|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8722
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 23:51, 17 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Z różnicą wieku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6544
Przeczytał: 7 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 23:52, 17 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
A To ma sens
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8722
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 22:43, 18 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
54.
Gdyby nie pan Wilkins, Rory nie byłby w stanie o własnych siłach wrócić do domu. W emocjach nie czuł bólu nogi. Dopiero, gdy okazało się, że niebezpieczeństwo krążące nad małym Rianem minęło, napięcie z tym związane opuściło młodego doktora. Nagle poczuł, że opada z sił. Już nie tylko noga dawała o sobie znać, ale również głowa, którą rozsadzał pulsujący z niczym nieporównywalny ból, zaburzający mu normalne widzenie. Rory był pewien, że to efekt wstrząsu, jakiego doznał na widok dawno niewidzianej matki, która przed laty porzuciła go, niczym zbędny, nikomu niepotrzebny przedmiot. Gdy wszedł do gabinetu i ujrzał ją, wprost osłupiał. Przez krótką chwilę myślał, że ma omamy wzrokowe. To jego dziwne zachowanie nie uszło uwadze pielęgniarki, Betty Midler, która uznała je za dość nietypowe, jak na zwykle opanowanego doktora Rehna. Rory zdawał sobie sprawę, że jego reakcja na widok pani Wilkins była co najmniej zastanawiająca, ale pielęgniarka zbyt długo nad tym się nie zastanawiała, bowiem pani Wilkins akurat zemdlała. Czas, gdy udzielała jej pomocy pozwolił Rory’emu jako tako dojść do siebie. Znów był tym samym opanowanym i pewnym siebie lekarzem, choć tylko Betty słyszała w jego głosie dziwne, niespotykane dotychczas drżenie. To oczywiście nie przeszkodziło mu w udzieleniu małemu pacjentowi niezwykle fachowej pomocy. Gdy tylko okazało się, że chłopcu już nic nie zagraża, Betty bez porozumienia z Rory’m, poprosiła pana Wilkinsa, żeby ten odwiózł widocznie wyczerpanego lekarza do domu. Mężczyzna oczywiście przystał na to. Był gotów nieba przychylić Rory’emu za to, jak zajął się jego synkiem. Poza tym i tak musiał zrobić drobne zakupy, bowiem ze względu na stan Riana, cała rodzina noc miała spędzić w izbie chorych, znajdującej się nad gabinetem lekarskim. W drodze do domu McCoy’ów usta mężczyzny wprost się nie zamykały. Wdzięczność do tego jeszcze do niedawna obcego lekarza wprost go rozsadzała i gdyby mógł, każdemu napotkanemu człowiekowi opowiadałby, jak genialnym doktorem, jest młody człowiek, siedzący w jego bryczce.
Rory, jak przez mgłę pamiętał, moment gdy znalazł się przed domem i jak wylewnie raz po raz dziękował mu pan Wilkins. Prawdę mówiąc niewiele go to obchodziło. Wszędzie, gdzie nie spojrzał widział ogromne, o wyjątkowej barwie płynnej czekolady, oczy swojej matki. Oczy, które na jego widok wyrażały przerażenie w czystej postaci, a gdy spoglądały na małego Riana pełne były matczynej czułości i bezbrzeżnej miłości. To było dla Rory’ego nie do zniesienia. Prawdę mówiąc zaskoczony był taką swoją reakcją. Tyle razy wyobrażał sobie, co powie matce, gdy wreszcie ją odnajdzie, bo przecież chciał to zrobić, chciał dowiedzieć się dlaczego nie zabrała go ze sobą. Co takiego zrobił, lub nie zrobił, że uciekła od niego? Był pewien, że gdyby otrzymał odpowiedzi na te pytania, jego życie stałoby się łatwiejsze, a on ostatecznie zamknąłby za sobą rozdział pod nazwą „matka”. Teraz jednak wiedział, że to nic by nie zmieniło. Wciąż bowiem czuł się tym samym chłopakiem w przykrótkich spodniach, wypłowiałej, pocerowanej koszuli i z żalem w sercu, jakim był piętnaście lat temu. Cały trud budowania w sobie poczucia wartości poszedł na marne. Rory czuł, jak rozpada się na drobne kawałki. Och, gdybyż mógł uciec gdzieś gdzie nikt go nie znajdzie, gdzie wreszcie mógłby po prostu odpocząć. Nagle poczuł narastający w głowie szum. Zacisnął mocno oczy. Nie mógł zrobić ani kroku. Zachwiał się. I wtedy poczuł, jak czyjeś ramiona mocno go obejmują. Gdzieś z daleka usłyszał znajomy, kojący głos:
- Już dobrze synu, wszystko będzie dobrze.
- Tato… tato… ona… ona tu jest – zdołał z siebie wydusić i rozpłakał się.
Jak znalazł się we własnym łóżku zupełnie nie pamiętał. Ktoś zdjął z niego ubranie, ktoś inny ocierał mu twarz wilgotnym ręcznikiem i czule przemawiał. Potem w ustał poczuł smak słodko-gorzkawego alkoholu. Laudanum? Nie, tylko nie to – pomyślał.
- Nie chcę – odwrócił głowę. – Nie…
- Rory, spokojnie. Proszę wypij lekarstwo. Pomoże ci zasnąć – usłyszał głos doktora McCoy’a.
- Nie chcę spać… nie mogę… tam jest Rian…
- Rian?
- Mój brat… jest chory. Muszę do niego iść… sprawdzić, czy… - mamrotał Rory, próbując wstać z łóżka.
- Dość. Nigdzie nie pójdziesz. Jesteś niezdrów.
- Tato, ale ja muszę. Obiecałem mu.
- Ja do niego zajrzę i sprawdzę, czy wszystko jest w porządku – obiecał McCoy.
- Zrobisz to dla mnie? – Rory schwycił kurczowo rękaw marynarki ojca.
- Oczywiście. Nie musisz się martwić. Jedno, co teraz musisz, to odpocząć.
- Tak… muszę – Rory próbował walczyć z ogarniającą go sennością. Nagle otworzył szeroko oczy i całkiem przytomnie spoglądając na McCoy’a, poprosił: - nie pozwól… nie pozwól jej...
Nie dokończył. Jego prośbę przerwało działanie laudanum.
Paul McCoy cicho westchnął i otuliwszy syna kołdrą, spojrzał na stojącą w nogach łóżka żonę. Alice była bardzo wstrząśnięta. Łzy spływające po policzkach ocierała wierzchem dłoni. Wyglądała tak, jakby sama za chwilę potrzebowała pomocy. Paul podszedł do niej i mocno przytulił. Czuł, jak jej szczupłym ciałem wstrząsa tłumiony szloch.
- Chodźmy – powiedział cicho. – Będzie spał przez najbliższe dwanaście godzin.
- Nie zostawię go samego – Alice próbowała wyswobodzić się z mężowskich ramion.
- Miłości moja, proszę – powiedział łagodnie.
- A jak się obudzi? Nie chcę, żeby był sam.
- Mówiłem ci już, że będzie długo spał.
- Jednakże…
- Alice…
- Najmilszy mój proszę…
- Nie – przerwał jej i poprowadził do drzwi, w których stał niezwykle poważny Tommy. Spojrzał to na ojca, to na matkę i powiedział:
- Nie martw się mamo, ja posiedzę przy Rory’m.
55.
- Usiądź, Miłości moja. Napij się – McCoy podał żonie szklankę z wodą i zaczekał aż posłusznie upiła łyk, a potem usiadł obok niej na kanapie. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w jej bladą twarz – dobrze się czujesz? – spytał.
- Tak – odparła, skinąwszy głową. – Powiedz , co właściwie mu się stało? Czyżby spotkał się ze swoją matką?
- To możliwe, zwłaszcza, że mówił coś o bracie. Gdy spotkałem go przed domem wyglądał przerażająco. Był, jak nieprzytomny. - Paul westchnął - Alice, możesz mi powiedzieć, co się stało pod moją nieobecność? Przecież Rory miał nie opuszczać domu.
- To był nagły przypadek. Przyjechała panna Midler z wiadomością, że do gabinetu przyszli rodzice z ciężko chorym synkiem. Rory natychmiast z nią się udał. Nawet nie próbowałam go zatrzymać, bo przecież wiesz, jaki on jest. Pacjenci ponad wszystko. Najmilszy mój, gdybym wiedziała… gdybym choć podejrzewała, że to jego matka…
- Nic byś nie zrobiła. Ja też nie – przyznał McCoy. – Jeśli faktycznie to ona, to źle się stało, że doszło do tego spotkania i to w takich okolicznościach, ale nic na to nie poradzimy.
- Myślę, że powinniśmy z nią porozmawiać. Powiedzieć jej, żeby nie zbliżała się do Rory’ego. Już i tak wystarczająco dużo złego uczyniła. Gdyby nie ten chory chłopiec, powiedziałabym jej, co o niej myślę. Podła, podła kobieta. Najpierw porzuca syna, a potem nie ma żadnych obiekcji, żeby żądać od niego pomocy.
- Miłości moja, nie sądzę, żeby zrobiła to celowo, żeby w ogóle wiedziała, że spotka tu Rory’ego.
- Ty ją bronisz? Nie wierzę własnym uszom.
- Nie bronię, a stwierdzam fakty. A one są takie, że matka zgłosiła się z chorym dzieckiem do lekarza, oczekując jego pomocy. Chcę wierzyć, że nie miała pojęcia kim ten lekarz jest.
- Boję się, że ona tu przyjdzie i zniszczy nam życie – rzekła Alice. – Proszę Paul, nie pozwól jej na to. Rory tak ciężko pracował na to, co osiągnął i kim się stał. Każdy dzień był walką. A teraz co? Ona pojawia się i chce mu zrujnować życie? Dlaczego?
- Nie mam pojęcia i nie wiem, czy rzeczywiście, tego chce – Paul przetarł dłonią czoło.
- To dowiedz się.
- Alice…
- Dowiedz się, bo jeśli nie, to ja to zrobię.
Paul McCoy szedł główną ulicą Virginia City i nie wiedzieć czemu pomyślał, że szklaneczka whiskey przyniosłaby mu bez wątpienia ulgę. Niby liczył się z pojawieniem matki Rory’ego, ale nie mógł przewidzieć, że nastąpi to tak szybko i przybierze dramatyczny przebieg. Alice miała rację, mówiąc, że trzeba porozmawiać z tą kobietą i wybadać, jakie ma zamiary wobec Rory’ego. Paul kochał tego młodego mężczyznę, jak własnego syna i zrobiłby dla niego wszystko. Kiedyś Rory bardzo mu pomógł. To dzięki zawartej z nim umowie, Paul wrócił do normalnego świata. Ten wówczas szesnastoletni chłopak ustawił go do pionu. I tak nietrzeźwiejący całymi dniami życiowy degenerat stał się tym kim teraz jest: szanowanym lekarzem i głową rodziny, o jakiej niewielu mogłoby marzyć. W Rory’m widział siebie sprzed lat, gdy wkroczył na drogę wielkiej kariery. Nie udało mu się odnieść sukcesu. Wszystko zniszczyło uczucie do kobiety, do pierwszej żony, którą, gdyby mógł, wymazałby z pamięci. Teraz inna kobieta może to samo zrobić jego przybranemu synowi, z tą tylko różnicą, że ona była matką Rory’ego. Czy w związku z tym miał prawo wtrącać się do tych dwojga? A może powinien pozwolić Rory’emu, rozmówić się z matką. Kto wie, może by to coś dało.
Tymczasem jednak Paul musiał odłożyć tę kwestię na bok. Obiecał Rory’emu, że sprawdzi, jak czuje się jego mały pacjent. Dziwne, ale im bliżej miał do gabinetu tym szedł wolniej. Kilka osób mu się ukłoniło. On jednak pod wpływem natłoku myśli zdawał się tego nie zauważać. Nie wiedzieć czemu przystanął przed saloonem Silver Dollar. Dochodzący stamtąd gwar, dym z papierosów i charakterystyczny zapach alkoholu, kiedyś na pewno by go skusił. Wciąż jeszcze pamiętał, jak to było, gdy whiskey paliła gardło, a potem rozlewała się ciepłem po trzewiach. Pamiętał, jak całymi dniami nie trzeźwiał, jak spał gdzie popadło i wreszcie, jak między jedną partią pokera a drugą leczył ludzi. Dzięki Bogu miał już to za sobą. Paul odetchnął głęboko i pokiwał głową. Tak, Alice miała rację. Choćby Rory miał mu mieć to za złe, to dla jego dobra, musi rozmówić się z jego matką.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6544
Przeczytał: 7 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 23:15, 18 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Och... dobrze, że Aderato postanowiła oszczędzić czytelnika i Paul w ostatniej chwili się opanował... gdybym miała się jeszcze zastanawiać, czy Paul się nie złamie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8722
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 23:26, 18 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Bardzo mnie kusiło, żeby Paula wysłać do saloonu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6544
Przeczytał: 7 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 23:31, 18 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Paul też przeżył wstrząs i niewątpliwie ma ochotę na chwilę wytchnienia. W sumie od dłuższego czasu jakoś mu wszystko idzie jak po grudzie. Stracił prace w Baltimore, od kiedy przyjechał do VC, to Rory, na którego pomoc na pewno bardzo liczył, zachowuje się coraz bardziej niepokojąco...
Ale za to Tommy zachował się cudownie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8722
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 23:40, 18 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Jakoś tak mi wychodzi, że niemal cała rodzina McCoyów zmaga się z kłopotami.
Najdzielniejszy faktycznie okazał się Tommy. On chyba też zostanie lekarzem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6544
Przeczytał: 7 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 23:42, 18 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Co poradzić... widać ta rodzina jest tak miła, że przyciąga nawet kłopoty
A Tommy jestem pewna, że zostanie znakomitym lekarzem. Gdyby został chirurgiem, to na pewno Paul by był zachwycony
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8722
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 23:53, 18 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Jeśli jeszcze do tego towarzystwa dodać Mary Lou i ewentualnie, ale tylko ewentualnie mają Paulinkę, o ile zechce się w ogóle pojawić w tym opowiadaniu (wciąż się waham), to Paul pęknie z dumy. A tak przy okazji przy takim natłoku lekarzy, aż dziwne, że nie pomyśleli o własnym ambulatorium lub nawet szpitalu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6544
Przeczytał: 7 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 23:55, 18 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Jeszcze mogą pomyśleć. Na razie są na etapie kształcenia poszczególnych lekarzy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6544
Przeczytał: 7 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 23:57, 18 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Ale chyba Alice by zaprotestowała. Gdyby Paul był odpowiedzialny za własny mały szpital, to by swojego męża chyba już nie widywała. Mogłaby nie być zadowolona
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8722
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 0:03, 19 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Obawiam się, że Alice niewiele miałaby do powiedzenia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6544
Przeczytał: 7 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 0:07, 19 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
W sumie jak męża cały dzień nie ma w domu, to trudno z nim dyskutować
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8722
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 0:11, 19 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Racja. A wyobraź sobie, jak Alice by się nudziło, gdyby cała rodzina zajęta była pracą w szpitalu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6544
Przeczytał: 7 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 0:14, 19 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Jeszcze z tych nudów by otworzyła kawiarnię dla kobiet
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|