|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6519
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 0:13, 22 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Ależ skąd taki pomysł
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8699
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 0:15, 22 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
A tak, jakoś mi przyszło do głowy po Ziołowej Herbatce.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6519
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 0:16, 22 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
takiej szałwiowej, jak mniemam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8699
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 0:19, 22 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Dobrze mniemasz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8699
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 21:10, 25 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
I znowu odcinek wyszedł mi nie taki, jak pierwotnie zakładałam. Jakby co, to wina Aderato.
57.
Morze było niezwykle spokojne. Słońce jasno świeciło. Jego promienie odbijały się wesoło od niczym niezmąconej turkusowo-niebieskiej tafli wody. Łódka była mała niczym skorupka orzecha, ale czuł się w niej bezpiecznie, dobrze i tak spokojnie. Nie wiedział dokąd płynął, ale było mu wszystko jedno, bo wiedział kogo znajdzie u celu podróży. To była Ona. Ona – spełnienie jego najskrytszych marzeń, Ona – najsłodsze marzenie, Ona – jego jedyna, prawdziwa miłość, Ona – aż po kres jego dni.
- Sage – wyszeptał. – Sage...
Rory powoli otworzył oczy, przetarł dłonią czoło i westchnął z żalem. Senne marzenie odpłynęło w ciemność nocy. Nigdy dotąd nie miał takich dobrych, łagodnych snów, a zarazem tak bardzo realistycznych. Czyżby ojciec podał mu coś więcej niż laudanum? Wcale by się nie zdziwił, zwłaszcza, że jego wczorajszy stan psychiczny pozostawiał wiele do życzenia. Jak przez mgłę przypomniał sobie zatroskaną twarz Alice i skupioną doktora McCoy’a, a potem jeszcze Tommy’ego pojącego go wodą i ocierającego mu usta.
Być może pod wpływem tego wspomnienia zachciało mu się pić. Wyciągnął dłoń po szklankę. Była pusta. Dzbanek też. Powoli wstał z łóżka – już i tak nie zaśnie. Księżyc śmiało zaglądał przez uchylone okno srebrzystą poświatą obejmując większość sypialni. Nagle trzy uderzenia wdarły się w ciszę nocną. To zegar stojący na komodzie wybił trzecią nad ranem. Rory sięgnął po szlafrok. Założył go i przez dobrą chwilę walczył z zaplątanym paskiem. Wreszcie zawiązał go i starając się nie robić hałasu wyszedł z sypialni. W przedpokoju panował półmrok. Szedł powoli, lekko utykając. Ojciec miał rację, rana na nodze tak szybko się nie zagoi. Był już u szczytu schodów, gdy spojrzał na drzwi pokoju Tommy’ego. Były uchylone. Przez chwilę miał wrażenie, że z sypialni braciszka dochodzi jakiś cichy zduszony głos, a może płacz. Nie zastanawiając się długo zajrzał do środka. Tommy’emu musiało coś się śnić i nie był to raczej przyjemny sen, bo kręcił głową, jakby z kimś się kłócił. Rory pochylił się nad chłopcem i delikatnie dotknął jego ramienia. Pod wpływem tego dotyku Tommy znieruchomiał i otworzył oczy. Widząc nad sobą brata odetchnął z ulgą, ale widać było, że jest wystraszony.
- Już dobrze Tommy. To był tylko zły sen – zapewnił Rory. – No już, odetchnij głęboko.
Chłopiec pomału uspokajał się, jednak chyba nie do końca był pewien, że to co mu się przyśniło było tylko snem, bo nagle zarzucił ramiona na szyję Rory’ego i mocno przytulił się do niego.
- Obiecaj, że nigdy nas nie zostawisz – poprosił cichutko.
- Tommy, przecież ja nigdzie się nie wybieram – Rory uspokajająco pogłaskał chłopca po głowie. – Skąd ta dziwna myśl.
- Słyszałem, jak mama mówiła do taty o twojej prawdziwej mamie i o tym, że ten chory chłopiec jest twoim bratem. On jest prawdziwszym bratem niż ja. Czy tak?
- Tommy to ty jesteś moim najprawdziwszym, ukochanym braciszkiem i nic, ani nikt tego nie zmieni – oznajmił Rory.
- Ale on… ten chłopiec też nim jest – zauważył Tommy, wciąż mocno przytulony do brata.
- Tylko przez więzy krwi. Nie znam go, a ciebie znam i to bardzo dobrze, a do tego kocham cię.
- Naprawdę?
- A masz wątpliwości? Jakbym mógł nie kochać kogoś, kto jako pierwszy wyraz wymówił moje imię.
- To byłem ja – Tommy kiwnął głową i wreszcie się uśmiechnął.
- Pamiętaj, zawsze możesz na mnie polegać. Zawsze będę miał cię w sercu, tak jak Mary Lou i rodziców. Nigdy cię nie zawiodę. A wiesz dlaczego? -Tommy pokręcił głową i... ziewnął. – Bo jesteśmy rodziną, a rodzina, żeby nie wiem co, musi się kochać i wspierać.
- Mhm – zamruczał chłopiec, a Rory pomógł mu ułożyć się w łóżku i otulił kołdrą.
- A teraz spróbuj zasnąć, bo inaczej jutro nie będziesz miał sił na spacer.
- Będę miał – zapewnił sennie. - A pójdziesz z nami?
- Chciałbym, ale to będzie zależeć od mojej nogi – odparł z powagą Rory, a Tommy cichutko zachichotał.
- To porozmawiaj z nią.
- Tak właśnie zrobię, ale teraz już śpij.
- Rory?
- Co znowu, braciszku?
- Ja też będę doktorem, tak jak tatuś, ty i Mary Lou.
- To zrozumiałe. Śpij.
- A nie jesteś zły o te kurki?
- Oczywiście, że nie – odparł Rory i stwierdził: - u Cartwrightów będzie im lepiej.
- Mama mówiła, że tam dopiero zaczną się nieść.
- Na pewno. No, zamknij już oczy.
- Rory?
- Tak?
- Posiedzisz przy mnie póki nie zasnę?
- Posiedzę.
- Jesteś najlepszym bratem na świecie – Tommy schwycił Rory’ego za dłoń i widocznym było, że nie zamierzał jej puścić zanim nie zaśnie.
- Ty też Tommy, ty też.
W kwadrans później, gdy uścisk ręki chłopca w dłoni Rory’ego rozluźnił się, a oddech stał się równomierny, mężczyzna powoli wstał z krzesła. Przez dłuższą chwilę stał w progu pokoju. Wreszcie uśmiechnął się - Tommy spał spokojnie – i cicho zamknął drzwi. Ruszył do schodów, a schodząc po nich skrzywił się, bo niemal każdy krok sprawiał mu ból. W salonie na moment przystanął. Wydało mu się, że usłyszał jakiś hałas, ale nie, było cicho. Ruszył więc do kuchni. Teraz już nie tylko chciało mu się pić, ale i jeść. Głód uświadomił mu, że od wczorajszego śniadania właściwie nie miał nic w ustach. Pomyślał o szarlotce Alice. Miał nadzieję, że jakiś kawałek został, choć znając apetyty Tommy’ego i bliźniaków Hossa Cartwrighta, miał, co do tego wątpliwości. Może nie zjedli wszystkiego? – pomyślał i pchnął drzwi kuchni. Przy stole ustawionym pod oknem siedziała Alice.
- Mamo… to znaczy... Alice, czy coś się stało? – spytał zaniepokojony. Kobieta popatrzyła na niego trochę zaskoczona, ale z niesamowitym błyskiem w oku.
- Powiedziałeś do mnie „mamo”.
- Przepraszam. Tak jakoś mi się wyrwało.
- Nawet nie wiesz, jak pięknie ten wyraz brzmi w twoich ustach. Myślałam, że się nie doczekam, ale doczekałam się i nic nie szkodzi, że tylko ci się tak wyrwało. I przyznam, że byłabym szczęśliwa gdybyś zechciał tak do mnie mówić.
- To byłby dla mnie zaszczyt… mamo – powiedział czule Rory i zwiesił na sekundę może dwie głos, po czym spytał: - tak więc mamo, co tu robisz o tak późnej porze? Tato pozwolił ci opuścić sypialnię? – mrugnął przy tym okiem.
- Myślisz, że potrzebuję jego pozwolenia? – Alice pokręciła z politowaniem głową, a potem już poważnie, rzekła: – trochę się martwię, bo tata jeszcze nie wrócił.
- Nie wrócił? – spytał, jakby chciał się upewnić, zaniepokojony Rory. – Może coś z Rianem. Chyba powinienem tam iść. Jak myślisz?
- Myślę, że twój ojciec sam świetnie da sobie radę, a ty usiądź i powiedz mi dlaczego nie śpisz? Paul zapewnił mnie, że będziesz spał do późnego rana.
- Widocznie dał mi za mało laudanum – Rory uśmiechnął się niczym mały łobuziak – a poważnie zachciało mi się pić.
- Zapomniałam przynieść ci wody. Przepraszam.
- Nic się nie stało. Przy okazji może coś zjem, bo strasznie głodny się zrobiłem.
- Mam jeszcze sporo pieczeni. Zaraz ci podgrzeję.
- Nie, proszę nie rób sobie kłopotu, mamo – rzekł Rory, a słowo „mamo” wymówił z jakimś szczególnym nabożeństwem, z jakim miał już zawsze je wypowiadać. – Miałem nadzieję na kawałek szarlotki, ale pewnie nie zostało już ani okruszka.
- A to cię zaskoczę – Alice wstała od stołu i podeszła do kredensu, po czym wyjęła z niego talerz nakryty płócienną ściereczką – ukryłam przed nimi specjalnie dla ciebie. Wiem przecież, jak bardzo lubisz moją szarlotkę.
- Jesteś prawdziwym aniołem, mamo – stwierdził mężczyzna rozkoszując się zapachem ulubionego ciasta.
- Chcesz kawy, czy kakao? A właściwie to po co pytam. Ma być kakao, czy tak?
Rory z ustami pełnymi szarlotki kiwnął tylko głową. Kilka minut później Alice i Rory wspólnie delektowali się gorącym i aromatycznym napojem.
- Zajrzałem do Tommy’ego – rzekł Rory - coś nieprzyjemnego mu się śniło.
- To może powinnam iść do niego.
- Nie, już zasnął. A wiesz, co mi powiedział?
- Nie mam pojęcia. Znając Tommy’ego to mogło być wszystko.
- Powiedział, że zostanie doktorem.
- Niczego innego się nie spodziewałam. Tworzy nam się klan lekarzy – westchnęła przesadnie i uśmiechając się, stwierdziła: - Paul będzie w siódmym niebie.
- To pewne – Rory kiwnął głową przełykając kolejny kęs szarlotki.
- Jeszcze trochę, a wspólnie staniecie przy stole operacyjnym.
- To również wydaje się być pewnym.
- Rory mogę cię o coś zapytać?
- Jeśli chcesz zapytać o moją matkę to…
- Nie, nie, – zmachała dłońmi. – Nie mam prawa o to pytać. Jeżeli zechcesz sam mi powiesz. Chodzi o coś zupełnie innego.
- To w takim razie pytaj, mamo – uśmiechnął się ujmująco, tak jak tylko on to potrafił.
- Wczoraj, gdy Paul wyszedł z domu, a ja siedziałam przy twoim łóżku, kilka razy przez sen wypowiedziałeś słowo: sage. Powiesz mi o co chodzi z tą szałwią, bo jakby trzeba było zaparzyć, to nie ma problemu. Stoi w puszce na półce.
- To nie o taką szałwię chodzi – Rory z trudem powstrzymywał rozbawienie.
- A o jaką?
- Sage, to imię… imię pewnej dziewczyny – odparł czując, że się czerwieni i zaraz dodał: - to bardzo skomplikowana historia.
- I dlatego nic nam o niej nie powiedziałeś?
- To nie tak.
- Rozumiem każdy ma swoje tajemnice. Przepraszam, to nie moja sprawa – odparła nieco zawstydzona Alice.
- Nie przepraszaj, mamo, bo nie ma za co. Nic wam nie mówiłem, bo myślałem, że… no, dobrze powiem, jak było. W Nowym Jorku poznałem wspaniałą dziewczynę. Była pielęgniarką w szpitalu Bellevue.
- Tam się poznaliście?
- Nie. Któregoś wieczora wracałem po zajęciach na stancję. Po drugiej stronie ulicy zauważyłem słaniającą się na nogach dziewczynę. Była bliska omdlenia. Udzieliłem jej pomocy i odprowadziłem do domu. Okazało się, że mieszka z siostrą. Ta siostra… cóż oczarowała mnie. Nigdy dotąd nie widziałem tak pięknej, subtelnej i mądrej dziewczyny.
- Pozwól, że zgadnę: ta piękna dziewczyna miała na imię Sage? – spytała, uśmiechając się, Alice, a gdy Rory skinął głową, rzekła: - przyznaję, że oryginalnie. I, co było dalej?
- Spotkaliśmy się zaledwie kilka razy. Wydawałoby się, że to nic wielkiego, ale czułem, wiedziałem, że i ja nie jestem jej obojętny. Gdy powiedziała mi, że musi wraz z siostrą popłynąć do domu w Kanadzie, nie przypuszczałem, że mogę jej już nie ujrzeć. Pamiętasz tę głośną katastrofę sprzed sześciu lat? Zatonął wtedy statek płynący do Halifaxu.
- Owszem, przypominam sobie. Pisały o niej gazety w całym kraju. Zginęło wówczas mnóstwo ludzi.
- Właśnie – Rory westchnął. – To było wtedy, gdy wracałem z Baltimore do Nowego Jorku. Na stacji zobaczyłem komunikat o katastrofie i listę ofiar. Wśród nich była Sage i jej siostra Rue. Myślałem, że oszaleję. Dopiero się poznaliśmy, a tu los tak okrutnie sobie z nas zakpił. Nie wierzyłem, że zginęła. Gdzie ja nie pisałem, kogo nie pytałem. Wszyscy mówili jedno, lista ofiar jest pewna. Chciałem nawet jechać do Kanady, do jej rodziny, ale obowiązki nie pozwoliły mi na to. Nie mogłem tak rzucić wszystkiego i po prostu wyjechać. Nie mogłem was zawieść i ludzi z którymi pracowałem, i moich pacjentów. Było ciężko i gdyby nie nauka i praca nie wiem, czym to by się zakończyło. Pomału oswajałem się z okrutnymi faktami: Sage już nie ma i nigdy nie będzie. I wtedy, jakby na pocieszenie pojawił się Pieprz.
- Nasza kochana kocina. Brakuje mi go – Alice uśmiechnęła się na wspomnienie kota, którego Rory pewnego dnia przywiózł do Baltimore. Gdy miał już wracać do Nowego Jorku Pieprz, bo tak go nie wiedzieć czemu nazwał, zaginął. Rory, mający wówczas liczne zobowiązania, nie mógł pozwolić sobie na szukanie ulubieńca i z bólem serca wsiadł do pociągu. Jakież było zdziwienie Alice i całej rodziny, gdy godzinę później do kuchni przez okno wsunął się zaginiony Pieprz. Miauknął raz i drugi. Otarł się o jej nogi i jakby nigdy nic wskoczył na stół i zwinąwszy się w kłębuszek popatrywał na nią spod przymrużonych ślepek.
- Ja też często myślę o Pieprzu. Miał charakterek – przyznał Rory.
- Rozumiem, że pomógł ci w pogodzeniu się ze stratą. Przykro mi Rory, naprawdę bardzo mi przykro. Szkoda, że nam nie powiedziałeś.
- A co by to zmieniło? Życia Sage by to nie wróciło, tak wtedy myślałem.
- Wiem, że nie powinnam tego mówić, ale jesteś taki młody i być może któregoś dnia spotkasz kogoś, kto stanie się miły twemu sercu. Możliwe nawet, że już tak jest.
- Zgadłaś, jest.
- Cieszę się. Od jakiegoś czasu podejrzewaliśmy z Paulem, że ty i Betty macie się ku sobie.
- Betty? – Rory spojrzał na Alice zupełnie zaskoczony. – Ja nie miałem na myśli panny Midler. Przyznaję, lubię ją. Jest świetną pielęgniarką, czasem dłużej ze sobą porozmawiamy, lub pójdziemy na spacer, ale nic więcej.
- Cóż, widać myliliśmy się – rzekła Alice.
- Mamo, ja do Betty oprócz zwykłej sympatii nic nie czuję.
- To masz problem, bo ona zdaje się, jest w tobie zakochana.
- Skąd taki wniosek?
- Wystarczy na nią popatrzeć. Wodzi za tobą rozmarzonym wzrokiem. Czy może nieopacznie dałeś jej jakąś nadzieję?
- Ależ skąd! – Rory niemal z rozpaczą spojrzał na Alice – nie mógłbym, bo kocham Sage.
Po tym wyznaniu zapadła cisza. Alice próbowała zebrać myśli. Czy to możliwe, że Rory wciąż nie może przeboleć swojej straty? – pomyślała, po czym tak, żeby nie urazić uczuć syna, rzekła:
- Ale Sage przecież nie żyje… sam powiedziałeś.
- Nie, mamo. Źle mnie zrozumiałaś. Ona żyje. Cudem przeżyła ten koszmarny wypadek i odnalazła się. Długo to trwało, bo też ciężko chorowała. A jakby tego było mało przez pomyłkę jej nazwisko umieszczono na liście ofiar. Ale żyje. Jest z rodziną w Kanadzie. Miałem do niej jechać, ale dostałem od Tommy’ego niepokojący list. Musiałem najpierw sprawdzić, co dzieje się w domu. A gdy okazało się, że tata odszedł ze szpitala, a za tym wszystkim stoi ten łajdak Potempa, nie mogłem jego, was zostawić samych. Napisałem do Sage i wszystko jej wyjaśniłem. Mam nadzieję, że mnie zrozumiała. Co ja mówię, ona na pewno mnie rozumie, tylko ostatnio coś nie dostaję od niej listów i przyznam się, że zaczynam się niepokoić. Gdyby nie ta cała sytuacja pojechałby do niej i sprawdził, czy wszystko jest w porządku.
- To jedź – powiedziała z powagą Alice – jeśli tylko jesteś przekonany, że to prawdziwa miłość, to jedź.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Wto 22:55, 25 Mar 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6519
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 21:19, 25 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Myślę, ze to nie wina Aderato, a tego, ze Inspiration się, zaczęła rozpychać łokciami... ale odcinek bardzo mi się podobał I na dodatek wyjaśnił, co się stało z Pieprzem
Dobrze, że Rory się w końcu obudził, w końcu udało mu się powiedzieć "mamo" i w końcu... w końcu wykrztusił coś o Sage
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8699
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 21:32, 25 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Wiesz, tak myślę, że Rory, tak się rozgadał, bo Paul musiał mu coś oprócz laudanum podać. Poza tym mógł być to też stres związany z pojawieniem matki. Być może Rory uznał, że już najwyższy czas wydusić z siebie słowo "mamo" w stosunku do Alice, a potem to już poszło. Szarlotka, kakao, zaufana osoba i chłopak się otworzył.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6519
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 21:34, 25 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Magiczna mieszanina Myślisz, że Paul wynalazł coś ciekawego? Ale prawdą jest, ze czasem... czasem po prostu trzeba się otworzyć
A szarlotka na pewno zrobiła swoje
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8699
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 21:46, 25 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Z Paulem to nigdy nic nie wiadomo, może i coś wynalazł.
A tak poważnie to założyłam sobie, że jednak na tę przemianę Rory'ego miała wpływ matka i nowy brat. Rory, jak pamiętasz bardzo to przeżył i chyba nie bardzo potrafił sobie z tym poradzić, dlatego postanowił mocno podkreślić swoją przynależność do McCoy'ów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6519
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 21:49, 25 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Myślę, że to bardzo prawdopodobne. Tak silnie emocjonalne wydarzenie mogło zburzyć bariery
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8699
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 21:59, 25 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Nie uważasz, że za bardzo męczymy Rory'ego? Biedaczek. Może faktycznie należy wysłać go do Kanady?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6519
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 22:03, 25 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Gorzej, jak się wybierze do Kanady a Sage, jednocześnie, wybierze się do Virginia City.
Myślę, że... Rory już się wymęczył. Niech coś dobrego go spotka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8699
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 22:06, 25 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Pomyślę, porozmawiam z Aderato i może jakoś wspólnie ulżymy Rory'emu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6519
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 22:07, 25 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Jeśli Insporation jakoś może pomóc, to daj znać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8699
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 22:11, 25 Mar 2025 Temat postu: |
|
|
Na pewno jeszcze dopytam o kilka spraw.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|