|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8700
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 11:32, 24 Cze 2018 Temat postu: |
|
|
O, tak Aderato zrobiła się niespokojna i chodzą jej po głowie niedorzeczne pomysły
A jeśli chodzi o Ann, to faktycznie obecność synka dobrze na nią wpływa.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6520
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 11:50, 24 Cze 2018 Temat postu: |
|
|
Myślę, że matki często tak mają Jest dziecko, którym należy się zaopiekować i wszystkie inne się nieco tak... rozmywa
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8700
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 12:09, 30 Cze 2018 Temat postu: |
|
|
Lato w Ponderosie ma się ku końcowi. Aurora, tak jak poradził jej stryj Magnus przyjęła zaproszenie Bena. Wszyscy też w napięciu czekają na nowego członka rodziny oraz ślub Hossa i Edny.
Ten odcinek będzie nieco krótszy od poprzedniego, ale mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Lato w Ponderosie upływało niezwykle pracowicie. Adam z pomocą ojca i braci skończył wreszcie budowę domu i gdyby nie stan Ann to mogliby się już przeprowadzić do Silver Glover. Josh, szczęśliwy, jak nigdy dotąd, całe dnie spędzał u boku ojca. Wieczorem zaś składał matce rzetelne sprawozdanie z tego, co obaj robili. Oczywiście Ann bardzo żałowała, że nie może tego wszystkiego zobaczyć na własne oczy. Marzyła, żeby już urodzić i móc wraz z Adamem i dziećmi zamieszkać wreszcie w ich własnym domu.
Termin porodu zbliżał się wielkimi krokami. Ann z pomocą Aurory przygotowała dla dziecka całą masę ubranek. Wszystkie uprane i uprasowane czekały na maleństwo. W te przygotowania zaangażowała się nawet pani Logan i wyhaftowała dwie prześliczne czapeczki. Właściwie wszystko było już gotowe na powitanie nowego członka rodziny, któremu niestety zbytnio się nie śpieszyło z przybyciem na ten świat.
Tymczasem Ponderosa żyła przygotowaniami do ślubu Hossa i Edny. Ben nie posiadał się ze szczęścia. Jeszcze tak niedawno martwił się, że jego synowie nie potrafią ułożyć sobie życia. A tu proszę: Adam, mocno stąpający po ziemi stał się wspaniałym mężem i ojcem, a Hoss, ta tona dobroduszności, fruwał nieomal, że szczęścia. Widać było, że Edna zawładnęła nim bez reszty. Gdybyż jeszcze Joe przestał tak przejmować się sytuacją panny Muriel Braun i zajął się własnym życiem. Niestety jego najmłodszy syn zawsze był niezwykle uczuciowy i impulsywny. Teraz wmówił sobie, że to, co stało się z Muriel to w jakimś sensie jego wina, dlatego sumiennie, tydzień w tydzień odpowiadał na jej listy przychodzące z Italii. Ben wiązał duże nadzieje z wysłanym tam detektywem z Agencji Pinkertona.
Allan Pinkerton właściciel Agencji i dobry znajomy Magnusa, zapewnił, że jego agent dołoży wszelkich starań, aby w sposób niepozostawiający wątpliwości ustalić, czy faktycznie panna Braun jest osobą chorą, czy też jest to z jej strony mistyfikacja. Raporty o postępach w śledztwie przychodziły regularnie, a na początku września do Ponderosy przyjechał agent James McParlan*), który przedstawił stosowne dokumenty i ostatecznie potwierdził, że Muriel Braun jest osobą chorą psychicznie. Zapewnił też, że o jej powrocie do Ameryki nie może być mowy. Okazało się też, że Braunowie ze względu na Muriel postanowili osiąść na stałe we Włoszech. Zamieszkali w niewielkiej miejscowości Bellagio, leżącej nad jeziorem Como. Mieli nadzieję, że niepowtarzalny klimat włoskich Alp i fachowa opieka pozytywnie wpłyną na ich córkę. Prawda była jednak taka, że dziewczyna od momentu opuszczenia kraju żyła w oderwaniu od realnego świata. W Bellagio Muriel skierowała swe myśli ku religii i jak poinformował Cartwrightów agent McParlan, znalazła się pod ogromnym wpływem tamtejszych zakonnic, prowadzących ochronkę dla sierot i niechcianych dzieci. Ostatnio nawet zakomunikowała, że poczuła powołanie i zamierza wstąpić do zakonu, aby pomagać tym małym biedactwom. Ma to być forma zadośćuczynienia za to, jak postępowała w swym dotychczasowym życiu. Twierdziła też, że ogromną siłę dają jej listy od byłego narzeczonego, bez których dawno już by oszalała.
Trudno powiedzieć, żeby po tych rewelacjach Cartwrightowie odetchnęli z ulgą. Co prawda życie Małego Joe nie było w żaden sposób zagrożone, ale wszystko wskazywało, że korespondencja z panną Braun trwać będzie jeszcze bardzo długo. Relację agenta McParlana Joseph wysłuchał w kompletnym milczeniu, a następnie po prostu wyszedł z domu. Nie wziął konia. Chciał się przejść i zastanowić się nad swoją sytuacją. Skręcił tuż za stajnią w lewo i ruszył wąską ścieżką wprost przed siebie. Miał takie ulubione wzgórze, z którego rozciągał się widok na Ponderosę. Zawsze tam chodził, gdy chciał sobie coś przemyśleć, a niewątpliwie tego wymagały wieści przekazane przez McParlana. Cóż, jednego w tym wszystkim był pewien: Muriel Braun nie da mu nigdy o sobie zapomnieć. Szedł zamyślony, zupełnie nie zwracając uwagi na otoczenie. Dopiero wyraźny trzask łamanej gałązki zwrócił jego uwagę. Przystanął czujnie nasłuchując. Trzask powtórzył się. Joe gwałtownie się odwrócił, wyciągając jednocześnie rewolwer z kabury.
- Chyba nie strzelisz do mnie? – spytała stojąca przed nim dziewczyna.
- Auroro, co ty tu robisz? – spytał chowając broń. – Mogłem cię postrzelić. Nigdy więcej tak się nie skradaj.
- Nie skradałam się.
- A, co niby robiłaś? – fuknął rozzłoszczony Joe. – A w ogóle, dlaczego nie jesteś w domu?
- Słyszałam, co detektyw powiedział o twojej byłej narzeczonej.
- Podsłuchiwałaś?! – krzyknął.
- Nie. Właśnie miałam podać wam ciasteczka i wtedy McParlan powiedział o tych listach. A potem tak szybko wyszedłeś z domu. Pomyślałam, że może chciałbyś z kimś porozmawiać… z kimś, kto ma podobne doświadczenia, co ty.
- To źle pomyślałaś – odparł rozzłoszczony.
- Ty wciąż do niej piszesz, prawda? – spytała, niezrażona tonem mężczyzny.
- Tak, piszę i co z tego? – Joe wzruszył ramionami i nie zwracając uwagi na dziewczynę energicznie ruszył przed siebie.
- Joe, proszę, zaczekaj! – krzyknęła Aurora i pobiegła za nim. Po kilku krokach mężczyzna zatrzymał się i z wyrzutem w głosie spytał:
- Czego ty ode mnie chcesz?
- Tylko porozmawiać.
- Nie mamy, o czym.
- Wiem, co czujesz… - zaczęła Aurora.
- Doprawdy? – spojrzał na nią z irytacją. - Nie sądzę.
- A jednak.
- Posłuchaj, Auroro: jesteś gościem w Ponderosie i miło jest nam ciebie gościć. Nie znaczy to jednak, że możesz na wszystko sobie pozwalać.
- Joe, ale ja przecież…
- Nie ma żadnego „przecież”. Nie życzę sobie, żebyś wtrącała się w moje sprawy. Czy to jasne?
- Tak – odparła cicho i spuściła głowę.
- I nie myśl sobie, że swoje problemy rozwiążesz interesując się moimi sprawami.
- Nie sądziłam, że możesz być taki niemiły – Aurora spojrzała na Josepha ze smutkiem. – Przez pierwsze dwa tygodnie mojego tu pobytu byłeś inny. Dużo rozmawialiśmy i wydawało mi się, że dobrze się rozumiemy. Potem, nie wiem, dlaczego wszystko się zmieniło, a ty zachowujesz w stosunku do mnie dystans. Czy coś zrobiłam nie tak, a może czymś cię obraziłam?
- Ani jedno, ani drugie.
- To, dlaczego tak dziwnie się zachowujesz?
- Jak, ty nic nie rozumiesz - rzekł znużonym głosem Joe.
- Głupia, naiwna dziewczyna, tak? – zakpiła. – Masz rację, nic nie rozumiem. Wiem tylko jedno: wy, mężczyźni potraficie zadawać ból i jesteście w tym mistrzami.
Usta jej drżały, gdy to mówiła. Czy naprawdę, aż tak się pomyliła? Łzy zakręciły się jej w oczach. Rzuciła się do ucieczki. Nie chciała, żeby widział, jak bardzo ją dotknął. Wydawało jej się, że Joe jest inny. Traktował ją, jak kobietę, a nie dziecko, za które wciąż ją miał stryj Magnus. Czas, od poznania Josepha w San Francisco, aż do wyjazdu stryjostwa był naprawdę piękny. I mimo, że Joe, podobnie jak wszyscy na ranczo, był zapracowany, zawsze znalazł dla niej czas. W jego towarzystwie naprawdę czuła się dobrze. Coraz częściej się uśmiechała, a obraz byłego narzeczonego, coraz rzadziej pojawiał się w jej myślach. To Josephowi zawdzięczała, zrozumienie faktu, że na Tuckerze świat się nie kończy. I nagle, czy to za sprawą miejsca, czy ludzi, którzy ją otaczali, pojęła, że może zakochać się jeszcze raz. Najwidoczniej jednak źle odczytała sygnały wysyłane przez Josepha. Był tylko miły, tak, jak miłym jest się dla gościa. On ją lubił, ale nie chciał.
Biegła coraz szybciej. Byle dalej od niego. Nie słyszała, jak za nią wołał. Łzy przesłoniły jej wszystko. Gdyby tak mogła zapaść się pod ziemię. Co jest w niej takiego, że nawet Joseph Cartwright, sam tak mocno doświadczony, odpychał ją i lekceważył? Czy naprawdę jej przeznaczeniem było cierpieć i nigdy nie zaznać miłości? Załkała, ale nie przestała biec. Czuła krople deszczu na twarzy. Gdzieś w oddali słychać było pomruk nadciągającej burzy. Potknęła się o wystający korzeń. Rozrywający ból przeszył jej prawą kostkę. Próbowała jeszcze złapać równowagę, ale ziemia usunęła się jej spod stóp. Krzyknęła. Zaczęła zsuwać się po stromym stoku wzgórza. Pomyślała, że to już koniec. Nie chciała tak odchodzić, a mimo to bezwolnie poddała się losowi.
_____________________________________________________________
*) James McParlan – jeden z najsławniejszych agentów Pinkertona. W latach 70. XIX w. Franklin B. Gowen, wtedy prezes kolei Philadelphia and Reading Railroad, wynajął agencję w celu inwigilacji związków zawodowych działających w kopalniach należących do Gowena. Jeden z agentów James McParlan zinfiltrował tajną organizację Molly Maguires, posługując się pseudonimem James McKenna, i doprowadził do jej upadku. Incydent ten stał się inspiracją dla Arthura Conana Doyle’a, który wykorzystał go w ostatniej powieści o przygodach Sherlocka Holmesa – „Dolina trwogi” (1915). Agenci Pinkertona byli wynajmowani w celu tropienia banitów i przestępców grasujących na Dzikim Zachodzie, takich jak m.in.: Jesse James, bracia Reno oraz gang „Wild Bunch” (do którego należeli: Butch Cassidy i Sundance Kid). – za Wikipedią.
Dla potrzeb opowiadania, założyłam, że Allan Pinkerton, mógł wysłać swojego agenta do Włoch, po tym, jak doprowadził on organizację Molly Maguires do upadku. Mogło to być posunięcie chroniące agenta, lub forma nagrody.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 22:00, 30 Cze 2018 Temat postu: |
|
|
Bardzo smakowity fragment Jutro skomentuję.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6520
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 22:54, 30 Cze 2018 Temat postu: |
|
|
Też uważam, że fragment bardzo smakowity i pobudzający apetyt
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 23:00, 30 Cze 2018 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Adam z pomocą ojca i braci skończył wreszcie budowę domu i gdyby nie stan Ann to mogliby się już przeprowadzić do Silver Glover. Josh, szczęśliwy, jak nigdy dotąd, całe dnie spędzał u boku ojca. Wieczorem zaś składał matce rzetelne sprawozdanie z tego, co obaj robili. Oczywiście Ann bardzo żałowała, że nie może tego wszystkiego zobaczyć na własne oczy. Marzyła, żeby już urodzić i móc wraz z Adamem i dziećmi zamieszkać wreszcie w ich własnym domu. |
Myślę, że Ben ich nie puści, zwłaszcza gdy na świecie pojawi się urocze, kolejne wnuczę Będzie zdeterminowany.
Cytat: | Ann z pomocą Aurory przygotowała dla dziecka całą masę ubranek. Wszystkie uprane i uprasowane czekały na maleństwo. W te przygotowania zaangażowała się nawet pani Logan i wyhaftowała dwie prześliczne czapeczki. Właściwie wszystko było już gotowe na powitanie nowego członka rodziny, któremu niestety zbytnio się nie śpieszyło z przybyciem na ten świat. |
Wszyscy niecierpliwie czekają, a ono sobie bimba!
Cytat: | Gdybyż jeszcze Joe przestał tak przejmować się sytuacją panny Muriel Braun i zajął się własnym życiem. Niestety jego najmłodszy syn zawsze był niezwykle uczuciowy i impulsywny. Teraz wmówił sobie, że to, co stało się z Muriel to w jakimś sensie jego wina, dlatego sumiennie, tydzień w tydzień odpowiadał na jej listy przychodzące z Italii. Ben wiązał duże nadzieje z wysłanym tam detektywem z Agencji Pinkertona. |
A Joe uparty niczym muł! Koniecznie chce pomóc Muriel. Czyżby mu nie przeszło? nie wierzę, że to wyrzuty sumienia ... li i jedynie
Cytat: | W Bellagio Muriel skierowała swe myśli ku religii i jak poinformował Cartwrightów agent McParlan, znalazła się pod ogromnym wpływem tamtejszych zakonnic, prowadzących ochronkę dla sierot i niechcianych dzieci. Ostatnio nawet zakomunikowała, że poczuła powołanie i zamierza wstąpić do zakonu, aby pomagać tym małym biedactwom. Ma to być forma zadośćuczynienia za to, jak postępowała w swym dotychczasowym życiu. Twierdziła też, że ogromną siłę dają jej listy od byłego narzeczonego, bez których dawno już by oszalała. |
Jakoś trudno mi uwierzyć, żeby listy od Joe miały aż tak zbawienne działanie. Ona coś knuje!
Cytat: | Zawsze tam chodził, gdy chciał sobie coś przemyśleć, a niewątpliwie tego wymagały wieści przekazane przez McParlana. Cóż, jednego w tym wszystkim był pewien: Muriel Braun nie da mu nigdy o sobie zapomnieć. |
To również jest forma zemsty
Cytat: | - Auroro, co ty tu robisz? – spytał chowając broń. – Mogłem cię postrzelić. Nigdy więcej tak się nie skradaj.
- Nie skradałam się.
- A, co niby robiłaś? – fuknął rozzłoszczony Joe. – A w ogóle, dlaczego nie jesteś w domu?
- Słyszałam, co detektyw powiedział o twojej byłej narzeczonej.
- Podsłuchiwałaś?! – krzyknął. |
Aurora i Joe? Dobrze brzmi. Oboje doświadczeni przez los, po zawodach miłosnych. Mają szansę od losu na nową miłość
Cytat: | Pomyślałam, że może chciałbyś z kimś porozmawiać… z kimś, kto ma podobne doświadczenia, co ty.
- To źle pomyślałaś – odparł rozzłoszczony.
- Ty wciąż do niej piszesz, prawda? – spytała, niezrażona tonem mężczyzny.
- Tak, piszę i co z tego? – Joe wzruszył ramionami i nie zwracając uwagi na dziewczynę energicznie ruszył przed siebie. |
Aurora może zbyt obcesowo podeszła do tematu ... z mężczyzną trzeba bardziej dyplomatycznie
Cytat: | - Czego ty ode mnie chcesz?
- Tylko porozmawiać.
- Nie mamy, o czym.
- Wiem, co czujesz… - zaczęła Aurora.
- Doprawdy? – spojrzał na nią z irytacją. - Nie sądzę.
- A jednak.
- Posłuchaj, Auroro: jesteś gościem w Ponderosie i miło jest nam ciebie gościć. Nie znaczy to jednak, że możesz na wszystko sobie pozwalać. |
Joe niepotrzebnie tak nerwowo reaguje. Mógłby być łagodniejszy ... o grzeczności nie wspomnę
Cytat: | - Joe, ale ja przecież…
- Nie ma żadnego „przecież”. Nie życzę sobie, żebyś wtrącała się w moje sprawy. Czy to jasne?
- Tak – odparła cicho i spuściła głowę.
- I nie myśl sobie, że swoje problemy rozwiążesz interesując się moimi sprawami.
- Nie sądziłam, że możesz być taki niemiły – Aurora spojrzała na Josepha ze smutkiem. – |
Ja również nie sądziłam
Cytat: | Przez pierwsze dwa tygodnie mojego tu pobytu byłeś inny. Dużo rozmawialiśmy i wydawało mi się, że dobrze się rozumiemy. Potem, nie wiem, dlaczego wszystko się zmieniło, a ty zachowujesz w stosunku do mnie dystans. Czy coś zrobiłam nie tak, a może czymś cię obraziłam?
- Ani jedno, ani drugie.
- To, dlaczego tak dziwnie się zachowujesz?
- Jak, ty nic nie rozumiesz - rzekł znużonym głosem Joe.
- Głupia, naiwna dziewczyna, tak? – zakpiła. – Masz rację, nic nie rozumiem. Wiem tylko jedno: wy, mężczyźni potraficie zadawać ból i jesteście w tym mistrzami. |
Ona ma rację! Joe dał powody, aby mogła uważać go za przyjaciela
Cytat: | Usta jej drżały, gdy to mówiła. Czy naprawdę, aż tak się pomyliła? Łzy zakręciły się jej w oczach. Rzuciła się do ucieczki. Nie chciała, żeby widział, jak bardzo ją dotknął. Wydawało jej się, że Joe jest inny. Traktował ją, jak kobietę, a nie dziecko, za które wciąż ją miał stryj Magnus. Czas, od poznania Josepha w San Francisco, aż do wyjazdu stryjostwa był naprawdę piękny. I mimo, że Joe, podobnie jak wszyscy na ranczo, był zapracowany, zawsze znalazł dla niej czas. W jego towarzystwie naprawdę czuła się dobrze. Coraz częściej się uśmiechała, a obraz byłego narzeczonego, coraz rzadziej pojawiał się w jej myślach. To Josephowi zawdzięczała, zrozumienie faktu, że na Tuckerze świat się nie kończy. I nagle, czy to za sprawą miejsca, czy ludzi, którzy ją otaczali, pojęła, że może zakochać się jeszcze raz. |
Nie wiem, czy Joe orientuje się jak wielką przykrość jej sprawił? Wyrzuty sumienia powinny go przyprawić o bezsenność
Cytat: | Najwidoczniej jednak źle odczytała sygnały wysyłane przez Josepha. Był tylko miły, tak, jak miłym jest się dla gościa. On ją lubił, ale nie chciał.
Biegła coraz szybciej. Byle dalej od niego. Nie słyszała, jak za nią wołał. Łzy przesłoniły jej wszystko. Gdyby tak mogła zapaść się pod ziemię. Co jest w niej takiego, że nawet Joseph Cartwright, sam tak mocno doświadczony, odpychał ją i lekceważył? Czy naprawdę jej przeznaczeniem było cierpieć i nigdy nie zaznać miłości? |
Biedna dziewczyna Mam ochotę sprawić Joe porządne lanie
Cytat: | Potknęła się o wystający korzeń. Rozrywający ból przeszył jej prawą kostkę. Próbowała jeszcze złapać równowagę, ale ziemia usunęła się jej spod stóp. Krzyknęła. Zaczęła zsuwać się po stromym stoku wzgórza. Pomyślała, że to już koniec. Nie chciała tak odchodzić, a mimo to bezwolnie poddała się losowi. |
Jeszcze do tego coś sobie uszkodziła. Oby przeżyła ... a Joe zasłużył na duże bęcki
Jak wspomniałam w poprzednim poscie, bardzo smakowity kawałek. Wprawdzie dziecię jeszcze nie zawitało do Ponderosy (bocian zawrócił, czy co?) ale poruszonych jest kilka ciekawych wątków. Ślub Hossa, tego wcielenia dobroci i wątek Aurory ... której cierpienie zaczęło przechodzić i ... znów została zraniona. Przez mężczyznę! No i Ann, Ben, Josh i Adam. To oczekiwanie na kolejne dziecko, budowa nowego domu itd ... Podejrzewam, że Ben ich tak łatwo nie wypuści. Będzie szukał pretekstów, żeby nadal z nim mieszkali. Nie wiem, co mu przyjdzie do głowy, ale senior pomysłowym człowiekiem był Całość bardzo fajna i sugerująca dalszy rozwój akcji. Wszak nie można Aurory pozostawić w takim stanie. No i Joe - albo się opamięta i przeprosi, albo ... bęcki! Kiedy kontynuacja? Kiedy? 
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8700
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 15:19, 01 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
Ewelino, dziękuję za komentarz. Wiesz, myślałam żeby wyeliminować Aurorę. Joe wtedy miałby nie tylko bęcki. Magnus starłby go na pył. Postanowiłam jednak dać mu szansę. Może wreszcie wydorośleje
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 16:42, 01 Lip 2018, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6520
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 15:56, 01 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
Ja myślę, że Magnus może zetrzeć na pył Joe, nawet jeżeli Aurora wyjdzie z tego żywa i nieznacznie tylko poturbowana
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8700
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 16:44, 01 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
Obawiam się, że tak może być. Trzeba będzie jakoś pomóc Małemu Joe.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6520
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 17:22, 01 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
To chyba tylko Aurora może coś pomóc. Trzeba było być milszym...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8700
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 18:09, 01 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
Tylko nie wiem, czy będzie chciała. Muszę to przedyskutować z Aderato
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8700
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 8:10, 03 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
Joe wściekły sam na siebie ruszył za Aurorą. Nie chciał jej zranić, ale jeśli miał dotrzymać słowa danego Magnusowi, nie mógł postąpić inaczej. Wuj dziewczyny wyraźnie powiedział, co mu zrobi, jeśli spróbuje do niej się zbliżyć. Wtedy właśnie Joe zaręczył, że oprócz sympatii nic nie czuje do uroczej bratanicy Ramplinga. Tyle tylko, że obietnica sobie, a serce sobie. Joseph należał do tego rodzaju mężczyzn, którzy niezwykle szybko się zakochiwali i to za każdym razem na zabój, ostatecznie. Zresztą trudno byłoby się nie zakochać w ślicznej i delikatnej Aurorze. Nic, więc dziwnego, że niegrzeczność, której dopuścił się w stosunku do pięknej panny, przyprawiła go o prawdziwą wściekłość.
Biegł za nią chcąc jej wszystko wytłumaczyć i przeprosić. Nagle zobaczył, jak Aurora spada z urwiska. Przerażony krzyk dziewczyny podziałał na niego niczym smagnięcie batem. Z szybkością wyścigowego konia dopadł miejsca, w którym stok przechodził w urwisko. Położył się płasko na brzuchu i doczołgał do jego krawędzi. Pot zrosił mu czoło. Brakowało mu powietrza i ciężko oddychał. Dawny koszmar w postaci lęku wysokości dał o sobie znać. Przymknął na sekundę oczy. Wreszcie pokonując własną słabość spojrzał w dół. Nigdzie jednak nie dostrzegł Aurory. Rozsuwając szerzej nogi wychylił się głębiej nad przepaścią. I wtedy ją dostrzegł. Stała, na bardzo wąskiej półce skalnej z trudem mieszczącej jej stopy i kurczowo trzymała się zdrewniałego pnącza. Deszcz przybrał na sile i skalny gzyms, który ocalił życie dziewczyny robił się niebezpiecznie śliski. Joe musiał działać szybko i nie mógł sobie pozwolić na żaden błąd.
- Auroro? – zawołał. – Jesteś cała?
- Joe… – spojrzała niepewnie w górę.
- Jesteś cała? – powtórzył pytanie.
- Prawa noga bardzo mnie boli. Chyba ją skręciłam.
- Spokojnie, zaraz cię stamtąd wyciągnę.
- Joe, bardzo się boję – zaszlochała.
- Wiem, ale zaufaj mi. Nie pozwolę ci spaść. Słyszysz?!
- Tak.
- Nie płacz. Zaraz będzie po wszystkim, ale musisz mnie słuchać.
- Dobrze, ale jeśli chcesz zejść tu po mnie to na drugą osobę nie ma już miejsca.
- Rozumiem – odparł Joe jednocześnie w myślach gorączkowo szukając sposobu ocalenia Aurory. Nie miał przy sobie lassa. Zejście w dół było niemożliwe, a jeszcze deszcz zmienił się w prawdziwą ulewę. Spojrzał na dziewczynę. Mokra suknia oblepiała jej drżące ciało. Z każdą sekundą ocalenie Aurory stawało się coraz mniej prawdopodobne. Gdyby miał coś, co zastąpiłoby mu linę. Do licha, co ja mam robić? – pomyślał gorączkowo i nagle zaświtał mu pomysł. Przecież linę mogą zastąpić skórzane paski: jeden od spodni, drugi z bronią.
- Joe, jesteś tam?
- Jestem Auroro.
- Nie mam już sił – poskarżyła się.
- Daj mi jeszcze chwilę. Mam pomysł, tylko trzymaj się mocno. Słyszysz?!
- Słyszę, Joe.
- Nie bój się. Wszystko będzie dobrze – zapewnił, równocześnie zdejmując pasy. Od jednego z nich odpiął kaburę z bronią i położył ją na ziemi, a następnie przeciągnął go przez klamrę tworząc w ten sposób pętlę, w którą można było wsunąć dłoń. Następnie spiął go z drugim pasem tworząc w ten sposób coś w rodzaju prowizorycznej liny. Miał nadzieję, że jej długość będzie wystarczająca. Aurora była szczupła i niewiele ważyła, nie martwił się, więc, że tak połączone pasy nie wytrzymają jej ciężaru. Ponownie położył się na ziemi i podczołgał możliwie jak najbliżej krawędzi urwiska. Wychylił głowę i z niepokojem spojrzał na dziewczynę. Trzymała się ostatkiem sił.
- Auroro! – zawołał.
- Jesteś – stwierdziła z ulgą.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie: zaraz zrzucę ci pas na końcu, którego będzie pętla. Włożysz w nią prawą dłoń, zaciśniesz na nadgarstku, a potem mocno schwycisz pas nad pętlą. Rozumiesz?
- Tak.
- To teraz pochyl głowę i przyciśnij twarz do ściany. Uwaga, rzucam. – Wziął zamach i już miał słowa wprowadzić w czyn, gdy uświadomił sobie, że jeśli klamra uderzy dziewczynę to ta może stracić równowagę. Powiedział, więc spokojnym, donośnym głosem: - Auroro, nie będę rzucał. Spuszczę pas po ścianie. Wtedy będę miał pewność, że cię nie uderzę. Gdy znajdzie się na wysokości twojej głowy, schwyć go i zaciśnij na nadgarstku.
- Dobrze.
Joe tak, jak powiedział, powoli zaczął opuszczać pas. Na szczęście wszystko przebiegło bez problemów i już po chwili poczuł, jak pas napręża się. Z dołu usłyszał głos Aurory:
- Zrobiłam tak, jak kazałeś. I, co teraz?
- Teraz będziesz się wspinać – rzekł.
- Ale ja nie potrafię – odparła przerażona – nie dam rady.
- Dasz radę! – krzyknął. - Będę cię asekurował.
- Joe, boję się!
- Do licha, rusz się dziewczyno, bo za chwilę zrobi się zupełnie ciemno. Chcesz spędzić tu całą noc?!
- Nie chcę! – odkrzyknęła, a w jej głosie słychać było wszystko: strach, ból i… nadzieję.
- No, to w drogę!
I Aurora ruszyła w tę najważniejszą drogę decydującą o jej życiu. Stres na wielu działa paraliżująco. Jej dodał sił. Na szczęście nie miała lęku wysokości. Nie czuła też bólu kontuzjowanej nogi. Słysząc nad sobą dopingujący głos Josepha mozolnie pięła się w górę. Kilka drobnych kamieni uderzyło ją w ramię. Na moment przystanęła, żeby wyrównać oddech.
- W porządku? – dobiegł ją zaniepokojony głos Joseph’a.
- W jak najlepszym – odparła, widząc nad sobą brązową czuprynę mężczyzny. Po chwili znalazła się w jego ramionach. Z całych sił przywarła do niego. Poczuła jak mocno bije mu serce i rozpłakała się. Szlochała głośno i żałośnie, a on kołysał ją, jak małe dziecko. Nic nie mówił, bo słowa do niczego nie były potrzebne. Delikatnie dotknął palcami jej twarzy. Na prawym policzku widać było ślady otarcia. Pochylił głowę i musnął je ustami. Przez chwilę wpatrywał się w jej prześliczne, ogromne oczy. I już wiedział, że obietnica złożona Magnusowi była ponad jego siły. Ustami poszukał jej ust. Wpółotwarte, gotowe na jego pocałunki, poddały mu się bez sprzeciwu.
- Kocham cię – wyszeptał – kocham.
- Ja też ciebie kocham. Już w San Francisco...
- Wiem. Ja też – przerwał jej uśmiechając się ciepło.
- To, dlaczego byłeś dla mnie taki okropny?
- Wszystko ci wyjaśnię, ale później. Teraz musimy, jak najszybciej wrócić do domu, bo w przeciwnym razie rozchorujemy się. To, jak? Dasz radę iść?
- Spróbuję – odparła, a Joe pomógł jej stanąć na nogi. Zaraz jednak grymas bólu wykrzywił jej twarz. Zachwiała się. Joseph wziął ją na ręce i kręcąc głową powiedział:
- Nic z tego nie będzie. Musimy gdzieś przeczekać ulewę. Tu niedaleko jest stara chata trapera.
- Ta, w której straszy?
- Tak. A skąd o tym wiesz?
- Josh mi opowiedział.
- No, tak. Mogłem się domyślić – odparł Joe. – To, co ruszamy?
- Z tobą kochany, wszędzie – rzekła i ufnie złożyła głowę na jego ramieniu. Te słowa rozczuliły Joseph’a do łez. Dobrze, że padał deszcz. Przynajmniej nie widziała jego wzruszenia.
Sposób z pasami sprawdziłam, czym wzbudziłam zdziwienie i zainteresowanie rodziny. Takie połączenie jest możliwe
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 13:06, 03 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Nie chciał jej zranić, ale jeśli miał dotrzymać słowa danego Magnusowi, nie mógł postąpić inaczej. Wuj dziewczyny wyraźnie powiedział, co mu zrobi, jeśli spróbuje do niej się zbliżyć. Wtedy właśnie Joe zaręczył, że oprócz sympatii nic nie czuje do uroczej bratanicy Ramplinga. Tyle tylko, że obietnica sobie, a serce sobie. Joseph należał do tego rodzaju mężczyzn, którzy niezwykle szybko się zakochiwali i to za każdym razem na zabój, ostatecznie. |
Istotnie, to była dominująca cecha Joe
Cytat: | Nic, więc dziwnego, że niegrzeczność, której dopuścił się w stosunku do pięknej panny, przyprawiła go o prawdziwą wściekłość.
Biegł za nią chcąc jej wszystko wytłumaczyć i przeprosić. |
Nie chciał podpaść wujowi Aurory i zrobił przykrość dziewczynie. Na szczęście zorientował się, że nie tędy droga i pobiegł za nią. Słusznie!
Cytat: | Nagle zobaczył, jak Aurora spada z urwiska. Przerażony krzyk dziewczyny podziałał na niego niczym smagnięcie batem. Z szybkością wyścigowego konia dopadł miejsca, w którym stok przechodził w urwisko. Położył się płasko na brzuchu i doczołgał do jego krawędzi. |
Porównanie biegu Joe do biegu konia wyścigowego wywołało u mnie uczucie radości. Bardzo dużej radości Do tego ten szeroki uśmiech
Cytat: | Dawny koszmar w postaci lęku wysokości dał o sobie znać. Przymknął na sekundę oczy. Wreszcie pokonując własną słabość spojrzał w dół. Nigdzie jednak nie dostrzegł Aurory. Rozsuwając szerzej nogi wychylił się głębiej nad przepaścią. I wtedy ją dostrzegł. Stała, na bardzo wąskiej półce skalnej z trudem mieszczącej jej stopy i kurczowo trzymała się zdrewniałego pnącza. |
Jak bardzo żal mi Joe. Dawny koszmar powrócił Mam jednak nadzieję, że jakoś uratuje Aurorę
Cytat: | - Spokojnie, zaraz cię stamtąd wyciągnę.
- Joe, bardzo się boję – zaszlochała.
- Wiem, ale zaufaj mi. Nie pozwolę ci spaść. Słyszysz?!
- Tak.
- Nie płacz. Zaraz będzie po wszystkim, ale musisz mnie słuchać. |
Grunt to zaufanie. Ciekawe, czy przestała płakać?
Cytat: | Nie miał przy sobie lassa. Zejście w dół było niemożliwe, a jeszcze deszcz zmienił się w prawdziwą ulewę. Spojrzał na dziewczynę. Mokra suknia oblepiała jej drżące ciało. Z każdą sekundą ocalenie Aurory stawało się coraz mniej prawdopodobne. Gdyby miał coś, co zastąpiłoby mu linę. Do licha, co ja mam robić? – pomyślał gorączkowo i nagle zaświtał mu pomysł. Przecież linę mogą zastąpić skórzane paski: jeden od spodni, drugi z bronią. |
Albo Aurora króciutko spadała, albo Joe przytył i znacznie zwiększył obwód pasa
Cytat: | Wychylił głowę i z niepokojem spojrzał na dziewczynę. Trzymała się ostatkiem sił.
- Auroro! – zawołał.
- Jesteś – stwierdziła z ulgą.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie: zaraz zrzucę ci pas na końcu, którego będzie pętla. Włożysz w nią prawą dłoń, zaciśniesz na nadgarstku, a potem mocno schwycisz pas nad pętlą. Rozumiesz? |
Akcja ratunkowa przebiega nader sprawnie
Cytat: | Z dołu usłyszał głos Aurory:
- Zrobiłam tak, jak kazałeś. I, co teraz?
- Teraz będziesz się wspinać – rzekł.
- Ale ja nie potrafię – odparła przerażona – nie dam rady.
- Dasz radę! – krzyknął. - Będę cię asekurował.
- Joe, boję się!
- Do licha, rusz się dziewczyno, bo za chwilę zrobi się zupełnie ciemno. Chcesz spędzić tu całą noc?! |
Joe ma zupełnie dobre pomysły
Cytat: | Stres na wielu działa paraliżująco. Jej dodał sił. Na szczęście nie miała lęku wysokości. Nie czuła też bólu kontuzjowanej nogi. Słysząc nad sobą dopingujący głos Josepha mozolnie pięła się w górę. Kilka drobnych kamieni uderzyło ją w ramię. |
Trzeba przyznać, że Aurora jest bardzo dzielną dziewczyną
Cytat: | Po chwili znalazła się w jego ramionach. Z całych sił przywarła do niego. Poczuła jak mocno bije mu serce i rozpłakała się. Szlochała głośno i żałośnie, a on kołysał ją, jak małe dziecko. Nic nie mówił, bo słowa do niczego nie były potrzebne. Delikatnie dotknął palcami jej twarzy. Na prawym policzku widać było ślady otarcia. Pochylił głowę i musnął je ustami. Przez chwilę wpatrywał się w jej prześliczne, ogromne oczy. I już wiedział, że obietnica złożona Magnusowi była ponad jego siły. Ustami poszukał jej ust. Wpółotwarte, gotowe na jego pocałunki, poddały mu się bez sprzeciwu. |
I po obietnicy. Będą bęcki od Magnusa Joe zna tylko jeden sposób na uspokojenie kobiety
Cytat: | - Kocham cię – wyszeptał – kocham.
- Ja też ciebie kocham. Już w San Francisco...
- Wiem. Ja też – przerwał jej uśmiechając się ciepło. |
Oboje się pokochali. Prawie w tej samej chwili ... to piękne
Cytat: | Musimy gdzieś przeczekać ulewę. Tu niedaleko jest stara chata trapera.
- Ta, w której straszy?
- Tak. A skąd o tym wiesz?
- Josh mi opowiedział.
- No, tak. Mogłem się domyślić – odparł Joe. – To, co ruszamy?
- Z tobą kochany, wszędzie – rzekła i ufnie złożyła głowę na jego ramieniu. Te słowa rozczuliły Joseph’a do łez. Dobrze, że padał deszcz. Przynajmniej nie widziała jego wzruszenia. |
Ciekawe jak długo będzie padał deszcz? Jeśli do rana, to Joe ma u Magnusa coś więcej niż bęcki No chyba, że Aurora zdąży go uratować
Bardzo dobry fragment, z akcją, romantyczną rozmową. Rozwiązały się miłosne problemy Aurory i Joe'go, ale ... co na to Magnus? Tu jest kolejny problem: albo się ucieszy, że Aurora przestała się martwić, albo zdenerwuje na Joe. Ciekawe jak autorka poprowadzi ten wątek? Bardzo ciekawe, a Joe wykazał się refleksem i bystrością umysłu. Kto by się spodziewał? Widać chłopina dojrzewa, dojrzewa i ... dojrzał. Ciekawa jestem, kiedy pojawi się dalszy ciąg? Kiedy? 
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8700
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 0:24, 04 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
Ewelino, cieszę się, że ten fragment ci się spodobał i dziękuję za sympatyczny komentarz.
Co, do spadania Aurory to faktycznie dziewczyna długo nie leciała. Ona raczej się zsuwała i miała szczęście, bo pod stopami wyczuła skalną półkę. Założyłam, że 31-letni Joe był nieco tłuściejszy w ponderosie. Dwa złączone pasy plus przedłużenie w postaci ramienia Joe wystarczyło
Pytałaś kiedy ciąg dalszy? Już wklejam.
Było już dobrze po północy, a w salonie domu w Ponderosie wciąż paliło się światło. Ben oparty o rant kominka z niedowierzaniem spoglądał na najmłodszego syna. Właściwie nie powinien być zaskoczony rewelacją, jaką mu przyniósł jego beniaminek. Już dawno, bowiem przestał się dziwić pomysłom Joseph’a.
- Joe, chcesz ożenić się z Aurorą? – spytał zmęczonym głosem.
- Tak, tato.
- Jesteś tego pewien?
- W zupełności.
- Magnus się wścieknie. Wiesz, jak bardzo zależy mu na bratanicy. Zawiodłeś jego zaufanie. Złamałeś daną mu obietnicę.
- Złożyłem ją wbrew sobie – odparł Joe. - Tato, zrozum, ja ją kocham.
- Dopiero, co cierpiałeś z powodu Muriel, a już nowa miłość? – Ben usiadł w fotelu. - Ile ty masz lat, Joe? Wybacz synu, ale czas już wydorośleć. To, co uchodzi dwudziestolatkowi jest niewybaczalne u dorosłego, trzydziestojednoletniego mężczyzny. A poza tym Aurora, to młodziutka dziewczyna. Ma dziewiętnaście lat. Sama nie wie, czego chce.
- Uważasz, że jestem niedojrzały, a Aurora zbyt młoda?
- Odpowiedz sobie sam – rzekł poirytowany Ben. Na moment zapadła cisza. Joe siedział na sofie trzymając swoim zwyczajem nogi na stole. Złożone dłonie przycisnął do ust i przyglądał się ojcu. Uśmiechnąwszy się spokojnym i pewnym siebie głosem powiedział:
- Tato, myślisz, że nie zastanawiałem się nad tym? Zdaję sobie sprawę, że jestem starszy od Aurory, ale to przecież żadna sensacja. Ty też byłeś sporo starszy od mamy, gdy…
- To nie ma nic do rzeczy – przerwał mu Ben. – I zdejmij nogi ze stołu.
- Czyżby? – spytał Joe, zupełnie ignorując polecenie ojca. - Chcę się wreszcie ustatkować, ożenić... ożenić z Aurorą, bo ją kocham, a ona kocha mnie. Czy to takie straszne?
- Nie. W samej idei małżeństwa nie ma nic strasznego. I cieszyłby się twoim szczęściem, gdyby nie pewne obawy.
- Jakie znowu obawy? – westchnął Joe.
- Oboje jesteście po przejściach. Oboje zostaliście skrzywdzeni przez ludzi, których kochaliście. A, co jeśli to nie jest miłość? Jak będzie wyglądało wasze życie? Zastanowiłeś się nad tym?
- To jest miłość.
- Doprawdy? A jeżeli się mylisz?
- Nie mylę się! Kocham ją! Dlaczego nie możesz tego zrozumieć i zaakceptować?!
- Po pierwsze nie podnoś głosu, po drugie dużo jestem w stanie zrozumieć, a po trzecie byłbym najszczęśliwszym z ludzi gdyby to wasze uczucie było prawdziwe. Synu, wczoraj oboje z Aurorą przeszliście bardzo dużo. W obliczu zagrożenia życia ludzie reagują w różny sposób i podejmują decyzje, których w normalnych warunkach by nie podjęli.
- Nasze uczucie jest prawdziwe. Bardziej już być nie może – rzekł Joe, a w jego głosie pobrzmiewało swego rodzaju zadowolenie.
- Czekaj… - Ben utkwił w synu badawczy wzrok – czy wy… czy między wami…
- Tak, tato. W chacie starego trapera wszystko sobie wyjaśniliśmy i nie tylko.
- Już dobrze. Oszczędź mi szczegółów – odparł pośpiesznie Ben. – Ale, jak mogłeś! Czy tak trudno opanować żądzę?!
- Przy Aurorze to raczej niemożliwe – zażartował.
- Joe to nie pora na dowcipkowanie. Teraz to Magnus się wścieknie! Wiesz, co on ci zrobi?!
- Wiem. Mówił mi. Zetrze mnie w pył.
- A nas razem z tobą – westchnął ciężko Ben.
- Tato, dlaczego szukasz problemu tam gdzie go nie ma. Oświadczyłem się Aurorze, zostałem przyjęty, żenię się i nikt ani nic nie stanie mi na przeszkodzie. Koniec, kropka.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to myślę, że powinniście pośpieszyć się z tym ślubem. Jeśli Magnus dowie się, że między wami doszło do czegoś więcej niż trzymanie się za ręce, to naprawdę wpadnie w szał. A wtedy nie chciałbym być w twojej skórze. I zdejmij wreszcie te nogi ze stołu.
Joe tym razem posłuchał polecenia ojca i uśmiechnąwszy się powiedział:
- Tato, wiem, co robię, a Magnusa jakoś uspokoję i przekonam do siebie.
- To może być trudne – nagle od strony kuchni doszedł ich głos Adama.
- Skąd tu się wziąłeś? – Joe gwałtownie obrócił się w fotelu.
- Nie mogłem spać, a poza tym mieszkam tu. Nie pamiętasz? – odparł z sarkazmem Adam.
- Dobra, oszczędź sobie tych swojej gadki.
- Chłopcy, chłopcy uspokójcie się – rzekł pojednawczo Ben.
- Czy coś mnie ominęło? – spytał schodzący po schodach Hoss.
- Ty też? – spytał z wyrzutem Joe.
- Co ja „też”? – Hoss stanął jak wryty na środku salonu.
- Musisz tłuc się po nocy.
- Pić mi się zachciało. To chyba nie przestępstwo. – Odparł Hoss i zwracając się do ojca spytał: – tato, co go ugryzło?
- Dobre pytanie – stwierdził Adam.
- Wasz brat postanowił się ożenić – oznajmił z przekąsem Ben.
- A to teraz rozumiem skąd pomysł uspokajania Magnusa – rzekł Adam. – Szybko ci poszło, Joe.
- Nie szybciej niż tobie – odciął się Joseph.
- Punkt dla ciebie. – Zaśmiał się Adam i wyciągając do brata dłoń rzekł: – przyjmij szczere gratulacje. Aurora to wspaniała dziewczyna. Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi.
- Joe, braciszku, naprawdę chcesz się ożenić? – poczciwa twarz Hoss wyrażała prawdziwe zdumienie.
- Pozazdrościłem tobie – odparł Joe i spoglądając na swoją rodzinę rzekł z powagą: tak, żenię się i gdyby to było możliwe zrobiłbym to natychmiast.
- Ależ cię przypiliło – zaśmiał się Hoss. – Za tydzień ślub Edny i mój. Moglibyśmy razem…
- To miłe Hoss, ale nie zamierzam tak długo czekać.
- Oszalałeś? – spytał Adam.
- Nie. Pojutrze wracają Ramplingowie. Porozmawiam z Magnusem i myślę, że najdalej za cztery dni Aurora zostanie moją żoną.
- Tak szybko? – zdziwił się Hoss. – A suknia panny młodej, przyjęcie, goście? Kobiety to lubią.
- Aurora, podobnie, jak ja nie chce tego całego weselnego rozgardiaszu. Wystarczy, że będzie pastor i rodzina.
- Tato, i co ty na to? – Hoss spoglądał to na ojca to na młodszego brata.
- Właśnie, co ty na to? – spytał Adam, stając u boku Hossa.
- A, co ja mogę? Wasz brat już postanowił – odparł Ben.
- To w takim razie napijmy się za zdrowie młodej pary – zaproponował Adam.
- Świetny pomysł – przytaknął Ben. – Nie wiem, jak wam, ale mnie przyda się szklaneczka czegoś mocniejszego.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Śro 10:28, 04 Lip 2018, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 19:24, 04 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Ben oparty o rant kominka z niedowierzaniem spoglądał na najmłodszego syna. Właściwie nie powinien być zaskoczony rewelacją, jaką mu przyniósł jego beniaminek. Już dawno, bowiem przestał się dziwić pomysłom Joseph’a. |
Ben powinien się przyzwyczaić do pomysłów Małego Joe
Cytat: | Złamałeś daną mu obietnicę.
- Złożyłem ją wbrew sobie – odparł Joe. - Tato, zrozum, ja ją kocham.
- Dopiero, co cierpiałeś z powodu Muriel, a już nowa miłość? – Ben usiadł w fotelu. - Ile ty masz lat, Joe? Wybacz synu, ale czas już wydorośleć. To, co uchodzi dwudziestolatkowi jest niewybaczalne u dorosłego, trzydziestojednoletniego mężczyzny. A poza tym Aurora, to młodziutka dziewczyna. Ma dziewiętnaście lat. Sama nie wie, czego chce. |
Przecież Joe za każdym razem jest absolutnie pewien, że to jest ta jedna, jedyna
Cytat: | - Uważasz, że jestem niedojrzały, a Aurora zbyt młoda?
- Odpowiedz sobie sam – rzekł poirytowany Ben. Na moment zapadła cisza. Joe siedział na sofie trzymając swoim zwyczajem nogi na stole. Złożone dłonie przycisnął do ust i przyglądał się ojcu. Uśmiechnąwszy się spokojnym i pewnym siebie głosem powiedział:
- Tato, myślisz, że nie zastanawiałem się nad tym? Zdaję sobie sprawę, że jestem starszy od Aurory, ale to przecież żadna sensacja. Ty też byłeś sporo starszy od mamy, gdy…
- To nie ma nic do rzeczy – przerwał mu Ben. – I zdejmij nogi ze stołu. |
E! Tam ... Dojrzały Joe, to już nie Joe Jest starszy od Aurory, ale jeśli to jej nie przeszkadza, to Benowi też nie powinno wadzić Jak zwykle Junior trzyma nóżki tam, gdzie nie powinien ich trzymać
Cytat: | - Oboje jesteście po przejściach. Oboje zostaliście skrzywdzeni przez ludzi, których kochaliście. A, co jeśli to nie jest miłość? Jak będzie wyglądało wasze życie? Zastanowiłeś się nad tym?
- To jest miłość. |
Joe wie lepiej! Za każdym razem to jest miłość. Ben przecież tyle razy to przerabiał
Cytat: | - Nie mylę się! Kocham ją! Dlaczego nie możesz tego zrozumieć i zaakceptować?!
- Po pierwsze nie podnoś głosu, po drugie dużo jestem w stanie zrozumieć, a po trzecie byłbym najszczęśliwszym z ludzi gdyby to wasze uczucie było prawdziwe. Synu, wczoraj oboje z Aurorą przeszliście bardzo dużo. W obliczu zagrożenia życia ludzie reagują w różny sposób i podejmują decyzje, których w normalnych warunkach by nie podjęli. |
A Ben swoje ... czy pamięta, żeby Joe choć raz go posłuchał
Cytat: | - Nasze uczucie jest prawdziwe. Bardziej już być nie może – rzekł Joe, a w jego głosie pobrzmiewało swego rodzaju zadowolenie.
- Czekaj… - Ben utkwił w synu badawczy wzrok – czy wy… czy między wami…
- Tak, tato. W chacie starego trapera wszystko sobie wyjaśniliśmy i nie tylko. |
Joe ostro pojechał po bandzie! Wychodzi na to, że i omówili i przypieczętowali
Cytat: | - Już dobrze. Oszczędź mi szczegółów – odparł pośpiesznie Ben. – Ale, jak mogłeś! Czy tak trudno opanować żądzę?!
- Przy Aurorze to raczej niemożliwe – zażartował. |
Tak, Joe jest bardzo zakochany
Cytat: | Teraz to Magnus się wścieknie! Wiesz, co on ci zrobi?!
- Wiem. Mówił mi. Zetrze mnie w pył.
- A nas razem z tobą – westchnął ciężko Ben.
- Tato, dlaczego szukasz problemu tam gdzie go nie ma. Oświadczyłem się Aurorze, zostałem przyjęty, żenię się i nikt ani nic nie stanie mi na przeszkodzie. Koniec, kropka |
Ben powinien się zdecydować! Albo obawia się o stałość uczuć Joe ... i Aurory, albo boi się Magnusa
Cytat: | ... myślę, że powinniście pośpieszyć się z tym ślubem. Jeśli Magnus dowie się, że między wami doszło do czegoś więcej niż trzymanie się za ręce, to naprawdę wpadnie w szał. A wtedy nie chciałbym być w twojej skórze. I zdejmij wreszcie te nogi ze stołu. |
Przecież Joe właśnie tego pragnie! Ślubu z Aurorą
Cytat: | - Tato, wiem, co robię, a Magnusa jakoś uspokoję i przekonam do siebie.
- To może być trudne – nagle od strony kuchni doszedł ich głos Adama.
- Skąd tu się wziąłeś? – Joe gwałtownie obrócił się w fotelu.
- Nie mogłem spać, a poza tym mieszkam tu. Nie pamiętasz? – odparł z sarkazmem Adam. |
I tu wkracza starszy brat ze swoim charakterystycznym, sarkastycznym poczuciem humoru.
Cytat: | - Czy coś mnie ominęło? – spytał schodzący po schodach Hoss.
- Ty też? – spytał z wyrzutem Joe.
- Co ja „też”? – Hoss stanął jak wryty na środku salonu.
- Musisz tłuc się po nocy.
- Pić mi się zachciało. To chyba nie przestępstwo. – Odparł Hoss i zwracając się do ojca spytał: – tato, co go ugryzło? |
Hoss również się zameldował, czyli komplet męskiej części Cartwrightów obraduje
Cytat: | - Wasz brat postanowił się ożenić – oznajmił z przekąsem Ben.
- A to teraz rozumiem skąd pomysł uspokajania Magnusa – rzekł Adam. – Szybko ci poszło, Joe.
- Nie szybciej niż tobie – odciął się Joseph.
- Punkt dla ciebie. – Zaśmiał się Adam i wyciągając do brata dłoń rzekł: – przyjmij szczere gratulacje. Aurora to wspaniała dziewczyna. Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi. |
Właśnie, dopiero Adam stwierdził, że Aurora to bardzo dobry wybór. Pasikonik ma szczęście Znalazł skarb!
Cytat: | - Joe, braciszku, naprawdę chcesz się ożenić? – poczciwa twarz Hoss wyrażała prawdziwe zdumienie.
- Pozazdrościłem tobie – odparł Joe i spoglądając na swoją rodzinę rzekł z powagą: tak, żenię się i gdyby to było możliwe zrobiłbym to natychmiast. |
Ja się nie dziwię, że Hoss się zdziwił. Chłopcy niby rwali się do ołtarza, ale przez tyle lat jakoś do niego nie docierali
Cytat: | - Ależ cię przypiliło – zaśmiał się Hoss. – Za tydzień ślub Edny i mój. Moglibyśmy razem…
- To miłe Hoss, ale nie zamierzam tak długo czekać.
- Oszalałeś? – spytał Adam.
- Nie. Pojutrze wracają Ramplingowie. Porozmawiam z Magnusem i myślę, że najdalej za cztery dni Aurora zostanie moją żoną. |
Ale wziął tempo!
Cytat: | - Tato, i co ty na to? – Hoss spoglądał to na ojca to na młodszego brata.
- Właśnie, co ty na to? – spytał Adam, stając u boku Hossa.
- A, co ja mogę? Wasz brat już postanowił – odparł Ben.
- To w takim razie napijmy się za zdrowie młodej pary – zaproponował Adam.
- Świetny pomysł – przytaknął Ben. – Nie wiem, jak wam, ale mnie przyda się szklaneczka czegoś mocniejszego. |
Ben rozkłada ręce, chyba w przypadku Joe jest bezradny. W przypadku pozostałych synów również. Toast za zdrowie młodej pary jest idealnym wyjściem
Super odcinek Joe bardzo bonanzowy, lekkomyślny, zakochany, lekceważący przeciwieństwa, istny rodzinny beniaminek, może trochę infantylny i zbyt pewny siebie, ale taki był w serialu. Ben z kolei przypomina Kasandrę biadającą nad losem rodaków i tak samo jego głos dociera do jego synów. Adam i Hoss również trzymają schemat bonanzowy. Sarkastyczny i serdeczny dla brata, Hoss pełen dobrych chęci i ... zdziwiony. No i świetny jest też lęk Bena przed Magnusem, choć być może Ben bardziej się boi wstydu i zarzutu, że jego syn zachował się niehonorowo. Całość bardzo dobra, interesująca, momentami zabawna. Kiedy dalszy ciąg? 
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 23:23, 04 Lip 2018, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|