Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziewczyna z Georgii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 42, 43, 44 ... 55, 56, 57  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 11:37, 18 Sty 2022    Temat postu:

Dziękuję bardzo za komentarz. Very Happy Następny odcinek będzie zdominowany przez naszego ulubieńca. Very Happy Co do świerszczy i pasikoników zaczęło się od tego, że nie byłam pewna, czy one faktycznie strydulują o bardzo późnej porze i czy robią to w sierpniu, czyli w czasie gdy Hoss i Ben znaleźli się w Crossing. Musiałam to sprawdzić i tak okazało się, że robale różnią się od siebie, a właściwie są to zupełnie inne gatunki owadów. Pasikoniki są niezwykle żarłoczne i potrafią spustoszyć ogromne połacie pastwisk. Niezły opis tego, co potrafią można znaleźć w powieści Larry'ego McMurtry "Na południe od Brasos". A jeśli chciałabyś dowiedzieć się co nieco o świerszczach i pasikonikach to takie podstawowe informacje znajdziesz tu:

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:57, 30 Sty 2022    Temat postu:

***
Ponderosa. Dzień później.

Śnił piękny, uroczy sen, który ktoś mu brutalnie przerwał. Już chciał szpetnie zakląć, gdy okazało się, że tym kimś była jego żona. Siedziała obok i wpatrywała się w niego z rozbawieniem. Adam zrobił zbolałą minę, próbując tym samym wywołać wyrzuty sumienia małżonki. Jeśli faktycznie na to liczył to się… przeliczył. Holly niczym psotna dziewczynka pochyliła głowę i z widoczną kpiną nadal wpatrywała się w Adama. On natychmiast uznał, że go prowokuje i prychnął, udając obrażonego. Tymczasem Holly klasnęła w dłonie i powiedziała:
- Robisz miny niczym Matthew z tą tylko różnicą, że u niego jest to słodkie, a u ciebie żałosne.
- Słucham? - Adam zazgrzytał zębami.
- A, co nagle ogłuchłeś?
- Wiesz, że jesteś niedobrą kobietą? Sama kazałaś mi odpocząć, więc po jakie licho teraz mnie budzisz? - spytał, szeroko ziewając.
- Po pierwsze, wypraszam sobie taką inwektywę. Wcale nie jestem „niedobrą kobietą”, jak raczyłeś mi to imputować.
- Proszę, proszę, to brzmi, jak wstęp do kłótni – mruknął Adam. Holly nie dając się sprowokować, kontynuowała:
- Po drugie prosiłam, żebyś sobie odpoczął, a nie spał i chrapał przy tym, jak stary grizzly.
- O, przepraszam, ja nie chrapię – zastrzegł mężczyzna, poprawiając poduszkę, o którą był wsparty.
- To ty tak uważasz – odparła Holly. - Po trzecie zaś, radzę ci tak szeroko nie ziewać, bo mucha ci wpadnie do ust.
- Dość tego! - Adam spojrzał wrogo na Holly – to tak mówisz do rannego męża?
- Doktor Martin powiedział, że jesteś prawie zdrowy.
- „Prawie” to nie znaczy, że zdrowy – rzekł Adam i przyciągnąwszy żonę do siebie namiętnie pocałował. Po dłuższej chwili Holly z lekko przymglonym wzrokiem, odparła:
- No, no, całkiem nieźle. Oczywiście, jak na ozdrowieńca.
- Nieźle? - Adam powtórzył pocałunek, ale z o wiele większym zaangażowaniem. - I, co? Tak całuje ozdrowieniec?
Holly wyraźnie zadowolona zamruczała:
- Przyznaję, było więcej niż miło. Mam nadzieję na kontynuację.
- Teraz? - spytał z pełną gotowością.
- Oszalałeś?! - Holly pacnęła go w ramię - przecież w każdej chwili może tu zajrzeć Matt. Myślałam o nocy.
- O nocy… - cmoknął i zrobił smutną minę.
- Tak, o nocy i nie cmokaj mi tak. – Odparła i dodała: - teraz mogę ci jedynie dać małego całusa.
- Zbytek łaski – odparł udając obrażonego.
- Nie to nie. Prosić nie będę – stwierdziła, chcąc wstać z łóżka. Wtedy Adam przytrzymał ją i spojrzał Holly głęboko w oczy.
- Może jednak trochę… popertraktujemy? - spytał, delikatnie muskał ustami jej szyję. Kobieta poczuła, jak wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł przyjemny dreszcz i już wiedziała, że te pertraktacje nie przebiegną po jej myśli. Wtem zza otwartego okna dało się słyszeć jakiś hałas. Holly wyrwała się z mężowskich objęć.
- Zdaje się, że nasz skarb wrócił - rzuciła.
- Jak zwykle w porę – westchnął Adam i przysłuchując się wrzawie, jaka trwała na podwórzu stwierdził: - to nie nasz skarb.
- A niby kto? – Holly podeszła do okna i wyjrzała.
- Z odgłosów wnoszę, że albo jakiś cyrkowiec, albo Mały Joe.
- To Joseph – stwierdziła kobieta. - A skąd wiedziałeś?
- Tylko on tak głośno osadza konia w miejscu. Aż dziw, że jeszcze nie skręcił sobie karku.
- No, wiesz – powiedziała z wyrzutem Holly – to przecież twój brat.
- Przyrodni.
- Ale brat – odparła i po chwili dodała: - o, jest i Hop Sing. Tak wyładowanego wozu jeszcze nie widziałam. Po co nam tyle zapasów? - wzruszyła ramionami. - Ciekawe, czy przywiózł mi cukierki i te maluteńkie ogóreczki. No i pikle. Och, jaką mam na nie ochotę.
- I masz odpowiedź na swoje pytanie, po co nam tyle zapasów – zakpił Adam.
- Czy mówiłam ci już, że jesteś okropny?
- Dziś? Chyba tak z dziesięć razy. Nie liczyłem – przyznał z sarkastycznym uśmieszkiem.
Holly szykowała się już do ciętej riposty, gdy nagle w drzwi ktoś głośno zapukał, a potem bez czekania na pozwolenie otworzył szeroko drzwi. Jak łatwo się domyślić był to nie kto inny, jak Mały Joe. Wpadł do sypialni Adama i Holly niezwykle podekscytowany i nie zważając na karcące spojrzenie brata, wykrzyknął:
- Nie uwierzycie, co się stało!!!
- Co? - Oczy Holly rozbłysnęły ciekawością.
- Ja tam już we wszystko uwierzę – rzekł z rezygnacją w głosie Adam.
- Wyobraźcie sobie, że tato przysłał telegram.
- No, faktycznie, nie do uwierzenia – Adam pokręcił z politowaniem głową.
- Daruj sobie te uwagi – Holly skarciła męża i zwracając się do szwagra powiedziała: - mów Joe, co się stało?
- Nie uwierzycie! Wprost nie uwierzycie, jak wam powiem! - wykrzyknął Joseph.
- Ale, co się stało?!!! - krzyknęli niemal razem Adam i Holly. Mały Joe tryumfalnie powiódł po nich wzrokiem i słowo po słowie wycedził:
- Hoss się ożenił.
- I chwała Bogu! - Holly z radości klasnęła w dłonie.
- Cóż, spodziewałem się tego – rzekł Adam. - Wychodzi na to, że w naszej rodzinie będziemy mieć nowy zwyczaj.
- Co masz na myśli? - zagadnął Joe.
- Szybkie śluby – odparł Adam i mrugnął z powagą. Joe spojrzał spod oka na brata i stwierdził:
- Mnie to nie dotyczy.
- A niby, dlaczego braciszku?
- Ponieważ bardzo cenię sobie wolność, a do tego nie urodziła się jeszcze taka dziewczyna, która zaciągnęłaby mnie do ołtarza.
- A założysz się, że już się urodziła? – Adam wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Holly, po czym dodał: - jakieś jedenaście lat temu. Podobno nazywają ją „Mgiełką”, czy jakoś tak. Fakt, musisz poczekać aż dojrzeje do małżeństwa, ale tobie ten czas również się przyda. Wydoroślejesz, spoważniejesz.
- Przestań sobie ze mnie żartować. Susan to przecież dziecko – Joe nie krył oburzenia.
- Dziecięca miłość jest najmocniejsza, więc kto wie – rzekła Holly.
- A dajcie wy mi święty spokój – warknął Joe. - Zresztą nie o mnie tu mowa, tylko o Hossie i Aileen. Chumpowa, jak się dowie o ich ślubie to dostanie szału.
- Masz rację – stwierdził Adam. - To babsko gotowe jest zrobić nam najazd na Ponderosę.
- Chyba nie jest aż tak straszna – Holly z niedowierzaniem spoglądała na obu mężczyzn.
- Zapewniam cię, że jest – odparł Joe. - Twój mąż może coś o tym powiedzieć.
- Niestety, mogę – rzekł z głębokim westchnieniem Adam – i obawiam się, że z teściową Hossa możemy mieć niezłą przeprawę.
- Skoro tak mówicie, to wszystko jest możliwe. Nie mam podstaw wam nie wierzyć – stwierdziła Holly. - Na to, co nieuniknione nic nie poradzimy, ale możemy przygotować godne powitanie młodej pary.
- Doskonały pomysł – Joe kiwnął głową. - Prawdę mówiąc też o tym pomyślałem. Hop Sing przygotuje uroczyste przyjęcie. Kupiliśmy już, co potrzeba.
- No i masz odpowiedź na te duże zapasy – wtrącił Adam zerkając na Holly.
- Joe, nie powiedziałeś nam najważniejszego: kiedy wracają do domu?
- Pojutrze.
- Mało czasu – stwierdziła Holly – ale to nic. Poproszę o pomoc ciocię i wujka, i panią Esterę. Na pewno nie odmówią. Speed Monroe też nam pomoże. Cóż, jak wspomniałam czasu mamy mało, dlatego wszystkie ręce na pokład. Hop Sing zajmie się jedzeniem. Musi przyszykować ulubione potrawy Hossa. Szkoda, że nie znamy upodobań Aileen.
- To jest do zrobienia – wtrącił Joe.
- Chyba nie zapytasz o to jej matki – zakpił Adam.
- Matki nie, ale Sally Byrnes jest przyjaciółką Aileen i co nieco może nam podpowiedzieć.
- Doskonale – przyznała Holly. - Zajmiesz się tym. Jutro od samego rana bierzemy się za porządki. Dom na powitanie nowożeńców musi lśnić.
- Chwileczkę, moja pani – rzekł Adam wstając z łóżka i podchodząc do żony – chyba nie myślisz, że ci na to pozwolę. Nie w twoim stanie.
- W jakim stanie? - spytał beztrosko Joe, ale po chwili milczenia spoglądając to na brata to na bratową, pokiwał domyślnie głową i uśmiechnął się szeroko.
- I czego tak się cieszysz? - rzucił wściekle Adam zły na siebie, że się wygadał.
- Moje gratulacje – odparł Joe całując Holly w policzek i ściskając dłoń brata. - Teraz rozumiem ten zapas pikli i cukierków. Nawet pomyślałem sobie, że może jest coś na rzeczy.
- Doprawdy? Ależ jesteś przenikliwy - Adam nie mógł powstrzymać się od odrobiny sarkazmu. Joe nie zwracając uwagi na minę brata wykrzyknął:
- Znowu będę stryjkiem! Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę. A i od razu uprzedzam: chcę być ojcem chrzestnym waszego dziecka. Chyba mi tego nie odmówicie?
- Co o tym myślisz, Holly? - spytał Adam, którego entuzjazm Małego Joe zupełnie rozbroił.
- Będzie nam bardzo miło – odparła kobieta i mrugnąwszy do męża, dodała: - tylko problem będziemy mieć z matką chrzestną.
- A cóż to za problem – zaśmiał się Joseph. - Mało jest panien?
- W zasadzie masz rację. – Stwierdził Adam i zwracając się do żony powiedział: - myślę, że panna LaMarr będzie dobrą kandydatką. Prawda, kochanie?
- Owszem – przyznała z dziwnym uśmiechem Holly i dodała: - Susan będzie wspaniałą chrzestną. Skoro więc mamy to ustalone możemy przejść do zaplanowania przyjęcia dla Hossa i Aileen. Najpierw jednak muszę wzmocnić nadwątlone siły i zjeść trochę pikli. Pikli i cukierków.
- Zaraz, zaraz, ale z tą małą, to żartujecie? - zaniepokoił się Joe.
- Mówimy całkiem serio – Adam tymi słowami niemal dobił brata, po czym ze słodkim uśmiechem zwrócił się do swojej żony: - to od czego chciałabyś zacząć?
- Od cukierków… chociaż nie, może jednak od pikli.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 22:30, 30 Sty 2022, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:46, 30 Sty 2022    Temat postu:

Cytat:
Śnił piękny, uroczy sen, który ktoś mu brutalnie przerwał. Już chciał szpetnie zakląć, gdy okazało się, że tym kimś była jego żona. Siedziała obok i wpatrywała się w niego z rozbawieniem. Adam zrobił zbolałą minę, próbując tym samym wywołać wyrzuty sumienia małżonki. Jeśli faktycznie na to liczył to się… przeliczył.

To było okrutne. Przerywać Adasiowi piękny sen
Cytat:
kłótni – mruknął Adam. Holly nie dając się sprowokować, kontynuowała:
- Po drugie prosiłam, żebyś sobie odpoczął, a nie spał i chrapał przy tym, jak stary grizzly.
- O, przepraszam, ja nie chrapię – zastrzegł mężczyzna, poprawiając poduszkę, o którą był wsparty.
- To ty tak uważasz – odparła Holly. - Po trzecie zaś, radzę ci tak szeroko nie ziewać, bo mucha ci wpadnie do ust.

A co ona go tak nagle krytykuje? Poza tym Adam nie chrapie!
Cytat:
- Adam powtórzył pocałunek, ale z o wiele większym zaangażowaniem. - I, co? Tak całuje ozdrowieniec?
Holly wyraźnie zadowolona zamruczała:
- Przyznaję, było więcej niż miło. Mam nadzieję na kontynuację.
- Teraz? - spytał z pełną gotowością.

Na szczęście już po kłótni
Cytat:
Holly wyrwała się z mężowskich objęć.
- Zdaje się, że nasz skarb wrócił - rzuciła.
- Jak zwykle w porę – westchnął Adam i przysłuchując się wrzawie, jaka trwała na podwórzu stwierdził: - to nie nasz skarb.
- A niby kto? – Holly podeszła do okna i wyjrzała.
- Z odgłosów wnoszę, że albo jakiś cyrkowiec, albo Mały Joe.
- To Joseph – stwierdziła kobieta. - A skąd wiedziałeś?
- Tylko on tak głośno osadza konia w miejscu. Aż dziw, że jeszcze nie skręcił sobie karku.

Bezbłędnie rozpoznał przyjazd Pasikonika
Cytat:
Tak wyładowanego wozu jeszcze nie widziałam. Po co nam tyle zapasów? - wzruszyła ramionami. - Ciekawe, czy przywiózł mi cukierki i te maluteńkie ogóreczki. No i pikle. Och, jaką mam na nie ochotę.
- I masz odpowiedź na swoje pytanie, po co nam tyle zapasów – zakpił Adam.

Ach! Ten słynny sarkazm Adama
Cytat:
- Nie uwierzycie, co się stało!!!
- Co? - Oczy Holly rozbłysnęły ciekawością.
- Ja tam już we wszystko uwierzę – rzekł z rezygnacją w głosie Adam.
- Wyobraźcie sobie, że tato przysłał telegram.
- No, faktycznie, nie do uwierzenia – Adam pokręcił z politowaniem głową.
- Daruj sobie te uwagi – Holly skarciła męża i zwracając się do szwagra powiedziała: - mów Joe, co się stało?
- Nie uwierzycie! Wprost nie uwierzycie, jak wam powiem! - wykrzyknął Joseph.
- Ale, co się stało?!!! - krzyknęli niemal razem Adam i Holly. Mały Joe tryumfalnie powiódł po nich wzrokiem i słowo po słowie wycedził:
- Hoss się ożenił.
- I chwała Bogu! - Holly z radości klasnęła w dłonie.
- Cóż, spodziewałem się tego – rzekł Adam.

Adama nic nie zaskoczy
Cytat:
- Szybkie śluby – odparł Adam i mrugnął z powagą. Joe spojrzał spod oka na brata i stwierdził:
- Mnie to nie dotyczy.
- A niby, dlaczego braciszku?
- Ponieważ bardzo cenię sobie wolność, a do tego nie urodziła się jeszcze taka dziewczyna, która zaciągnęłaby mnie do ołtarza.
- A założysz się, że już się urodziła? – Adam wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Holly, po czym dodał: - jakieś jedenaście lat temu. Podobno nazywają ją „Mgiełką”, czy jakoś tak. Fakt, musisz poczekać aż dojrzeje do małżeństwa, ale tobie ten czas również się przyda. Wydoroślejesz, spoważniejesz.

Joe jakoś nie jest zadowolony z kandydatki do jego ręki
Cytat:
Chumpowa, jak się dowie o ich ślubie to dostanie szału.
- Masz rację – stwierdził Adam. - To babsko gotowe jest zrobić nam najazd na Ponderosę.
- Chyba nie jest aż tak straszna – Holly z niedowierzaniem spoglądała na obu mężczyzn.
- Zapewniam cię, że jest – odparł Joe. - Twój mąż może coś o tym powiedzieć.
- Niestety, mogę – rzekł z głębokim westchnieniem Adam – i obawiam się, że z teściową Hossa możemy mieć niezłą przeprawę.

Zapowiada się interesująco. Cartwrightów mogą czekać trudne chwile
Cytat:
Jutro od samego rana bierzemy się za porządki.. Dom na powitanie nowożeńców musi lśnić.
- Chwileczkę, moja pani – rzekł Adam wstając z łóżka i podchodząc do żony – chyba nie myślisz, że ci na to pozwolę. Nie w twoim stanie.
- W jakim stanie? - spytał beztrosko Joe, ale po chwili milczenia spoglądając to na brata to na bratową, pokiwał domyślnie głową i uśmiechnął się szeroko.

Wydało się
Cytat:
Joe nie zwracając uwagi na minę brata wykrzyknął:
- Znowu będę stryjkiem! Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę. A i od razu uprzedzam: chcę być ojcem chrzestnym waszego dziecka. Chyba mi tego nie odmówicie?
- Co o tym myślisz, Holly? - spytał Adam, którego entuzjazm Małego Joe zupełnie rozbroił.
- Będzie nam bardzo miło – odparła kobieta i mrugnąwszy do męża, dodała: - tylko problem będziemy mieć z matką chrzestną.
- A cóż to za problem – zaśmiał się Joseph. - Mało jest panien?
- W zasadzie masz rację. – Stwierdził Adam i zwracając się do żony powiedział: - myślę, że panna LaMarr będzie dobrą kandydatką. Prawda, kochanie?
- Owszem – przyznała z dziwnym uśmiechem Holly i dodała: - Susan będzie wspaniałą chrzestną.

Przy okazji może wyswatają Susan i Joe
Cytat:
- Zaraz, zaraz, ale z tą małą, to żartujecie? - zaniepokoił się Joe.
- Mówimy całkiem serio – Adam tymi słowami niemal dobił brata, po czym ze słodkim uśmiechem zwrócił się do swojej żony: - to od czego chciałabyś zacząć?
- Od cukierków… chociaż nie, może jednak od pikli.

Biedny Joe, z Mgiełką, Adamam i Holly nie ma szans

Kolejny fragment opowiadania. Tym razem bez dramatycznych scen, z zabawnymi momentami. Holly i Adam usiłują się kłócić, ale wychodzi im żartobliwe przemawianie się. I dobrze. Oni bardzo się kochają. Joe jak zwykle zapatrzony w siebie, nieco się popisujący, ale starszy brat skutecznie ściąga go na ziemię. Zarówno Holly, jak i Adam żartują z Joe i straszą go młodszą panną LaMarr, bardzo rezolutną i sympatyczną, ale … Susan ma dopiero jedenaście lat. Sugerują więc, że to idealny wiek dla drugiej połówki Joe’go. Ona musi dorosnąć, on spoważnieć. Podejrzewam, że po kilku latach bawidamek nie będzie się tak wzdragał przed ślubem z Susan. Oni chyba jednak są dla siebie stworzeni. Susan o tym już wie, a Joe? Musi go o tym przekonać. Dziewczyna jest uparta i zdecydowana, więc z pewnością odniesie sukces. Czekam niecierpliwie na kontynuację.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 15:46, 30 Sty 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:12, 30 Sty 2022    Temat postu:

Dziękuję serdecznie za życzliwy komentarz. Very Happy W Twoim opowiadaniu Adam miał małą adoratorkę. W moim Joe. Czy to dziecięce zauroczenie przemieni się z czasem w coś poważniejszego? Zobaczymy. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:26, 08 Lut 2022    Temat postu:

Dwa tygodnie później. Ponderosa.

Lato wyraźnie miało się ku końcowi. Dni co prawda nadal były ciepłe, a nawet upalne, ale wieczory stawały się coraz chłodniejsze, a noce całkiem zimne. W Ponderosie od kilku dni trwały przygotowania do jesiennego spędu bydła. Przed przepędzeniem krów na niżej położone pastwiska sprawdzano ich stan, a sztuki na sprzedaż oddzielano od stada i znakowano je. Hop Sing już drugi dzień nie wychodził z kuchni, szykując prowiant dla zatrudnionych przez Bena kowboi. Adam, który na skutek postrzału wciąż jeszcze dochodził do siebie, starał się, jak mógł pomagać w przygotowaniach. Razem z Matthew siedział w stajni i przeglądał, a jak trzeba było naprawiał uprzęże końskie. Każdy rzemień był odpowiednio konserwowany, podobnie, jak ich metalowe elementy. Adam szczególną uwagę zwracał na wędzidła, które musiały być w idealnym stanie, w przeciwnym bowiem razie mogły boleśnie ranić pysk konia, a to przekładało się na jego pracę, a także bezpieczeństwo jeźdźca. Początkowo Adam trochę zżymał się na to, że nie weźmie udziału w spędzie. Miał nawet z tego powodu wyrzuty sumienia, ale znikały one, gdy tylko spoglądał na Holly. Z każdym dniem coraz bardziej był zakochany w swojej młodej żonie. Lubił w niej wszystko, poczynając od urody, dobrego serca i niezaprzeczalnej inteligencji po jej upór, dąsanie się i kłótliwość. Zresztą ta ostatnia cecha, co dziwne, nawet mu odpowiadała. Ich sprzeczki, zawsze o nic, kończyły się niezwykle miłym godzeniem się. Na myśl o tym Adam uśmiechnął się i aż westchnął, czym oczywiście zwrócił uwagę siedzącego obok niego Matthew. Nawet Muffinka leżąca u ich stóp z zainteresowaniem uniosła łepek i śmiesznie go przekrzywiając spoglądała na Adama. Matt, starając się we wszystkim naśladować ojca, również westchnął i rzekł:
- Smutno będzie, gdy dziadek i stryjkowie pojadą na spęd.
- Owszem. Trochę będzie smutno.
- Pewnie jest ci żal, tato?
- Czego? - spytał nieco rozkojarzony Adam. Wyraźnie widać było, że jego myśli krążyły wokół zgoła czegoś zupełnie innego niż pędzanie bydła z jednego pastwiska na drugie, nie wspominając już o znakowaniu zwierząt.
- No... że nie będziesz na spędzie – rzekł Matt.
- A tak, tak – odparł szybko – ale myślę, że twój dziadek i stryjowie świetnie dadzą sobie radę. Ja pojadę na wiosnę.
- Nie byłbym tego taki pewien.
- Doprawdy? Czyżbyś wiedział coś czego ja nie wiem? - Adam przerwał pracę i uważnie spojrzał na syna. Chłopiec wytrzymał spojrzenie ojca, po czym nabrawszy głęboko powietrza wyrzucił z siebie:
- Będziesz miał ważniejsze obowiązki.
- Co masz na myśli?
- Mojego braciszka, który urodzi się w przyszłym roku. Chyba nie zostawisz nas samych?
- A o to ci chodzi – Adam z uśmiechem pokiwał głową. - Nie, nie zostawię was.
- To dobrze, bo nie chciałbym żebyś gdzieś wyjeżdżał. Ja sam ze wszystkim nie dam sobie rady, a przecież wiesz ile pracy jest przy takim malutkim dziecku.
- Doskonale to wiem, synku – odparł z powagą Adam. - Powiedz mi tylko jedno, skąd masz pewność, że to będzie chłopiec, a nie dziewczynka?
- No, co ty tato? - buzia Matta wyrażała oburzenie – Dziewczyna? Niemożliwe. Dziadzio Ben powiedział, że u Cartwrightów rodzą się sami chłopcy.
- Skoro dziadek tak powiedział – rzekł rozbawiony Adam – to nie będę z nim polemizował.
- Tato, a kiedy przeprowadzimy się do naszego domu?
- Dokładnie nie wiem. Może dopiero latem. Dlaczego pytasz? Źle ci tu w Ponderosie?
- Dobrze, ale jeśli stryjek Joe, tak jak stryjcio Hoss też się ożeni to w domu będzie bardzo ciasno.
- Najpierw Joe musiałby mieć narzeczoną, a nic mi o tym nie wiadomo.
- No, co ty, tato naprawdę nic nie wiesz? Stryjek ma narzeczoną. To Susan LaMarr.
Adam na taką rewelację wybuchnął gromkim śmiechem.
- Synku – powiedział wreszcie – Susan to jeszcze dziecko. Ma zaledwie jedenaście lat. Trochę czasu będzie musiało upłynąć zanim będzie mogła wyjść za mąż.
- Ile?
- Co, ile?
- No, jak długo Susan będzie musiała czekać?
- A skąd mam to wiedzieć? Osiem, dziesięć lat, a może jeszcze dłużej – odparł Adam.
- To dobrze – Matt odetchnął z ulgą. - To znaczy, że stryjek Joe nie ożeni się z nią, prawda?
- Przynajmniej na razie nie ma takiej możliwości. Powiesz mi dlaczego tak bardzo się tym interesujesz?
- No, bo ostatnio trochę pokłóciłem się z Susan.
- Nie bardzo rozumiem, co ma jedno do drugiego? A o co poszło?
- No, tak ogólnie – Matt wzruszył ramionami.
- Co to znaczy „ogólnie”?
- Nie wiesz tato, jakie są dziewczyny?
- Owszem wiem, ale ty i Susan przecież się lubicie.
- Lubiliśmy się – odparł posępnie Matt – ale ona jest taka… taka dziewczyńska i wszystko wie najlepiej. Powiedziała, że stryjek Joe jest najmądrzejszy. Mądrzejszy od ciebie, tato. No, to ja jej odpowiedziałem, że jest głupia… głupsza od naszych gęsi.
- To nie było miłe – zauważył Adam.
- To po co gadała takie głupoty? Ona ciebie obraziła i do tego groziła mi, że zostanie moją stryjenką, a wtedy to dopiero mi pokaże. No to powiedziałem, że jej niedoczekanie. To ona spytała, czy chcę się założyć, a ja się zgodziłem. Teraz nie wiem, czy dobrze zrobiłem. A jak ona naprawdę ożeni się ze stryjkiem?
- Na to raczej się nie zanosi. A poza tym kobiety wychodzą za mąż, a mężczyźni się żenią.
- Dla mnie to bez różnicy, bylebym tylko nie musiał do niej mówić „stryjenko” - rzekł zatroskany Matt.

***

Tymczasem na ganku domu w Ponderosie siedziały dwie młode kobiety. Jedna z nich coś opowiadała, energicznie przy tym gestykulując, druga, popijając kawę z różowej filiżanki, uważnie jej słuchała. Były, jak ogień i woda, bo też Holly, żonę Adama i Aileen, żonę Hossa tak właśnie można było określić. Obie przypadły sobie do serca i szybko znalazły wspólny język, choć to Holly była tą najbardziej rozgadaną. Zresztą odkąd wyszła za Adama wprost rozkwitła (niewątpliwie rozkwitła też za sprawą odmiennego stanu). Wreszcie znalazła poczucie bezpieczeństwa. Nie myślała, że po tragicznych przeżyciach znajdzie jeszcze ukojenie i miłość. Z każdym dniem coraz bardziej kochała męża i Matthew, jego synka. Chłopiec też stał się dużo spokojniejszy. Wprost uwielbiał Holly i choć, jak to dziecko bywał czasami niesforny, to w obecności przybranej mamy był uosobieniem grzeczności. Oczywiście wszystkich to bawiło. Czasem, gdy Matt szczególnie przy czymś się upierał i nawet Adam nie dawał sobie z nim rady, do akcji wkraczała Holly, i wtedy, dziwna sprawa, problemy rozwiązywały się same. Ludzie lgnęli do Holly, a ona do nich. Nawet pani Estera, która była jej, co prawda życzliwa, ale podchodziła do niej z pewną rezerwą, musiała przyznać, że młodej pani Cartwright nie sposób nie lubić. Istotny był dla niej fakt, że Holly traktowała jej wnuka niczym własne dziecko. Także w stosunku do niej okazywała mnóstwo szacunku i tak nie wiadomo kiedy, serce Estery znalazło w Holly, to, co straciło wraz z odejściem Naomi.
Gdy przed dwoma tygodniami Hoss przywiózł do Ponderosy Aileen, swoją świeżo poślubioną małżonkę obie kobiety otoczyły ją szczególną, acz dyskretną opieką. Wiedziały już, jak z pozoru beztroskie życie Aileen było ciężkie. O wszystkim opowiedziała im Sally Byrnes, jej przyjaciółka, która oczywiście zaangażowała się w przygotowania do uroczystego powitania młodej pary. W dniu przyjazdu do domu męża Aileen była niesamowicie zdenerwowana. Trochę obawiała się, jak zostanie przyjęta w Ponderosie, ale bardziej niż tego bała się swojej nieobliczalnej matki. Wiedziała, że jej małżeństwo z Hossem i powrót do Ponderosy nie utrzyma się długo w tajemnicy. Pierwsze trzy dni były dla Aileen jednym wielkim wyczekiwaniem. Jej niepokój udzielił się prawie wszystkim domownikom. Ben poprosił nawet swoich pracowników o dyskretną obserwację drogi z Virginia City, a w przypadku pojawienia się na niej pani Chump, natychmiastowego powiadomienia o tym fakcie. Jemu podobnie, jak Hossowi zależało na uniknięciu awantury z Myrną. Mijał jednak dzień za dniem, a pani Chump nie zaszczyciła Ponderosy swoją obecnością. Aileen stała się spokojniejsza i zaczęła ufać, że matka zostawi ją w spokoju. Holly, jak mogła utwierdzała w tym szwagierkę, tłumacząc jej, że całkiem możliwe jest, iż pani Myrna najzwyczajniej w świecie obraziła się na nią. Wreszcie i Aileen z tym się zgodziła, i odetchnęła z ulgą. Teraz właśnie, jak już wspomniano, obie kobiety siedziały przed domem i cieszyły się ciepłym popołudniem. Żałowały, że nie ma z nimi pani Estery, która akurat wybrała się w odwiedziny do wujostwa Holly. Jak zawsze towarzyszył jej Speed Monroe, milczący i uprzedzająco grzeczny. Tajemnicą poliszynela było, że Speed był beznadziejnie zakochany w pani Goldblum. Jego koledzy podśmiewali się z niego twierdząc, że wybrał sobie nie dość, że zamężną to najsmutniejszą kobietę na całym świecie. Speed, swoim zwyczajem nic nie mówił tylko wzdychał, a gdy uszczypliwości i żarty kowboi stawały się nie do zniesienia, uciekał na łąkę Naomi i wracał do baraku późną nocą, gdy wszyscy już spali.
Holly, jak się rzekło opowiadała o czymś z ogromną swadą, a Aileen uważnie jej słuchała. Po chwili z bocznych drzwi domu od strony kuchni wyszedł Hop Sing niosąc talerz smakowicie wyglądających ciasteczek. Na jego widok kobiety przerwały rozmowę i zachwycone natychmiast poczęstowały się słodkościami. Małe chińskie ciasteczka wręcz rozpływały się w ustach, nic więc dziwnego, że kucharz otrzymał mnóstwo zasłużonych pochwał. Oczywiście pod ich wpływem Hop Sing promieniował cały i ze szczęścia niemal unosił się nad ziemią. Uwielbiał być chwalony, a do tego uwielbiał żony młodych Cartwrightów, które, jak nikt inny potrafiły docenić jego kulinarne wysiłki.
- Popatrz Aileen, to ciasteczka z wróżbami – rzekła Holly, gdy Hop Sing wrócił do kuchni.
- A moje jest puste – zauważyła z żalem żona Hossa.
- Weź następne. W nim na pewno znajdziesz wróżbę – poradziła kobieta.
Aileen poszła za radą przyjaciółki i sięgnęła po kolejne ciasteczko, po czym delikatnie je nadgryzła. Poczuła, że w jego wnętrzu znajduje się skrawek papieru. Rozkruszając ciasteczko na talerzyku wyciągnęła małą karteczkę na której drobnym druczkiem było napisane: Największym błogosławieństwem od losu jest miłość. Uśmiechnęła się i podała Holly skrawek papieru. Ta szybko przeczytała i stwierdziła:
- Jaki piękny aforyzm.
- O tak i jakże niezwykle trafny. Nasza miłość, Hossa i moja, jest właśnie takim błogosławieństwem. Nie ma minuty, żebym o nim nie myślała. Wiesz, zawsze bardzo go lubiłam i naturalną koleją rzeczy zakochałam się w nim. Ale dopiero ta prawdziwa bliskość, która następuje zaraz po ślubie, pokazała mi jakim delikatnym i dobrym człowiekiem jest mój mąż. Ludzie tak często oceniają innych po pozorach. To bardzo krzywdzące. Wiem doskonale z czym musiał mierzyć się Hoss, jak podłe i złośliwe uwagi musiał znosić. Nawet moja matka bardzo źle o nim się wyrażała. To boli.
- Nawet bardzo – przyznała Holly – ale ja uważam, że należy z tym walczyć i mówić ludziom, że tak nie można. Skoro nie wiedzą, jakim jestem człowiekiem, to nie mają prawa mnie osądzać. Najpierw muszą mnie poznać i wyrobić sobie zdanie, a nie wygadywać głupstwa kierując się jedynie moim wyglądem. Nawet nie wiesz ile uszczypliwych uwag słyszałam na temat koloru moich włosów. Najłagodniejsza z nich brzmiała: ruda to wredna.
- Co im wtedy odpowiadałaś?
- Cóż, nie próbowałam wyprowadzać ich z błędu – odparła z błyskiem w oku Holly i głośno się roześmiała, a Aileen jej zawtórowała. W tym właśnie momencie na podwórze wjechał konno Hoss. Był zmęczony i cały zakurzony. Widząc żonę i bratową siedzące na ocienionym ganku pomachał im dłonią i zsiadł z konia. Tymczasem Aileen poderwała się z krzesła, podbiegła do męża i przytuliła się do niego. Hoss pocałował ją w policzek i delikatnie odsunął od siebie, mówiąc:
- Kochanie to miłe, że tak mnie witasz, ale jest brudny i spocony.
- Mnie to nie przeszkadza – zapewniła z uśmiechem Aileen, mocno przy tym ściskając dłoń męża. - Na pewno jesteś bardzo utrudzony i głodny. Zaraz coś ci przyszykuję.
- Tak bardzo nie jestem głodny, ale chętnie napiłbym się mocnej kawy i skosztował szarlotki, którą miał upiec Hop Sing. Upiekł, prawda?
- Oczywiście. Jest przepyszna. A do tego Hop Sing upiekł ciasteczka z wróżbą. Musisz koniecznie spróbować.
- A ty, wyciągnęłaś wróżbę? - spytał spoglądając na nią czule. Aileen, zaróżowiona, odpowiedziała, że tak, i że jest to bardzo piękna wróżba, którą chętnie mu przeczyta. Holly obserwująca tych dwoje z nieukrywaną sympatią, wtrąciła, że jej zdaniem ciasteczkowa sentencja jest jakby specjalnie dla nich napisana. Hoss stwierdził, że skoro jego bratowa tak mówi, to na pewno tak właśnie jest. Przez chwilę cała trójka żartowała sobie. Wreszcie Hoss zapytawszy, co porabia Adam i uzyskawszy od kobiet wyczerpującą odpowiedź, poszedł do domu, żeby umyć się i przebrać. Obiecał, że za chwilę wróci i opowie paniom, jak posuwają się przygotowania do spędu. Tymczasem Aileen postanowiła zaparzyć świeżej kawy i przynieść dla Hossa dużą porcję szarlotki. Schwyciła dzbanek i ruszyła do kuchni. Nagle usłyszała turkot kół. Przystanęła. Po chwili na podwórze wtoczyła się czarna bryczka. Aileen z wrażenia upuściła dzbanek, który rozbił się w drobne kawałki. Stała, jak wryta z przerażeniem wpatrując się w osobę, powożącą bryczką. Ta zorientowawszy się, jakie wielkie, wrażenie wywarła na młodej kobiecie z jadowitą satysfakcją w głosie, powiedziała:
- Widzę, że jesteś niezwykle poruszona moim przyjazdem, ale nie myśl sobie, że przyjechałam tu z gratulacjami... córeczko.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 0:00, 09 Lut 2022    Temat postu:

Cytat:
Adam, który na skutek postrzału wciąż jeszcze dochodził do siebie, starał się, jak mógł pomagać w przygotowaniach. Razem z Matthew siedział w stajni i przeglądał, a jak trzeba było naprawiał uprzęże końskie. Każdy rzemień był odpowiednio konserwowany, podobnie, jak ich metalowe elementy. Adam szczególną uwagę zwracał na wędzidła, które musiały być w idealnym stanie, w przeciwnym bowiem razie mogły boleśnie ranić pysk konia, a to przekładało się na jego pracę, a także bezpieczeństwo jeźdźca.

Istny pracuś, nie może sobie pochorować, tylko musi coś robić
Cytat:
- No... że nie będziesz na spędzie – rzekł Matt.
- A tak, tak – odparł szybko – ale myślę, że twój dziadek i stryjowie świetnie dadzą sobie radę. Ja pojadę na wiosnę.
- Nie byłbym tego taki pewien.
- Doprawdy? Czyżbyś wiedział coś czego ja nie wiem? - Adam przerwał pracę i uważnie spojrzał na syna. Chłopiec wytrzymał spojrzenie ojca, po czym nabrawszy głęboko powietrza wyrzucił z siebie:
- Będziesz miał ważniejsze obowiązki.
- Co masz na myśli?
- Mojego braciszka, który urodzi się w przyszłym roku. Chyba nie zostawisz nas samych?
- A o to ci chodzi – Adam z uśmiechem pokiwał głową. - Nie, nie zostawię was.
- To dobrze, bo nie chciałbym żebyś gdzieś wyjeżdżał. Ja sam ze wszystkim nie dam sobie rady, a przecież wiesz ile pracy jest przy takim malutkim dziecku.
- Doskonale to wiem, synku – odparł z powagą Adam.

Nie ma to jak rozmowa dwóch konkretnych facetów
Cytat:
- Powiedz mi tylko jedno, skąd masz pewność, że to będzie chłopiec, a nie dziewczynka?
- No, co ty tato? - buzia Matta wyrażała oburzenie – Dziewczyna? Niemożliwe. Dziadzio Ben powiedział, że u Cartwrightów rodzą się sami chłopcy.
- Skoro dziadek tak powiedział – rzekł rozbawiony Adam – to nie będę z nim polemizował.

Jasne, dziadek Ben zawsze wie najlepiej
Cytat:
- Dobrze, ale jeśli stryjek Joe, tak jak stryjcio Hoss też się ożeni to w domu będzie bardzo ciasno.
- Najpierw Joe musiałby mieć narzeczoną, a nic mi o tym nie wiadomo.
- No, co ty, tato naprawdę nic nie wiesz? Stryjek ma narzeczoną. To Susan LaMarr.

Zdaje się, że Joe nie będzie miał wyjścia
Cytat:
- No, bo ostatnio trochę pokłóciłem się z Susan.
- Nie bardzo rozumiem, co ma jedno do drugiego? A o co poszło?
- No, tak ogólnie – Matt wzruszył ramionami.
- Co to znaczy „ogólnie”?
- Nie wiesz tato, jakie są dziewczyny?
- Owszem wiem, ale ty i Susan przecież się lubicie.
- Lubiliśmy się – odparł posępnie Matt – ale ona jest taka… taka dziewczyńska i wszystko wie najlepiej. Powiedziała, że stryjek Joe jest najmądrzejszy. Mądrzejszy od ciebie, tato. No, to ja jej odpowiedziałem, że jest głupia… głupsza od naszych gęsi.
- To nie było miłe – zauważył Adam.
- To po co gadała takie głupoty? Ona ciebie obraziła i do tego groziła mi, że zostanie moją stryjenką, a wtedy to dopiero mi pokaże. No to powiedziałem, że jej niedoczekanie. To ona spytała, czy chcę się założyć, a ja się zgodziłem. Teraz nie wiem, czy dobrze zrobiłem. A jak ona naprawdę ożeni się ze stryjkiem?

Do tego czasu, to im złość przejdzie i nawet nie będą pamiętali o kłótni
Cytat:
Jedna z nich coś opowiadała, energicznie przy tym gestykulując, druga, popijając kawę z różowej filiżanki, uważnie jej słuchała. Były, jak ogień i woda, bo też Holly, żonę Adama i Aileen, żonę Hossa tak właśnie można było określić. Obie przypadły sobie do serca i szybko znalazły wspólny język, choć to Holly była tą najbardziej rozgadaną.

Może właśnie dzięki tym różnicom tak dobrze się porozumiewają
Cytat:
Z każdym dniem coraz bardziej kochała męża i Matthew, jego synka. Chłopiec też stał się dużo spokojniejszy. Wprost uwielbiał Holly i choć, jak to dziecko bywał czasami niesforny, to w obecności przybranej mamy był uosobieniem grzeczności.

Najważniejsze, że udało im się stworzyć szczęśliwą rodzinę
Cytat:
Nie ma minuty, żebym o nim nie myślała. Wiesz, zawsze bardzo go lubiłam i naturalną koleją rzeczy zakochałam się w nim. Ale dopiero ta prawdziwa bliskość, która następuje zaraz po ślubie, pokazała mi jakim delikatnym i dobrym człowiekiem jest mój mąż. Ludzie tak często oceniają innych po pozorach. To bardzo krzywdzące.

Aileen od razu poznała się na Hossie
Cytat:
Aileen z wrażenia upuściła dzbanek, który rozbił się w drobne kawałki. Stała, jak wryta z przerażeniem wpatrując się w osobę, powożącą bryczką. Ta zorientowawszy się, jakie wielkie, wrażenie wywarła na młodej kobiecie z jadowitą satysfakcją w głosie, powiedziała:
- Widzę, że jesteś niezwykle poruszona moim przyjazdem, ale nie myśl sobie, że przyjechałam tu z gratulacjami... córeczko.

To się nazywa wejście smoka … czyli przyjazd jędzy. Dziwne, że przyjechała bryczką, a nie skorzystała z miotły

Bardzo ciepły i rodzinny fragment, niestety kończy się przyjazdem pani Chump, złośliwej, podstępnej i mściwej kobiety.
Zarówno Holly jak i Aileen są bardzo szczęśliwymi mężatkami, zadowolonymi z mężów i rodziny. Doskonale się dogadują zarówno z braćmi mężów jak i ze sobą. To dobrze wróży na przyszłość życiu w Ponderosie. No i Ben … zawsze wie najlepiej. Ciekawe, co powie Mattowi, kiedy okaże się, że oczekiwany braciszek jest … siostrzyczką, bo i tak może się stać. Jak to wytłumaczy wnukowi? Pomyłką bociana? Deficytem chłopców do rozwiezienia przez pracowitego ptaka? Zobaczymy, co autorka wymyśli. No i kolejna ciemna chmura nad Ponderosą – przybycie matki Aileen. Ta baba z pewnością chce dokuczyć córce i jej mężowi. Na szczęście Cartwrightowie stoją murem za żoną Hossa. Mam nadzieję, że nie dadzą jej skrzywdzić. A złośliwości? Myślę, że miłość jaką obdarza ją Hoss osłoni ją przed złośliwością pani Chump. Czekam niecierpliwie na kontynuację i liczę, że i pani Chump nie zawiedzie i Cartwrightowie dadzą jej godny odpór.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 11:08, 09 Lut 2022    Temat postu:

Bardzo dziękuję za miły komentarz i obiecuję, że Myrna Chump nie zawiedzie. Mruga Mieszkańcy Ponderosy również. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:29, 09 Lut 2022    Temat postu:

Nie mogłam się oprzeć, żeby od razu nie pociągnąć wątku Myrny Chump. Zapraszam Very Happy

***

- I czego tak się gapisz? - rzuciła Myrna. – Wsiadaj do bryczki. Wracamy do domu. Po twoje rzeczy przyślę później. No, rusz się, koniec tego cyrku. Dwa razy nie będę powtarzać.
Aileen z niedowierzaniem wpatrywała się w matkę. Cały jej dotychczasowy spokój w jednej chwili rozpadł się, jak domek z kart. Zaczęła drżeć na całym ciele niczym w febrze. Poczuła suchość w gardle. Nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Tyle razy wyobrażała sobie spotkanie z matką. Chciała jej wykrzyczeć, że ona, Aileen ma prawo, decydować o sobie i podejmować różne decyzje, nawet takie, za które przyszłoby jej ponieść najwyższą cenę. Nikt nie może niczego jej zabraniać, ani nakazywać. Jest dorosła i wie czego chce, a chce tylko Hossa, swojego męża. W myślach było to oczywiście o wiele łatwiejsze niż w rzeczywistości. Aileen, która przez większość swojego dotychczasowego życia bała się matki, teraz bliska była omdlenia. Tymczasem Holly, co prawda w pierwszej chwili zaskoczona pojawieniem się pani Chump, wstała z krzesła i stanęła obok zszokowanej Aileen.
- Dzień dobry. Miło nam, że wreszcie pani nas odwiedziła – powiedziała uśmiechając się serdecznie do Myrny, jak do długo wyczekiwanego gościa. - Już od jakiegoś czasu spodziewaliśmy się pani odwiedzin. Piękne popołudnie mamy, nieprawdaż? Zapraszam na kawę i kawałek wyśmienitej szarlotki.
- Obejdzie się – odparła Myrna, nieco zaskoczona tym serdecznym przyjęciem. Gdyby to był ktoś inny, może by i uwierzyła w szczerość zaproszenia, ale to była przecież doprowadzająca ją do pasji, pożal się Boże, żona Adama. Nie cierpiała tej bezczelnej dziewuchy i nie zamierzała w ogóle z nią rozmawiać. Odwróciła się do Holly bokiem, dając tym samym do zrozumienia, co o niej myśli. Spojrzała wyniośle na córkę i tonem osoby nie przyzwyczajonej do jakiegokolwiek sprzeciwu, zapytała: - Adelajdo-Aileen, jak długo mam na ciebie czekać? Zapuściłaś tu korzenie?
- Jest na dobrej drodze ku temu – wtrąciła Holly z niewinnym wyrazem twarzy, ale z dziwnym błyskiem w oku. Dla tych, którzy dobrze ją znali był to widomy znak, że jeszcze chwila, a dojdzie do karczemnej awantury. Aileen, mimo że krótko znała szwagierkę, zdążyła już poznać jej wybuchowy temperament. Starcie Holly i Myrny Chump wydawało się więc nie do uniknięcia. Na samą myśl o tym Aileen zrobiła się biała, jak płótno. Myrna tymczasem spiorunowała Holly wzrokiem, ale nie zaszczyciła jej, zdawać by się mogło niewinnej uwagi odpowiedzią. Trzymanym w dłoni batem wskazała na córkę i powiedziała:
- Rusz się wreszcie. Moja cierpliwość się kończy. Natychmiast do bryczki.
- Nie – odparła Aileen z trudem przełykając ślinę. - Nigdzie nie pojadę. Tu jest mój dom i mój mąż.
- To dom Cartwrightów, a nie twój, idiotko. Myślisz, że będą ciebie traktować, tak jak na to zasługujesz? Mylisz się, ale nic w tym dziwnego. Jesteś tak sama, jak ten twój ojciec nieudacznik.
- Matko, ty mnie nie słuchasz. Nie pojadę z tobą – odrzekła z determinacją Aileen.
- Ja mam ciebie słuchać? Paradne – rzuciła z nieukrywaną kpiną Myrna. - Chyba coś ci się poplątało w tej głupiutkiej główce. Jesteś moją córką i masz mnie słuchać.
- Tak, jestem twoją córką, ale przede wszystkim jestem dorosłą, zamężną kobietą. Do niczego mnie nie zmusisz.
- Tak twierdzisz? - spytała z groźbą w głosie pani Chump i wysiada z bryczki. Była tak poirytowana uporem córki, że na nic nie zwracała uwagi. Tymczasem Adam i Matthew, zaciekawieni tym, któż to taki ich odwiedził, pojawili się w otwartych drzwiach stajni. Ujrzawszy panią Chump Adam przytrzymał Matta za ramię i obaj w zupełnym milczeniu przyglądali się rozwojowi sytuacji. Oczywiście natychmiast zauważyły ich tak Holly, jak i Aileen, która z trupiobladej stałą się purpurowa.
- Matko, nie rób scen - poprosiła. - Nie możesz tu przyjeżdżać i ot tak wygadywać tych wszystkich okropnych rzeczy. Mam swoje życie i mam wspaniałego męża. Pogódź się z tym.
- Nigdy! Słyszysz?! Nigdy nie uznam tego tępego osiłka za mojego zięcia. Wybij to sobie z głowy. Pogardziłaś człowiekiem, którego ci wybrałam, który chciał cię uszczęśliwić. Nadal chce i czeka na ciebie w Virginia City. Rozwiązanie tego idiotycznego małżeństwa będzie zwykłą formalnością, a ty staniesz się poważaną, prawdziwą mężatką, a nie tak jak teraz wyśmiewaną przez wszystkich pierwszą naiwną.
- Po moim trupie – odparła trzęsąca się z nerw Aileen. - I do twojej wiadomości matko, jestem najprawdziwszą mężatką. Już prawdziwszą być nie mogę.
- Nie bądź wulgarna. Myślisz, że to robi na mnie jakiekolwiek wrażenie? A swoją drogą spodziewałam się tego. Tak bardzo doskwierało ci dziewictwo, że oddałaś się pierwszemu lepszemu, który tylko na ciebie skinął? Nie tak cię wychowałam Adelajdo-Aileen.
- Mamo, proszę przestań – w oczach kobiety pojawiły się łzy. Takiego wstydu i upokorzenia nigdy nie przeżyła.
- Teraz to „mamo” - zakpiła Myrna. - Jakbym słyszała tego niegodziwca twojego ojca. Mój Boże, gdzie ja miałam oczy! Tylu się o mnie starło, a ja musiałam wybrać taką niedojdę i cudzołożnika, jak on.
- Nie mów tak o tacie, słyszysz? Nie mów tak o nim! - Aileen podniosła głos. - To tylko i wyłącznie twoja wina, że odszedł od ciebie.
- Proszę, proszę, jaka to obrończyni się znalazła. Nieodrodna córusia tatusia. A ten twój tatuś to zwykła kanalia i łajdak. Chce rozwodu, będzie go miał. Możesz go zapewnić, że puszczę go w samych skarpetach. Niestety, ty jesteś moim jedynym dzieckiem, niezbyt udanym, ale jednak. Dlatego nie pozwolę ci zmarnować życia. Wsiadaj, ale już!
- Nie! Nie jestem twoją własnością! Zostaw mnie wreszcie w spokoju!
- Och, ty wstrętna, niewdzięczna dziewucho! - krzyknęła Myrna i zamierzyła się na córkę batem.
- Uspokójmy emocje – zaproponowała Holly wchodząc między kobiety. - Jestem przekonana, że dojdziemy do porozumienia, tylko dajmy sobie szansę.
- Precz przybłędo! - warknęła Myrna z trudem panując nad sobą.
- Pani Chump wszystko możemy sobie wyjaśnić. Takie emocje są złym doradcą – stwierdziła opanowanym głosem Holly. Jednocześnie spostrzegła, że Adam szepnął coś Mattowi, a potem zaczął iść w ich kierunku. – Proszę mi wierzyć – kontynuowała – z każdej sytuacji można znaleźć wyjście.
- Nie ty będziesz mnie pouczała, ruda wywłoko! - krzyknęła rozwścieczona Myrna i nim ktokolwiek się zorientował zrobiła dwa kroki w tył i wziąwszy zamach uderzyła Holly batem. Końcówka rzemienia rozdarła suknię na przedramieniu kobiety. Holly krzyknęła z bólu. W ułamku sekundy na jej ręce pojawiła się sina pręga. Myrna już zupełnie nad sobą nie panowała. Ponownie zamierzyła się batem, chcąc znowu uderzyć żonę Adama. To Holly stała się nagle przyczyną jej wszystkich zmartwień i niepowodzeń. Teraz odpłaci się pięknym za nadobne. Adam widząc, co się dzieje natychmiast ruszył żonie z pomocą, ale ku jego zaskoczeniu ktoś był szybszy od niego i w sekundę później dało się słyszeć pełen bólu i wściekłości wrzask Myrny Chump, która nieoczekiwanie padła na kolana. Tymczasem Matthew, bo to on był nieoczekiwanym obrońcą Holly, po wymierzeniu Myrnie mocnego kopniaka tuż pod kolanem prawej nogi, drobnymi piąstkami zaczął z całej siły uderzać w jej plecy.
- Nie będziesz biła mojej mamy, stara wiedźmo! – krzyczał szlochając Matt. - Jak zrobisz to jeszcze raz zabiję cię! Zabiję!!!
- Zabierzecie ode mnie ten diabelski pomiot! - zawyła Myrna. - To napad! Prawdziwy napad! Tego wam nie daruję! Ja was urządzę! Będziecie przeklinać dzień, w którym stanęliście mi na drodze! - odgrażała się próbując wstać z kolan. Nagle nad wszystkimi zagórował dziwnie silny i stanowczy głos Aileen:
- Dość tego! Wynoś się stąd, ale już!
- Co takiego?! - Myrna z niedowierzaniem spojrzała na córkę. W międzyczasie Hoss zaniepokojony krzykami wybiegł z domu.
- Co tu się dzieje? - spytał trzymając w dłoni rewolwer gotowy do strzału i jednocześnie lustrując całą sytuację. Widok potarganej i bliskiej obłędu Myrny Chump wywołał w nim prawdziwy szok. Zapłakany Matt tulił się do Holly, a ona go pocieszała. Adam stał tuż obok gotowy poskromić Myrnę, gdyby tej znowu przyszło do głowy użyć bata. Aileen cała drżąca, podeszła do męża i siląc się na spokój powiedziała:
- Kochanie, mama nas właśnie odwiedziła, ale niestety już nas opuszcza.
- Doprawdy? - zdziwił się Hoss. - Cóż… w takim razie nie zatrzymujemy.
- Pani pozwoli, że pomogę pani wsiąść do bryczki – rzekł Adam wyjmując bat z dłoni zaskoczonej Myrny, po czym mocno chwycił ją pod ramię. Kobieta chcąc wyswobodzić się z tego uścisku, szarpnęła się raz i drugi, ale była bez szans. Adam siłą zawlekł ją do bryczki i na nią wsadził. Pani Chump na moment odjęło mowę, podczas gdy Adam pożyczył jej szerokiej drogi.
- Popamiętacie mnie. Ja tego tak nie zostawię. A ten łobuz – tu wskazała na stojącego u boku Holly Matta – za to, co mi zrobił poniesie karę. Już moja w tym głowa. Uprzedzam, o wszystkim dowie się szeryf Coffee.
- I, co w związku z tym? Zamknie mojego syna w areszcie? - spytał Adam, obrzuciwszy kobietę groźnym spojrzeniem.
- Nie nadajesz się na ojca, a z tego twojego chłopaka nic dobrego nie wyrośnie – prychnęła Myrna, po czym jadowicie dodała: - no, ale cóż się spodziewać po dzieciaku Żydówki.
Na te słowa Adamowi aż pociemniało w oczach. Schwycił Myrnę za suknię na piersiach i przyciągnął do siebie. Przez chwilę wpatrywał się w nią wzrokiem szaleńca. Kobieta przestraszyła się nie na żarty. Tymczasem Adam głosem na pozór spokojnym, powoli powiedział:
- Posłuchaj mnie uważnie, paniusiu: tylko mój wrodzony szacunek dla kobiet nie pozwala mi obić cię, jak najgorszej łajzy. Przyjeżdżasz tu do domu mojego ojca i wszczynasz awanturę. Do tego grozisz mojej rodzinie, wyzywasz mojego syna i, co najgorsze podnosisz bat na moją ciężarną żonę. Tego nigdy ci nie wybaczę. I pamiętaj, jeśli po tym twoim ataku, coś jej się stanie, to zatłukę cię tym samym batem, jak psa. Zrozumiałaś?
- Puść mnie – wyszeptała drżącym głosem Myrna.
- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie. Czekam.
- Zrozumiałam – wydukała cicho Myrna nie patrząc Adamowi w oczy.
- I jeszcze jedno: gdyby przyszło ci do głowy zaszkodzić Aileen i Hossowi, czy komukolwiek z mojej rodziny, popamiętasz mnie do końca swoich dni. Teraz wynoś się stąd i nigdy więcej tu nie wracaj.
- Oddaj mi bat – powiedziała tylko.
- Nie. Zachowam go sobie, gdyby coś głupiego przyszło ci do głowy.
- Szkoda mi pani, pani Chump – powiedział Hoss, który przez cały ten czas stał obok Adama. - Mogła pani być częścią naszej rodziny, a kiedyś cieszyć się z wnuków. Sama to sobie pani odebrała. Cóż, pani wybór. Nie musimy utrzymywać kontaktów, choć wiem, że moja żona będzie przez to cierpiała. Chcę tylko, żeby jedno pani sobie zapamiętała: nikt ani nic nie rozłączy mnie z Aileen. Jest miłością mojego życia i nie pozwolę zrobić jej krzywdy. A jeśli komuś przyszłaby taka myśl do głowy to go zabiję. I nie są to czcze groźby. Zapewniam, że jestem do tego zdolny. A teraz, jak powiedział mój brat, proszę się stąd zabierać i uwolnić nas od swojej osoby.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Śro 23:13, 09 Lut 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 16:42, 10 Lut 2022    Temat postu:

Cytat:
Aileen z niedowierzaniem wpatrywała się w matkę. Cały jej dotychczasowy spokój w jednej chwili rozpadł się, jak domek z kart. Zaczęła drżeć na całym ciele niczym w febrze. Poczuła suchość w gardle. Nie była w stanie wydobyć z siebie głosu.

Bardzo toksyczna jest ta matka
Cytat:
- Dzień dobry. Miło nam, że wreszcie pani nas odwiedziła – powiedziała uśmiechając się serdecznie do Myrny, jak do długo wyczekiwanego gościa. - Już od jakiegoś czasu spodziewaliśmy się pani odwiedzin. Piękne popołudnie mamy, nieprawdaż? Zapraszam na kawę i kawałek wyśmienitej szarlotki.

Holly stara się okazać grzeczność, ale … gość chyba tego nie docenia
Cytat:
Trzymanym w dłoni batem wskazała na córkę i powiedziała:
- Rusz się wreszcie. Moja cierpliwość się kończy. Natychmiast do bryczki.
- Nie – odparła Aileen z trudem przełykając ślinę. - Nigdzie nie pojadę. Tu jest mój dom i mój mąż.
- To dom Cartwrightów, a nie twój, idiotko. Myślisz, że będą ciebie traktować, tak jak na to zasługujesz? Mylisz się, ale nic w tym dziwnego. Jesteś tak sama, jak ten twój ojciec nieudacznik.

Atmosfera robi się gorąca … zanosi się na dużą awanturę
Cytat:
- Matko, ty mnie nie słuchasz. Nie pojadę z tobą – odrzekła z determinacją Aileen.
- Ja mam ciebie słuchać? Paradne – rzuciła z nieukrywaną kpiną Myrna. - Chyba coś ci się poplątało w tej głupiutkiej główce. Jesteś moją córką i masz mnie słuchać.
- Tak, jestem twoją córką, ale przede wszystkim jestem dorosłą, zamężną kobietą. Do niczego mnie nie zmusisz.

To przecież Myrna nie słucha co się do niej mówi
Cytat:
- Nigdy! Słyszysz?! Nigdy nie uznam tego tępego osiłka za mojego zięcia. Wybij to sobie z głowy. Pogardziłaś człowiekiem, którego ci wybrałam, który chciał cię uszczęśliwić. Nadal chce i czeka na ciebie w Virginia City. Rozwiązanie tego idiotycznego małżeństwa będzie zwykłą formalnością, a ty staniesz się poważaną, prawdziwą mężatką, a nie tak jak teraz wyśmiewaną przez wszystkich pierwszą naiwną.

Wyobrażenia o godnym życiu pani Chump i Aileen są zdecydowanie różne
Cytat:
- Proszę, proszę, jaka to obrończyni się znalazła. Nieodrodna córusia tatusia. A ten twój tatuś to zwykła kanalia i łajdak. Chce rozwodu, będzie go miał. Możesz go zapewnić, że puszczę go w samych skarpetach. Niestety, ty jesteś moim jedynym dzieckiem, niezbyt udanym, ale jednak. Dlatego nie pozwolę ci zmarnować życia. Wsiadaj, ale już!
- Nie! Nie jestem twoją własnością! Zostaw mnie wreszcie w spokoju!
- Och, ty wstrętna, niewdzięczna dziewucho! - krzyknęła Myrna i zamierzyła się na córkę batem.

Pan Chump to kanalia? Raczej anioł który tyle lat wytrzymał z tą jędzą
Cytat:
– Proszę mi wierzyć – kontynuowała – z każdej sytuacji można znaleźć wyjście.
- Nie ty będziesz mnie pouczała, ruda wywłoko! - krzyknęła rozwścieczona Myrna i nim ktokolwiek się zorientował zrobiła dwa kroki w tył i wziąwszy zamach uderzyła Holly batem. Końcówka rzemienia rozdarła suknię na przedramieniu kobiety. Holly krzyknęła z bólu. W ułamku sekundy na jej ręce pojawiła się sina pręga. Myrna już zupełnie nad sobą nie panowała. Ponownie zamierzyła się batem, chcąc znowu uderzyć żonę Adama.

To już przesada, wtargnąć do czyjegoś domu i okładać batem jego mieszkankę. Pani Chump się doigra
Cytat:
Adam widząc, co się dzieje natychmiast ruszył żonie z pomocą, ale ku jego zaskoczeniu ktoś był szybszy od niego i w sekundę później dało się słyszeć pełen bólu i wściekłości wrzask Myrny Chump, która nieoczekiwanie padła na kolana. Tymczasem Matthew, bo to on był nieoczekiwanym obrońcą Holly, po wymierzeniu Myrnie mocnego kopniaka tuż pod kolanem prawej nogi, drobnymi piąstkami zaczął z całej siły uderzać w jej plecy.
- Nie będziesz biła mojej mamy, stara wiedźmo! – krzyczał szlochając Matt. - Jak zrobisz to jeszcze raz zabiję cię! Zabiję!!!

Matt zachował się jak prawdziwy mężczyzna, stanął w obronie kobiety!
Cytat:
- To napad! Prawdziwy napad! Tego wam nie daruję! Ja was urządzę! Będziecie przeklinać dzień, w którym stanęliście mi na drodze! - odgrażała się próbując wstać z kolan. Nagle nad wszystkimi zagórował dziwnie silny i stanowczy głos Aileen:
- Dość tego! Wynoś się stąd, ale już!
- Co takiego?! - Myrna z niedowierzaniem spojrzała na córkę.

Wreszcie Aileen przestała bać się matki
Cytat:
Aileen cała drżąca, podeszła do męża i siląc się na spokój powiedziała:
- Kochanie, mama nas właśnie odwiedziła, ale niestety już nas opuszcza.
- Doprawdy? - zdziwił się Hoss. - Cóż… w takim razie nie zatrzymujemy.
- Pani pozwoli, że pomogę pani wsiąść do bryczki – rzekł Adam wyjmując bat z dłoni zaskoczonej Myrny, po czym mocno chwycił ją pod ramię. Kobieta chcąc wyswobodzić się z tego uścisku, szarpnęła się raz i drugi, ale była bez szans. Adam siłą zawlekł ją do bryczki i na nią wsadził.

Rzekłabym elegancko i z fasonem to się odbyło
Cytat:
A ten łobuz – tu wskazała na stojącego u boku Holly Matta – za to, co mi zrobił poniesie karę. Już moja w tym głowa. Uprzedzam, o wszystkim dowie się szeryf Coffee.
- I, co w związku z tym? Zamknie mojego syna w areszcie? - spytał Adam, obrzuciwszy kobietę groźnym spojrzeniem.
- Nie nadajesz się na ojca, a z tego twojego chłopaka nic dobrego nie wyrośnie – prychnęła Myrna, po czym jadowicie dodała: - no, ale cóż się spodziewać po dzieciaku Żydówki.

Nierozsądnie jest grozić Cartwrightom
Cytat:
- Posłuchaj mnie uważnie, paniusiu: tylko mój wrodzony szacunek dla kobiet nie pozwala mi obić cię, jak najgorszej łajzy. Przyjeżdżasz tu do domu mojego ojca i wszczynasz awanturę. Do tego grozisz mojej rodzinie, wyzywasz mojego syna i, co najgorsze podnosisz bat na moją ciężarną żonę. Tego nigdy ci nie wybaczę. I pamiętaj, jeśli po tym twoim ataku, coś jej się stanie, to zatłukę cię tym samym batem, jak psa. Zrozumiałaś?
- Puść mnie – wyszeptała drżącym głosem Myrna.
- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie. Czekam.
- Zrozumiałam – wydukała cicho Myrna nie patrząc Adamowi w oczy.
- I jeszcze jedno: gdyby przyszło ci do głowy zaszkodzić Aileen i Hossowi, czy komukolwiek z mojej rodziny, popamiętasz mnie do końca swoich dni. Teraz wynoś się stąd i nigdy więcej tu nie wracaj.
- Oddaj mi bat – powiedziała tylko.
- Nie. Zachowam go sobie, gdyby coś głupiego przyszło ci do głowy.

Myślę, że Adam dokładnie wyjaśnił czego robić nie powinna pani Chump, dla własnego dobra

Bardzo dynamiczny fragment opowieści. Pani Chump nie zawiodła. Najpierw usiłowała pognębić i poniżyć własną córkę, rozbić jej małżeństwo, potem „dołożyła” Holly, aż kres jej wybrykom położył Matt i Adam, dodam, że Hoss również zapowiedział srogi rewanż w przypadku kolejnej próby skrzywdzenia jego ukochanej Aileen. Być może groźby Adama poskutkują i Myrna przestanie zagrażać szczęściu młodych, a może nadal będzie próbować im zaszkodzić … raczej z daleka, gdyż Adam jednak przestraszył ją. Zgadzam się z opinią Hossa, to biedna kobieta, którą niszczy nienawiść do całego świata, włącznie z jej rodziną. Być może spowodowały ją jakieś przejścia? Zawód miłosny, toksyczni rodzice? Trudno powiedzieć … a może ona jest zła tak z natury, bo taki ma charakter? Najważniejsze, że rodzina obroniła się, wspólnymi siłami, a o to przecież w rodzinie chodzi. Przed Aileen i Hossem jest wiele dobrych chwil, dni, lat … i tego im życzę. No i oczywiście niecierpliwie czekam na ciąg dalszy … bo na pewno autorka coś dla nas napisze … mam nadzieję …


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 20:50, 10 Lut 2022    Temat postu:

Dziękuję za ciekawy komentarz. Miło mi było go przeczytać. Very Happy Wszystko wskazuje na to, że o pani Chump jeszcze usłyszymy. przewala oczami

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 0:04, 15 Lut 2022    Temat postu:

***

Tymczasem Ben zupełnie nieświadomy rozgrywających się scen na podwórzu jego domu, postanowił trochę odpocząć. Od czwartej rano był na nogach i zmęczenie dało już znać o sobie. Podszedł do rozłożystego drzewa, które rosło na skraju pastwiska, blisko miejsca, w którym znakowano cielaki i z najniższej gałęzi zdjął bukłak z wodą. Zwilżył usta, a następnie zdjął z szyi chustkę i przetarł nią czoło oraz kark zroszone potem, po czym usiadł pod drzewem opierając się o nie plecami. Miał powody do zadowolenia. Wszystkie prace zaplanowane na ten dzień poszły niczym z płatka. Właściwie to mógł zarządzić fajrant. Pracownicy spisali się doskonale, a do tego z niezwykłą szybkością czemu właściwie się nie dziwił, bowiem był piątek i wszyscy myślami byli już w Virginia City, w salonnach i domach uciech. Ben rozumiał te potrzeby młodych mężczyzn. Sam nie był od nich wolny, choć coraz rzadziej zaglądał do podobnych miejsc. Nad męskie uciechy wszelkiego rodzaju coraz częściej przedkładał domowe pielesze. Niewątpliwie starzał się, skoro coraz częściej wolał siedzieć w domu i cieszyć się towarzystwem swojego wnuka, a teraz dwóch miłych synowych. Musiał przyznać, że Adam i Hoss naprawdę dobrze trafili. Ich żony były nie tylko ładnymi kobietami, ale rozsądnymi i co najważniejsze zakochanymi w jego synach. Nie można więc dziwić się, że Ben zamiast zaglądać do saloonów, o innych przyjemnościach nie wspominając, wolał cieszyć się szczęściem najbliższych i nim oddychać. Tak, zadowolony był ze swojego życia i nagle zapragnął znaleźć się w Ponderosie. Ruchem dłoni przywołał Małego Joe.
- Skończyliście? - zapytał syna.
- Tak. Wszystkie cielaki są oznaczone. Sztuki na sprzedaż wyznaczone. W poniedziałek możemy zacząć ostatnie przygotowania do przepędu bydła na targ – powiedział Joe.
- Świetnie. Zawołaj do mnie Freda. Na dzisiaj kończymy pracę – rzekł Ben. Po chwili podszedł do niego zarządca Ponderosy. Fred Barens również był zadowolony z pracy jaką wykonali zatrudnieni pracownicy. Nie mógł się ich wprost nachwalić. Ben polecił mu wypłacić kowbojom tygodniówkę i powiedzieć im, że mają wolne do poniedziałku. Tę informację mężczyźni przyjęli z pomrukiem zadowolenia. Gdy wszyscy otrzymali zapłatę Ben uśmiechając się do syna, stwierdził:
- No, Joe teraz możemy już wracać do domu – po czym dodał: - nie wiem, jak ty, ale ja porządnie zgłodniałem. Hop Sing obiecał, że na kolację przygotuje coś specjalnego.
- Wspaniale, bo jestem głodny, jak wilk. – Rzekł Joe i niemal z rozmarzeniem dodał: - ciekawe, co nam poda?
- Na pewno coś smacznego – zapewnił rozbawiony Ben. Joe podobnie jak Hoss potrafił sporo zjeść. Podobnie, jak i Adam. Gdy chłopcy byli młodsi, Ben często zastanawiał się, co taniej mu wychodzi: ich żywienie, czy ubieranie. Zawsze wychodziło to drugie. Nie należy przez to rozumieć, że żałował im jedzenia. Co to, to nie. Cieszył się, że jego synowie są zdrowi i świetnie się rozwijają. Wkrótce okazało się, że ma z nich prawdziwą wyrękę. Cóż tu dużo mówić był z nich dumny i kochał ich całym sercem. Tymczasem Joe, gotowy do powrotu, spojrzał w niebo i rzekł:
- Powinniśmy się pośpieszyć, tato. Nie podobają mi się te chmury ciągnące od zachodu. Z tego może być niezły deszcz.
- Faktycznie. Wyglądają nieciekawie – przyznał Ben.
Niebo zaciągnęło się ciemnymi chmurami i lada chwila mogło zacząć padać. Mężczyźni dosiedli koni i niemal natychmiast przynaglili je do szybszego biegu. Już prawie dojeżdżali do swojej posiadłości, gdy zauważyli bryczkę szybko zbliżającą się w ich kierunku. Ben i Joe przystanęli. W osobie powożącej rozpoznali Myrnę Chump. Joe głośno wykrzyknął słowa powitania, a Ben uniósł dłoń do ronda kapelusza. Myrna na ich widok nie zwolniła. Minęła ich z zaciętym wyrazem twarzy, udając, że ich nie rozpoznaje.
- A jej, co się stało? - Joe zrobił zdziwioną minę.
- Mam złe przeczucia – rzekł Ben i spiął konia do biegu.
Joe ruszył w ślady ojca. Nie upłynął kwadrans, gdy mężczyźni w pełnym galopie wjechali na podwórze Ponderosy. Z drzwi kuchennych wybiegł przejęty Hop Sing i na widok Bena i Joe powiedział:
- Dobrze, że panowie przyjechali. Pani Holly ranna. Pani Aileen płacze i płacze. Mały Matthew też płacze, ale przed tym kopnął tę straszną kobietę, panią Chump. Ona strasznie się awanturowała i batem uderzyła panią Holly. To zła kobieta, bardzo zła. Dużo złej energii, za dużo – relacjonował roztrzęsiony kucharz.
- Uspokój się Hop Sing – stanowczo powiedział Ben. - Powiedz mi, co z Holly?
- Ta kobieta uderzyła ją batem w rękę. Pan Adam dostał szału i omal jej nie uderzył. Potem razem z panem Hossem wpakowali ją na bryczkę i kazali jechać precz.
- Gdzie są teraz moi synowie? - spytał Ben.
- Ze swoimi żonami – odparł przejęty kucharz.
- Joe – Ben zwrócił się do syna – rozsiodłaj konie. Ja pójdę się dowiedzieć, co dokładnie się stało.

***

Hoss tulił w ramionach rozpaczliwie łkającą Aileen. Serce pękało mu z bólu, gdy słuchał jej szlochu. To, czego dopuściła się jej matka, dla obojga było ogromnym szokiem. Hoss nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, aby ukoić ból żony. Mógł tylko bez końca powtarzać, jak bardzo ją kocha. Aileen, która z natury była delikatna i wrażliwa, nie potrafiła się uspokoić. Od zajścia z matką wciąż i na okrągło wszystkich przepraszała, a Holly nie potrafiła spojrzeć w oczy. Niemal wpadła w histerię, tak że Hoss zastanawiał się, czy nie wezwać doktora Martina. Nie miał doświadczenia w takich przypadkach i prawdę mówiąc sam był bliski ataku paniki. Wreszcie za radą Adama zabrał żonę do sypialni. Tam pocieszał ją niczym małe dziecko, a ona przytulona do jego piersi co i raz pytała, czy to, co zrobiła jej matka nie zniszczy ich uczucia, czy rodzina męża zapomni, a zwłaszcza Holly i Adam. Adama Aileen zaczęła się bać. Nie wiedziała, czego może oczekiwać ze strony szwagra. Bała się też teścia. Była pewna, że gdy ten usłyszy, co się stało, każe wynosić się jej z domu. I choć Hoss zapewniał ją, że nikt nie ma do niej pretensji, nie wierzyła i ponownie zalała się łzami. Dopiero kieliszek brandy, a potem drugi pozwolił się jej uspokoić. Trzeci spowodował, że usnęła w ramionach męża. Hoss zamierzał ułożyć ją w łóżku, gdy ktoś delikatnie zapukał do drzwi. Po chwili w progu stanął Adam, obrzucił współczującym wzrokiem brata i jego żonę, po czym spytał:
- Co z Aileen?
- Nie najlepiej – odparł szeptem z ciężkim westchnieniem Hoss. - Dzięki Bogu zasnęła.
- Przykro mi, naprawdę mi przykro.
- Dziękuję. - Hoss kiwnął głową i zapytał: - a co z twoją Holly? Jak jej ręka?
- Na szczęście bat nie przeciął skóry. Teraz odpoczywa razem z Mattem.
- Tak, po tym co się wydarzyło wszystkim nam przyda się chwila spokoju.
- Ojciec wrócił – rzekł tymczasem Adam. - Już wie – dodał. - Chce z nami porozmawiać. Możesz zejść do salonu?
- Tak. Aileen nie powinna się teraz obudzić – powiedział Hoss i ułożył żonę na łóżku, po czym troskliwie otulił kocem i delikatnie pocałował w czoło. Kobieta niespokojnie poruszyła się i na wpół przytomna wyszeptała: Przepraszam, Hoss, przepraszam. Mężczyzna z bólem wymalowanym na twarzy pogłaskał ją po głowie. Pod wpływem czułego dotyku Aileen zapadła w sen. Adam obserwujący tę scenę, zaproponował:
- Może jednak zostań z nią. Wytłumaczę wszystko ojcu.
- Mógłbyś?
- Pewnie. Od tego ma się brata – uśmiechnął się Adam. - Nie martw się wszystko będzie dobrze.
- Wiem – westchnął Hoss – tylko nie mogę znieść jej cierpienia.
- To minie – zapewnił Adam i zauważywszy napoczętą butelkę brandy i kieliszek, spytał: - brandy ją uśpiło?
- Tak. Ona była w tak złym stanie, a ja nie wiedziałem, co robić – usprawiedliwił się Hoss.
- Może lepiej był wezwać doktora Martina?
- Nie chciała, a ja do niczego nie będę jej zmuszał.
- Rozumiem – rzekł Adam. - Później jeszcze porozmawiamy.
- Dobrze. Porozmawiamy – odparł Hoss, a gdy za jego bratem zamknęły się drzwi, usiadł w fotelu zupełnie bezsilny. Po pewnym czasie upewniwszy się, że Aileen śpi głębokim snem, nalał sobie do kieliszka brandy i opróżnił go jednym haustem.

***

Adam krótko i zwięźle opowiedział ojcu i najmłodszemu bratu, co zaszło pod ich nieobecność. Benowi, który całkiem nieźle znał Myrnę Chump, odjęło z wrażenia mowę. Wiedział, że matka Aileen bywała mało sympatyczną osobą, ale to czego dopuściła się tego popołudnia ocierało się o szaleństwo. Nikt przy zdrowych zmysłach nie posunąłby się aż tak daleko. Ben obawiał się, że kobieta może na tym nie poprzestać. Gdy usłyszał, że groziła jego wnukowi, krew w nim zawrzała. Podobnie zresztą zareagował, gdy dowiedział się, co Myrna zrobiła Holly. Bardzo obawiał się o stan ciężarnej synowej, ale Adam zapewnił, że wszystko z nią w porządku. Ben już wcześniej miał rozmówić się Myrną Chump, ale jej „występ” w Ponderosie przypieczętował jego decyzję. Gotów był choćby teraz pojechać do kobiety i powiedzieć jej, co myśli o takim zachowaniu. Przed wprowadzeniem słów w czyn powstrzymał go Adam, argumentując, że nieprzemyślane działanie może tylko pogorszyć i tak już nieciekawą sytuację. Ben musiał przyznać mu rację.
- Co więc proponujesz? - spytał.
- Na pewno nie możemy działać pod wpływem emocji. Nerwy w takiej sytuacji są złym doradcą – rzekł Adam. - Myślę, że powinniśmy o całym zajściu poinformować szeryfa. Pani Chump odgrażała się, że o wszystkim opowie Roy’owi. Czort wie, co mu nagada.
- Dobry pomysł – poparł brata Joe. - Mógłbym od razu pojechać do miasta.
- Zaczekaj. Nie gorączkuj się tak – Ben ostudziła zapał syna i spojrzawszy na Adama, powiedział: - zgadzam się z tobą, ale co dalej?
- Musimy dowiedzieć się, o co jej właściwie chodzi.
- Jak to, o co? O zatrucie życia córce, a przy okazji i nam wszystkim – odparł Ben.
- Nie sądzę, żeby o to właśnie jej chodziło – rzekł Adam. - Myrna specjalnie tu się pofatygowała. Chciała nakłonić Aileen do powrotu, bo miała w tym interes. Robiąc nam dziką awanturę wykrzykiwała coś o rozwodzie i tym niedoszłym, podstarzałym amancie Aileen. Podobno jest w Virginia City. Do tego nadal chce ją poślubić. Ciekawe, jakich argumentów użyła Myrna, żeby go tu ściągnąć? Trzeba to sprawdzić. Poza tym koniecznie należy ją obserwować. Mam dziwne przeczucie, że ona na tym nie poprzestanie. Może kogoś tu nasłać.
- Nie sądzę, żeby Myrna była do tego zdolna – Ben z powątpiewaniem pokręcił głową.
- Ona nie, ale wynajęci przez nią ludzie już tak – stwierdził Adam.
- Przesadzasz, synu. Myrna bywa nieobliczalna, ale nie posunęłaby się aż tak daleko. Poza tym nie ma aż tyle pieniędzy.
- Ona jest nieobliczalna – stwierdził stanowczo Adam – a pieniądze to żaden problem, zwłaszcza dla tego podstarzałego amanta.
- Adam ma rację – rzekł Joe. - Nie możemy wykluczyć takiej ewentualności. Trzeba wszystko dokładnie sprawdzić i ja to zrobię. Jadę do miasta.
- Zaraz, zaraz - Ben uniósł prawą dłoń do góry. - Spokojnie. Adam dopiero, co mówił, że nie możemy działać kierując się emocjami.
- Toteż nie będziemy tak działać – zapewnił Adam – a pomysł Małego Joe uważam, za całkiem niezły. Kto jak kto, ale on potrafi wyciągnąć interesujące nas informacje i to tak, że nikt się nie zorientuje, o co chodzi. Teraz najbardziej potrzebna jest nam dyskrecja.
- Tej to raczej nie będziesz miał – zauważył z lekkim sarkazmem Ben. - Już Myrna się postara, aby całe Virginia City dowiedziało się, co tu zaszło. Nie muszę dodawać, że jej relacja będzie niezwykle ubarwiona. Nie, nie, to ja powinienem załatwić sprawę, a nie Joe.
- Tyle tylko, że konieczne jest rozpoznanie, a do tego mój brat nadaje się idealnie. - Adam upierał się przy swoim. - Tato, chyba chcesz w starciu z Myrną mieć wszystkie atuty w swojej dłoni.
- Adamie, nie demonizuj sprawy. Przecież to tylko kobieta, przyznaję o ciężkim charakterze i niewątpliwie w jej mniemaniu boleśnie zraniona, ale kobieta. Myślisz, że nie dam sobie z nią rady?
- Nie rozumiesz mnie. Ta kobieta jest złem wcielonym. Nie chciałbym powtórki dzisiejszego dnia. Poza tym, od poniedziałku będę tu sam z Mattem i kobietami. Jedna jest ciężarna, druga na krawędzi załamania nerwowego. Nie zdołam ich sam obronić.
- Nie będziesz sam – odparł Ben. - Hoss z tobą zostanie.
- Świetnie, tylko to i tak nie zmieni sytuacji, a poza tym jak dacie sobie radę na spędzie?
- O to się nie martw. Na naszych kowbojach można polegać. Tak jak powiedziałem, Hoss zostanie w domu. Chyba nie myślisz, że mógłby teraz zostawić swoją żonę. Prawdę mówiąc decyzję o tym podjąłem już wcześniej. Oni dopiero, co pobrali się. Powinni nacieszyć się sobą, choć w obecnej sytuacji może przyjść im to z trudem.
- Dobrze więc, przyjmijmy, że Hoss zostanie. Nadal jednak to nic nie zmienia. Musimy wyeliminować ewentualne niebezpieczeństwo. Odniosłem wrażenie, że Myrna jest bardzo zdeterminowana i gotowa na wszystko. Musimy uprzedzić jej działania w przeciwnym razie może naprawdę kogoś na nas nasłać, a wtedy zrobi się nieprzyjemnie. Wolałbym uniknąć konfrontacji.
- Nie poznaję cię, Adamie. Mówisz tak, jakbyś się bał – rzekł Ben.
- Tak, boję się – przyznał mężczyzna. - O żonę noszącą moje dziecko i o syna, który nie powinien być świadkiem takich scen, jak te z dzisiejszego popołudnia. Jeśli w tym upatrujesz moją słabość, to tak jest. Moje życie już raz legło w gruzach. Nie chcę powtórki. Kto, jak kto, ale ty tato powinieneś mnie zrozumieć.
- Rozumiem, naprawdę cię rozumiem – zapewnił Ben. - Nie powinienem robić takich uwag. Przepraszam. Prawdę mówiąc miałem nadzieję, że Myrna pogodziła się wreszcie z zamążpójściem córki, ale widać byłem w błędzie.
- Do tego niewątpliwie coś knuje – wtrącił Joe. - Tato, najrozsądniej będzie jak zaraz pojadę do Virginia City i zasięgnę języka. Zack, recepcjonista jest moim przyjacielem. Ustalenie, czy w Hotelu International mieszka „narzeczony” Aileen nie stanowi żadnego problemu.
- Świetnie, ale pamiętaj, najpierw idź do Roy’a i opowiedz mu co się stało. Być może Myrna już zdążyła mu przedstawić swoją wersję wydarzeń. Postaraj się, jak najwięcej dowiedzieć i zaraz wracaj. Jutro chcę jechać do miasta i ostatecznie rozmówić się z panią Chump.
- Myślisz, że to wystarczy? - spytał Adam.
- Mam nadzieję.
- A jeśli rozmową nic nie wskórasz?
Ben uśmiechnął się tajemniczo i powiedział:
- Słowa mają wielką moc. Zaufaj mi.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:25, 15 Lut 2022    Temat postu:

Cytat:
Ben rozumiał te potrzeby młodych mężczyzn. Sam nie był od nich wolny, choć coraz rzadziej zaglądał do podobnych miejsc. Nad męskie uciechy wszelkiego rodzaju coraz częściej przedkładał domowe pielesze. Niewątpliwie starzał się, skoro coraz częściej wolał siedzieć w domu i cieszyć się towarzystwem swojego wnuka, a teraz dwóch miłych synowych. Musi

Czyżby z wiekiem zmienił upodobania? Wychodzi, że zmienił
Cytat:
Hop Sing obiecał, że na kolację przygotuje coś specjalnego.
- Wspaniale, bo jestem głodny, jak wilk. – Rzekł Joe i niemal z rozmarzeniem dodał: - ciekawe, co nam poda?
- Na pewno coś smacznego – zapewnił rozbawiony Ben. Joe podobnie jak Hoss potrafił sporo zjeść. Podobnie, jak i Adam. Gdy chłopcy byli młodsi, Ben często zastanawiał się, co taniej mu wychodzi: ich żywienie, czy ubieranie. Zawsze wychodziło to drugie.

Biedaczek, trzej synowie i każdy obdarzony dużym apetytem
Cytat:
W osobie powożącej rozpoznali Myrnę Chump. Joe głośno wykrzyknął słowa powitania, a Ben uniósł dłoń do ronda kapelusza. Myrna na ich widok nie zwolniła. Minęła ich z zaciętym wyrazem twarzy, udając, że ich nie rozpoznaje.
- A jej, co się stało? - Joe zrobił zdziwioną minę.
- Mam złe przeczucia – rzekł Ben i spiął konia do biegu.
Joe ruszył w ślady ojca.

Ben idealnie rozpoznał sytuację
Cytat:
Z drzwi kuchennych wybiegł przejęty Hop Sing i na widok Bena i Joe powiedział:
- Dobrze, że panowie przyjechali. Pani Holly ranna. Pani Aileen płacze i płacze. Mały Matthew też płacze, ale przed tym kopnął tę straszną kobietę, panią Chump. Ona strasznie się awanturowała i batem uderzyła panią Holly. To zła kobieta, bardzo zła. Dużo złej energii, za dużo – relacjonował roztrzęsiony kucharz.

Hop Sing nieco przesadza, ale jednak sporo się działo
Cytat:
Hoss tulił w ramionach rozpaczliwie łkającą Aileen. Serce pękało mu z bólu, gdy słuchał jej szlochu. To, czego dopuściła się jej matka, dla obojga było ogromnym szokiem. Hoss nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, aby ukoić ból żony. Mógł tylko bez końca powtarzać, jak bardzo ją kocha. Aileen, która z natury była delikatna i wrażliwa, nie potrafiła się uspokoić. Od zajścia z matką wciąż i na okrągło wszystkich przepraszała, a Holly nie potrafiła spojrzeć w oczy.

Biedna Aileen, przecież to nie jej wina
Cytat:
Po chwili w progu stanął Adam, obrzucił współczującym wzrokiem brata i jego żonę, po czym spytał:
- Co z Aileen?
- Nie najlepiej – odparł szeptem z ciężkim westchnieniem Hoss. - Dzięki Bogu zasnęła.
- Przykro mi, naprawdę mi przykro.

Adam wcale nie ma pretensji do Aileen o wyczyny jej matki
Cytat:
Benowi, który całkiem nieźle znał Myrnę Chump, odjęło z wrażenia mowę. Wiedział, że matka Aileen bywała mało sympatyczną osobą, ale to czego dopuściła się tego popołudnia ocierało się o szaleństwo. Nikt przy zdrowych zmysłach nie posunąłby się aż tak daleko. Ben obawiał się, że kobieta może na tym nie poprzestać. Gdy usłyszał, że groziła jego wnukowi, krew w nim zawrzała. Podobnie zresztą zareagował, gdy dowiedział się, co Myrna zrobiła Holly.

Myrnie udało się zaskoczyć Bena
Cytat:
- Myślę, że powinniśmy o całym zajściu poinformować szeryfa. Pani Chump odgrażała się, że o wszystkim opowie Roy’owi. Czort wie, co mu nagada.
- Dobry pomysł – poparł brata Joe. - Mógłbym od razu pojechać do miasta.
- Zaczekaj. Nie gorączkuj się tak – Ben ostudził zapał syna i spojrzawszy na Adama, powiedział: - zgadzam się z tobą, ale co dalej?
- Musimy dowiedzieć się, o co jej właściwie chodzi.
- Jak to, o co? O zatrucie życia córce, a przy okazji i nam wszystkim – odparł Ben.
- Nie sądzę, żeby o to właśnie jej chodziło – rzekł Adam. - Myrna specjalnie tu się pofatygowała. Chciała nakłonić Aileen do powrotu, bo miała w tym interes. Robiąc nam dziką awanturę wykrzykiwała coś o rozwodzie i tym niedoszłym, podstarzałym amancie Aileen. Podobno jest w Virginia City. Do tego nadal chce ją poślubić. Ciekawe, jakich argumentów użyła Myrna, żeby go tu ściągnąć? Trzeba to sprawdzić.

Adam ma rację, podejrzana jest ta akcja Myrny
Cytat:
Mam dziwne przeczucie, że ona na tym nie poprzestanie. Może kogoś tu nasłać.
- Nie sądzę, żeby Myrna była do tego zdolna – Ben z powątpiewaniem pokręcił głową.
- Ona nie, ale wynajęci przez nią ludzie już tak – stwierdził Adam.
- Przesadzasz, synu. Myrna bywa nieobliczalna, ale nie posunęłaby się aż tak daleko. Poza tym nie ma aż tyle pieniędzy.
- Ona jest nieobliczalna – stwierdził stanowczo Adam – a pieniądze to żaden problem, zwłaszcza dla tego podstarzałego amanta.
- Adam ma rację – rzekł Joe. - Nie możemy wykluczyć takiej ewentualności. Trzeba wszystko dokładnie sprawdzić i ja to zrobię. Jadę do miasta.

Adam jest ostrożny i zwykle ma rację, a dla Joe każda okazja jest dobra, żeby wyskoczyć do Wirginia City
Cytat:
- Spokojnie. Adam dopiero, co mówił, że nie możemy działać kierując się emocjami.
- Toteż nie będziemy tak działać – zapewnił Adam – a pomysł Małego Joe uważam, za całkiem niezły. Kto jak kto, ale on potrafi wyciągnąć interesujące nas informacje i to tak, że nikt się nie zorientuje, o co chodzi. Teraz najbardziej potrzebna jest nam dyskrecja.
- Tej to raczej nie będziesz miał – zauważył z lekkim sarkazmem Ben. - Już Myrna się postara, aby całe Virginia City dowiedziało się, co tu zaszło. Nie muszę dodawać, że jej relacja będzie niezwykle ubarwiona. Nie, nie, to ja powinienem załatwić sprawę, a nie Joe.
- Tyle tylko, że konieczne jest rozpoznanie, a do tego mój brat nadaje się idealnie. - Adam upierał się przy swoim. - Tato, chyba chcesz w starciu z Myrną mieć wszystkie atuty w swojej dłoni.

Rzadko się zdarza, żeby Adam doceniał talenty Pasikonika
Cytat:
Poza tym, od poniedziałku będę tu sam z Mattem i kobietami. Jedna jest ciężarna, druga na krawędzi załamania nerwowego. Nie zdołam ich sam obronić.
- Nie będziesz sam – odparł Ben. - Hoss z tobą zostanie.

Przesadza, na pewno dałby radę
Cytat:
Musimy uprzedzić jej działania w przeciwnym razie może naprawdę kogoś na nas nasłać, a wtedy zrobi się nieprzyjemnie. Wolałbym uniknąć konfrontacji.
- Nie poznaję cię, Adamie. Mówisz tak, jakbyś się bał – rzekł Ben.
- Tak, boję się – przyznał mężczyzna. - O żonę noszącą moje dziecko i o syna, który nie powinien być świadkiem takich scen, jak te z dzisiejszego popołudnia. Jeśli w tym upatrujesz moją słabość, to tak jest. Moje życie już raz legło w gruzach. Nie chcę powtórki. Kto, jak kto, ale ty tato powinieneś mnie zrozumieć.

Oczywiście, że Adam boi się o Holly i Matta, nie o siebie
Cytat:
- Tato, najrozsądniej będzie jak zaraz pojadę do Virginia City i zasięgnę języka. Zack, recepcjonista jest moim przyjacielem. Ustalenie, czy w Hotelu International mieszka „narzeczony” Aileen nie stanowi żadnego problemu.

Joe ma dobre kontakty
Cytat:
Jutro chcę jechać do miasta i ostatecznie rozmówić się z panią Chump.
- Myślisz, że to wystarczy? - spytał Adam.
- Mam nadzieję.
- A jeśli rozmową nic nie wskórasz?
Ben uśmiechnął się tajemniczo i powiedział:
- Słowa mają wielką moc. Zaufaj mi.

Ben chyba ma jakieś ukryte argumenty

Kolejna część opowiadania. Cartwrightowie jeszcze żyją dramatycznymi wydarzeniami spowodowanymi przez Myrnę. Aileen rozpacza i boi się, że zostanie wypędzona z Ponderosy, Hoss usiłuje ją uspokoić, ale dziewczyna chyba wpadła w histerię … trudno jej pogodzić się z takim zachowaniem własnej matki. Holly na pewno przeżywa napaść Myrny, ale na szczęście nie wpłynęło to na jej zdrowie. Ben jest zaskoczony agresją pani Chump, ale chyba trochę ją lekceważy. Adam natomiast obawia się, że jędza nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i coś knuje. W dodatku w rozmowie z córką wspomniała o jej narzeczonym, tym wybranym przez mamusię. Nie wiadomo kim jest, ale Myrna dała do zrozumienia, że jest bardzo zamożny i sporo starszy od Aileen. Tego właśnie obawia się Adam, tego co zrobi hipotetyczny narzeczony Aileen podpuszczony przez złośliwą Myrnę. W każdym razie zapowiada się dynamiczna akcja. Mam nadzieję, że rodzina Cartwrightów wyjdzie z tego cało, że nie zaszkodzi to stanowi Holly, że Aileen przestanie winić się za postępowanie matki i że Matt nie będzie musiał bronić rodziny. Ben chyba ma jakiś plan, zdaje się, że coś wie o Myrnie. Może to pomoże i Cartwrightowie unikną walki, bo jak sam stwierdził – „słowa mają wielką moc”.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:38, 15 Lut 2022    Temat postu:

Bardzo dziękuję za ciekawy komentarz. Very Happy Faktycznie Myrna wprowadziła zamieszanie w życie rodziny Cartwrightów. Czy Benowi uda się załagodzić sprawę, to okaże się wkrótce. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8999
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 14:04, 07 Mar 2022    Temat postu:

Ciężko i długo pisało mi się ten fragment, ale przecież wiecie dlaczego...

***

W pół godziny później Mały Joe był już w drodze do Virginia City. Zmęczenie po całym dniu pracy przeszło mu niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Odkąd pamiętał nie lubił pani Chump. Sam nie wiedział dlaczego, ale nie lubił. Lubił za to, gdy coś się działo i gdy mógł się wykazać. Teraz miał ku temu niezłą okazję.
Ściemniało się, gdy Joe przywiązywał swego konia do koniowiąza przy hotelu Inernational. Jak zwykle w piątkowy wieczór główna ulica miasta, był rozświetlona i głośna. Saloony pełne były górników z pobliskich kopalni i kowboi spragnionych rozrywki, przepijających lub przegrywających w pokera cały tygodniowy zarobek. Zewsząd dochodziły odgłosy pijackich wrzasków. Nagle przez wahadłowe drzwi Silver Dollar wyrzuconych zostało dwóch w sztok pijanych mężczyzn. Po chwili wyjrzał za nimi barman, John Parker i podniesionym głosem w kilku dosadnych słowach powiedział im, co im zrobi, jeśli kiedykolwiek pojawią się w jego saloonie. Dla poparcia gróźb, dając przy tym upust swojej wściekłości, John zamachnął się na nich ścierką, którą akurat trzymał w dłoni. Można było tylko przypuszczać, że w tej właśnie chwili, żałował i to bardzo, że nie ma przy sobie swojego najnowszego nabytku, a mianowicie palcata ściśle splecionego z cienkich skórzanych rzemyków, zakończonego pięknie rzeźbioną rączką z kości słoniowej, niezwykle przydatnego przy jeździe konnej, a szczególnie przy pokonywaniu przeszkód. John był święcie przekonany, że palcat w tej sytuacji sprawdziłby się w stu procentach. Spostrzegłszy stojącego po drugiej stronie ulicy rozbawionego Małego Joe natychmiast się wypogodził i z szerokim uśmiechem na twarzy zaprosił go do saloonu. Joe zmuszony był jednak odmówić. Miał ważniejsze sprawy do załatwienia. Obiecał jednak, że przed powrotem do domu zajrzy do Silver Dollar, żeby przepłukać gardło, a może nawet rozegrać małą partyjkę pokera.
Zupełnie inny nastrój panował w najlepszym hotelu miasta. Gdy Joe wszedł do środka miał wrażenie, jakby trafił do innej rzeczywistości. Recepcja, po niedawnym remoncie prezentowała się niezwykle światowo. Była jasno oświetlona, wypełniona dużymi roślinami w równie dużych donicach, obok których ustawiono pluszowe fotele. Na środku pomieszczenia stała ogromna palma wokół której zamontowano miękkie, wygodne siedzisko. Joe pomyślał, że właściciel hotelu przeszedł sam siebie zmieniając recepcję w oranżerię. Omijając rozłożystą palmę dotarł wreszcie do kontuaru, za którym siedział znudzony i wzdychający żałośnie młody, szczupły człowiek. Jakby dla podkreślenia swego stanu pukał w blat trzymanym w dłoni ołówkiem. Wyraźnie było widać, że ten piątkowy wieczór wolałby spędzać w zupełnie inny sposób.
- Hej, Zack, co się stało? - zagadnął konsjerża z udawaną troską Joe.
- Iiii, nic – odparł mężczyzna tak, jakby wydobycie z siebie głosu sprawiło mu okrutny ból. Zorientowawszy się kto przed nim stoi natychmiast wyprostował się, a oczy błysnęły mu ciekawością. - A ty, co tu robisz, zamiast upijać się w saloonie?
- Przecież wiesz, że nigdy tego nie robię – odparł Joe.
- A z kim miesiąc temu popłynąłem tak, że kac nie odpuszczał mi przez dwa dni?
- Żeby pić trzeba mieć mocną głowę – Joe z politowaniem spojrzał na kolegę i nieco chełpliwie dodał: - ja tam nigdy nie mam kaca… no może raz – przyznał – i to przez pulque.
- A, co to takiego? - zainteresował się Zack.
- Lepiej, żebyś nie wiedział.
- Coś jak tequila?
- Gorzej – Joe skrzywił się z niesmakiem i stwierdził: - dla takich jak ty, to prawdziwa trucizna.
- Aha – odparł z nieukrywanym żalem mężczyzna, po czym spytał: - to co cię sprowadza do naszego hotelu? Nie sądzę, żebyś chciał spędzić piątkowy wieczór w restauracji hotelowej.
- Masz rację – przyznał Joe. - Interesuje mnie jeden z waszych gości.
- Jeśli masz na myśli dyrektora naszego banku, pana LaMarra, to trochę się spóźniłeś. On i jego rodzina rano się wymeldowali.
- Nie wiedziałem – Joe zrobił zaskoczoną minę. - Wszyscy liczyliśmy się z ich powrotem do San Francisco, ale mieliśmy nadzieję, że przynajmniej się z nami pożegnają. Szkoda. Mili z nich ludzie, nawet to wścibska pannica.
- Mówisz o Mgiełce? - Zack uśmiechnął się. - To niezwykle miła i pełna wdzięku dziewczynka. Kiedyś będzie prawdziwą pięknością i zapewne niejednemu młodemu mężczyźnie złamie serce.
- A niech sobie łamie. Nic mi do tego – odparł trochę lekceważąco Joe. - A swoją drogą to dziwne, że tak szybko wyjechali. Ciekawe kto teraz będzie kierował bankiem?
- Jak to kto? LaMarr. Póki co nikt go nie zwolnił, a z tego co mi wiadomo to zamierza na dłużej zakotwiczyć się w Virginia City, a właściwie w okolicy.
- Co ty mówisz?
- Tylko to, że LaMarrowie wyprowadzili się z hotelu, aby zamieszkać w swojej posiadłości.
- A oni w ogóle jakąś mają?
- Nie udawaj, że nie wiesz. Biała rezydencja jest przecież ich własnością. Nie pamiętasz? Tam zatrzymał się ten stary, bogaty Żyd, teść twojego brata – odparł Zack.
- Aaron Goldblum. – Rzekł Joe i dodał: - dziwne, bo LaMarr był pewien, że Goldblum go zwolni, a poza tym nie chciał zamieszkać w tej posiadłości.
- Widać coś się zmieniło. Podobno przedwczoraj wieczorem pan LaMarr dostał jakiś pilny telegram, a wczoraj jego rodzina zaczęła się pakować. Myślałem, że wracają do San Francisco, ale okazało się, że nic z tych rzeczy.
- Ciekawe – mruknął Joe – ale mnie bardziej ciekawi coś innego, a właściwie ktoś.
- Kto?
- Gordon Tremblay. Mówi ci coś to nazwisko?
- Tremblay? – Zack spochmurniał. - Takiego buca, jak on dawno nie widziałem. Co masz z nim wspólnego?
- Nic, ale jest ktoś kto ma z nim swoje interesy.
- O kim mówisz?
- Pani Chump – odparł Joe.
- Ona?! Nie wierzę. - Zack roześmiał się, ale nagle w ułamku sekundy spoważniał: - czekaj… ja ją widziałem, jak tu wchodziła. Zapytałem nawet mojego zmiennika, co ona tu robi. Odpowiedział, że odwiedza swojego dobrego znajomego. Wiesz, trochę to było dziwne, bo pani Chump ma fisia na punkcie tego co wypada, a co nie. Nawet dobrego znajomego nie odwiedziłaby w pokoju hotelowym, raczej spotkałaby się z nim w restauracji, tak żeby nie było wątpliwości, co do jej intencji.
- Mówisz, że pani Chump odwiedziła go w jego pokoju?
- Kogoś odwiedziła, ale czy był to pan Tremblay, czy ktoś inny, to nie mam pewności. Pani Chump o nikogo nie pytała. Po prostu poszła na górę i już.
- Ten Tremblay nadal tu mieszka?
- Owszem, ale dlaczego tak bardzo się o niego dopytujesz?
- Widzisz, Zack od tych informacji może zależeć szczęście Hossa i jego żony.
- Wiesz, że powinienem trzymać język za zębami. Gdyby właściciel hotelu dowiedział się, że rozmawiam o klientach wywaliłby mnie na zbity łeb – mruknął Zack, drapiąc się za prawym uchem.
- Nie dowie się, obiecuję – zapewnił Joe.
- No, nie wiem... lepiej skończmy na tym, bo mnie zależy na pracy i to bardzo.
- Rozumiem, ale nie uważasz, że już i tak sporo mi powiedziałeś? Zack, ja potrafię się odwdzięczyć.
- No, dobra – konsjerż kiwnął głową. - Facet musi być nieźle dziany, bo zażądał najlepszego apartamentu. Zajął ten na pierwszym piętrze, a i tak narzekał, że jest mu niewygodnie. Po wyprowadzce LaMarrów kazał przenieść swoje bagaże do zajmowanego przez nich apartamentu uznając, że tam będzie mu lepiej. W ogóle nigdzie nie wychodzi, nawet do restauracji. Posiłki dostarczają mu do numeru, a właściciel hotelu kłania mu się w pas. Widziałem go jeden raz i o jeden raz za dużo. Odstręczający typ. Dziwię się, że pani Chump, jeśli to prawda, prowadzi z nim jakieś interesy. Może gdyby to był jej mąż… ale ona. Ciekawe, o co w tym wszystkim chodzi? Powiesz mi, Joe?
- Powiem, ale nie teraz. – Odparł mężczyzna i uśmiechając się, dodał: - dziękuję, Zack. Masz u mnie butelkę najlepszej whiskey.
- To miłe, ale wolałbym żebyś zapoznał mnie ze Stellą Atkins. Znasz ją przecież i zdaje się, że nie jesteś nią zainteresowany, a mnie Stella bardzo się podoba.
- Masz to załatwione – obiecał Joe.
- Serio? - spytał Zack z błyskiem w oku.
- Tylko serio. W sprawach sercowych nie żartuję.
- No to może jutro. W magistracie będą tańce. Wszyscy tam będą. Stella pewnie też.
- No, to jesteśmy umówieni. – Rzekł Joe i mrugnąwszy do przyjaciela okiem, zapewnił: - panna Atkins na pewno ci się nie oprze.

***

W pół godziny później Joe, zadowolony z informacji, jakie wyciągnął z Zacka, postanowił pójść do biura szeryfa. Miał to, co prawda zrobić przed rozmową z przyjacielem, ale uznał, że Myrna Chump mając dużą przewagę czasową, pewnie i tak już go wyprzedziła i opowiedziała szeryfowi swoją wersję zdarzeń. Tak więc Joe stwierdził, że to kogo odwiedzi pierwszego nie miało większego znaczenia. Z szeryfem Coffee, który właśnie wybierał się na obchód miasta, niemal zderzył się w drzwiach biura. Roy nie wydawał się zaskoczony widokiem Małego Joe. Wyglądał raczej tak, jakby się go spodziewał.
- Właśnie zastanawiałem się dlaczego jeszcze żaden z Cartwrightów do mnie nie zajrzał – powiedział i zamykając za sobą drzwi, dodał: - idę na obchód. Dołączysz?
- Czemu nie – odparł Joe i wraz z szeryfem wolnym krokiem ruszyli główną ulicą miasta.
- Jakieś trzy godziny temu była u mnie pani Chump i złożyła na was skargę – rzekł Roy, jednocześnie lustrując wzrokiem mijaną okolicę. Dwóch wstawionych i kłócących się ze sobą kowboi zamilkło na jego widok i pomagając jeden drugiemu utrzymać pion, uśmiechali się głupkowato.
- Zdziwiłbym się gdyby tego nie zrobiła – stwierdził z lekko ironią Joe.
- Podobno w Ponderosie została zaatakowana i pobita. W tej napaści, w co trudno mi uwierzyć, miał brać udział także mały Matthew.
- To akurat jest prawda. Matti faktycznie rzucił się na nią.
- Ale dlaczego?
- A to nie pochwaliła się co zrobiła?
- Pani Chump powiedziała mi tylko, że pojechała odwiedzić dawno nie widzianą córkę. Chciała pogratulować jej zamążpójścia, choć nie ukrywała swego niezadowolenia z tego faktu. Podobno już na podwórzu twoja bratowa ją zwyzywała i nie dała jej dojść do głosu. Nie mogła w spokoju porozmawiać z córką. Adam i Hoss obrzucili ją wyzwiskami, a Matthew kopnął ją i zaczął rzucać w nią kamieniami. Potem Adam siłą miał ją wsadzić do bryczki i tak zaciąć konia, że biedne zwierzę niemal poniosło i niewiele brakowało, żeby pani Chump straciła życie.
- Trzeba przyznać, że pani Chump nie zbywa na fantazji. W tej opowieści jedno tylko jest prawdą, Matti faktycznie ją kopnął, ale kamieniami nie rzucał, bo niby skąd miałby je wziąć? W Ponderosie na podwórzu ich nie trzymamy.
- Ona twierdzi, że ma sińce na plecach.
- Ciekawe, jak to stwierdziła skoro, jak mniemam od razu po przyjeździe do miasta udała się do pana.
- Owszem, to ciekawe – przyznał szeryf. - A w ogóle dlaczego Matti ją kopnął?
- Bo ta idiotka uderzyła Holly batem.
- Co takiego?!!! - Roy nie krył głębokiego zdziwienia.
- O tym, to już panu nie powiedziała, prawda? - spytał Joe, po czym powiedział: - na miłe zaproszenie Holly ta wstrętna baba odpowiedziała batem. Na szczęście uderzyła ją tylko w ramię i skończyło się na strachu. Matti nie mógł inaczej zareagować. Stanął w obronie swojej nowej mamy. Wie pan, przecież jak bardzo ją kocha. I dobrze, że tak się stało, bo gdyby Adam ją dorwał to nie skończyłoby się na wyimaginowanych sińcach.
- A, co na to wszystko Adelajda-Aileen?
- Jest zdruzgotana zachowaniem matki. Hoss z trudem ją uspokoił. Chumpowa wcale nie zamierzała gratulować jej zamążpójścia, tylko chciała ją zabrać ze sobą i nakłonić do rozwodu z Hossem.
- Ale dlaczego? - spytał szeryf oszołomiony słowami Małego Joe – przecież Hoss to taka dobra partia. Do tego oni podobno się kochają.
- Nie podobno, ale naprawdę się kochają – Joe poprawił szeryfa.
- To ja już nic nie rozumiem – Roy przystanął i pokręciwszy z niedowierzaniem głową, rzekł: - tak nie zachowuje się normalna matka.
- Bo też pani Chump nie jest normalna – stwierdził Joe.
- Może i masz rację – rzekł Roy, ciężko westchnąwszy. - Nie zmienia to jednak faktu, że będę musiał zająć się jej skargą. W przeciwnym razie doniesie na was do sędziego.
- Szeryfie, przecież pan wie, że my nie mamy nic do ukrycia. Im wcześniej wyjaśnimy tę sprawę tym lepiej. W poniedziałek zaczynamy spęd.
- W takim razie, jeśli nic nie stanie mi na przeszkodzie, wpadnę do was jutro popołudniu.
- Będziemy czekać – odparł Joe. - A tak przy okazji, czy wie pan, że do naszego miasta przyjechał niejaki Tremblay?
- Gordon Tremblay. Oczywiście, że wiem, a co z nim jest nie tak?
- To znajomy pani Chump.
- To jeszcze nie czyni go złoczyńcą – Roy zaśmiał się, ale Joe nie podzielił jego wesołości.
- Nie czyni, ale musi być coś na rzeczy skoro Chumpowa obchodzi się z nim, jak ze śmierdzącym jajem - powiedział.
- Nie bardzo rozumiem, o co ci chodzi.
- A jak powiem panu, że ta wściekła baba chce rozbić małżeństwo Hossa i Aileen, bo wymyśliła sobie, że wyda za mąż córkę za starego, obleśnie bogatego dziada.
- Tego to nawet ona by nie wymyśliła – rzekł skonsternowany szeryf.
- A chce się pan założyć?
Szeryf Coffee spoglądał przez dłuższą chwilę z uwagą na Josepha, po czym głośno westchnąwszy odpowiedział:
- Nie, nie muszę się zakładać. Wierzę, że pani Chump jest do tego zdolna.
- Co pan teraz zrobi?
- Teraz? Mam ochotę na szklaneczkę whiskey, a potem wszystko to będę musiał sobie przemyśleć – rzekł szeryf. - Napijesz się ze mną?
- Z ochotą – odparł Joe.
- To chodźmy do saloonu. Dziś jest wyjątkowo spokojnie, więc mogę pozwolić sobie na małą chwilę odpoczynku. Przy okazji mam jeszcze do ciebie kilka pytań.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pon 14:05, 07 Mar 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:45, 07 Mar 2022    Temat postu:

Cytat:
Spostrzegłszy stojącego po drugiej stronie ulicy rozbawionego Małego Joe natychmiast się wypogodził i z szerokim uśmiechem na twarzy zaprosił go do saloonu. Joe zmuszony był jednak odmówić. Miał ważniejsze sprawy do załatwienia. Obiecał jednak, że przed powrotem do domu zajrzy do Silver Dollar, żeby przepłukać gardło, a może nawet rozegrać małą partyjkę pokera.

Bogaty Cartwright jest cennym klientem dla każdego przybytku
Cytat:
- A ty, co tu robisz, zamiast upijać się w saloonie?
- Przecież wiesz, że nigdy tego nie robię – odparł Joe.
- A z kim miesiąc temu popłynąłem tak, że kac nie odpuszczał mi przez dwa dni?
- Żeby pić trzeba mieć mocną głowę – Joe z politowaniem spojrzał na kolegę i nieco chełpliwie dodał: - ja tam nigdy nie mam kaca… no może raz – przyznał – i to przez pulque.

Ale się chwali
Cytat:
- Interesuje mnie jeden z waszych gości.
- Jeśli masz na myśli dyrektora naszego banku, pana LaMarra, to trochę się spóźniłeś. On i jego rodzina rano się wymeldowali.
- Nie wiedziałem – Joe zrobił zaskoczoną minę. - Wszyscy liczyliśmy się z ich powrotem do San Francisco, ale mieliśmy nadzieję, że przynajmniej się z nami pożegnają. Szkoda. Mili z nich ludzie, nawet to wścibska pannica.
- Mówisz o Mgiełce? - Zack uśmiechnął się. - To niezwykle miła i pełna wdzięku dziewczynka. Kiedyś będzie prawdziwą pięknością i zapewne niejednemu młodemu mężczyźnie złamie serce.
- A niech sobie łamie. Nic mi do tego – odparł trochę lekceważąco Joe.

Ja bym tak na jego miejscu nie lekceważyła Mgiełki
Cytat:
Ciekawe kto teraz będzie kierował bankiem?
- Jak to kto? LaMarr. Póki co nikt go nie zwolnił, a z tego co mi wiadomo to zamierza na dłużej zakotwiczyć się w Virginia City, a właściwie w okolicy.
- Co ty mówisz?
- Tylko to, że LaMarrowie wyprowadzili się z hotelu, aby zamieszkać w swojej posiadłości.
- A oni w ogóle jakąś mają?
- Nie udawaj, że nie wiesz. Biała rezydencja jest przecież ich własnością. Nie pamiętasz? Tam zatrzymał się ten stary, bogaty Żyd, teść twojego brata – odparł Zack.
- Aaron Goldblum. – Rzekł Joe i dodał: - dziwne, bo LaMarr był pewien, że Goldblum go zwolni, a poza tym nie chciał zamieszkać w tej posiadłości.
- Widać coś się zmieniło. Podobno przedwczoraj wieczorem pan LaMarr dostał jakiś pilny telegram, a wczoraj jego rodzina zaczęła się pakować. Myślałem, że wracają do San Francisco, ale okazało się, że nic z tych rzeczy.

Joe niczym wytrawna kumoszka zbiera wszelkie wiadomości
Cytat:
- Ciekawe – mruknął Joe – ale mnie bardziej ciekawi coś innego, a właściwie ktoś.
- Kto?
- Gordon Tremblay. Mówi ci coś to nazwisko?
- Tremblay? – Zack spochmurniał. - Takiego buca, jak on dawno nie widziałem. Co masz z nim wspólnego?
- Nic, ale jest ktoś kto ma z nim swoje interesy.
- O kim mówisz?
- Pani Chump – odparł Joe.

Joe rozwija swoje śledztwo
Cytat:
- Mówisz, że pani Chump odwiedziła go w jego pokoju?
- Kogoś odwiedziła, ale czy był to pan Tremblay, czy ktoś inny, to nie mam pewności. Pani Chump o nikogo nie pytała. Po prostu poszła na górę i już.
- Ten Tremblay nadal tu mieszka?
- Owszem, ale dlaczego tak bardzo się o niego dopytujesz?
- Widzisz, Zack od tych informacji może zależeć szczęście Hossa i jego żony.
- Wiesz, że powinienem trzymać język za zębami. Gdyby właściciel hotelu dowiedział się, że rozmawiam o klientach wywaliłby mnie na zbity łeb – mruknął Zack, drapiąc się za prawym uchem.
- Nie dowie się, obiecuję – zapewnił Joe.

Ciąg dalszy śledztwa. Jak widać tu Joe odnosi sukcesy i coraz więcej wie
Cytat:
- Właśnie zastanawiałem się dlaczego jeszcze żaden z Cartwrightów do mnie nie zajrzał – powiedział i zamykając za sobą drzwi, dodał: - idę na obchód. Dołączysz?
- Czemu nie – odparł Joe i wraz z szeryfem wolnym krokiem ruszyli główną ulicą miasta.
- Jakieś trzy godziny temu była u mnie pani Chump i złożyła na was skargę – rzekł Roy, jednocześnie lustrując wzrokiem mijaną okolicę.

No proszę, pani Chump już działa
Cytat:
- Podobno w Ponderosie została zaatakowana i pobita. W tej napaści, w co trudno mi uwierzyć, miał brać udział także mały Matthew.
- To akurat jest prawda. Matti faktycznie rzucił się na nią.
- Ale dlaczego?
- A to nie pochwaliła się co zrobiła?
- Pani Chump powiedziała mi tylko, że pojechała odwiedzić dawno nie widzianą córkę. Chciała pogratulować jej zamążpójścia, choć nie ukrywała swego niezadowolenia z tego faktu. Podobno już na podwórzu twoja bratowa ją zwyzywała i nie dała jej dojść do głosu. Nie mogła w spokoju porozmawiać z córką. Adam i Hoss obrzucili ją wyzwiskami, a Matthew kopnął ją i zaczął rzucać w nią kamieniami. Potem Adam siłą miał ją wsadzić do bryczki i tak zaciąć konia, że biedne zwierzę niemal poniosło i niewiele brakowało, żeby pani Chump straciła życie.

Ale ich opisała! Ale chyba przesadziła i Roy nie uwierzył w te kłamstwa
Cytat:
- A w ogóle dlaczego Matti ją kopnął?
- Bo ta idiotka uderzyła Holly batem.
- Co takiego?!!! - Roy nie krył głębokiego zdziwienia.
- O tym, to już panu nie powiedziała, prawda? - spytał Joe, po czym powiedział: - na miłe zaproszenie Holly ta wstrętna baba odpowiedziała batem. Na szczęście uderzyła ją tylko w ramię i skończyło się na strachu. Matti nie mógł inaczej zareagować. Stanął w obronie swojej nowej mamy. Wie pan, przecież jak bardzo ją kocha. I dobrze, że tak się stało, bo gdyby Adam ją dorwał to nie skończyłoby się na wyimaginowanych sińcach.

Na szczęście Joe wyjaśnił jak było naprawdę
Cytat:
Chumpowa wcale nie zamierzała gratulować jej zamążpójścia, tylko chciała ją zabrać ze sobą i nakłonić do rozwodu z Hossem.
- Ale dlaczego? - spytał szeryf oszołomiony słowami Małego Joe – przecież Hoss to taka dobra partia. Do tego oni podobno się kochają.

A o tym baba nie powiedziała szeryfowi
Cytat:
- A jak powiem panu, że ta wściekła baba chce rozbić małżeństwo Hossa i Aileen, bo wymyśliła sobie, że wyda za mąż córkę za starego, obleśnie bogatego dziada.
- Tego to nawet ona by nie wymyśliła – rzekł skonsternowany szeryf.
- A chce się pan założyć?
Szeryf Coffee spoglądał przez dłuższą chwilę z uwagą na Josepha, po czym głośno westchnąwszy odpowiedział:
- Nie, nie muszę się zakładać. Wierzę, że pani Chump jest do tego zdolna.

Tu Joe zaskoczył szeryfa

Bardzo ciekawy fragment w którym Joe bawi się w detektywa. Muszę przyznać, że odnosi na tym polu spore sukcesy. Dowiedział się o wyjeździe rodziny LaMarr, który jest niespodziewany, bardzo dziwny i podejrzany. Czyżby niewidzialna ręka Goldbluma tu podziałała? Zobaczymy. Ciekawe, że Zack określa Mgiełkę jako miłą i pełną wdzięku panienkę, a Joe jakoś tego nie dostrzega. Mam nadzieję, że kiedy to do niego dotrze, pocierpi nieco starając się o jej względy. Dowiaduje się sporo o Gordonie Tremblay’u i zapewne w przyszłości przyda się Cartwrightom ta wiedza. Pasikonik rozmawia też z Roy’em i dowiaduje się o oszczerstwach rzucanych na jego rodzinę przez panią Chump. Oczywiście wyjaśnia szeryfowi jak rzeczywiście było. Roy zna Myrnę i … też nie ma wątpliwości, że Joe mówi prawdę. Jak się skończy ta awantura, czy w sądzie? Czy może Pani Chump odpuści? Co zrobi Gordon Tremblay? No i co się stało z państwem LaMarr, że tak szybko wyjechali? Zobaczymy … mam nadzieję, że niedługo … czekam niecierpliwie …


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 42, 43, 44 ... 55, 56, 57  Następny
Strona 43 z 57

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin