|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8720
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 12:44, 31 Maj 2018 Temat postu: |
|
|
Jeśli tak odebrałaś Larry'ego to właśnie o to mi chodziło
Widzę, że bardzo interesuje Cię podróż Candy'ego. Miałam o niej nie pisać, ale porozmawiam z Aderato i może coś "skrobniemy"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6542
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 12:48, 31 Maj 2018 Temat postu: |
|
|
ależ oczywiście, że mnie interesuje Bardzo podoba mi się Twoja interpretacja Candy'ego i chętnie o niej czytam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8720
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 12:52, 31 Maj 2018 Temat postu: |
|
|
Nie pozostaje mi więc nic innego, jak zapędzić Aderato do pisania
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6542
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 12:54, 31 Maj 2018 Temat postu: |
|
|
   
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 14:40, 31 Maj 2018 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam, bardzo piękny fragment. Skomentuję jutro.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8720
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 15:35, 31 Maj 2018 Temat postu: |
|
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 2:04, 02 Cze 2018 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Hank „Crazy” Parker wył niczym postrzelony kojot, gdy Ted Field oceniał rany zadane mu najpierw przez Candy’ego, a potem przez Hossa Cartwrighta. Ręka tego ostatniego poczyniła ogromne spustoszenia w uzębieniu Crazy’ego i jak powiedział Ted, tylko kowal z dobrymi cęgami mógł coś poradzić na tę „ruinację”. Prawdę mówiąc to i kowal niewiele by pomógł, bowiem Hoss, jeśli brał się do roboty to zwykle wykonywał ją sumiennie. Czego, jak czego, ale tego właśnie Field był w stu procentach pewien. |
O tak! Hoss był perfekcjonistą! Po nim nie trzeba było poprawiać
Cytat: | Czterech kowboi, w tym Jerry Shank, trzymało go z całych sił, podczas gdy Ted najpierw nastawił mu szczękę, a potem tak jak umiał opatrzył rozcięty łuk brwiowy i rozkwaszony nos. Do zębów nie chciał się dotykać, bo jak twierdził, był zbyt wrażliwy i grzebać w czyjejś gębie nie zamierzał. W ramach pierwszej pomocy podwiązał mu szczękę chustą i polecił Jerry’emu zabrać rannego do doktora Martina. |
Bardzo przyjemny opis. Parker zasłużył na takie traktowanie. przez jego złośliwość Ann mogła stracić dziecko, a i sama mogła też przenieść się na chmurkę
Cytat: | Tymczasem Canaday przystanął na moment przy Tedzie opatrującym Parkera i wskazując rannego, spytał o jego stan. Field nie przerywając wykonywanych czynności jedynie mruknął: będzie żył. Ta zwięzła odpowiedź w zupełności wystarczyła Candy’emu, który dostrzegłszy pobladłego Larry’ego podszedł do niego i rzekł:
- Zbieraj się. Pan Cartwright chce z tobą rozmawiać. |
Jeśli będzie żył, to OK. Kontuzjami Parkera nikt się nie będzie przejmować. Teraz ważniejszy jest Larry
Cytat: | Bał się. Bardzo się bał i nie wiedział, co teraz z nim będzie. Tu w Ponderosie było mu dobrze i bezpiecznie. To nic, że inni go szturchali i wyśmiewali. Najważniejsze, że miał pracę i kat do spania. A teraz przez swoją głupotę wszystko to straci. |
Szkoda Larry'ego. Wie co jest dobre, a co złe, tyle, że przebywał w złym towarzystwie
Cytat: | Chłopak, lat siedemnastu, był sierotą i nie miał na świecie nikogo bliskiego. Praca w Ponderosie była jego pierwszym, prawdziwym zajęciem. Jako pomocnik do wszystkiego, dostawał niewielką, ale stałą wypłatę. Hoss uśmiechnął się pod nosem, gdy w rubryce poniżej nazwiska Larry’ego przeczytał: potrafił czytać i pisać. W owych czasach nie było to wśród najemnych robotników aż tak powszechną umiejętnością. |
Hoss jest dokładny - przed rozmową przejrzał zapisy dotyczące chłopca
Cytat: | Tymczasem Hoss ruchem dłoni przywołał Canaday’a i pokazał mu wpis w księdze:
- To sierota. Trzeba z nim coś zrobić, bo inaczej pójdzie w ślady Crazy’ego – rzekł. – W pewien sposób jesteśmy za niego odpowiedzialni.
- Nie przesadzaj. To prawie dorosły mężczyzna. Ma siedemnaście lat – odparł Candy.
- A założysz się, że ma dużo mniej?
- Co ty mówisz? |
Hoss jest bardzo spostrzegawczy
Cytat: | - Czy wiesz, po co ciebie tu wezwałem?
- Tak. Chce… chce mnie pan zwolnić – wydukał Larry.
- Uważasz, że powinienem to zrobić?
- By…byłem przy tym, jak Crazy o…obraził panią Cartwright. Pan go wy…wyrzucił, to mnie pewno też – odparł Larry, który zawsze, gdy był zdenerwowany zaczynał się jąkać.
- Zdajesz sobie sprawę chłopcze, że to, co zrobił Parker było bardzo złe. Niewiele brakowało, a dziecko pani Cartwright mogłoby umrzeć. Ona też. |
No własnie! Dlatego Parker dostał bęcki
Cytat: | - Podobno uczył ciebie grać w pokera?
- Tak. – Larry skinął głową.
- I, jak ci szło?
- Różnie. Czasem wygrywałem, czasem nie – odparł z całą szczerością Larry. – Crazy po…powiedział, że jak się przy…przyłożę, to będę mistrzem.
- A ty bardzo chciałeś być takim mistrzem?
- Wtedy tak.
- A teraz?
- Już nie. |
Cóż, Larry chciał przynajmniej w grze w pokera zabłysnąć. Dobrze, że się opamiętał
Cytat: | - Byliśmy przy ogrodzeniu na pół…północnym pa…pastwisku. Koń Parkera spłoszył się i Parker spadł. Strasznie się wtedy wściekł i zaczął bić ko…konia aż do krwi. Nagle po…pojawił się pan Adam i na niego na…nakrzyczał i powiedział, że go zwo…zwolni, jak jeszcze raz coś takiego zrobi.
- Skąd tam się wziął mój brat?
- Jechał z tar... z tar…
- Z tartaku, tak? |
No tak! Parker chciał się zemścić na Adamie
Cytat: | Pa…Parker po wszystkim odgrażał się, że pan Adam, go popamięta. Najpierw chciał spalić jego dom…
- Co takiego? – Hoss zerwał się od biurka.
- Ja mówię prawdę! – krzyknął chłopak, szukając wzrokiem pomocy u Candy’ego.
- Spokojnie, Larry. Nikt nie zarzuca ci kłamstwa – odparł Canaday.
- Powiedz nam, czy Parker próbował spalić dom mojego brata? – spytał nieco spokojniejszym głosem Hoss.
- Nie. Powiedział, że wymyśli coś takiego, co bardzo zaboli pana Adama.
- Powiedział ci, co to miałby być? |
A Parker jeszcze narzekał, że go niesłusznie zwalniają
Cytat: | - Tak, wczoraj, ale nie słyszałem, o czym rozmawiali. Crazy kazał mi odejść, ale widziałem, jak ta kobieta dała mu pieniądze.
- Zapłaciła mu? Może coś dla niej załatwiał?
- Gdzie tam – odparł Larry – taka pa…paniusia, jak ona to na takich jak my pluje.
- Nie powinieneś tak mówić o starszych – rzekł Hoss.
- Ale to prawda – wtrącił Candy. – Kiedyś, gdy przechodziłem ulicą splunęła na mój widok. |
Okropna baba ... czego ona chce od Candy'ego? Dlaczego nienawidzi Ann?
Cytat: | - Wiem, panie Cartwright. Nawet szturchnąłem Crazy’ego w ramię, żeby się zamknął, ale on dał mi w ucho i jeszcze gorsze słowa wykrzykiwał. Przerwał, gdy usłyszeliśmy huk.
- To wtedy pani Cartwright zemdlała? – spytał Candy.
- Tak. Jak zobaczyłem, że się nie rusza pobiegłem po Hop Singa. Crazy był na mnie o to zły. Dziś rano po…powiedział, że jestem głupi i że po…policzy się ze mną. Nie dał mi zjeść śniadania. |
Larry też naraził się Parkerowi
Cytat: | - Coś mi tu nie pasuje – rzekł Candy. – Parker był na ciebie wściekły, a mimo to, gdy zajrzałem wieczorem do baraku to grałeś z nim w karty. Stawka musiała być wysoka, co?
- Kolacja – wyszeptał spuściwszy głowę Larry. – Cały dzień nic nie jadłem.
- A to łobuz – Hoss uderzył pięścią w stół. – Candy, idź do Hop Singa i powiedz mu, żeby przygotował posiłek dla Larry’ego. |
Parker jest wyjątkowo podłym draniem. Jak można znęcać się nad chłopcem?
Cytat: | - Teraz, gdy jesteśmy sami, powiesz mi ile właściwie masz lat?
- Siedemnaście – Larry poruszył się niespokojnie.
- Obaj wiemy, że to nieprawda – powiedział łagodnie Hoss.
- Szesnaście.
- Może za rok. No, Larry, ile masz lat?
- W pa…październiku skończę czternaście – odparł cicho chłopiec.
- Dlaczego nie powiedziałeś prawdy?
- Bo… bo nie chciałem iść do sierocińca – wydukał i rozpłakał się, jak małe dziecko. |
Larry dodał sobie trzy lata. Właściwie to jeszcze jest dzieckiem. Powinien się uczyć, a nie pracować. Cóż, kiedy nie miał nikogo bliskiego i jedyną możliwością dla niego był sierociniec
Bardzo dobry kolejny fragment fanfika. Piękny opis poturbowanego łotra, który sobie "zapracował" na te uszkodzenia. W każdym razie kości się zrosną. Po jakimś czasie, ale i tak będzie seplenił co pewnie wzbudzi radość w słuchaczach i zapewni mu kolejne utarczki, a może i kolejne bęcki. Bardzo wzruszająca rozmowa Hossa z Larrym. Hoss ma złote serce i od razu wyczuł, że Larry nie jest taki zły i że jest młodszy, niż zadeklarował. Ciekawe jak postąpi z chłopcem? Myślę, że z pewnością Cartwrightowie zajmą się nim. No i co dalej? Co zrobią z panią Cucumber? Co urodzi Ann? Kiedy dalszy ciąg? 
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6542
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 12:34, 02 Cze 2018 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Ty mnie zwalniasz? Do roboty najął mnie Ben Cartwright i on mnie może tylko zwolnić. Ty, co najwyżej możesz wydawać nam polecenia i liczyć krowie ogony – warknął Crazy. |
Nie rozumiem o co się ciska. Candy wydał mu w końcu polecenie
Cytat: | Canaday, o co tyle hałasu? O kilka słów prawdy? Myślałby, kto, że ona tak delikatna. To, że nosi nazwisko Cartwright nie czyni z niej uczciwej kobiety – powiedział z nieskrywaną ironią Crazy. – To dziwka i nikt, nawet ten buc, jej mąż, tego nie zmieni. |
Fajnie. Ale tak abstrahując od faktu, czy to prawda, czy nie – to przepraszam, ale co mu do tego?
Cytat: | Nadciąga burza. Wyrzucisz mnie w taką pogodę? |
Myślałby kto, ze taki delikatny
Cytat: | Poczuł na swojej twarzy pierwsze, grube krople deszczu i zapragnął żeby ten deszcz zmył z niego cały kurz i bród. W tej właśnie chwili pomyślał o Indii Cole, o jej przepastnych, szarych oczach, jasnych włosach i smukłej sylwetce. Wiedział, że gdyby ktoś chciał wyrządzić jej krzywdę po prostu by go zabił. Zupełnie odruchowo zacisnął dłonie w pięści. |
Myśli Candy’ego poszybowały tak dosyć… odlegle Ale… tam myśli moje, gdzie serce moje
Cytat: | Candy, porozmawiajmy – Crazy cofnął dłoń. – To, z tą Adamową Cartwrightową to był taki żart. Skąd mogłem wiedzieć, że aż tak się przejmie. |
Bo przecież nie było najmniejszego powodu!
Cytat: | Jesienią jest przepęd bydła, a wiesz, że ja w tym jestem najlepszy. Beze mnie nie dacie sobie rady. |
Ciekawe w czym objawia się ta jego świetność. Zagwiżdże i całe bydło posłusznie za nim idzie?
Cytat: | Ty… ty cholerny przybłędo, za co mnie właściwie wyrzucasz? Za prawdę? Przecież to dziwka, a ten jej mąż to kawał… - ale nie dokończył już, kim był Adam Cartwright, bo pięść Candy’ego wylądowała na jego szczęce. |
W sumie ja nie wiem co ten Crazy tak się upiera. Widać, że towarzystwo w Ponderosie mu mocno nie odpowiada.
Cytat: | Zwarli się w uścisku, jak dwaj zapaśnicy. Deszcz wzmógł się, a niebo raz po raz przecinały błyskawice. Odgłosy walki wyciągnęły na zewnątrz baraku zaciekawionych mężczyzn, którzy ustawili się półkolem nie chcąc stracić nic z tej zupełnie niespodziewanej atrakcji. Tymczasem Candy wyprowadził czysty cios wprost w żołądek Parkera. Ten zgiął się w pół i wydawało się, że jest już po walce. Jednak jakimś nadludzkim wręcz wysiłkiem udało mu się schwycić Candy’ego za koszulę i obaj upadli na ziemię. Przez dwie może trzy sekundy zastygli w bezruchu. |
Zachwycający opis
Cytat: | W jednej sekundzie twarz Hossa wykrzywił gniew. Uderzył Parkera tylko raz, ale tak, że złamał mu szczękę i wybił większość zębów. Ciężko oddychając powiódł wzrokiem po mężczyznach spoglądających na niego z prawdziwym podziwem i rzekł:
- Koniec przedstawienia. Wracać do baraku. A ty Ted opatrz to ścierwo |
Hoss bez wątpienia sprawę załatwia szybko i sprawnie A do tego jaki wspaniałomyślny! Jeszcze polecił opatrzyć!
Cytat: | Zwolniłem go, ale on widocznie nie przyjął tego do wiadomości - odparł i sykając z bólu spytał: - robisz to specjalnie?
- Co?
- Zadajesz mi ból. – Candy odsunął dłoń Hossa od swojej twarzy. |
Ach, ci mężczyźni, tacy delikatni
Cytat: | Naprawdę chcesz wiedzieć? – Candy przez chwilę delektował się trunkiem, który podał mu Hoss, po czym odstawił szklaneczkę na stół i ciężko westchnął. |
Środek przeciwbólowy chyba jednak nie znieczulił Candy’emu wszystkiego
Cytat: | O, co chodzi? – spytał trochę nerwowym głosem.
- Chciałbym dowiedzieć się, co ciebie gryzie?
- Mnie? Po prostu jest mi wstyd, że ich nie upilnowałem.
- Dobra. To wersja oficjalna, a teraz powiedz mi, jak przyjacielowi: co się stało?
- Nic. – Candy wzruszył ramionami.
- Czy to „nic” ma coś wspólnego z listem od Indii? |
No właśnie… czy India mu się jakoś po głowie mimo wszystko nie plącze?
Cytat: | Potrzebuję kilku dni wolnego… może nawet dwóch tygodni. Muszę wyjechać.
- Kiedy?
- Jutro.
- To niemożliwe. Wiesz przecież, że spodziewamy się gości.
- Hoss, to dla mnie bardzo ważne. Jeśli nie dasz mi wolnego, to sam sobie wezmę. |
Candy jest markotny, zamyślony i wzburzony. I potrzebuje wolnego
Ciekawa jestem, o co chodzi.
koniec części pierwszej niezwykle spóźnionego komentarza
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6542
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 17:51, 02 Cze 2018 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Hank „Crazy” Parker wył niczym postrzelony kojot, gdy Ted Field oceniał rany zadane mu najpierw przez Candy’ego, a potem przez Hossa Cartwrighta. Ręka tego ostatniego poczyniła ogromne spustoszenia w uzębieniu Crazy’ego i jak powiedział Ted, tylko kowal z dobrymi cęgami mógł coś poradzić na tę „ruinację”. |
Okropność. Zwłaszcza jak trafi na kogoś tak delikatnego jak Crazy
Cytat: | Prawdę mówiąc to i kowal niewiele by pomógł, bowiem Hoss, jeśli brał się do roboty to zwykle wykonywał ją sumiennie. |
Znakomite podsumowanie charakteru Hossa
Cytat: | Czterech kowboi, w tym Jerry Shank, trzymało go z całych sił, podczas gdy Ted najpierw nastawił mu szczękę, a potem tak jak umiał opatrzył rozcięty łuk brwiowy i rozkwaszony nos. Do zębów nie chciał się dotykać, bo jak twierdził, był zbyt wrażliwy i grzebać w czyjejś gębie nie zamierzał. |
Doskonale rozumiem Teda. Po co psuć sobie apetyt… przecież się tymi zębami nie zadławi. Swoją drogą – opis pierwsza klasa, bardzo realistyczny
Cytat: | Chłopak pociągnął nosem i ze spuszczoną głową ruszył za zarządcą. Może i był nierozgarnięty, jak mówili kowboje, ale wiedział, że to, co zrobił Crazy było złe. A skoro był razem z nim, to teraz musi ponieść tego konsekwencje. Bał się. Bardzo się bał i nie wiedział, co teraz z nim będzie. Tu w Ponderosie było mu dobrze i bezpiecznie. To nic, że inni go szturchali i wyśmiewali. Najważniejsze, że miał pracę i kat do spania. A teraz przez swoją głupotę wszystko to straci. |
Niekiedy nie potrzeba nam wiele do szczęścia
Cytat: | Chłopak, lat siedemnastu, był sierotą i nie miał na świecie nikogo bliskiego. Praca w Ponderosie była jego pierwszym, prawdziwym zajęciem. Jako pomocnik do wszystkiego, dostawał niewielką, ale stałą wypłatę. Hoss uśmiechnął się pod nosem, gdy w rubryce poniżej nazwiska Larry’ego przeczytał: potrafił czytać i pisać. W owych czasach nie było to wśród najemnych robotników aż tak powszechną umiejętnością. |
Nic dziwnego, że tak się boi zwolnienia
Cytat: | Nie przesadzaj. To prawie dorosły mężczyzna. Ma siedemnaście lat – odparł Candy.
- A założysz się, że ma dużo mniej? |
Candy jakiś takie mocno kategoryczny jest
Cytat: | Z niejaką ulgą przyjął fakt, że rozmawiać z nim będzie syn właściciela Ponderosy, a nie Ben Cartwright, którego bardzo się bał. |
Larry dobrze trafił, łagodniejszego człowieka ciężko znaleźć
Cytat: | Byliśmy przy ogrodzeniu na pół…północnym pa…pastwisku. Koń Parkera spłoszył się i Parker spadł. Strasznie się wtedy wściekł i zaczął bić ko…konia aż do krwi. Nagle po…pojawił się pan Adam i na niego na…nakrzyczał i powiedział, że go zwo…zwolni, jak jeszcze raz coś takiego zrobi. |
Aż dziwne, ze go nie zwolnił od razu…
Cytat: | Gdzie tam – odparł Larry – taka pa…paniusia, jak ona to na takich jak my pluje.
- Nie powinieneś tak mówić o starszych – rzekł Hoss.
- Ale to prawda – wtrącił Candy. – Kiedyś, gdy przechodziłem ulicą splunęła na mój widok. |
W sumie to się nie spodziewałam, że ta kobieta jest AŻ tak dosłowna
Cytat: | Coś mi tu nie pasuje – rzekł Candy. – Parker był na ciebie wściekły, a mimo to, gdy zajrzałem wieczorem do baraku to grałeś z nim w karty. Stawka musiała być wysoka, co?
- Kolacja – wyszeptał spuściwszy głowę Larry. – Cały dzień nic nie jadłem.
- A to łobuz – Hoss uderzył pięścią w stół. – Candy, idź do Hop Singa i powiedz mu, żeby przygotował posiłek dla Larry’ego.
Canaday wstrząśnięty tym, co powiedział Larry bez słowa ruszył do kuchni. |
Mam nadzieję, że Crazy ma już teraz tylko kawałki zębów, które będą mu się psuły
Cytat: | Może za rok. No, Larry, ile masz lat?
- W pa…październiku skończę czternaście – odparł cicho chłopiec. |
Czternaście a siedemnaście… no, spora różnica. Biedny chłopak… Grunt, że trafił teraz pod odpowiednie opiekuńcze skrzydła
Bardzo mi się podoba rozwój opowiadania; jest bardzo bonanzowe, klimatyczne i ma właściwy, westernowy charakter Ciekawa jestem bardzo kolejnego odcinka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8720
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 16:05, 03 Cze 2018 Temat postu: |
|
|
Ewelino, Senszen dziękuję bardzo za ciekawe i miłe komentarze.
Ewelino, pani Cucumber ma swoje powody dla których tak podle traktuje wszystkich wokół. Już wkrótce to się wyjaśni.
Co do Larry'ego to chłopiec dodał sobie trzy lata, bo uznał, że wtedy ludzie będą się z nim bardziej liczyć. Był, jak na swój wiek dość wysoki i to mogło wszystkich zmylić (tylko nie Hossa ). Poza tym w tamtych czasach nie zwracano szczególnej uwagi na takich 17-letnich młodzieńców. Gorzej byłoby, gdyby Larry przyznał się do swojego wieku. Wtedy faktycznie trafiłby do sierocińca, a stąd do jakiejś rodziny niezwykle potrzebującej parobka lub do pracy w kopalni. Nawiasem mówiąc kwestię sierot w USA, w XIX wieku całkiem nieźle przedstawiła Sara Donati w książce "Złota godzina".
Senszen, Candy jest markotny i pilnie potrzebuje wolnego, bowiem coś sobie uświadomił . Crazy zostanie pozbawiony resztek zębów przez nieocenionego doktora Martina Być może dobry doktor zostawi mu jakieś siódemki i ósemki. W każdym razie na krwisty stek będzie sobie mógł popatrzeć. Adam nie mógł tak od razu zwolnić Parker, gdyż bądź, co bądź był to pracownik jego ojca. Po tak długiej nieobecności w domu Adam nie chciał, żeby jego postępowanie zostało odebrane jako szarogęszenie się.
Koleżanki jeszcze raz dziękuję za komentarze i czas poświęconym mojemu opowiadaniu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6542
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 17:26, 03 Cze 2018 Temat postu: |
|
|
Czas tak poświęcony to czysta przyjemność
Cytat: |
Senszen, Candy jest markotny i pilnie potrzebuje wolnego, bowiem coś sobie uświadomił |
no i mnie własnie żywo interesuje, co też takiego sobie uświadomił
Czekam niecierpliwie na kolejny fragment
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8720
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 21:10, 03 Cze 2018 Temat postu: |
|
|
Pogoniłam Aderato, więc może jutro coś wkleję, ale czy wyjaśni się co takiego uświadomił sobie Candy, to tego nie wiem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6542
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 21:23, 03 Cze 2018 Temat postu: |
|
|
czekam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8720
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 19:46, 05 Cze 2018 Temat postu: |
|
|
Odcinek miał być zupełnie inny, ale pomyślałam, że zanim Adam wróci z San Francisco to warto byłoby wspomnieć jeszcze o Larrym...
Zapraszam
Hoss ze szklaneczką whiskey w dłoni siedział w fotelu i rozmyślał o rozmowie z Larrym Perkinsem. Opowieść chłopca każdego by poruszyła, no może z wyjątkiem takiego bydlaka, jak Crazy Parker. Dobrze, że Jerry Shank zabrał go do doktora Martina, bo w przeciwnym razie to nie lekarz, a grabarz byłby mu potrzebny. Larry, zapewniony, że nie zostanie wyrzucony z Ponderosy, a przede wszystkim nakarmiony, czując, że może zaufać Hossowi opowiedział mu, o tym, co przeżył w swoim krótkim życiu. Miał zaledwie osiem lat, gdy jego rodzice postanowili wyjechać do Kanady w poszukiwaniu lepszego życia. Droga była daleka, a szlak prowadzący do ich Edenu trudny i niebezpieczny. Nic, więc dziwnego, że państwo Perkins postanowili powierzyć swego jedynaka opiece siostry pani Perkins. Ustalono, że Larry zostanie u rodziny dopóki jego rodzice się nie urządzą. Mijały dni i tygodnie, a wiadomości od państwa Perkins, przychodzące początkowo regularnie, stawały się coraz rzadsze, by w końcu zupełnie ustać. Siostra pani Perkins próbowała dowiedzieć się czegoś o zaginionych krewnych, ale bez rezultatu. Podejrzewano, że rodzice Larry’ego zginęli w wypadku, albo padli ofiarami mordu. Nigdy tego nie wyjaśniono, a chłopiec stał się sierotą. Niewielka kwota pieniędzy, jaką państwo Perkins zostawili na utrzymanie syna, wyczerpała się dość szybko i w związku z tym wuj Larry’ego nie był już zadowolony z jego obecności. Zresztą na każdym kroku, dawał to chłopcu do zrozumienia, szturchając go, czasem bijąc, a w najlepszym wypadku wyzywając od darmozjadów. Podobnie, za cichym przyzwoleniem ojca, zachowywało się dwóch kuzynów Larry’ego. Dopiero ciotka chłopca, zauważywszy, jak jest traktowany położyła kres tym niecnym praktykom. Ta niezwykle silna i stanowcza kobieta zrobiła swojej rodzinie karczemną awanturę i zapowiedziała, że póki ona żyje, Larry’emu nie może spaść włos z głowy. Jest ich bliskim krewnym, który nie ze swojej winy został zupełnie sam. Przede wszystkim zaś jest małym dzieckiem bardzo potrzebującym uczucia. Awantura musiała pomóc, bo odtąd nikt już nie szturchał Larry’ego, ani na niego nie krzyczał. Tylko od czasu do czasu, kuzyni chłopca, pozwalali sobie na złośliwe uwagi pod jego adresem. Larry w zasadzie nie sprawiał problemów wychowawczych, a w szkole był najlepszym uczniem. Gdy skończył dziesięć lat zaczął chwytać się drobnych prac zarobkowych. Każdy tak zdobyty cent oddawał ciotce. Był dumny, że mógł, choć w niewielkim stopniu dołożyć się do domowego budżetu. I tak jego życie toczyło się w miarę spokojnie. Pewnie dalej tak by było, gdyby ciotka Larry’ego nagle nie zmarła. W dniu jej pogrzebu, zaraz po powrocie z cmentarza, wuj wyrzucił chłopca z domu, pozwalając mu w swej łaskawości zabrać osobiste rzeczy. Gdy znalazł się na ulicy miał trzynaście lat i przerażenie w oczach. Szybko jednak zrozumiał, że jeśli chce przeżyć musi być twardy i musi być… starszy. Dlatego też, aby uniknąć sierocińca, którym straszył go wuj i kuzyni, dodał sobie trzy lata. Na ogół wierzono, że ma tyle lat ile podaje, ale gdy tylko ktoś wątpił w jego słowa, Larry natychmiast zbierał swoje manatki i zmieniał miejsce pobytu. Oczywiście „miejsce pobytu” to było określenie na wyrost. Larry, bowiem nigdy nie wiedział gdzie ułoży się do snu i czy rano będzie miał, co jeść. Szybko zorientował się, że największe szanse na zarobienie paru dolarów ma na dużych targach bydłem. Było tam, co prawda niebezpiecznie, ale zawsze mógł znaleźć jakąś pracę, za którą płacono choćby jedzeniem. Kręcił się więc przy kowbojach z nadzieją, że znajdzie, jakieś miejsce przynajmniej na kilka najgorszych zimowych miesięcy. Niestety, o w miarę stałe zajęcie było trudno. Sezon przepędu bydła kończył się i nikt nie potrzebował niewykwalifikowanego pracownika. Ktoś powiedział Larry’emu, że wciąż budowane są nowe linie kolejowe i tam właśnie potrzebne są ręce do pracy. I pewnie skończyłby przy układaniu torów, gdyby nie zetknął się z kowbojami z Ponderosy. Tak długo się przy nich kręcił, że wreszcie zwrócił uwagę jednego z nich. Starszy, zgarbiony i wciąż żujący tytoń mężczyzna, jak później się okazało Ted Field, zaczął z nim rozmawiać. Błyskawicznie zorientował się, że chłopakowi bardzo zależy na znalezieniu jakiegoś zajęcia, a że akurat czterech jego kolegów zrezygnowało z pracy, bez namysłu przedstawił go szefowi spędu, a jednocześnie zarządcy ogromnego rancza będącego własnością rodziny Cartwrightów. Larry miał szczęście, że natrafił na Candy’ego Canaday’a, który mając dużo spraw na głowie, nie zadawał zbyt wielu pytań i po prostu go zatrudnił. I tak Larry zaczął pracować dla Cartwrightów. Wykonywał wszystkie polecenia i starał się nie rzucać w oczy. Wieczorami lubił przyglądać się, jak starsi koledzy grają w pokera. Z czasem, gdy pokazano mu zasady gry, dołączył do nich. Dawał sobie całkiem nieźle radę i tym właśnie zwrócił uwagę Hanka „Crazy” Parkera, który w przypływie dobrego humoru, powiedział, że da mu parę lekcji pokera. Początkowo Larry był zachwycony. Wreszcie ktoś interesował się nim, nieomal opiekował. Tyle tylko, że Crazy jedynie z początku był miły. Pokazał mu kilka pokerowych sztuczek i uznał, że to wystarczy, a chłopaka zaczął traktować, jak własnego służącego. Nie wiadomo, czym to wszystko by się skończyło, gdyby nie sprawa z panią Cartwright. Larry naprawdę był przerażony. Nigdy nie darowałby sobie, gdyby tej miłej pani coś się stało.
Tak pokrótce przedstawiała się historia Larry’ego Perkinsa. Hoss wciąż widział niebieskie, wystraszone oczy chłopaka. I choć w całej tej historii z Ann nie było winy Larry’ego, to gotów był ponieść karę. Zdawał sobie sprawę, że może stracić posadę i ciepły kąt, ale o nic nie prosił. Stał przed Hossem przerażony i po dziecięcemu dumny. To właśnie wtedy Cartwright podjął decyzję, że pomoże temu dzieciakowi i da mu szansę na godziwe życie.
- Tak jak chciałeś, wszyscy czekają – powiedział półgłosem Candy.
- Co takiego? – spytał wyrwany z zadumy Hoss.
- Kazałeś zebrać wszystkich robotników. Czekają w baraku.
- Ano tak – rzekł odstawiając pustą szklaneczkę na stolik. – Chodźmy i miejmy to za sobą.
- Hoss, zaczekaj – Candy położył dłoń na ramieniu mężczyzny. – Co zrobisz z chłopcem? Chyba nie odeślesz go do baraku?
- Zostanie przy mnie. Znajdę mu jakieś zajęcie. Do naszych kowboi już nie wróci. Teraz razem z Hop Singem szykuje sobie posłanie w tym nieużywanym pomieszczeniu na tyłach domu. Będzie miał tam cicho i wygodnie.
- Hoss, naprawdę chcesz mu pomóc?
- Tak. A dlaczego tak cię to dziwi?
- Wcale mnie nie dziwi – odparł pocierając brodę Candy. – Po prostu żal mi chłopaka i pomyślałem, że mógłby zamieszkać ze mną.
- Dzięki, ale Larry ma już gdzie mieszkać.
- No, tak. To, co? Idziemy porozmawiać z tymi ananasami?
- Nie mamy wyboru – rzekł westchnąwszy Hoss. – Prowadź zarządco.
Po burzy powietrze stało się czyste, rześkie i świeże. Wreszcie było, czym oddychać, a wieczór, niezwykle piękny z gwiazdami jasno świecącymi na niebie, stanowił dobrą scenerię do romantycznych spacerów, a nie do rozmowy z twardymi, nieokrzesanymi kowbojami. Hoss tylko ciężko westchnął i przyśpieszył kroku. Chciał mieć tę nieprzyjemną rozmowę za sobą. Tymczasem pracownicy Ponderosy zastanawiali się głośno i w niewybrednych słowach, czego o tak późnej porze mógłby chcieć od nich Hoss Cartwright. Candy nie zdradził się ani słowem, tylko kazał im nie ruszać się z miejsca. Czekali, więc w baraku, tęsknie spoglądając w kierunku otwartych na oścież drzwi. Część z nich chciała się już położyć, część, żądna rozrywki, wyskoczyć jeszcze do miasta. Gdy wreszcie Hoss i Candy pojawili się, powitał ich wyraźnie znudzony, a nawet zniecierpliwiony pomruk. Hoss omiótł wzrokiem zebrane towarzystwo i nic nie robiąc sobie z niezadowolenia malującego się na ich twarzach rzekł:
- To, że jesteście twardymi kowbojami, wiedzą wszyscy. Tak samo jak to, że praca na ranczo do łatwych nie należy. Tu nie ma czasu na użalanie się nad sobą, czy innymi. Nie zwalnia was to jednak z bycia ludźmi, a tego ostatnio wam zabrakło.
- Hoss, o co ci właściwie chodzi? – spytał siedzący przy stole i żujący tytoń Ted Field. – Na umoralniające gadki trochę za późno. To, co zrobił Crazy było świństwem, ale nikt z nas nie będzie ponosił odpowiedzialności za jego niewyparzoną gębę.
- Nie chodzi mi o Parkera. To zamknięta sprawa.
- To, o co? – Ted utkwił w Hossie zmęczone spojrzenie.
- Czy jesteście zadowoleni z pracy w Ponderosie? – spytał zupełnie nieoczekiwanie, przyglądając się zgromadzonym kowbojom. Mężczyźni zaskoczeni spojrzeli po sobie, ale twierdząco skinęli głowami.
- Czy byliście dobrze traktowani?
- Tak – odpowiedzieli zgodnie.
- A, czy na czas mieliście wypłacane wynagrodzenie?
- Tak.
- A jedzenie? Czy było dobre i czy nikt wam go nie wydzielał?
- Jak to: czy było dobre? Jest dobre. Hop Sing jest wspaniałym kucharzem. Na żadnym ranczo tak nie karmią, jak w Ponderosie – odpowiedzieli jeden przez drugiego.
- To znaczy, że nigdy, odkąd tu pracujecie, nie byliście głodni.
- Nigdy! – krzyknęli chórem.
- Bardzo mnie to cieszy – odparł z nieskrywaną ironią Hoss. – Szkoda tylko, że nie wszyscy mogli napełnić sobie brzuchy.
- Chodzi, o tego głupka Larry’ego? – spytał jeden z mężczyzn i zaśmiał się, jak z dobrego dowcipu. Inni poszli w jego ślady, ale jedno spojrzenie Hossa wystarczyło, żeby przestali się śmiać. Candy, oparty ramieniem o framugę drzwi, przysłuchiwał się tylko, tej dziwnej rozmowie. Jednak uważny obserwator zauważyłby, jak z każdym padającym słowem zmienia się jego wyraz twarzy, a dłonie zaciskają się w pięści. Tymczasem Ted Field splunął przeżutym tytoniem i poprawiwszy się na krześle powiedział:
- Nikt mu nie bronił jedzenia.
- Z wyjątkiem Parkera. Wiedzieliście o tym i żaden z was się temu nie sprzeciwił.
- Ale, o co tyle hałasu? Nikt, go nie głodził. To były tylko takie żarty - rzekł jeden z kowboi.
- Chłopak, jest trochę nierozgarnięty, ale musi nauczyć się walczyć o swoje. Życie to nie jest bajka – dodał drugi.
- Właśnie. Dorosłość bywa bolesna – wtrącił filozoficznie Ted.
- Bardzo odkrywcze. Akurat po tobie Ted, nie spodziewałem się takich złotych myśli.
- Cóż chcesz. Z upływem lat człowiek zyskuje na życiowej mądrości.
- W twoim przypadku jest wręcz przeciwnie – zauważył złośliwie Hoss.
- Dobra – Field zerwał się z krzesła – mów, o co ci chodzi?!
- A o to, że pozwoliliście, żeby Parker znęcał się nad Larrym.
- Chłopak jest dorosły. Powinien się bronić. Nam nic do tego! – krzyknął jeden z kowboi, a drugi dodał:
- Ma siedemnaście lat. Ja w jego wieku…
- Nie ma czternastu – przerwał mu Hoss. – To jeszcze dziecko! I, co? Nadal będziecie uważać, że nic się nie stało?
Odpowiedziała mu cisza. Mężczyźni, zupełnie zaskoczeni, zaniemówili. Wreszcie Ted cicho spytał:
- To prawda?
- A myślisz, że robię sobie żarty?
- Nie miałem pojęcia, że dodał sobie aż trzy lata. Prawda jest chudy, ale wysoki. Wyglądał na starszego. – Ted podrapał się po głowie. – No, dobra, głupio wyszło. Zawaliliśmy sprawę.
- Owszem.
- Co z nim zrobiłeś?
- Naprawdę cię to interesuje?
- Tak – przyznał cicho Ted.
- Od dziś będzie pod moją opieką.
- Kiedyś mówił mi, że jest sierotą.
- To prawda.
- Biedny chłopak.
- Już nie, bo znalazł przyjaciół.
- Hoss, masz rację, w stosunku do Larry’ego zachowaliśmy się okropnie, ale ta robota od świtu do zmierzchu w kurzu i upale pozbawia nas wyobraźni i jakichkolwiek uczuć. Jest mi naprawdę przykro… gdybym mógł jakoś mu pomóc… - głos Teda nieznacznie się załamał.
- To, co mówi Ted to święta racja – wtrącił jeden z kowboi.
- Nikt wam nie obiecywał, że będzie łatwo i przyjemnie. Wiem doskonale, jak ciężka to praca. Nie zwalnia to was jednak od wzajemnej troski i zainteresowania – odparł Hoss.
- Chyba nie każesz nam trzymać się za rączki? – zażartował Ted.
- Nie. Wystarczy, że będziecie się wzajemnie szanować.
- Tylko tyle?
- W zupełności wystarczy – rzekł Hoss. – I zapamiętajcie sobie: póki to ranczo należy do Cartwrightów nikt z zatrudnionych pracowników nie będzie głodował, ale też nikt nie ma prawa zabierać drugiemu jedzenia, bo to jedzenie daje wam Ponderosa. Czy to jasne?!
- Jasne, panie Cartwright! – krzyknęli wszyscy, jak jeden mąż.
- A teraz róbcie, co chcecie, ale pamiętajcie, że jutro rozpoczynacie pracę o piątej, ani minuty później.
- I lepiej weźcie sobie do serca, to, co powiedział pan Cartwright. W przeciwnym razie wasze dniówki będą o jedną czwartą mniejsze – dodał spokojnym głosem Candy.
- No, co ty, Canaday? Za jedną minutę taka kara? – kowboje patrzyli na niego zdziwieni.
- Chcecie się przekonać?
- Niekoniecznie – mruknęli jedni, drudzy zaś stwierdzili, że lepiej cicho siedzieć.
Tego wieczoru, światło lamp w baraku pracowniczym zgasło wyjątkowo wcześnie. Żaden z kowboi nie miał ochoty na wypad do Virginia City.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Śro 19:04, 06 Cze 2018, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6542
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 6:49, 06 Cze 2018 Temat postu: |
|
|
Bardzo ciekawy odcinek doskonale przedstawiłaś dobre serce Hossa
Więcej napiszę później, jak się dorwę do klawiatury
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|