapłaciłeś, żeby wyciągnąć go z tarapatów?
- Pięćdziesiąt dolarów – wycedził przez zęby Ben.
Adam zagwizdał z wrażenia i stwierdził:
- Nieźle.
- Wyobrażasz sobie? Przez tego gałgana straciłem tyle pieniędzy.
- Niech odpracuje – zasugerował Adam.
- A pewnie, że tak będzie. Zwróci mi co do centa. Może to coś go nauczy.
- Małego Joe? - Adam prychnął cichym śmiechem. - Oj, tato z ciebie to niepoprawny optymista. |
Tak, Joe to jest Joe … Ben jest optymistą
Cytat: | - Cóż chcesz, muszę wierzyć w swoich synów. Jaki w przeciwnym razie byłby ze mnie ojciec.
- A swoją drogą ciekawe po kim on to ma?
- Co takiego?
- To uganianie się za pannami.
- A daj ty mi święty spokój – zirytował się Ben. - Lepiej wsiadaj na konia. Późno już. Pewnie czekają z obiadem.
Adam nie ukrywając kpiącego uśmieszku dosiadł wierzchowca i ruszył w ślad za ojcem, który dziwnie zaczął śpieszyć się z powrotem do domu. |
Celna uwaga, po kimś Joe musiał odziedziczyć tę skłonność do płci pięknej
Cytat: | - Co myślisz, o pomyśle Hossa i Aileen?
- Chcą zamieszkać na swoim. To dobrze.
- Dom w San Francisco? Hoss nie wytrzyma tam dłużej niż miesiąc.
- Ten dom, to przecież spadek po wuju Aileen. Z tego, co mówiła jest wyjątkowy i nie ma potrzeby tak szybko się go pozbywać.
- Ale jego utrzymanie to dodatkowe koszty.
- O to akurat nie musisz się martwić. Twoja bratowa to bardzo bogata kobieta.
- Tato, ja wcale się nie martwię. To jest ich sprawa, Hossa i jego żony. Mnie nic do tego, ale mając takie pieniądze mogą wystawić sobie wspaniałą rezydencję tu w Ponderosie. Nie muszą wyjeżdżać. Hoss to ranczer z krwi i kości. Aileen na każdym kroku zapewniała, że też kocha wieś. |
A to ciekawe! Hoss chce opuścić Ponderosę?
Cytat: | Oni nie zamierzają wyprowadzać się do San Francisco.
- Doprawdy?
- Tak. Rozmawiałem z nimi wczoraj. Wybraliśmy nawet miejsce pod ich przyszły dom. W południowej części Ponderosy.
- To drań – wycedził przez zęby Adam – nic mi nie powiedział. Udawał, że chce zamieszkać w wielkim mieście i zobaczyć jak to jest nic nie robić tylko chodzić do restauracji, teatrów i na wystawy.
- I ty mu uwierzyłeś? - Ben wybuchnął gromkim śmiechem.
- Już ja się z nim policzę. Odechce mu się głupich dowcipów.
- Daj spokój Adamie. Hoss widział, jak bardzo ty i Joe przejęliście się ich ewentualną przeprowadzką do San Francisco i postanowił sobie z was zażartować. Gdybyś zapytał o to Holly to powiedziałaby ci, że ani Aileen, ani Hoss nie mają zamiaru się stąd wyprowadzać.
- A ona niby skąd miałaby to wiedzieć?
- Przyjaciółka przyjaciółce wszystko powie.
- To znaczy, że to była zmowa. Zabawiliście się moim kosztem.
- Nie tylko twoim. Josepha również.
- To ja już sobie z nimi pogadam. Z moją kochaną żoną, drogim bratem i jego małżonką – zapowiedział z powagą Adam i dla podkreślenia swoich słów dwa razy kiwnął głową. |
Czasem i Hoss sobie żartuje
Kolejna część opowiadania, chwilami żartobliwa. Adam i Ben rozmawiają o problemach małżeńskich Adama. Spowodowanych niestety jego charakterem – niezdecydowaniem, uporem i chęcią stawiania „na swoim”. Trochę późno na wątpliwości, kiedy jego potomek jest w drodze. Trudno, musi się sam uporać z tym problemem, tak, żeby nikogo nie skrzywdzić. Ma sporo do przemyślenia. Ben też ma problemy. Jak zwykle z najmłodszym synem. Lekkomyślność Joe znów wpędziła go w kłopoty. Nie dość, że podpadł szeryfowi uwodząc jego córkę, to jeszcze może się na nim zemścić odrzucony przez dziewczynę rywal. Na szczęście u Hossa i Aileen wszystko dobrze się układa. Chcą zbudować piękny dom w Ponderosie i liczą na pomoc Adama. Myślę, że dla brata zaprojektuje coś wspaniałego. No i pani Estera i Goldblum. Nie wiadomo jeszcze o co mu chodzi i jak to się skończy. Estera i Adam obawiają się Goldbluma znając jego mściwość i spryt. Zobaczymy … oby jak najprędzej. Czekam na kontynuację … bardzo niecierpliwie czekam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8735
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 18:39, 07 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Serdecznie dziękuję za miły komentarz. Adam nie byłby sobą, gdyby nie marudził. On jeszcze jest na etapie przyzwyczajania się do Holly. Myślę, że już wkrótce mu przejdzie. W następnym odcinku wyjaśni się sprawa pana Goldbluma.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8735
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 0:49, 10 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
***
Carson City. Dom Aarona Goldbluma.
Mimo wczesnego popołudnia w sypialni panował półmrok. Jedynie smuga światła sączyła się przez szczelinę w niedokładnie zaciągniętych ciężkich, pluszowymi zasłonach. Zapach medykamentów mieszał się z zaduchem. Na ogromnym łożu leżał Aaron Goldblum. Czarne włosy przetykane siwizną oblepiły mu czoło zroszone potem. Oczy miał zamknięte i mogło się wydawać, że śpi. Co jakiś czas jednak poruszał ustami, ale zamiast głosu wydobywał się z nich cichy nieartykułowany dźwięk. Lewa część ciała mężczyzny była sparaliżowana, podobnie jak twarz, która nosiła wyraźne ślady porażenia. Doktor Silberman, specjalista od nerwów uznany nie tylko przez społeczność żydowską, ale i przez gojów, pochyliwszy się nad chorym mierzył mu właśnie tętno na wewnętrznej stronie prawego nadgarstka. Po chwili ułożył dłoń chorego na kołdrze i bezgłośnie westchnął, po czym sięgnął po małą buteleczkę stojącą wraz z innymi lekami na szafce nocnej. Odmierzył z niej do kieliszka dwanaście kropli, a następnie dolał odrobinę wody i lekko zamieszał. Podłożywszy dłoń pod głowę Aarona, uniósł ją nieco. Wówczas mężczyzna uchylił prawe oko, a zobaczywszy nad sobą lekarza posłusznie przyjął lekarstwo. Musiało to być dla niego ogromnym wysiłkiem, bo niemal natychmiast zasnął. Tymczasem zza drzwi sypialni zaczęły dobiegać stłumione głosy, które z każdą chwilą przybierały na sile.
- Mów i to natychmiast gdzie jest get?!
- Już ci mówiłem, że nie wiem - odparł, próbując zachować spokój, Abram Berkowitz.
- Czy ty nie rozumiesz, jak bardzo jest to ważne?! - Mosze Levy, czerwony na twarzy, jak burak, mocno gestykulował.
- Owszem, rozumiem, ale nie rozumiem, dlaczego tobie tak bardzo na tym zależy?
- Ty jesteś mshugener*1, czy udajesz? Dobrze wiesz, że dni, może nawet godziny starego są już policzone.
- To wie tylko Pan Bóg.
- Tak, tak – odparł ze zniecierpliwieniem Mosze – ale spraw przyziemnych Jahwe nie załatwi.
- No, żebyś się nie zdziwił – Abram spojrzał na byłego kolegę z nieukrywaną niechęcią.
- Ty jednak jesteś mshugener. Pani Estera już dawno powinna dostać get. Małżeństwa Goldblumów właściwie już nie istnieje.
- Doprawdy? A ja myślę, że wciąż trwa.
- I dlatego trzeba położyć temu kres. Ta kobieta sprzeniewierzyła się swojemu prawowitemu małżonkowi. Uciekła od niego, choć był dla niej najlepszym mężem. I, co? On zamknie oczy, a ona zgarnie cały jego majątek.
- Skąd możesz to wiedzieć? - spytał Abram z lekceważącym uśmieszkiem.
- Wiem, bo dwa lata temu pomagałem mu przy sporządzaniu kolejnej wersji testamentu.
- I uważasz, że od tamtej pory nic się nie zmieniło?
- Ty coś wiesz?! - Mosze, nie kontrolując swoich emocji, chwycił za poły chałatu Abrama – Natychmiast mów!
- Ręce precz ode mnie – rzekł ze stoickim spokojem Abram i jednym ruchem odepchnął od siebie mężczyznę. W twarzy Abrama było przy tym coś takiego, co niemal zmroziło rozsierdzonego Mosze. Do tego wyraz oczu sekretarza Goldbluma był pełen nieskrywanej pogardy i obrzydzenia. Te oczy kogoś mu przypominały. Był ktoś kto wiele razy tak na niego spoglądał i któremu z całego serca życzył, aby jak najszybciej przeniósł się na łono Abrahama.
- Przepraszam – rzekł, nieco spokojniejszym głosem, Mosze – chyba się nieco zagalopowałem. Abramie, to z czym do ciebie się zwracam jest bardzo, ale to bardzo ważne.
- Dla kogo?
- Dla wszystkich. Wiesz przecież, że Goldblum jest najbogatszym człowiekiem na całym Zachodnim Wybrzeżu. Istnieje całkiem realna szansa, że jego majątek może przejąć kahał z korzyścią dla wszystkich.
- A najbardziej dla parnasim, towim*2 i rabina. I oczywiście dla cadyka.
- Abramie, przyjacielu, jesteś mądry i inteligentny… - zaczął Mosze.
- Coś takiego? Do tej pory uważałeś mnie za tępaka i prawdziwe nul.*3
- Mylisz się. Zawsze wiedziałem, że jesteś niezwykle uzdolnionym człowiekiem, dlatego zrobisz to o co ciebie proszę: przekażesz nam dokumenty rozwodowe, abyśmy mogli wysłać je pani Esterze i ostatecznie zakończyć tę żałosną farsę, która naraża pana Goldbluma tylko i wyłącznie na śmieszność.
- Mam przez to rozumieć, że kierujesz się miłością bliźniego?
- Żebyś wiedział. O nic innego mi nie chodzi, tylko o to, żeby tak potężny majątek znalazł się w rękach, które owoce pracy pana Goldbluma jeszcze pomnożą.
- Co z tego będziesz miał? - spytał bezceremonialnie Abram.
- Dajże spokój. Tu chodzi o ważną sprawę, co ja mówię ważną – Mosze wzniósł oczy ku sufitowi i rozłożył ręce – arcyważną sprawę. Dobro kahału zależy od tego jednego dokumentu. Jeśli nie chcesz mi go dać, to proszę, wyślij go pani Esterze.
- A jeśli się zgodzę, to co dostanę w zamian? - spytał Abram przyglądając się spod oka Mosze.
- Wszystko.
- Wszystko? - Abram z ironią pokiwał głową – to dużo, ale równie dobrze może to być nic.
- Przestań się czepiać słów! – rzucił zniecierpliwiony Mosze. – Mów i to natychmiast: pomożesz nam, czy nie?
- Nam?
- Nie baw się z ze mną w kotka i myszkę. Jedno moje słowo komu trzeba i koniec z tobą.
- Jak mniemam mówisz o rabinie Apfelbaumie. Przez ostatnie dni był tu częstym gościem i za każdym razem doprowadzał pana Goldbluma do pasji.
- Rabin Apfelbaum i tak wykazał dużo cierpliwości w stosunku do tego starego drania. Miał nadzieję, że Goldblum się opamięta i oddali od siebie panią Esterę.
- A wtedy rabin już tak poprowadziłby sprawę, żeby pan Goldblum wszystko zapisał na rzecz kahału.
- Taki był plan. Czy nie rozumiesz, że z fortuną starego Goldbluma nasza gmina byłaby najważniejsza i w Nevadzie, i w Kalifornii. Moglibyśmy utworzyć prawdziwy związek gmin z siedzibą w Sacramento. Bylibyśmy najpotężniejsi.
- A tobie, co rabin obiecał za tę krecią robotę?
- Mnie? - Mosze zrobił zdziwioną minę – nic. Mnie chodzi tylko o sprawiedliwość.
- Nie wierzę. Chcesz mi powiedzieć, że tak umiłowałeś sprawiedliwość, że chcesz namówić mnie do złamania prawa?
- O żadnym łamaniu prawa nie ma mowy. – Zapewnił Mosze i dodał: - wypełnimy tylko wolę Goldbluma.
- Wolałbym żebyś w mojej obecności mówił pan Goldblum, a poza tym skąd wiesz, czy jej nie zmienił?
- Nawet jeśli to zrobił to nikt nie musi o tym wiedzieć, prawda? A prawnikiem pana Goldbluma już my się zajmiemy. Wszytko jest kwestią ceny.
- Jasne. A co zrobicie ze mną?
- Być może dostaniesz propozycję nie do odrzucenia.
- Szantażu się nie boję i w żadnym razie nie pozwolę na tak podłe oszustwo. Nawet jeśli pan Goldblum zamknie oczy to, przypominam ci, że ma spadkobierców, żonę i wnuka.
- Też mi spadkobiercy – prychnął mężczyzna. - Żona, które okryła się niesławą i ten mały, parszywy goj. Pan Goldblum musiałby być szaleńcem, żeby temu gnojkowi cokolwiek zapisać. Dobra, dosyć tej jałowej gadki. Dawaj dokumenty!
- Nawet gdybym chciał ci je dać, to nie wiem, gdzie są. Zdaje się, że już o tym wspominałem.
- Chcesz mnie doprowadzić do ostateczności? Mówię, ostatni raz: oddaj get!
- A ja powtarzam jeszcze raz: nie wiem gdzie jest.
- Nie wierzę w twoje ani jedno słowo, ty, ty…
- Oszczędź sobie wysiłku. Wiem, co chcesz mi powiedzieć. Przekaż swoim mocodawcom, że z ich zamysłu nic nie wyjdzie – rzekł Abram ściszonym, ale dosadnym głosem.
- Nie wiesz z kim zadzierasz, głupcze! Jesteś skończony!
- Czyżby? - spytał kpiąco Abram i wskazując Mosze drzwi, rzekł: - wynoś się stąd i to natychmiast!
- Pożałujesz tego! Już ja się postaram, żebyś gorzko zapłakał! Są tacy, którzy wszystko mogą!
- Powiem ci coś: nie obchodzi mnie, cała ta zgraja zachłannych na pieniądze urzędasów. Dopóki pan Goldbum żyje, on decyduje kto będzie jego spadkobiercą, a jeśli odejdzie z tego świata moim obowiązkiem jest przypilnować, aby jego wola stała się faktem. Czy to jasne?
- Pożałujesz!
- Grozisz mi?!
- Ostrzegam!
W tym momencie do salonu, w którym rozgrywała się powyższa scena wszedł doktor Silberman i obrzuciwszy obu mężczyzn oburzonym wzrokiem, spytał:
- Co tu u licha się dzieje? Co to za krzyki? Czy wy wstydu nie macie, żeby wykłócać się pod drzwiami ciężko chorego człowieka. Co was opętało? Dzisiejsza młodzież już niczego nie potrafi uszanować.
- Proszę wybaczyć, doktorze Silberman – rzekł pokornie Abram. - To się już nie powtórzy.
- Ja myślę – odparł zagniewany lekarz i spojrzał wyczekująco na drugiego z mężczyzn. Ten zapewnił:
- Tak, tak, to się nie powtórzy. Lepiej już pójdę. A ty Abramie przemyśl sobie z kim chcesz zadrzeć. Masz jeszcze szansę, żeby się opamiętać.
- Nie potrzebuję takiej szansy.
- Twoja wola – odparł Mosze i skinąwszy doktorowi Silbermanowi, rzekł: - do zobaczenia panu. Proszę przekazać moje ukłony żonie i córce.
Gdy drzwi domu Aarona Golbluma zamknęły się za jego byłym sekretarzem, doktor nie mógł powstrzymać się od pytania:
- Czego chciał?
- Nie domyśla się pan. Ludzie uważają, że godziny pana Goldbluma są policzone i jak sępy chcą dla siebie coś wyrwać.
- Mogą się przeliczyć.
- Naprawdę? Czyżby… - w oczach Abrama błysnęła nieśmiała nadzieja.
- Stan chorego się ustabilizował. Jeśli przetrzyma noc to jego szanse na przeżycie wzrosną.
- To dobre wieści.
- Przestrzegam przed zbytnim optymizmem, ale owszem nadzieja się pojawiła. Pan Goldblum jest silnym mężczyzną. Silnym i walecznym. A tak swoją drogą to jestem dla ciebie, Abramie pełen podziwu. Opiekujesz się nim, jak kimś z rodziny. To rzadka postawa, zwłaszcza wśród młodych.
- To jedynie zwykła przyzwoitość. – Odparł Mosze i dodał: - tak zostałem wychowany.
- Twoi rodzice mogą być z ciebie dumni.
- Dziękuję doktorze – Abram nieznacznie się skłonił i wtedy zabrzmiał dzwonek u drzwi.
- Kogo znowu niesie? - doktor z irytacją pokręcił głową – czy ci ludzie wstydu nie mają tak nachodzić chorego? Skończona dzicz. Abramie pozbądź się intruza. Pan Goldblum musi mieć spokój.
- Oczywiście, zaraz to zrobię – odparł Abram i wyszedł z salonu, aby słowa wcielić w czyn. Drugi dzwonek spowodował, że mężczyzna przebiegł długi korytarz. Gdy otworzył drzwi i spojrzał na niechcianego gościa nawet nie próbował ukryć zdziwienia, a gdy ten chciał się przedstawić Abram mu przerwał, mówiąc:
- Wiem kim pan jest.
- Taką miałem nadzieję – odparł mężczyzna. - Czy pan Goldblum znalazłby dla mnie chwilę czasu?
- Niestety…
- Mogę przyjść później.
- Pan nie rozumie – rzekł Abram i jakby się zawahał, jednak zaraz dodał: - proszę wejść detektywie Carter. Musimy porozmawiać.
***
_____________________________________________________________
*1 Mshugener (משוגענער ) - kretyn
*2 Parnasim – inaczej seniorzy, najwyżsi urzędnicy gminy żydowskiej. reprezentujący gminę na zewnątrz, kontrolujący zbieranie podatków od członków gminy oraz dysponujący jej funduszami, zdeponowanymi w kasie kahału. Każdego miesiąca na czele gminy stał inny spośród seniorów, zwany parnas ha-chodesz (hebr., senior miesiąca). Kolejnymi w hierarchii kahału byli pomocnicy seniorów, jednocześnie kontrolujący ich działalność, zwaną towim (hebr., dobrzy mężowie). W skład kahału wchodzili ponadto tzw. kahalnicy, zwani kierownikami, sprawujący nadzór nad działalnością poszczególnych instytucji kahału. Członkowie kahału pracowali społecznie, byli wyłaniani raz do roku w wyborach pośrednich. Najpierw stary kahał wyznaczał spośród członków prawyborców, którzy wyłaniali elektorów, natomiast oni wybierali urzędników kahalnych. - za Wirtualny Sztetel
*3 Nul (נול ) - zero.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Wto 11:17, 11 Paź 2022, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 10:10, 11 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Na ogromnym łożu leżał Aaron Goldblum. Czarne włosy przetykane siwizną oblepiły mu czoło zroszone potem. Oczy miał zamknięte i mogło się wydawać, że śpi. Co jakiś czas jednak poruszał ustami, ale zamiast głosu wydobywał się z nich cichy nieartykułowany dźwięk. Lewa część ciała mężczyzny była sparaliżowana, podobnie jak twarz, która nosiła wyraźne ślady porażenia. |
Aaron Goldblum jest poważnie chory! To stąd ta jego przemiana
Cytat: | - Mów i to natychmiast gdzie jest get?!
- Już ci mówiłem, że nie wiem - odparł, próbując zachować spokój, Abram Berkowitz.
- Czy ty nie rozumiesz, jak bardzo jest to ważne?! - Mosze Levy, czerwony na twarzy, jak burak, mocno gestykulował.
- Owszem, rozumiem, ale nie rozumiem, dlaczego tobie tak bardzo na tym zależy?
- Ty jesteś mshugener*1, czy udajesz? Dobrze wiesz, że dni, może nawet godziny starego są już policzone.
- To wie tylko Pan Bóg.
- Tak, tak – odparł ze zniecierpliwieniem Mosze – ale spraw przyziemnych Jahwe nie załatwi.
- No, żebyś się nie zdziwił – Abram spojrzał na byłego kolegę z nieukrywaną niechęcią.
- Ty jednak jesteś mshugener. Pani Estera już dawno powinna dostać get. Małżeństwa Goldblumów właściwie już nie istnieje. |
A co jemu tak zależy na tym dokumencie?
Cytat: | - Doprawdy? A ja myślę, że wciąż trwa.
- I dlatego trzeba położyć temu kres. Ta kobieta sprzeniewierzyła się swojemu prawowitemu małżonkowi. Uciekła od niego, choć był dla niej najlepszym mężem. I, co? On zamknie oczy, a ona zgarnie cały jego majątek. |
No tak, jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze
Cytat: | Do tego wyraz oczu sekretarza Goldbluma był pełen nieskrywanej pogardy i obrzydzenia. Te oczy kogoś mu przypominały. Był ktoś kto wiele razy tak na niego spoglądał i któremu z całego serca życzył, aby jak najszybciej przeniósł się na łono Abrahama. |
Ciekawe, zastanawiające podobieństwo
Cytat: | Wiesz przecież, że Goldblum jest najbogatszym człowiekiem na całym Zachodnim Wybrzeżu. Istnieje całkiem realna szansa, że jego majątek może przejąć kahał z korzyścią dla wszystkich.
- A najbardziej dla parnasim, towim*2 i rabina. I oczywiście dla cadyka. |
No tak, rzeczywiście chodzi o duże pieniądze
Cytat: | – Mów i to natychmiast: pomożesz nam, czy nie?
- Nam?
- Nie baw się z ze mną w kotka i myszkę. Jedno moje słowo komu trzeba i koniec z tobą.
- Jak mniemam mówisz o rabinie Apfelbaumie. Przez ostatnie dni był tu częstym gościem i za każdym razem doprowadzał pana Goldbluma do pasji.
- Rabin Apfelbaum i tak wykazał dużo cierpliwości w stosunku do tego starego drania. Miał nadzieję, że Goldblum się opamięta i oddali od siebie panią Esterę.
- A wtedy rabin już tak poprowadziłby sprawę, żeby pan Goldblum wszystko zapisał na rzecz kahału.
- Taki był plan. Czy nie rozumiesz, że z fortuną starego Goldbluma nasza gmina byłaby najważniejsza i w Nevadzie, i w Kalifornii. Moglibyśmy utworzyć prawdziwy związek gmin z siedzibą w Sacramento. Bylibyśmy najpotężniejsi. |
Jak nie prośbą, to groźbą Mosze chce uzyskać dokument
Cytat: | - wypełnimy tylko wolę Goldbluma.
- Wolałbym żebyś w mojej obecności mówił pan Goldblum, a poza tym skąd wiesz, czy jej nie zmienił?
- Nawet jeśli to zrobił to nikt nie musi o tym wiedzieć, prawda? A prawnikiem pana Goldbluma już my się zajmiemy. Wszytko jest kwestią ceny.
- Jasne. A co zrobicie ze mną?
- Być może dostaniesz propozycję nie do odrzucenia.
- Szantażu się nie boję i w żadnym razie nie pozwolę na tak podłe oszustwo. Nawet jeśli pan Goldblum zamknie oczy to, przypominam ci, że ma spadkobierców, żonę i wnuka.
- Też mi spadkobiercy – prychnął mężczyzna. - Żona, które okryła się niesławą i ten mały, parszywy goj. Pan Goldblum musiałby być szaleńcem, żeby temu gnojkowi cokolwiek zapisać. Dobra, dosyć tej jałowej gadki. Dawaj dokumenty! |
Mosze jest zdesperowany
Cytat: | - Oszczędź sobie wysiłku. Wiem, co chcesz mi powiedzieć. Przekaż swoim mocodawcom, że z ich zamysłu nic nie wyjdzie – rzekł Abram ściszonym, ale dosadnym głosem.
- Nie wiesz z kim zadzierasz, głupcze! Jesteś skończony!
- Czyżby? - spytał kpiąco Abram i wskazując Mosze drzwi, rzekł: - wynoś się stąd i to natychmiast!
- Pożałujesz tego! Już ja się postaram, żebyś gorzko zapłakał! Są tacy, którzy wszystko mogą!
- Powiem ci coś: nie obchodzi mnie, cała ta zgraja zachłannych na pieniądze urzędasów. Dopóki pan Goldbum żyje, on decyduje kto będzie jego spadkobiercą, a jeśli odejdzie z tego świata moim obowiązkiem jest przypilnować, aby jego wola stała się faktem. Czy to jasne?
- Pożałujesz!
- Grozisz mi?!
- Ostrzegam! |
Abram nieźle się trzyma. Nie spodziewałam się po nim takiej odwagi
Cytat: | Ludzie uważają, że godziny pana Goldbluma są policzone i jak sępy chcą dla siebie coś wyrwać.
- Mogą się przeliczyć.
- Naprawdę? Czyżby… - w oczach Abrama błysnęła nieśmiała nadzieja.
- Stan chorego się ustabilizował. Jeśli przetrzyma noc to jego szanse na przeżycie wzrosną.
- To dobre wieści.
- Przestrzegam przed zbytnim optymizmem, ale owszem nadzieja się pojawiła. Pan Goldblum jest silnym mężczyzną. Silnym i walecznym. A tak swoją drogą to jestem dla ciebie, Abramie pełen podziwu. Opiekujesz się nim, jak kimś z rodziny. To rzadka postawa, zwłaszcza wśród młodych.
- To jedynie zwykła przyzwoitość. – Odparł Mosze i dodał: - tak zostałem wychowany.
- Twoi rodzice mogą być z ciebie dumni. |
Podejrzewam, że Goldblum jeszcze niejedną niespodziankę sprawi
Cytat: | - Wiem kim pan jest.
- Taką miałem nadzieję – odparł mężczyzna. - Czy pan Goldblum znalazłby dla mnie chwilę czasu?
- Niestety…
- Mogę przyjść później.
- Pan nie rozumie – rzekł Abram i jakby się zawahał, jednak zaraz dodał: - proszę wejść detektywie Carter. Musimy porozmawiać. |
A to ciekawe … co robi tu Carter?
Kolejna część opowiadania. Teoretycznie bez wartkiej akcji, ale ileż się dzieje! Intrygant Mosze chcący na siłę wydostać dokument rozwodowy Goldbluma, aby zagarnąć jego pieniądze dla kahału, Abram odważnie broniący interesów swojego szefa, lekarz, który pomaga choremu i na koniec, niczym wisienka na torcie pojawia się detektyw Carter. Ciekawe, z czym przychodzi? Czy ma jakieś nowiny? Co będzie z panią Esterą w razie śmierci męża? Dlaczego Goldblum tak ceni Abrama? Czekam na rozwiązanie tej zagadki. Bardzo niecierpliwie czekam …
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8735
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 11:19, 11 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Bardzo dziękuję za miły komentarz. Już niedługo wyjaśni się w jakim celu zjawił się u Goldbluma detektyw Carter, ale najpierw zajrzymy do Ponderosy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8735
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 20:55, 14 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
No i znowu wyszedł mi odcinek bez akcji Niestety detektyw Carter musi poczekać, za to jest dużo Adama.
Dwa dni później. Dom Cartwrightów.
Holly otworzyła oczy i nieznacznie przeciągnęła się. Gdy jej wzrok padł na zegar stojący na komodzie, aż jęknęła. Dochodziła jedenasta przed południem. Nigdy dotąd tak długo nie spała. Energicznie odrzuciła kołdrę i równie energicznie usiadła. Zakręciło się jej w głowie i równocześnie wróciły wspomnienia dnia poprzedniego. Powoli położyła się i kilka razy głęboko zaczerpnęła powietrza. Od razu poczuła się lepiej. Teraz spróbowała powoli usiąść. Poszło jej całkiem nieźle. Przez dłuższą chwilę siedziała na brzegu łóżka. Wreszcie wstała i podeszła do okna. Rozchyliła firanki i wyjrzała na podwórze. Niestety nic godnego uwagi nie było widać, a cały dom spowity był dziwną ciszą. Uchyliła okno i wciągnęła do płuc świeże powietrze pachnące jesienią. Cichutko westchnęła i wystawiła twarz do słońca, które nadal całkiem przyjemnie grzało. Nagle zapragnęła wyjść na krótką przechadzkę. Łąka za domem nawet o tej porze roku była niezwykle urokliwa. Przedtem jednak powinna coś zjeść, a przede wszystkim ubrać się. Właśnie zamierzała to zrobić, gdy drzwi otworzyły się powoli, a w ich progu stanął jej mąż trzymając w dłoniach tacę ze śniadaniem.
- Holly! Czyś ty oszalała?! - Adam na widok stojącej przed nim żony z trudem panował nad głosem. - Natychmiast wracaj do łóżka.
- Daj spokój kochany, przecież nie jestem chora – odparła kobieta.
- Nie jesteś, ale jesteś przy nadziei – rzekł Adam stawiając tacę ze śniadaniem na stoliku. - Doktor Martin wyraźnie powiedział, że masz się oszczędzać.
- A co ja niby twoim zdaniem robię?
- Na razie to próbujesz doprowadzić mnie do szału. Do łóżka, ale już! - Adam zrobił marsową minę, a Holly spojrzawszy na niego z niemym wyrzutem, dostojnym krokiem powędrowała do łóżka.
- Zadowolony? - spytała, gdy poprawiał jej poduszkę.
- Bardzo. A byłbym jeszcze bardziej, gdybyś stosowała się do zaleceń doktora.
- A co ja twoim zdaniem innego robię? To, że wstałam z łóżka i wyjrzałam przez okno chyba mi nie zaszkodzi.
- Nie, nie zaszkodzi, ale ja wolę dmuchać na zimne. Pozostaniesz w łóżku do końca tygodnia.
- Zwariowałeś?! Chcesz mnie tu więzić?! - spytała z oburzeniem i dodała: - chyba nie mówisz tego poważnie?
- Holly, ja nie żartuję – odparł stanowczo Adam. – I jeśli dalej będziesz się tak zachowywała, to przywiążę cię do łóżka.
- Barbarzyńca! Nie zrobisz tego!
- Chcesz się założyć? - spytał i utkwił w niej kpiący wzrok. Ona przymrużyła powieki i patrzyła mu prosto w oczy z taką złością i gniewem, że ktoś innym na jego miejscu dałby niewątpliwie drapaka. Adam jednak nie należał do tych co łatwo dają się wystraszyć, a tym bardziej do tych, co poddają się bez walki. Próba sił trwała w najlepsze. Wreszcie Holly musiała uznać się za pokonaną. Fuknęła przy tym niczym wściekła kotka i zrobiła naburmuszoną minę.
- W porządku – rzekła – wygrałeś, ale w łóżku poleżę tylko dzisiaj.
- Do końca tygodnia.
- Do końca dnia.
- Znowu zaczynasz się kłócić? Już zapomniałaś, co wydarzyło się wczoraj?
- Zemdlałam. Wielkie mi rzeczy. Kobietom przy nadziei to się zdarza – odparła, wygładzając kołdrę.
- Ale nie dwa razy i to w krótkim czasie.
- Oj tam - Holly wzruszyła ramionami.
- Nie bagatelizuj wczorajszych omdleń. Niezłego strachu nam napędziłaś.
- Naprawdę? - zaciekawiła się i uśmiechając się niczym psotne dziecko, stwierdziła: - to znaczy, że troszeczkę ci na mnie zależy.
- Holly, na litość boską, przestań sobie żartować! Myślałem, że ożeniłem się z normalną, odpowiedzialną kobietą.
- Biedaku – rzekła z udawanym współczuciem – zamiast statecznej małżonki dostała ci się postrzelona, a do tego ruda.
- Nie zmieniaj tematu. Komu, jak komu, ale tobie, córce lekarza, nie powinienem pewnych rzeczy tłumaczyć. Doskonale wiesz, że gdybyś była w pełni zdrowa, nie doszłoby do tych omdleń.
- Ależ ja jestem zdrowa.
- Tak? To przypomnę ci, że całkiem niedawno uległaś ciężkiemu wypadkowi i nie mogłaś chodzić, o amnezji nie wspomnę.
- No, dobrze, wygrałeś – Holly zrobiła zbolałą minę i dodała: - ale przecież te omdlenia nie są spowodowane wypadkiem. Tak przynajmniej twierdzi doktor Martin, a ja mu wierzę.
- Owszem, powiedział tak i nawet wskazał przyczynę tych twoich omdleń – rzekł Adam podając żonie tacę ze śniadaniem. - Myślałem, że kwestię gorsetu wyjaśniliśmy ostatecznie.
- Daj spokój. To jakieś wymysły. Gdyby gorsety faktycznie zagrażały zdrowiu kobiety, to nie szyto by ich i to zwłaszcza tych dla ciężarnych. Czytałam gdzieś, że taki gorset pomaga zachować odpowiednią postawę. Odciąża plecy i podtrzymuje brzuch.
- Co ty u licha wygadujesz? - Adam z politowaniem spojrzał na żonę. - Uważasz, że wciskanie się w to rusztowanie może tobie i dziecku wyjść na zdrowie?
- To francuski gorset. Najmodniejszy. Emma Stone specjalnie go dla mnie odłożyła. Nawet nie wiesz, jak kobiety o nim marzą.
- Szkoda, że pani Stone nie powiedziała mi jaką ma dla ciebie przesyłkę, wtedy na pewno nie odebrałbym tego rusztowania i przy okazji zaoszczędziłby kilka dolarów.
- Nie wiedziałam, że jesteś takim sknerą.
- To się dowiedziałaś. Pamiętasz, powiedziałem ci, że nie pozwolę, żeby coś stało się tobie i dziecku, i słowa zamierzam dotrzymać.
- Walcząc z moim gorsetem - zakpiła Holly.
- A chociażby – odparł Adam. - A tak nawiasem mówiąc gorset nie miał ze mną szans. Spaliłem go na środku podwórza.
- Co zrobiłeś?!! - Holly rozlała z wrażenia kakao.
- To, co słyszałaś.
- Spaliłeś mój nowiutki, francuski gorset?!!! - oburzenie kobiety sięgnęło zenitu, a jej oczy słały gromy. Adam niezwykle z siebie zadowolony z nieukrywaną dumą powiedział:
- Świetnie się palił. Hoss i Joe trochę mi pomogli. Była świetna zabawa.
- Twoi bracia?!!! Na ich oczach spaliłeś moją bieliznę?!!!
- O co ci chodzi? Przecież nie spaliłem twoich majtek, tylko gorset.
- Co za wstyd! Jak ja im na oczy się pokażę?! - biadoliła tymczasem Holly.
- Nie przesadzaj, moja droga. Hoss ma żonę i wie co to takiego gorset, a i Małemu Joe od czasu do czasu zdarzy się zmagać z tą częścią damskiej bielizny.
- Jesteś wstrętny – rzuciła z zaciętym wyrazem twarzy Holly. - Tę uwagę o Joe mogłeś sobie darować.
- To duży chłopiec, więc o gorsetach wie co nieco.
- Chyba tylko to, jak je rozwiązywać – zachichotała Holly.
- Widzę, że humor ci się poprawił – zauważył Adam.
- Troszeczkę, ale tylko dzięki bułeczkom Hop Singa.
- A kakao?
- Co z nim?
- Czy ci smakuje?
- Dobre, jak zwykle – odparła Holly między jednym kęsem bułki a drugim.
- Tylko dobre? - dopytywał się Adam.
- Kakao jak kakao.
- Ale to ja dla ciebie go zrobiłem.
- A to zmienia postać rzeczy – rzekła z powagą w głosie Holly. - Jest wyśmienite.
- A co dostanę za moje starania?
- No, nie wiem – Holly nieznacznie uśmiechnęła się, lekko przy tym kręcąc głową.
- Myślę, że mały całus byłby w porządku – zasugerował Adam i usiadł na brzegu łóżka obok żony.
- Czy ja wiem… - zaczęła, ale Adam nie pozwolił jej dokończyć. Objął ją ramionami i nieśpiesznie zaczął całować. Po chwili spoglądając w jej lekko zamglone oczy, stwierdził:
- Smakujesz bułeczkami i kakao.
- Przecież jem śniadanie – odparła i podała mu usta, ale Adam przytrzymał ją za ramiona i rzekł:
- Skoro tak, to dokończ je. Potem… porozmawiamy.
Holly wróciła do posiłku i posłusznie zjadła wszystko do ostatniego okruszka. Z prawdziwym apetytem wychyliła resztkę kakao. Nad jej górną wargą pozostał brązowawy ślad po napoju. Adam na ten widok cichutko parskną śmiechem.
- O, co ci znowu chodzi? - spytała Holly i zmarszczyła nos.
- Ubrudziłaś się – odparł i wziąwszy serwetkę otarł jej usta, jak dziecku.
- Dziękuję.
- Proszę bardzo. A teraz połóż się i spróbuj jeszcze trochę pospać – rzekł zabierając z jej kolan tacę.
- Nie chce mi się spać.
- To poczytaj sobie.
- Nie chcę czytać.
- To co chcesz robić?
- Być z tobą – odparła bawiąc się guzikami jego koszuli.
- Ależ Holly, teraz?
- A ty o jednym – fuknęła. - Mnie chodzi, o to, żebyś posiedział przy mnie. No, chyba, że masz ciekawsze zajęcie niż dotrzymywanie towarzystwa cierpiącej żonie.
- Dobrze, posiedzę – odparł z rezygnacją Adam.
- Mogłeś w tę odpowiedź włożyć więcej entuzjazmu. A tak swoją drogą, gdzie są wszyscy? Gdzie podział się Matthew? Chyba powinnam z nim porozmawiać.
- Wygoniłem wszystkich z domu żebyś miała spokój.
- Bądź poważny.
- No, dobrze. Ojciec i Joe pojechali do tartaku. Hoss i Aileen są u LaMarrów, a pani Estera zabrała Matthew do Toliverów.
- Matthew musiał się bardzo przejąć. Zemdlałam przecież w jego obecności. Pamiętam, że był taki bladziutki.
- Wystraszył się. On przecież bardzo cię kocha, zresztą tak, jak jego ojciec.
- Słucham? - Holly badawczo spojrzała na męża. - Czy ja aby się nie przesłyszałam?
- Nie. To prawda. Jesteś mi bardzo bliska. Ty i nasze dziecko – odparł, po czym wzruszonym głosem, dodał: - nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś wam się stało.
- Mój kochany teraz wiem, że wszystko będzie dobrze – wyszeptała tuląc się do niego.
- Pod warunkiem, że będziesz stosować się do wszystkich zaleceń doktora Martina i oczywiście do moich.
- Oczywiście. Inaczej być nie może – odparła z dziwną, jak na nią aprobatą.
- Wreszcie doszliśmy do porozumienia – stwierdził z zadowoleniem Adam.
- Ciekawe na jak długo? - mruknęła cichutko Holly.
- Słucham? - Adam zmarszczył brew.
- Nic, nic. Tylko żartowałam.
- Nie sądzę. Spróbuj znowu coś zmalować, to mnie popamiętasz.
- Oj, Adamie nie bądź takim sztywniakiem.
- Ja? Sztywniakiem?
- A ten znowu swoje – westchnęła Holly.
Na szczęście w tym momencie dało się słyszeć tętent konia. Holly zadowolona z takiego obrotu sprawy rzekła:
- Ciekawe, kto przyjechał? Sprawdzisz mój drogi?
Adam skinął głową, podszedł do okna i wyjrzał, po czym rzekł:
- Coś takiego, spodziewałem się go za kilka dni.
- Kogo?
- Detektywa Cartera.
- Logan przyjechał? Ciekawe z jakimi wieściami - Holly natychmiast odrzuciła kołdrę z zamiarem wstania z łóżka.
- A ty gdzie?
- Jak to gdzie? Chyba nie myślisz, że będę tu siedzieć. Logan przecież przywiózł wieści o panu Goldblumie. Muszę wiedzieć, czy Matthew nic nie zagraża.
***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 23:22, 16 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Cytat: | …- Nie jesteś, ale jesteś przy nadziei – rzekł Adam stawiając tacę ze śniadaniem na stoliku. - Doktor Martin wyraźnie powiedział, że masz się oszczędzać.
- A co ja niby twoim zdaniem robię?
- Na razie to próbujesz doprowadzić mnie do szału. Do łóżka, ale już! - Adam zrobił marsową minę, a Holly spojrzawszy na niego z niemym wyrzutem, dostojnym krokiem powędrowała do łóżka.
- Zadowolony? - spytała, gdy poprawiał jej poduszkę.
- Bardzo. A byłbym jeszcze bardziej, gdybyś stosowała się do zaleceń doktora. |
Nie ma to jak troskliwy mąż
Cytat: | Pozostaniesz w łóżku do końca tygodnia.
- Zwariowałeś?! Chcesz mnie tu więzić?! - spytała z oburzeniem i dodała: - chyba nie mówisz tego poważnie?
- Holly, ja nie żartuję – odparł stanowczo Adam. – I jeśli dalej będziesz się tak zachowywała, to przywiążę cię do łóżka.
- Barbarzyńca! Nie zrobisz tego!
- Chcesz się założyć? - spytał i utkwił w niej kpiący wzrok. Ona przymrużyła powieki i patrzyła mu prosto w oczy z taką złością i gniewem, że ktoś innym na jego miejscu dałby niewątpliwie drapaka. Adam jednak nie należał do tych co łatwo dają się wystraszyć, a tym bardziej do tych, co poddają się bez walki. Próba sił trwała w najlepsze. Wreszcie Holly musiała uznać się za pokonaną. Fuknęła przy tym niczym wściekła kotka i zrobiła naburmuszoną minę.
- W porządku – rzekła – wygrałeś, ale w łóżku poleżę tylko dzisiaj.
- Do końca tygodnia.
- Do końca dnia.
- Znowu zaczynasz się kłócić? Już zapomniałaś, co wydarzyło się wczoraj?
- Zemdlałam. Wielkie mi rzeczy. Kobietom przy nadziei to się zdarza – odparła, wygładzając kołdrę.
- Ale nie dwa razy i to w krótkim czasie. |
Adam jak zwykle ma rację. Powinna leżeć
Cytat: | To przypomnę ci, że całkiem niedawno uległaś ciężkiemu wypadkowi i nie mogłaś chodzić, o amnezji nie wspomnę.
- No, dobrze, wygrałeś – Holly zrobiła zbolałą minę i dodała: - ale przecież te omdlenia nie są spowodowane wypadkiem. Tak przynajmniej twierdzi doktor Martin, a ja mu wierzę.
- Owszem, powiedział tak i nawet wskazał przyczynę tych twoich omdleń – rzekł Adam podając żonie tacę ze śniadaniem. - Myślałem, że kwestię gorsetu wyjaśniliśmy ostatecznie. |
Holly jest nieco lekkomyślna. Powinna bardziej dbać o siebie
Cytat: | Gdyby gorsety faktycznie zagrażały zdrowiu kobiety, to nie szyto by ich i to zwłaszcza tych dla ciężarnych. Czytałam gdzieś, że taki gorset pomaga zachować odpowiednią postawę. Odciąża plecy i podtrzymuje brzuch.
- Co ty u licha wygadujesz? - Adam z politowaniem spojrzał na żonę. - Uważasz, że wciskanie się w to rusztowanie może tobie i dziecku wyjść na zdrowie?
- To francuski gorset. Najmodniejszy. Emma Stone specjalnie go dla mnie odłożyła. Nawet nie wiesz, jak kobiety o nim marzą. |
Każde z nich ma inne zdanie na temat gorsetu
Cytat: | - Szkoda, że pani Stone nie powiedziała mi jaką ma dla ciebie przesyłkę, wtedy na pewno nie odebrałbym tego rusztowania i przy okazji zaoszczędziłby kilka dolarów.
- Nie wiedziałam, że jesteś takim sknerą.
- To się dowiedziałaś. Pamiętasz, powiedziałem ci, że nie pozwolę, żeby coś stało się tobie i dziecku, i słowa zamierzam dotrzymać.
- Walcząc z moim gorsetem - zakpiła Holly.
- A chociażby – odparł Adam. - A tak nawiasem mówiąc gorset nie miał ze mną szans. Spaliłem go na środku podwórza.
- Co zrobiłeś?!! - Holly rozlała z wrażenia kakao.
- To, co słyszałaś.
- Spaliłeś mój nowiutki, francuski gorset?!!! - oburzenie kobiety sięgnęło zenitu, a jej oczy słały gromy. Adam niezwykle z siebie zadowolony z nieukrywaną dumą powiedział:
- Świetnie się palił. Hoss i Joe trochę mi pomogli. Była świetna zabawa. |
Adam chyba bardzo podpadł żonie
Cytat: | - Twoi bracia?!!! Na ich oczach spaliłeś moją bieliznę?!!!
- O co ci chodzi? Przecież nie spaliłem twoich majtek, tylko gorset.
- Co za wstyd! Jak ja im na oczy się pokażę?! - biadoliła tymczasem Holly.
- Nie przesadzaj, moja droga. Hoss ma żonę i wie co to takiego gorset, a i Małemu Joe od czasu do czasu zdarzy się zmagać z tą częścią damskiej bielizny.
- Jesteś wstrętny – rzuciła z zaciętym wyrazem twarzy Holly. - Tę uwagę o Joe mogłeś sobie darować. |
Przy okazji i młodsi bracia mieli ubaw
Cytat: | - Troszeczkę, ale tylko dzięki bułeczkom Hop Singa.
- A kakao?
- Co z nim?
- Czy ci smakuje?
- Dobre, jak zwykle – odparła Holly między jednym kęsem bułki a drugim.
- Tylko dobre? - dopytywał się Adam.
- Kakao jak kakao.
- Ale to ja dla ciebie go zrobiłem.
- A to zmienia postać rzeczy – rzekła z powagą w głosie Holly. - Jest wyśmienite.
- A co dostanę za moje starania?
- No, nie wiem – Holly nieznacznie uśmiechnęła się, lekko przy tym kręcąc głową.
- Myślę, że mały całus byłby w porządku – zasugerował Adam i usiadł na brzegu łóżka obok żony.
- Czy ja wiem… - zaczęła, ale Adam nie pozwolił jej dokończyć. Objął ją ramionami i nieśpiesznie zaczął całować. Po chwili spoglądając w jej lekko zamglone oczy, stwierdził:
- Smakujesz bułeczkami i kakao.
- Przecież jem śniadanie – odparła i podała mu usta, ale Adam przytrzymał ją za ramiona i rzekł:
- Skoro tak, to dokończ je. Potem… porozmawiamy.
Holly wróciła do posiłku i posłusznie zjadła wszystko do ostatniego okruszka. |
Idealny mąż, nawet kakao zrobi żonie
Cytat: | On przecież bardzo cię kocha, zresztą tak, jak jego ojciec.
- Słucham? - Holly badawczo spojrzała na męża. - Czy ja aby się nie przesłyszałam?
- Nie. To prawda. Jesteś mi bardzo bliska. Ty i nasze dziecko – odparł, po czym wzruszonym głosem, dodał: - nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś wam się stało.
- Mój kochany teraz wiem, że wszystko będzie dobrze – wyszeptała tuląc się do niego.
- Pod warunkiem, że będziesz stosować się do wszystkich zaleceń doktora Martina i oczywiście do moich.
- Oczywiście. Inaczej być nie może – odparła z dziwną, jak na nią aprobatą. |
Mam wrażenie, że Holly bardzo czekała na takie słowa
Cytat: | - Coś takiego, spodziewałem się go za kilka dni.
- Kogo?
- Detektywa Cartera.
- Logan przyjechał? Ciekawe z jakimi wieściami - Holly natychmiast odrzuciła kołdrę z zamiarem wstania z łóżka.
- A ty gdzie?
- Jak to gdzie? Chyba nie myślisz, że będę tu siedzieć. Logan przecież przywiózł wieści o panu Goldblumie. Muszę wiedzieć, czy Matthew nic nie zagraża. |
Detektyw Carter z nowinami … na pewno ma coś ciekawego do przekazania
Kolejna część opowiadania. Bardzo rodzinna, subtelna, nie pozbawiona elementów humorystycznych. Holly cały czas kłóci się z Adamem. Właściwie o wszystko – o jedzenie, o wypoczynek, o spalenie gorsetu. To ostatnie jest raczej usprawiedliwione. Modny francuski gorset posłużył jako opał, w dodatku w dziele jego zniszczenia bierze udział cała trójka. Na szczęście Adam unika większej awantury serwując do łóżka pyszne bułeczki Hop Singa i kakao przez siebie przyrządzone. W trakcie rozmowy wyrywa mu się, ze Matt bardzo kocha Holly, tak jak jego ojciec. Kobieta oczywiście jest wzruszona i poddaje się wszystkim zaleceniom doktora Martina i męża. Z korzyścią dla swojego zdrowia. Przyjeżdża detektyw Carter, zapewne z nowinami. Ciekawe jakie będą – dobre, czy złe. W każdym razie Adam martwi się o syna, któremu być może zagraża Goldblum. Zobaczymy co będzie dalej. Mam nadzieję, że niedługo …
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|