Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Po drugiej stronie strachu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 62, 63, 64 ... 69, 70, 71  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8699
Przeczytał: 4 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:27, 04 Lip 2018    Temat postu:

Ewelino bardzo dziękuję za ciekawy i przemiły komentarz. Joe faktycznie poszedł na całość. Czy to z jego strony jest prawdziwa miłość, czy oczarowanie to okaże się wkrótce. Z Joe, jak to z Joe nigdy nic nie wiadomo, a kolejny odcinek postaram się wkleić jutro wieczorem. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6519
Przeczytał: 6 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 23:29, 06 Lip 2018    Temat postu:

Joe rzeczywiście postąpił impulsywnie, instynktownie i bardzo emocjonalnie. Tak jak można było się po nim spodziewać. Grunt by Aurora była szczęśliwa - bo to, że Joe ma niezwykłe szczęście, to już zostało zauważone przez Adama Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8699
Przeczytał: 4 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 15:15, 09 Lip 2018    Temat postu:

Rzeczywiście Joe ma dużo szczęścia Wesoly


Miesiąc później

- Nie wierzę – szepnęła Aurora wtuliwszy się w ramiona świeżo poślubionego małżonka. – Myślałam, że stryjaszek będzie się sprzeciwiał naszemu ślubowi. Przez cały ten miesiąc bałam się, że coś wymyśli, żebyśmy tylko nie mogli być razem. Tak naprawdę to dopiero wczoraj w kościele, gdy pastor dawał nam ślub odetchnęłam z ulgą.
- Ja też poczułem ulgę. Co tu ukrywać, Magnus był wściekły – odparł Joe, głaszcząc nagie ramię żony, a potem je całując. Pod wpływem tej pieszczoty Aurora zaśmiała się cichutko i przekręciwszy się na bok powiedziała:
- A ja nie odniosłam takiego wrażenia. Gdy ze mną rozmawiał był raczej zatroskany może trochę smutny.
- Zdziwiłbym się, gdyby zaczął na ciebie krzyczeć. Jesteś jego oczkiem w głowie. On dla ciebie gotów jest zrobić wszystko.
- Nie przesadzaj, a oczkiem w głowie mojego stryja jest ktoś zupełnie inny – zauważyła niewinnie Aurora. – Widziałeś jak spogląda na Emily?
- Jak? Normalnie – Joe wzruszył ramionami – jak mąż na żonę.
- Jak bardzo, bardzo zakochany mąż.
- To znaczy patrzy tak jak ja na ciebie – stwierdził Joe i słowa te przypieczętował pocałunkiem.
- Owszem – odparła Aurora - ale oprócz tego stryj ma ważny powód.
- Powiesz mi, jaki? – zamruczał chowając twarz w jej włosach.
- Może - zachichotała.
- A powiesz mi, o czym rozmawiał z tobą tuż przed naszym ślubem?
- Jesteś bardzo ciekawski mój mężu. – Aurora przytuliła się do Joseph’a.
- Zrozum, do ostatniej chwili bałem się, że twój stryj cofnie daną nam zgodę – mocno objął ja ramieniem.
- Niepotrzebnie się martwiłeś. To było coś innego i wiązało się z tym powodem, o którym ci wspomniałam – odparła z tajemniczą miną.
- O, nie. Jeśli myślisz, że taka odpowiedź mi wystarczy to się bardzo mylisz. Mów!
- Nie – pokręciła przecząco głową, a w jej oczach pojawiły się wesołe iskierki.
- Powiedz – Joe zwróciwszy się w jej stronę oparł się na łokciu i zrobił srogą minę.
- Nie - zaśmiała się Aurora wyraźnie przekomarzając się z nim.
- Sprzeciwiasz się mężowi?
- A, co nie powinnam? – spytała robiąc niewinną minkę.
- Przysięgałaś mi posłuszeństwo.
- Doprawdy?
- Auroro…
- No, dobrze – zaśmiała się - skoro przysięgałam, to powiem ci, ale pod jednym warunkiem.
- Przyjmuję w ciemno – zapewnił Joe.
- Na razie nie wolno ci o tym nikomu mówić. Stryjaszek boi się zapeszyć, dlatego musisz mi obiecać, że nikomu o tym nie powiesz.
- Ale, o czym?
- Obiecaj.
- Obiecuję.
- Bo widzisz, wszystko wskazuje na to, że stryjaszek zostanie ojcem.
- Co?! – Joe aż usiadł z wrażenia. – A to stary lis!
- Nie mów tak o moim stryju!
- Przepraszam, kochanie. Teraz rozumiem, dlaczego w gruncie rzeczy okazał się dla nas taki łagodny. Ale czekaj, przecież Emily nie jest już taka młoda – rzekł Joe, skubiąc brodę.
- To też nie było taktowne – Aurora z wyrzutem spojrzała na męża.
- Wybacz, ale tak zastanawiam się czy to możliwe?
- Emily ma czterdzieści dwa lata. Zdarza się, że kobiety w takim wieku rodzą dzieci. Pani Logan mi o tym mówiła.
- Pani Mary Logan? – Joe przyciągnął Aurorę do siebie, głęboko zaglądając jej w oczy. – Rozmawiałaś z nią? A o czym?
- O różnych, kobiecych sprawach.
- To interesujące.
- Owszem, ale nic więcej ci nie powiem. Kobiety też mają swoje tajemnice.
- Skoro tak, to trudno – westchnął. – Ale błogosławionym stanem Emily to mnie zaskoczyłaś.
- Tylko na razie nikomu nic nie mów. Stryjaszek prosił o dyskrecję.
- Dobrze, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że Emily nie powiedziała o dziecku Ann – Joe z powątpiewaniem pokręcił głową. - No, ale w kontekście tego rozumiem, dlaczego już dzisiaj wyjechali.
- Po prostu chcieli, jak najszybciej znaleźć się w domu.
- Czyli jednak pojechali do San Francisco?
- Na razie tak. Niby wszystko z Emily jest w porządku, ale stryjaszek uznał, że tam będzie miała najlepszą opiekę lekarską.
- To zrozumiałe – Joe skinął głową. – W takim razie, chyba już nie pojadą do St.Helena.
- Tego nie wiem. Wszystko będzie zależało od samopoczucia Emily.
- Jasne. Bardzo się cieszę, że spotkało ich takie szczęście – rzekł Joe i zamilkł.
- Joe? – Aurora niepewnie spojrzała na męża.
- Tak, kochanie?
- Chciałam cię o coś zapytać – rzekła nieśmiało.
- Pytaj – uśmiechnął się zachęcająco.
- Czy zastanawiałeś się już nad propozycją stryja?
- Owszem, ale uważam, że decyzję o tym gdzie zamieszkamy powinniśmy podjąć wspólnie.
- Naprawdę interesuje ciebie, co mam w tej sprawie do powiedzenia? – spytała Aurora.
- Nie rozumiem pytania. Jesteśmy małżeństwem i to naturalne, że chcę usłyszeć zdanie mojej żony. Nasz dom możemy zbudować tu w Ponderosie, ale równie dobrze tak, jak zaproponował twój stryj, w Kalifornii. Napa i Sonoma to bardzo ciekawe miejsca, tylko jest jeden problem: nie mam bladego pojęcia o uprawie winorośli.
- Podobnie, jak ja, ale nie martw się, już stryjaszek nauczyłby nas wszystkiego. Wiesz przecież, że winnice to jego pasja – odparła mrugając do męża.
- To znaczy, że wybrałaś słoneczną Kalifornię.
- Mylisz się. Chciałabym zostać tu w Ponderosie.
- Naprawdę? – Joe wpatrywał się w żonę z niekłamanym wzruszeniem.
- Naprawdę. Wiem, jak bardzo kochasz Ponderosę i jak bardzo jesteś związany z ojcem i braćmi. Nie chcę cię tego pozbawiać. Aż takiego poświęcenia z Twojej strony nie wymagam. Joe, jeżeli faktycznie chcesz znać moje zdanie, to pragnę zamieszkać z tobą właśnie tu. I tu urodzić nasze dzieci. Bo wiesz, Joe - spojrzała na niego zaróżowiona z emocji – bardzo chcę mieć już dziecko, a ty?
- Pragnę dokładnie tego samego – odparł pochylając się nad żoną i składając na jej ustach długi, zmysłowy pocałunek. Dreszcz pożądania przeszył ciało Aurory i nie była w stanie powstrzymać cichego jęku, gdy jego wargi dotykały jej szyi, a potem zeszły niżej i jeszcze niżej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 10:20, 10 Lip 2018    Temat postu:

Cytat:
– Myślałam, że stryjaszek będzie się sprzeciwiał naszemu ślubowi. Przez cały ten miesiąc bałam się, że coś wymyśli, żebyśmy tylko nie mogli być razem. Tak naprawdę to dopiero wczoraj w kościele, gdy pastor dawał nam ślub odetchnęłam z ulgą.
- Ja też poczułem ulgę. Co tu ukrywać, Magnus był wściekły – odparł Joe,

Emocji im nie brakowało ... i ta niepewność, aż do chwili ślubu
Cytat:
- Zrozum, do ostatniej chwili bałem się, że twój stryj cofnie daną nam zgodę – mocno objął ja ramieniem.
- Niepotrzebnie się martwiłeś. To było coś innego i wiązało się z tym powodem, o którym ci wspomniałam – odparła z tajemniczą miną.
- O, nie. Jeśli myślisz, że taka odpowiedź mi wystarczy to się bardzo mylisz. Mów!
- Nie – pokręciła przecząco głową, a w jej oczach pojawiły się wesołe iskierki.

Fajnie się przekomarzająale bez złośliwości i z uczuciemJak to zakochani.
Cytat:
- Bo widzisz, wszystko wskazuje na to, że stryjaszek zostanie ojcem.
- Co?! – Joe aż usiadł z wrażenia. – A to stary lis!
- Nie mów tak o moim stryju!

A to się Magnus postarał!
Cytat:
- Pani Mary Logan? – Joe przyciągnął Aurorę do siebie, głęboko zaglądając jej w oczy. – Rozmawiałaś z nią? A o czym?
- O różnych, kobiecych sprawach.
- To interesujące.
- Owszem, ale nic więcej ci nie powiem. Kobiety też mają swoje tajemnice.

Ciekawe, jakie to sprawy? Czyżby Aurora też coś ukrywała?
Cytat:
No, ale w kontekście tego rozumiem, dlaczego już dzisiaj wyjechali.
- Po prostu chcieli, jak najszybciej znaleźć się w domu.
- Czyli jednak pojechali do San Francisco?
- Na razie tak. Niby wszystko z Emily jest w porządku, ale stryjaszek uznał, że tam będzie miała najlepszą opiekę lekarską.

Jasne. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej i lekarze blisko
Cytat:
- Czy zastanawiałeś się już nad propozycją stryja?
- Owszem, ale uważam, że decyzję o tym gdzie zamieszkamy powinniśmy podjąć wspólnie.
- Naprawdę interesuje ciebie, co mam w tej sprawie do powiedzenia? – spytała Aurora.
- Nie rozumiem pytania. Jesteśmy małżeństwem i to naturalne, że chcę usłyszeć zdanie mojej żony. Nasz dom możemy zbudować tu w Ponderosie, ale równie dobrze tak, jak zaproponował twój stryj, w Kalifornii.

No proszę! Pasikonik liczy się ze zdaniem kobiety! I bardzo dobrze. Aurora to rozsądna i mądra dziewczyna
Cytat:
Napa i Sonoma to bardzo ciekawe miejsca, tylko jest jeden problem: nie mam bladego pojęcia o uprawie winorośli.
- Podobnie, jak ja, ale nie martw się, już stryjaszek nauczyłby nas wszystkiego. Wiesz przecież, że winnice to jego pasja – odparła mrugając do męża.
- To znaczy, że wybrałaś słoneczną Kalifornię.
- Mylisz się. Chciałabym zostać tu w Ponderosie.

A tego to się nie spodziewałam. To bardzo ładnie z jej strony
Cytat:
Joe, jeżeli faktycznie chcesz znać moje zdanie, to pragnę zamieszkać z tobą właśnie tu. I tu urodzić nasze dzieci. Bo wiesz, Joe - spojrzała na niego zaróżowiona z emocji – bardzo chcę mieć już dziecko, a ty?
- Pragnę dokładnie tego samego – odparł pochylając się nad żoną...

Mam nadzieję, że to pragnienie niedługo się spełni i Ponderosa przywita młode pasikoniki

Fragment właściwie bez akcji, ale za to wypełniony ciekawą rozmową, liryczną, pełną miłości i ... z nowiną o dziecku Emily i Magnusa. Joe zakochany, kolejny raz, ale tym razem pewnie to już ta właściwa miłość. Oby im się powiodło, bo Aurora jest bardzo sympatyczna. Joe jak widać bardzo liczy się z jej zdaniem. To bardzo dobrze wróży ich związkowi. Ktoś musi Pasikonika poprowadzić przez życie i przypilnować, żeby już nie robił głupstw. Rozumiem, że korespondencja z byłą narzeczoną została zakończona. I dobrze. Bardzo źle wpływała na samopoczucie Joe, a czy pomagała dziewczynie? Podejrzewam, że niewiele.
Bardzo mi się podobało i czekam na dalszy ciąg. Niecierpliwie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8699
Przeczytał: 4 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 12:52, 10 Lip 2018    Temat postu:

Ewelino, bardzo dziękuję za komentarz. Kolejny odcinek będzie jeszcze taki spokojniejszy, ale ostatecznie zamykający wątek Joe i Aurory. Pomyślałam, że dobrze byłoby poznać stanowisko Magnusa w sprawie ślubu jego bratanicy z Joe.
I tak po zjedzeniu porządnej porcji czekoladek młodzi zasnęli w swych objęciach. Jednak Joe, chyba z racji wieku Mruga budzi się, nie może już zasnąć i wspomina...


Świtało, gdy Josepha przebudził nagle jakiś hałas. Mężczyzna przez chwilę nasłuchiwał, ale hałas nie powtórzył się tylko lekki wiatr poruszał firanką. Spojrzał na Aurorę śpiącą błogim snem i uśmiechnął się. Mógł tak bez końca przyglądać się swojej młodziutkiej żonie. Wciąż jeszcze nie mógł uwierzyć, że są już małżeństwem. Początkowo nic nie zapowiadało tak szczęśliwego obrotu sprawy. Gdy Ramplingowie wracając z podróży poślubnej przyjechali po Aurorę do Ponderosy, wszystkiego mogli się spodziewać, ale nie oświadczyn Josepha. Magnus najpierw oniemiał, a potem zrobił się czerwony na twarzy. Wyraźnie miał ochotę rozszarpać Cartwrighta, jednak czując dłoń Emily na swoim ramieniu z trudem opanował wybuch gniewu. Spojrzeniem, niewróżącym nic dobrego zmierzył Joseph’a i rzekł:
- Zaufałem ci, a ty złamałeś dane mi słowo. Jesteś zwykłym, podłym oszustem. Jak mogłem być tak ślepy?! I do tego jeszcze sam zachęcałem Aurorę do pozostania w Ponderosie. A ty nędzny gadzie to wykorzystałeś!
- Stryjaszku spokojnie. To nie jest tak, jak myślisz - Aurora próbowała uspokoić Ramplinga.
- Z tobą nie rozmawiam, moja panno tylko z tym zdrajcą – tu Rampling wyciągnął oskarżycielski palec w kierunku Joseph’a – który wkradł się w twoje łaski i omotał cię, a może nawet wykorzystał! Ale jeśli tak by miało być, to jak mi Bóg świadkiem, zabiję!
- Magnusie nie unoś się – Emily wciąż stała u boku męża i z przejęciem obserwowała rozwój sytuacji podobnie, jak zupełnie oniemiały Ben. Aurora, która nigdy dotąd nie widziała tak wściekłego stryja nie mogła uwierzyć w to, czego była świadkiem. Czerwona na twarzy, dumnie uniosła głowę i łamiącym się ze zdenerwowania głosem powiedziała:
- Joseph jest dobrym, porządnym człowiekiem. Proszę cię stryjaszku, nie mów tak o moim narzeczonym.
- On twoim narzeczonym?! Zapomnij!
- Ja go kocham!!! – krzyknęła.
- Nie podnoś głosu Auroro, a to kochanie przejdzie ci szybciej niż ci się zdaje.
Dziewczyna bliska płaczu chciała coś powiedzieć, ale Joe ją uprzedził.
- Auroro, pozwól, że sam porozmawiam z twoim stryjem – powiedział uśmiechając się do niej czule. Ben, który do tej pory był jedynie biernym obserwatorem uznając, że Magnus i Joe powinni pewne kwestie wyjaśnić sobie w cztery oczy, zaproponował Emily i Aurorze spacer. Panie przystały na to, ale Magnus gwałtownie temu się sprzeciwił. Spoglądając z troską na żonę rzekł:
- To nie jest dobry pomysł. Emily ostatnio źle się czuła. Jest zmęczona i powinna odpocząć. To my wyjdziemy i porozmawiamy – a zwróciwszy się do Joseph’a zastrzegł: – o ile wystarczy mi cierpliwości.
- Jak sobie życzysz – Joe skinął głową i ruszył do drzwi. Rampling miał iść w jego ślady leczy Emily złapała go za rękę mówiąc:
- Magnusie, proszę nie denerwuj się.
- Jestem spokojny – odparł przez zaciśnięte zęby.
- Właśnie widzę – szepnęła Emily. – Obiecaj mi, że najpierw go wysłuchasz.
- Jak skazańca przed egzekucją – mruknął Rampling.
- Kochany, proszę.
- Dobrze, wysłucham go i spróbuję zapanować nad sobą – odparł cicho Magnus, całując żonę w policzek.
Rampling i Joseph w milczeniu przeszli przez podwórze, kierując się w stronę małego padoku, gdzie kilka koni, w tym Beauty i Lucky leniwie skubało sobie trawę. Magnus ciężko oparł się dłońmi o ogrodzenie i patrząc na konie z ledwo powstrzymywanym gniewem rzekł:
- Miałem cię za człowieka honoru, a ty złamałeś dane mi słowo. Powinienem ci skręcić kark.
- Za co? Za to, że kocham Aurorę, a ona kocha mnie.
- Powiedziałeś, że nic do niej nie czujesz i obiecałeś ją chronić, jak prawdziwy przyjaciel. Tymczasem rozkochałeś ją, jak ten łajdak Tucker.
- Nie porównuj mnie z nim. Nie jestem taki jak on – rzekł Joe. Powtarzam jeszcze raz, kocham twoją bratanicę. Pokochałem ją jeszcze w San Francisco. Jest taka śliczna, delikatna i bezbronna. Oboje zostaliśmy skrzywdzeni przez ludzi, o których myśleliśmy, że są tymi jedynymi. Być może to nas zbliżyło. Jednak mnie ujęła przede wszystkim jej dobroć i niezaprzeczalny wdzięk. Chcę jej wynagrodzić całe zło, jakie uczynił jej Tucker. Chcę dać jej wszystko.
- Wszystko? – zakpił Rampling – To bardzo dużo. Czyżbyś był aż takim bogaczem?
- Nie, ale moja żona nie będzie cierpieć głodu, jeśli o to ci chodzi.
- To akurat wiem. Nurtuje mnie coś innego. Powiedziałeś, że oboje jesteście po przejściach i to miało was zbliżyć. Nie uważasz, że fundament, na którym chcecie zbudować rodzinę jest bardzo wątły? Twoje argumenty mnie nie przekonują. Poza tym mam wątpliwości, co do prawdziwości waszych uczuć. Twoich w szczególności.
- A to niby, dlaczego? – spytał zaczepnie Joe.
- Doszły mnie słuchy, że szybko się zakochujesz i równie szybko odkochujesz.
- Kto tak powiedział? – Joseph’owi z gniewu pociemniało w oczach.
- Czy to ważne?
- Dla mnie ważne – Joe podniósł głos. – Chcę poznać tego oszczercę.
- Wiesz, co? W pewnym sensie nawet ciebie rozumiem. Jesteś mężczyzną i byłoby dziwne, gdybyś żył w celibacie, ale radzę ci, wybierz sobie inną pannę. Obiecałem mojemu bratu na łożu śmierci, że nikt nie skrzywdzi Aurory i słowa zamierzam dotrzymać. Tylko raz uległem jej kaprysowi i zobacz, czym to się skończyło.
- Kaprysowi?
- A jak nazwiesz ten jej związek z Tuckerem? Uwierzyłem mu, zaufałem tak jak tobie, powiem więcej: byłem pewny, że Tucker to dobry wybór i, że Aurora będzie z nim szczęśliwa. A potem on podeptał serce młodziutkiej, zakochanej w nim dziewczyny.
- Powtarzam, ja nie jestem Tuckerem.
- A ja nie dam wam zgody na ślub. Nie wierzę w tę waszą miłość, która trafiła was jak grom z jasnego nieba. Do licha Cartwright, nie jesteś jakimś młokosem. Człowiek nie zakochuje się od pierwszego wejrzenia, a od drugiego nie bierze ślubu.
- Doprawdy? A ty i Emily? Też szybko wzięliście ślub.
- Zupełnie nietrafiony przykład. Oświadczyłem się Emily po półrocznej znajomości. A wy ile się znacie? Nie ma nawet dwóch miesięcy i ty twierdzisz, że między wami jest głębokie uczucie? Toż to farsa!
- Nie zgadzam się z tobą – powiedział Joe, czując, że pomału traci cierpliwość.
- Takie twoje prawo – Magnus wzruszył ramionami. – To, co bierzesz za miłość to zwykła fascynacja, chęć wypełnienia pustki, sprawdzenia się, czy jeszcze działasz na kobiety. Nie, Cartwright, nie zgodzę się na ten ślub. Muszę mieć stuprocentową pewność, że mężczyzna, któremu oddam Aurorę jest jej wart.
- Uważasz, że nie jestem godny twojej bratanicy? – spytał Joe. – Na szczęście ona nie jest twoją córką i tak naprawdę nie musi ciebie słuchać.
- Teoretycznie Aurora mogłaby nie pytając mnie o zgodę wyjść za ciebie i to nawet za cztery dni, tak jak sobie wymyśliłeś, ale ona tego nie zrobi. A wiesz, dlaczego? Bo w przeciwieństwie do ciebie potrafi dotrzymywać słowa. Ona również, tak jak ja, złożyła umierającemu przysięgę. I to ja w zastępstwie jej nieżyjącego ojca sprawuję nad nią opiekę. Aurora ma dziewiętnaście lat. Wystarczająco, żeby wyjść za mąż, ale za mało, żeby właściwie ocenić potencjalnego małżonka – odparł Magnus śledząc wzrokiem brykającego Lucky’ego. – Piękny – rzekł. – Kiedyś będzie z niego wspaniały ogier.
- Mam przez to rozumieć, że to koniec naszej rozmowy?
- Owszem. Dobrze rozumiesz. I powiem ci coś jeszcze: gdyby nie ślub twojego brata jeszcze dziś zabrałbym stąd Aurorę.
- Ale, ja nigdzie nie zamierzam wyjeżdżać, stryjaszku – łagodny głos Aurory zaskoczył obu mężczyzn.
- Wybacz, Kwiatuszku, ale to nie podlega dyskusji – odparł Rampling. – Auroro nie chcę być niemiły, ale nie mamy, o czym rozmawiać. Podjąłem już decyzję i nie zamierzam jej zmieniać.
- Stryjaszku jest jednak coś, o czym powinieneś wiedzieć – dziewczyna wzięła Magnusa pod ramię i spojrzawszy na Josepha rzekła: - Joe, czy mógłbyś zostawić nas samych?
Na wspomnienie tamtego dnia Joe uśmiechnął się i spoglądając na śpiącą żonę przypomniał sobie ten moment, w którym właściwie stracił nadzieję na porozumienie z jej stryjem. Był wówczas przekonany, że nie pozostaje mu nic innego, jak zabrać Aurorę gdzieś daleko i nie licząc się ze zdaniem jej rodziny po prostu z nią się ożenić. Jednak wszystko zmieniło się po rozmowie dziewczyny z Magnusem. Jakich argumentów użyła, pozostało jej tajemnicą. W każdym razie stosunek Ramplinga do Joseph’a uległ na tyle zmianie, że już nie sprzeciwiał się ich małżeństwu. Postawił jednak warunki: po pierwsze ślub miał się odbyć nie wcześniej niż za miesiąc, bowiem jego bratanica zasługiwała na prawdziwy ślub, a nie taki brany naprędce, po drugie to on, jako najbliższy krewny Aurory miał sfinansować wesele oraz podróż poślubną młodych i po trzecie Joe musiał przysiąc, że co drugie święta Bożego Narodzenia będą spędzać u niego w St.Helena.
Wielkie przygotowania do drugiego ślubu w rodzinie Cartwrightów rozpoczęły się zaraz po zaślubinach Hossa i Edny. Obie rodziny z równym zapałem przystąpiły do planowania uroczystości. Do czasu ślubu Aurora miała przebywać w domu stryja, co dla wszystkich było oczywiste z wyjątkiem Joseph’a coraz bardziej zakochanego i coraz bardziej niecierpliwego. Ten jego stan był powodem mnóstwa żartów, w których, co dziwne, prym wiódł Hoss, dumny małżonek Edny. W Ponderosie Ramplingowie mieli pojawić się na dwa dni przed zaślubinami.
Miesiąc wyznaczony przez Ramplinga minął bardzo szybko. Ślub Joseph’a i Aurory odbył się w kościele w Virginia City. Panna młoda wyglądała olśniewająco. Jej suknię ślubną, pod bacznym okiem Emily w iście ekspresowym tempie, zaprojektowała i uszyła Emmę Jones. Do ołtarza niezwykle wzruszoną Aurorę poprowadził oczywiście stryj. A potem były serdeczne życzenia, huczne wesele i tańce do białego rana.
Joe przymknął powieki. Był wreszcie szczęśliwy. Szczęśliwy i spokojny. Poczuł, jak ogarnia go senność i wtedy usłyszał gwałtowne pukanie do drzwi. Co u licha? – mruknął pod nosem i szybko wstał z łóżka. Gdy zakładał szlafrok pukanie powtórzyło się. Odruchowo spojrzał na wciąż śpiącą Aurorę, a potem cicho tak żeby jej nie obudzić, otworzył drzwi. W progu stał zdenerwowany Ben.
- Joe, Ann zaczęła rodzić. Jedź po doktora Martina.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Wto 22:34, 10 Lip 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:06, 10 Lip 2018    Temat postu:

Kończy się trzęsieniem ziemi Very Happy
Jutro wstawię komentarz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:47, 12 Lip 2018    Temat postu:

Cytat:
Gdy Ramplingowie wracając z podróży poślubnej przyjechali po Aurorę do Ponderosy, wszystkiego mogli się spodziewać, ale nie oświadczyn Josepha. Magnus najpierw oniemiał, a potem zrobił się czerwony na twarzy. Wyraźnie miał ochotę rozszarpać Cartwrighta,

Czyżby Magnus opierał swoją opinię o Joe na plotkach? Może starszy pan wstąpi do Towarzystwa Ochrony Kobiet przed Joe C.
Cytat:
- On twoim narzeczonym?! Zapomnij!
- Ja go kocham!!! – krzyknęła.
- Nie podnoś głosu Auroro, a to kochanie przejdzie ci szybciej niż ci się zdaje.

Miłość ma przeminąć od cichej mowy? Oj! Chyba Magnusowi coś się pomyliło
Cytat:
- Magnusie, proszę nie denerwuj się.
- Jestem spokojny – odparł przez zaciśnięte zęby.
- Właśnie widzę – szepnęła Emily. – Obiecaj mi, że najpierw go wysłuchasz.
- Jak skazańca przed egzekucją – mruknął Rampling.

Magnus jest zdeterminowany i ma określone zamiary wobec Joe
Cytat:
- Miałem cię za człowieka honoru, a ty złamałeś dane mi słowo. Powinienem ci skręcić kark.

Bardzo konkretne zamiary
Cytat:
Powtarzam jeszcze raz, kocham twoją bratanicę. Pokochałem ją jeszcze w San Francisco. Jest taka śliczna, delikatna i bezbronna. Oboje zostaliśmy skrzywdzeni przez ludzi, o których myśleliśmy, że są tymi jedynymi. Być może to nas zbliżyło. Jednak mnie ujęła przede wszystkim jej dobroć i niezaprzeczalny wdzięk. Chcę jej wynagrodzić całe zło, jakie uczynił jej Tucker. Chcę dać jej wszystko.

Joe się broni, wysuwa argumentyale czy przekona Ramplinga?
Cytat:
Powiedziałeś, że oboje jesteście po przejściach i to miało was zbliżyć. Nie uważasz, że fundament, na którym chcecie zbudować rodzinę jest bardzo wątły? Twoje argumenty mnie nie przekonują. Poza tym mam wątpliwości, co do prawdziwości waszych uczuć. Twoich w szczególności.
- A to niby, dlaczego? – spytał zaczepnie Joe.
- Doszły mnie słuchy, że szybko się zakochujesz i równie szybko odkochujesz.

Istotnie, sam fakt, że oboje cierpieli z podobnych powodów to za mało, żeby na nim oprzeć decyzję o ślubieNo i te plotki o Joe ...
Cytat:
W pewnym sensie nawet ciebie rozumiem. Jesteś mężczyzną i byłoby dziwne, gdybyś żył w celibacie, ale radzę ci, wybierz sobie inną pannę. Obiecałem mojemu bratu na łożu śmierci, że nikt nie skrzywdzi Aurory i słowa zamierzam dotrzymać. Tylko raz uległem jej kaprysowi i zobacz, czym to się skończyło.

Hm! celibat i Joe ... To się wyklucza
Cytat:
Do licha Cartwright, nie jesteś jakimś młokosem. Człowiek nie zakochuje się od pierwszego wejrzenia, a od drugiego nie bierze ślubu.
- Doprawdy? A ty i Emily? Też szybko wzięliście ślub.
- Zupełnie nietrafiony przykład. Oświadczyłem się Emily po półrocznej znajomości. A wy ile się znacie? Nie ma nawet dwóch miesięcy i ty twierdzisz, że między wami jest głębokie uczucie? Toż to farsa!

Każdy z nich inaczej odczytuje zdarzenia - dla jednego dwa miesiące to za mało, dla drugiego w sam raz
Cytat:
To, co bierzesz za miłość to zwykła fascynacja, chęć wypełnienia pustki, sprawdzenia się, czy jeszcze działasz na kobiety. Nie, Cartwright, nie zgodzę się na ten ślub. Muszę mieć stuprocentową pewność, że mężczyzna, któremu oddam Aurorę jest jej wart.

Jako opiekun Aurory ma do tego prawo
Cytat:
- Teoretycznie Aurora mogłaby nie pytając mnie o zgodę wyjść za ciebie i to nawet za cztery dni, tak jak sobie wymyśliłeś, ale ona tego nie zrobi. A wiesz, dlaczego? Bo w przeciwieństwie do ciebie potrafi dotrzymywać słowa. Ona również, tak jak ja, złożyła umierającemu przysięgę. I to ja w zastępstwie jej nieżyjącego ojca sprawuję nad nią opiekę. Aurora ma dziewiętnaście lat. Wystarczająco, żeby wyjść za mąż, ale za mało, żeby właściwie ocenić potencjalnego małżonka – odparł Magnus śledząc wzrokiem brykającego Lucky’ego.

Ciekawe, jak postąpi Aurora?
Cytat:
I powiem ci coś jeszcze: gdyby nie ślub twojego brata jeszcze dziś zabrałbym stąd Aurorę.
- Ale, ja nigdzie nie zamierzam wyjeżdżać, stryjaszku – łagodny głos Aurory zaskoczył obu mężczyzn.
- Wybacz, Kwiatuszku, ale to nie podlega dyskusji – odparł Rampling. – Auroro nie chcę być niemiły, ale nie mamy, o czym rozmawiać. Podjąłem już decyzję i nie zamierzam jej zmieniać.

Ciekawe, które z nich postawiło na swoim? Obstawiam Aurorę
Cytat:
Był wówczas przekonany, że nie pozostaje mu nic innego, jak zabrać Aurorę gdzieś daleko i nie licząc się ze zdaniem jej rodziny po prostu z nią się ożenić. Jednak wszystko zmieniło się po rozmowie dziewczyny z Magnusem. Jakich argumentów użyła, pozostało jej tajemnicą. W każdym razie stosunek Ramplinga do Joseph’a uległ na tyle zmianie, że już nie sprzeciwiał się ich małżeństwu. Postawił jednak warunki: po pierwsze ślub miał się odbyć nie wcześniej niż za miesiąc, bowiem jego bratanica zasługiwała na prawdziwy ślub, a nie taki brany naprędce, po drugie to on, jako najbliższy krewny Aurory miał sfinansować wesele oraz podróż poślubną młodych i po trzecie Joe musiał przysiąc, że co drugie święta Bożego Narodzenia będą spędzać u niego w St.Helena.

Zakochany Joe porwałby Aurorę. Ciekawe jak zareagowałby na to Magnus? Na szczęście to Aurora postawiła na swoim i Magnus ustąpił. Żeby zachować resztki dumy postawił jednak dwa warunki. Łatwe do spełnienia
Cytat:
Ślub Joseph’a i Aurory odbył się w kościele w Virginia City. Panna młoda wyglądała olśniewająco. Jej suknię ślubną, pod bacznym okiem Emily w iście ekspresowym tempie, zaprojektowała i uszyła Emmę Jones. Do ołtarza niezwykle wzruszoną Aurorę poprowadził oczywiście stryj. A potem były serdeczne życzenia, huczne wesele i tańce do białego rana.

Czyli kolejna zabawa u Cartwrightów. I dobrze. Aurora jest zadowolona i szczęśliwa
Cytat:
Odruchowo spojrzał na wciąż śpiącą Aurorę, a potem cicho tak żeby jej nie obudzić, otworzył drzwi. W progu stał zdenerwowany Ben.
- Joe, Ann zaczęła rodzić. Jedź po doktora Martina.

No to zaczęło się!

Kolejny bardzo dobry fragment opowiadania. Dynamiczny spór Joe i Magnusa, argumenty obu stron, niestety nie trafiające do oponentów. Na szczęście interwencja Aurory kładzie kres słownej (na razie) przepychance. Już państwo młodzi mogą spokojnie cieszyć się swoim szczęściem, kiedy Ben
"gwałtownie puka" (czyli wali pięścią Very Happy) w drzwi ich sypialni i komunikuje, że Ann zaczęła rodzić i trzeba jechać po doktora Martina. Czyli dynamiczne zakończenie dynamicznego fragmentu. Uwielbiam taki wstęp do kontynuacji ... ale kiedy?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8699
Przeczytał: 4 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 14:57, 12 Lip 2018    Temat postu:

Ann rodzi tzn. odcinek jest w pisaniu. Mam nadzieję, że tym razem pójdzie nieco szybciej Mruga
Ewelino serdecznie dziękuję za komentarz. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8699
Przeczytał: 4 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:09, 14 Lip 2018    Temat postu:

Ból powracał falami. Była taka zmęczona. Chciała żeby to wreszcie się skończyło, żeby mogła odpocząć. Pierwsze skurcze pojawiły się nad ranem. Odczekała kwadrans może trochę dłużej zanim obudziła Adama. Ten na hasło: „dziecko” natychmiast pobiegł po panią Logan, która zbadała ją i orzekła, że wszystko idzie, jak należy. Och, jaka była wtedy podekscytowana, że już się zaczęło. Świadomość tego, że wreszcie będzie trzymać w ramionach tę, tak bardzo wyczekiwaną, maleńką istotkę, dodała jej sił. A gdy pani Logan kazała posłać po doktora Martina, żartowała sobie, że do jego przyjazdu dziecko na pewno będzie już na świecie. Doktor przyjechał, a maleństwu jakoś się nie śpieszyło. Zaczęła się bać. Z Josh’em było zupełnie inaczej, a przede wszystkim tak nie bolało. I te skurcze, których siła wciąż wzrastała. Tak bardzo chciała mieć przy sobie Adama, ale to przecież było niemożliwe. Jak to powiedziała pani Logan? Miejsce męża jest za drzwiami. Co miał zrobić już zrobił. A teraz jest bardziej wystraszony od ciebie. Ale my Złotko ze wszystkim damy sobie radę. I znowu te skurcze. Niemal cały czas równie silne. Odnosiła wrażenie, że nie ma między nimi najmniejszej przerwy. Nie, dłużej już nie da rady. Och, jakże teraz nie cierpi Adama. Niech to się wreszcie skończy. Czuje się zupełnie zagubiona i zrezygnowana. Szepce cichutko: Adam i widzi jego bladą, przerażoną twarz w uchylonych drzwiach sypialni. Próbuje uśmiechnąć się do niego, dodać mu otuchy, ale doktor Martin tak szybko zamknął drzwi. Zostają same z panią Logan. Ile czasu już minęło?- pomyślała i w tym momencie uświadomiła sobie, że zapadł wieczór. Zaczęła się bać. To nie tak miało być. Nie tak…

- Adamie, uspokój się – powiedział stanowczym głosem doktor Martin.
- Jak mam być spokojny, gdy moja żona rodzi już dwanaście godzin!
- Przede wszystkim nie krzycz i posłuchaj: Ann dobrze daje sobie radę.
- Widziałem coś innego.
- I zupełnie nieprzeznaczonego dla ciebie. Ann jest trochę wyczerpana, ale tak już jest. Musimy uzbroić się w cierpliwość. Swoimi nerwami jej nie pomożesz. Jadłeś coś dzisiaj?
Adam tylko przecząco pokręcił głową.
- Myślisz, że dam radę cokolwiek przełknąć?
- Powinieneś – odparł doktor i zwrócił się do równie zdenerwowanego Bena: - przypilnuj go. Tym swoim wtargnięciem tylko wystraszył Ann. Ona ma wystarczająco dużo na głowie. Niepotrzebna jej troska o męża.
- Zrobię, co w mojej mocy – zapewnił Ben, jednocześnie z troską spoglądając na syna chodzącego po salonie niczym ranny lew.
- Postaraj się – powiedział Martin i dodał ściszonym głosem: - Ben, poród jest ciężki i nie wiem, jak długo to jeszcze potrwa.
- Jest bardzo źle? – spytał szeptem Ben.
- Nie tak, jakbym sobie życzył.
- Co mogę zrobić?
- Modlić się – odparł doktor i uścisnąwszy ramię Bena wrócił do rodzącej Ann.
- Co ci powiedział? – Adam badawczo przyglądał się ojcu.
- Nic takiego. Zobaczysz wszystko będzie dobrze.
- Nie wiem, tato – Adam pokręcił głową. – Mam jakieś złe przeczucia.
- Oj, przestań. Nawet tak nie myśl – Ben położył rękę na ramieniu syna. – Chodź, coś zjemy. Zobacz, jak Hop Sing się postarał – wskazał na zastawiony stół.
- Nie mam ochoty – odparł nerwowo Adam, wyrywając się ojcu.
- Adamie, twoja Ann jest w dobrych rękach. Zobaczysz wszystko będzie dobrze. Musisz tylko uzbroić się w cierpliwość.
- A ty też byłeś cierpliwy? – spytał niemal wrogo Adam.
Zapadła cisza, tylko zza drzwi sypialni, w której rodziła Ann dochodziły niewyraźne głosy. Ben popatrzył na roztrzęsionego, pełnego emocji syna. To było takie niepodobne do Adama. W jego oczach dostrzegł najzwyklejszy strach. Może ktoś inny, nie zwróciłby na to uwagi, ale on, ojciec, doskonale wiedział, co dzieje się w duszy syna. Mógłby mu skłamać, odpowiedzieć wymijająco, ale to był przecież Adam. Ben westchnął ciężko i rzekł:
- Nie byłem cierpliwy i bardzo się bałem, tak jak ty teraz.
- To nie mów mi, jak mam się zachowywać.
- Masz rację. W takiej sytuacji trudno cokolwiek narzucać czy sugerować człowiekowi.
- Przepraszam tato, ale nerwy mam napięte jak postronki. To już tak długo trwa. Słyszę jej krzyk i jestem zupełnie bezsilny. W żaden sposób nie mogę jej pomóc. Pozostaje czekać, a je nienawidzę czekania.
- Większość mężczyzn będąc na twoim miejscu reagowałby podobnie. Ja też szalałem z niepokoju, choć prawdę mówiąc najmniej przy Hossie. Jego mama bardzo mnie zaskoczyła. Nie było mnie wówczas w obozie, a gdy wróciłem Hoss już był na świecie. Gdy każdy z was rodził się, czułem ogromną radość, a jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że już nic nie będzie takie samo. Nie wiedziałem, czy sprawdzę się, jako ojciec. Zastanawiałem się czy podołam obowiązkom. Chwilami było mi naprawdę ciężko, ale uwierz mi synu, dla takiej nagrody, jaką jesteś ty i twoi bracia warto było przejść przez to wszytko.
- Nigdy nie miałeś żalu?
- O, co? – Ben zrobił zdziwione oczy.
- Choćby, o to, jak ułożyło ci się życie. Zostałeś ze mną sam, a potem to jeszcze powtórzyło się dwa razy.
Ben spojrzał na syna i uśmiechnął się:
- Chcesz wiedzieć, czy nie miałem pretensji, o to, że twoja mama odeszła, a ty zostałeś? – Adam tylko skinął głową. - A czy można mieć pretensję do słońca, że wschodzi i zachodzi?
- Nie – odparł wzdychając Adam.
- To masz odpowiedź.
- Nie powinienem o to pytać. Przepraszam.
- Nie masz, za co – rzekł Ben – i powiem ci coś jeszcze, twoja mama byłaby z ciebie dumna, gdyby mogła cię teraz zobaczyć.
Adam wyraźnie poruszony pochylił głowę. Przepełniało go tyle różnych uczuć i emocji.
W tej właśnie chwili wiedział jedno: chciałby być dla Josh’a i tego dziecka, które teraz się rodzi tak ważną osobą, jak jego ojciec jest dla niego.
- Dlaczego tam jest tak cicho? Tato, może powinienem tam zajrzeć? – spytał Adam, gdy chwilę później Ben podawał mu szklaneczkę napełnioną whiskey.
- Uspokój się. Ann ma najlepszą opiekę pod słońcem.
- Wiem – odparł i jednym haustem opróżnił trzymaną szklaneczkę. - Myślisz, że to jeszcze długo potrwa?
- Nie wiem – Ben wzruszył ramionami. – Czasem poród trwa naprawdę długo.
- To mnie pocieszyłeś – Adam westchnął z rezygnacją. - A ja?
- Co, "ty"?
- No, wiesz… czy mama długo mnie rodziła?
- Czy długo? – Ben zawiesił głos i smutny uśmiech pojawił się na jego twarzy. - Pamiętam, jak Otto przybiegł po mnie i twojego dziadka…
Skrzypnięcie drzwi przerwało Benowi. Obaj z Adamem zamarli wpatrując się w wyraźnie zmęczonego lekarza.
- I, co doktorze? – Adam nie wytrzymał.
- Masz córkę i…
- Naprawdę?! – krzyknął przerywając lekarzowi uradowany Adam.
- Tak. Masz córkę i syna – odparł dziwnie smutnym głosem Martin, co nie uszło uwadze Bena. Adam zbyt szczęśliwy żeby zwrócić na to uwagę, przepełniony euforią pytał:
- Bliźnięta? Słyszysz tato? Bliźnięta! A jak czuje się Ann? Mogę do niej już iść?
- Adamie, musimy porozmawiać – rzekł powoli doktor Martin.
- Co się stało? – Adama w ułamku sekundy zmroziło. – Czy Ann?
- Jej stan jest… bardzo ciężki.
- Czy będzie żyła? – spytał zmienionym głosem Adam.
- Nie wiem. Nie wszystko poszło tak, jak powinno.
- Co to znaczy? – wyszeptał poszarzały na twarzy Adam.
- To znaczy tyle, że musisz być przygotowanym na najgorsze – odparł Martin.
- Nie. – Adam przymknął oczy i z rozpaczą pokręcił głową. – Nie. - Po chwili spytał: - mogę do niej iść?
- Jest jeszcze coś, o czym musisz wiedzieć.
- Słucham – powiedział Adam wpatrując się w drzwi sypialni.
- Dzieci… urodziły się bardzo słabe i one...
- Chcesz mi powiedzieć, że też nie przeżyją?
- To może się zdarzyć – westchnął Martin. - Przykro mi.
- Czy to wszystko? Czy teraz mogę już zobaczyć moją żonę i dzieci?

Gdy wszedł do sypialni uderzyła go wprost nienaturalna cisza. Wszystko było już uprzątnięte i tylko dwie miednice, których zawartości Adam wolałby nie widzieć, wskazywały, że dopiero, co odbył się tu poród. Przystanął na środku sypialni z przejęciem przypatrując się leżącej na łóżku żonie, sprawiającej wrażenie niezwykle kruchej i jakby nieobecnej. Odruchowo spojrzał na kołyskę. Była pusta. Dopiero po chwili dostrzegł, że tuż obok Ann, po jej prawej stronie, leżą dwa, małe zawiniątka.
- Nie zmieściłyby się w jednej kołysce, a poza tym pani Ann chciała mieć je przy sobie – dobiegł go cichy głos pani Logan. – Panie Cartwright…
- Proszę nic nie mówić – Adam uniósł dłoń do góry. – Chcę zostać sam z żoną i dziećmi.
- Chciałam tylko powiedzieć, że jeśli będzie mnie pan potrzebował jestem do dyspozycji.
- Dziękuję pani Logan – wyszeptał, a gdy kobieta wyszła z sypialni zabierając ze sobą miski, Adam powoli podszedł do łóżka i równie powoli usiadł na jego brzegu. Teraz mógł dokładnie zobaczyć swoje dzieci. Były do siebie podobne, jak dwie krople wody. Nie miał pojęcia, które z nich to chłopiec, a które dziewczynka. Zresztą nie było to istotne. Istotne było tylko to, że pokochał te maleństwa miłością bezwarunkową.
- Ann, kochanie – rzekł drżącym głosem. – Słyszysz mnie?
Dłuższą chwilę trwało zanim odwróciła do niego głowę. Utkwiwszy w nim zdziwiony wzrok, próbowała zrozumieć skąd nagle pojawił się przy niej. Przymknęła powieki, jakby nie dowierzając temu, co zobaczyła. Wreszcie, gdy na dobre je otworzyła blady uśmiech pojawił się na jej twarzy.
- Adam – powiedziała zachrypłym głosem, zwilżając językiem spierzchnięte usta.
- Jestem przy tobie – delikatnie ujął jej dłoń w swoją rękę. – Jak się czujesz kochanie?
- Dobrze… teraz już dobrze, tylko jestem taka zmęczona, ale to nieważne. Widziałeś nasze dzieci?
- Tak, kochanie – szepnął wzruszony.
- Podobają ci się?
- Są śliczne – odparł lekko łamiącym się głosem.
- A wiesz, które urodziło się pierwsze?
- Nie.
- Nasz córeczka, a potem pojawił się Mike, ale zupełnie nie płakał. Doktor dał mu klapsa i wtedy cichutko zakwilił.
- Mike?
- Tak, nasz syn. Chcę, żeby miał na imię Michael.
- Michael Cartwright – powiedział Adam. – Dobrze brzmi.
- Wiesz, po kim to imię?
- Wiem.
- I nie przeszkadza ci to?
- Nie. Wszyscy dużo zawdzięczamy twojemu pierwszemu mężowi.
- Tak – szepnęła wyraźnie zmęczona.
- A jak chcesz nazwać naszą córeczkę? – spytał gładząc ją po policzku.
- Nie wiem… może po twojej matce?
- Elizabeth?
- Mhmm – zamruczała przymknąwszy powieki. – To takie ładne imię. Lizzy, mała Lizzy. Wiesz, ona ma czarne, śliczne włoski. Mike też. Na pewno będzie podobny do ciebie. Tak jak Josh. – Nagle z przestrachem otworzyła oczy. – Josh? Gdzie jest nasz synek?
- Spokojnie, kochanie. Jest pod opieką Aurory i Josepha. Rano pojechali do Silver Clover i tam zanocują.
- To nie poszedł dziś do szkoły? – spytała zdziwiona, po czym sprawiając wrażenie, jakby nie była zainteresowana odpowiedzią powiedziała: duszno mi Adamie.
- Zaraz otworzę okno – odparł, wstając z krzesła.
- Nie – wyciągnęła do niego dłoń. – Pozytywka twojej matki.
- Pozytywka?
- Tak… niech zagra naszym dzieciom – powiedziała wolno z wyraźnym wysiłkiem.
- Ann?… Ann…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Sob 13:01, 14 Lip 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6519
Przeczytał: 6 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:33, 14 Lip 2018    Temat postu:

No cóż, Aderato wyraźnie zaszalała Shocked Jestem w szoku Shocked
I tak mam czekać sobie spokojnie na kolejny odcinek? Jak? Jak?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8699
Przeczytał: 4 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:34, 14 Lip 2018    Temat postu:

Oj, tam, oj tam, zaraz zaszalała Laughing A wiesz, jaka zadowolona jest z siebie. Mruga Kolejny odcinek zaczęła pisać. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 15:41, 14 Lip 2018    Temat postu:

To straszne! Aderato chce wysłać na chmurkę bliźniaki i Ann! Zgroza!!! To
NIEMOŻLIWE !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8699
Przeczytał: 4 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 16:11, 14 Lip 2018    Temat postu:

Aderato to krwiożercza wena. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8699
Przeczytał: 4 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:25, 15 Lip 2018    Temat postu:

Piętnaście lat później

- Powiedziałem: złaź z konia i to już.
- Och, Candy jeszcze jedną rundkę.
- Mowy nie ma – mężczyzna zrobił srogą minę. – Złaź, bo przetrzepię ci skórę.
- Nigdy byś tego nie zrobił – zaśmiała się ciemnowłosa, smukła panienka.
- Twój ojciec prosił mnie, żebym miał na ciebie oko, więc radzę ci posłuchaj mnie po dobroci.
- A jeśli nie? – spytała przekornie.
- To powiem twojemu ojcu. Już on będzie wiedział, co zrobić z takim ananasem, jak ty – Candy pogroził dziewczynie palcem. Ona tylko uśmiechnęła się promiennie ukazując w policzkach urocze dołeczki.
- Tatuś? – spytała udając wielce zdziwioną. - Och, Candy nie żartuj. Tatuś jest taki kochany, a poza tym jutro są moje urodziny.
- I, co z tego?
- Piętnaste urodziny ma się tylko raz w życiu – odparła uśmiechając się niewinnie.
- Tak, jak dwudzieste, trzydzieste czy czterdzieste – prychnął Candy. – Lizzy, mówię ostatni raz: złaź, bo nie mam czasu. Swoją drogą to dziwne, że Lucky ma do ciebie tyle cierpliwości i jeszcze cię nie zrzucił.
- Bo my się kochamy – powiedziała dziewczyna i przerzuciwszy nogę nad przednim łękiem zwinnie zeskoczyła z siodła.
- Co ty robisz?
- O, co znowu chodzi? – westchnęła i pokręciła ze zniecierpliwieniem głową.
- O to, jak zsiadasz z konia.
- Nie rozumiem. Stryjaszek Joe, kiedyś mi pokazał, że tak można i bardzo mi się to spodobało.
- Nie wątpię – odparł z sarkazmem.
- Oj, Candy jesteś dzisiaj strasznie zasadniczy. Cookie ciągle powtarza, jakim jesteś wspaniałym tatą. No, nie wiem czy nie powinnam jej otworzyć oczu.
- Tego już za wiele! – krzyknął mężczyzna. – Nawet nie próbuj mącić mojej córce w głowie.
- Przecież żartowałam – odparła biorąc go pod ramię i zrobiwszy słodką minkę powiedziała: – Candy…
- Oho, panna Cartwright ma jakąś sprawę. No, dobra. Mów, o co chodzi.
- Cookie czuje się już lepiej, więc czy jutro po moim przyjęciu urodzinowym może zostać u mnie na noc?
- Lizzy, to zły pomysł. July długo chorowała i jest jeszcze słaba.
- Candy, bardzo proszę. Cookie to przecież moja najlepsza przyjaciółka. – Towarzyszył temu niewinny uśmiech i trzepotanie rzęsami.
- Oj, Cartwrightówna potrafisz sobie urabiać ludzi. No, dobrze, porozmawiaj z moją żoną. Jeśli pozwoli July zanocować u ciebie, ja nie będę miał nic przeciwko temu.
- Dziękuję. Zaraz porozmawiam z ciocią Indią. Candy?
- Co jeszcze?
- Nic, nic. Tylko, chciałam powiedzieć, że naprawdę jesteś taki fajny, jak mówiła Cookie.
- Już dobrze. Osiągnęłaś cel i nie musisz mi się przypochlebiać. A teraz rozsiodłaj konia.
- Robi się – wesoło odparła Lizzy.
- Czekaj – powiedział Candy. – Ktoś tu jedzie.
- Owszem. Nie poznajesz? To przecież Joshua! – krzyknęła rozpromieniona dziewczyna. – Wiedziałam, że przyjedzie! Wiedziałam! Lucky, koniku zobacz, kto przyjechał. Josh, braciszku!
I rzuciła się pędem w kierunku drogi, którą jechał Joshua Cartwright. Młody, dwudziestotrzyletni mężczyzna, był wierną, młodszą kopią swojego ojca. Do tego ten sam urok, ale też stanowczość, upór, wyczulenie na niesprawiedliwość, czasem zapalczywość, przez którą wpadał w tarapaty. Nic, więc dziwnego, że dziewczęta za nim szalały. Mógł w nich przebierać, jak w ulęgałkach. Był idealnym kandydatem na męża i każda z tych dziewcząt pragnęła go usidlić. Jednak Josh nie miał do tego głowy. Najważniejsze były studia, na które ojciec wysłał go aż do Bostonu. Chłopak poszedł w jego ślady i tak, jak on studiował architekturę oraz inżynierię. Dodatkowo uczęszczał na wykłady z nauk rolniczych, bowiem uznał, że wiedza, jaką zdobędzie na tym kierunku przyda mu się przy prowadzeniu stadniny, którą kiedyś w przyszłości miał przejąć od ojca. Jak na to wszystko znajdował czas, było, szczególnie dla jego przyjaciół, wielką zagadką. Faktem było, że nauka nie przeszkadzała mu prowadzić życia towarzyskiego. Myliłby się jednak ten, kto uważałby, że lata spędzone w Bostonie zmieniły charakter Josha. Owszem życie w mieście uważał za wygodne, a nawet interesujące, ale nigdy nie chciałby mieszkać w nim na stałe. Kochał wieś, a najbardziej rodzinne strony i Silver Clover będące częścią składową Ponderosy. Zawsze, gdy wracał do domu nie mógł nadziwić się pięknu tej ziemi. I tak, jak teraz oddychał całą piersią balsamicznym powietrzem Ponderosy i czuł, że tu jest jego miejsce. Nie było go prawie rok, dlatego wszystkiemu przyglądał się z zachłanną ciekawością. Cieszył się, jak dziecko, że Ponderosa rozkwita. Dziadek Ben, gdyby żył na pewno byłby dumny, że jego synowie tak świetnie dają sobie radę. Na wspomnienie dziadka Josh posmutniał. Wciąż pamiętał jego głęboki głos i ten szczególny uśmiech, który miał zarezerwowany dla swoich wnucząt. Nigdy nie zapomni ostatnich Świąt Bożego Narodzenia, gdy dziadek w otoczeniu dzieciaków opowiadał o tym, jak wraz z jego ojcem, będącym wówczas niemowlęciem, wyruszył na Zachód, aby spełnić swoje największe marzenie. Wtedy Inger, najstarsza córka stryja Hossa, spytała, czy nigdy nie żałował drogi, którą przeszedł i czy warte to było wyrzeczeń, które poniósł. Wówczas dziadek popatrzył na nich, uśmiechnął się i powiedział:
- Dla takiego szczęścia, jakie siedzi wokół mnie, warto było.
- Jak to dziadku? To my jesteśmy twoim szczęściem? – spytała spoglądając na niego podejrzliwie Jenny, córka Joseph’a.
- I to ośmiokrotnym szczęściem – odparł spoglądając na najmłodszą, śpiącą na jego kolanach latorośl Joseph’a. - Nigdy nie zapominajcie, że rodzina, jest najważniejsza. Macie się kochać i wspierać. I pamiętać, że nazwisko Cartwright zobowiązuje.
Wkrótce potem dziadek zachorował na zapalenie płuc i zmarł. Święta bez niego nie były już takie same, a dla Josh’a bezpowrotnie zamknął się ten rozdział życia, który nazywa się dzieciństwem.
Joshua westchnął i wystawił twarz do słońca. Jednak długo nie delektował się tą chwilą. Najpierw usłyszał radosny krzyk, a potem zobaczył piękne zjawisko. Wstrzymał konia i oparłszy się o łęk przypatrywał się owemu „zjawisku” przemieszczającemu się w jego kierunku w iście zawrotnym tempie. Westchnął, gdy uświadomił sobie, że już, niedługo będzie musiał przeganiać całe zastępy kawalerów. Jego siostra naprawdę była śliczna i nawet to, że najchętniej nosiła spodnie i kraciastą koszulę nie ujmowało jej urody. Miała uśmiech i niebieskie oczy ich matki, a dołeczki w policzkach i czarne włosy odziedziczyła po ojcu. Roześmiana, biegła ile sił w nogach. Kapelusz zsunął się jej w tył głowy, a spięte w luźny węzeł włosy rozsypały się i fantazyjnie powiewały na wietrze. Josh wreszcie zeskoczył z konia, rozłożył ramiona, w które z całym impetem wpadła zdyszana, ale niezwykle uszczęśliwiona Lizzy. Okręcił się z nią raz i drugi, a ona zapiszczała z radości.
- Wiedziałam, wiedziałam, że przyjedziesz! Tatuś mówił, że będziesz dopiero po egzaminach, ale ja wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz!
- Jakbym mógł zawieść moją małą, niesforną siostrzyczkę – odparł Josh i zaśmiał się głośno na widok skrzywionej miny Lizzy.
- Nie jestem ani mała, ani niesforna. Czy wiesz, że Jake Baker powiedział, że się ze mną ożeni?
- Doprawdy? Myślałem, że mam jeszcze trochę czasu – rzekł udając strapionego.
- Czasu? Na, co? – spytała zaciekawiona Lizzy.
- Na przegonienie twoich kawalerów.
- Oj, Josh, co ty mówisz. Nie zrobiłbyś tego.
- A chcesz się założyć? – spytał z marsowym wyrazem twarzy.
- Nie ma, o co – pokazała mu koniuszek języka.
- Ach, ty łobuzie! – krzyknął zaśmiewając się, a Lizzy mu zawtórowała. Objął ją ramieniem i przytulił do siebie.
- Dobrze, że jesteś. Bardzo mi ciebie brakowało, braciszku – powiedziała cicho.
- Mnie ciebie też, Kruszynko.
- Dawno nikt tak do mnie nie mówił –objęła go mocno w pasie, składając głowę na jego piersi.
- Lizzy, popatrz na mnie. Co się dzieje? – spytał zaniepokojony Josh.
- To przez te moje urodziny. Zawsze wtedy myślę… no wiesz, o kim.
- Wiem. Trudno zapomnieć – pogłaskał ją po głowie. - Jeśli chcesz porozmawiać, to możemy choćby i teraz.
- Nie… nie ma takiej potrzeby – odparła zawstydzona.
- Na pewno?
- Na pewno. – Kiwnęła energicznie głową i uśmiechnąwszy się nieco złośliwie powiedziała: – ciekawa jestem, co tatuś powie na twój widok. Dopiero będzie miał minę.
- Zaczekaj – schwycił ją za rękę. – Powiedz mi w domu wszystko w porządku?
- W jak najlepszym – zapewniła.
- Rozumiem, że biwak nad Tahoe trwa.
- Jak, co roku i jak co roku muszę siedzieć w domu – Lizzy zrobiła smutną minę.
- A poza tym?
- Danny, stryja Hossa pobił się z trzema chłopakami z miasta. Gdyby nie stryjenka Edna, stryj by go rozszarpał.
- Nie wierzę! Stryj Hoss?! – Josh z niedowierzaniem pokręcił głową. - To przecież chodząca łagodność. Ale dlaczego Danny się bił? On i przemoc nie bardzo do siebie pasują.
- Danny stanął w obronie Maggie Owens – kontynuowała Lizzy.
- Ach tak. Czyżby Daniel Cartwright się zakochał?
- Wszyscy tak twierdzą, a i on utrzymuje, że Maggie to miłość jego życia – zachichotała Lizzy.
- Przecież on ma dopiero czternaście lat.
- I, co z tego? Miłość to miłość. Gdybyś, choć raz był zakochany to na pewno byś go zrozumiał.
- A skoro nie byłem, to nie rozumiem. Tak?
- Mniej więcej – odparła Lizzy. – W każdym razie rodzice tych chłopaków przyjechali ze skargą do stryjostwa. Podobno jednemu z nich Danny wybił przednie zęby. No i chłopak będzie szczerbaty do końca życia. Jego ojciec zażądał od stryja odszkodowania w postaci trzech cielaczków. Po jednym za każdy wybity ząb.
- I, co stryj zrobił? – spytał śmiejąc się do rozpuku Josh.
- A, co miał zrobić? Zapłacił, ale nie cielaczkami.
- A jak ma się reszta rodziny?
- Dobrze. Tylko stryj Joe zupełnie osiwiał.
- Nie dziwię się. Przy czwórce tak niesfornych córek, jak te jego ancymonki też bym osiwiał.
- Ja tam je bardzo lubię. Są takie radosne i pełne życia.
- O, tak – przyznał Josh – prawdziwe żywe srebra.
- Stryjenka Aurora twierdzi, że cała czwórka wdała się w ojca.
- No, to będą mieć z nimi problem – stwierdził Josh.
- Nie mów tak przypadkiem przy stryju. Strasznie jest wyczulony na punkcie córek.
- Postaram się nie robić uwag. – Obiecał i spojrzawszy na siostrę rzekł: - jak dobrze wreszcie być w domu. Nawet nie wiesz, jak bardzo tęskniłem.
- My też tęskniliśmy – zapewniła Lizzy. - Zobacz, Candy nam macha. No, chodź musisz się z nim przywitać. Z nim i z Lucky’m. A wiesz, jaka z Cookie zrobiła się panna?
- Nie wiem – zaśmiał się.
- To zobaczysz. Jutro na moim przyjęciu urodzinowym.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Sob 19:10, 21 Lip 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6519
Przeczytał: 6 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 17:07, 15 Lip 2018    Temat postu:

Bardzo mi się podobał ten fragment Wesoly Pełen życia i emocji młodej panny... Choć Aderato bardzo skoczyła do przodu.
Porządkując:
Hoss ma przynajmniej dwoje dzieci i dobrze mu z żoną Wesoly
Joe ma cztery córki i dobrze mu z żoną
Candy ożenił się z India i ma córkę - Cookie (jak mniemam, India żyje i ma sie dobrze Wesoly )
Adam ma syna, córkę... i nie wiemy co się stało z małym Mike'iem i z Ann.
Oj, Aderato wie, jak przyciągnąć uwagę czytelnika

Niecierpliwie czekam, co też Aderrato dalej wymyśli... niepokoi mnie jednak ten przeskok czasowy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 62, 63, 64 ... 69, 70, 71  Następny
Strona 63 z 71

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin