Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziewczyna z Georgii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 44, 45, 46 ... 55, 56, 57  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:02, 01 Kwi 2022    Temat postu:

Serdecznie dziękuję za miły komentarz. Very Happy Sielanka była potrzebna dla podkreślenia kolejnego fragmentu, który jest już w pisaniu - i nie jest to żart. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 13:56, 04 Kwi 2022    Temat postu:

***

Wieści, jakie przywiózł szeryf Roy Coffee poraziły wszystkich. Ben stał w rogu salonu i bezmyślnie spoglądał przez okno. Adam ze wzrokiem wbitym we własne dłonie siedział w fotelu, a Joe na kanapie, opierając nogi, jak to miał w zwyczaju, o krawędź stołu. Miał przy tym taki wyraz twarzy, jakby nie zrozumiał słów szeryfa. Tymczasem Roy Coffee przyglądał się wyraźnie zszokowanym mężczyznom. Nie odzywał się, dając im czas niezbędny do oswojenia się z zupełnie nieoczekiwanymi i wstrząsającymi informacjami. Minęło kilka długich, pełnych napięcia chwil w zupełnej ciszy. Wreszcie ktoś zaczął schodzić wolno po schodach. Wszyscy, jak na komendę spojrzeli w jego kierunku. Był to Hoss, którego twarz wyrażała ogromny smutek i zatroskanie. Ben na widok syna oderwał się wreszcie od okna i spytał:
- Jak ma się Aileen?
- Wciąż płacze – odparł Hoss ciężko siadając na obmurowaniu kominka.
- Może trzeba było posłać po doktora Martina?
- Doktor tu nic nie pomoże. Dałem jej laudanum. Holly i pani Estera są przy niej.
- Przykro mi Hoss, nie tak powinien wyglądać wasz miesiąc miodowy – rzekł wzdychając Ben.
- Cóż, nikt nie mógł przewidzieć takiego obrotu sprawy – odparł Hoss.
- Roy, mógłbyś nam teraz szczegółowo opowiedzieć, jak doszło do tej tragedii? - Ben zwrócił się do szeryfa siadając w fotelu. Spojrzawszy na najmłodszego syna z naganą w głosie, powiedział: - Joseph, nogi.
Joe ze skruchą w oczach szybko wykonał polecenie ojca i podobnie jak wszyscy zebrani w salonie z zaciekawieniem spojrzał na szeryfa. Tymczasem Roy Coffee poprawił się w krześle, lekko odchrząknął i spokojnym, rzeczowym głosem rozpoczął swą opowieść, przypominającą, jako żywo, raport, który przed przyjazdem do Ponderosy złożył sędziemu Dobsonowi.
- Denata znaleziono w pokoju hotelowym około trzeciej po południu. Leżał na podłodze i nie dawał oznak życia. Znalazł go kelner z hotelowej restauracji, a Zack Harris, recepcjonista hotelowy, potwierdził, że był to Gordon Tremblay, który przyjechał do miasta w minioną środę. Wezwano od razu doktora Martina, który początkowo podejrzewał u Tremblay’a atak serca. Jednak, gdy bliżej mu się przyjrzał, zasugerował, że ktoś pomógł denatowi zejść z tego świata. Świadczyć o tym miało puste opakowanie po naparstnicy.
- To jeszcze nie dowód – wtrącił Adam. - Naparstnicę stosuje się w chorobach serca.
- No, właśnie – rzekł Ben – Tremblay mógł mieć problemy z sercem.
- Owszem, mógł – szeryf skinął głową – ale w takim przypadku użyłby kropli, a nie sproszkowanej naparstnicy, jaką stosuję się jako trutkę na szczury. Do tego przed zgonem miał gwałtowne torsje, co zdaniem doktora Martina świadczyło o przedawkowaniu naparstnicy.
- Może chciał popełnić samobójstwo – zasugerował Joe.
- Nie sądzę – odparł szeryf – a nawet jeśli, to raczej sięgnąłby po broń. Trucizna to raczej domena kobiet.
- To uogólnienia – Adam z powątpiewaniem pokręcił głową.
- Być może, ale w tym przypadku okazało się to prawdą – rzekł szeryf. - Recepcjonista, powiedział mi, że tego Tremblay’a nie odwiedzał nikt z wyjątkiem Myrny Chump. Jego zdaniem musieli dobrze się znać. Myrna była u niego dziś, wczesnym po południem w porze obiadu. Kelner, który zaniósł Trembay’owi posiłek twierdził, że gdy wszedł do pokoju pani Chump akurat tam była. Oboje, tak ona, jak i Tremblay byli bardzo wzburzeni, ale przy nim w ogóle się nie odzywali. Gdy kelner opuścił pokój i zamknął za sobą drzwi usłyszał, jak wściekły Trembley krzyczał, że pani Chump wiedziała na co się decyduje, a skoro postanowiła wycofać się z ich umowy, to musi ponieść tego konsekwencje.
- Ciekawe, co to była za umowa? – wtrącił milczący do tej pory Hoss.
- Raczej się już tego nie dowiemy – rzekł szeryf. - Z listu, który przy niej znaleźliśmy, niewiele wynika. Przyznała się w nim jedynie do podania Tremblay’owi trucizny. Jak napisała, odpowiednio przyprawiła ostatni posiłek tego cynicznego drania. Prosiła, żeby nikogo za to nie winić. Wiedziała, co ją czeka dlatego odebrała sobie życie. To wszystko, chyba, że w listach, które skierowała do swojej córki i do ciebie, Ben znajduje się coś więcej.
- W liście do mnie, nie ma nic, co mogłoby rzucić, jakieś światło na tę tragiczną sprawę – zapewnił pospiesznie Ben i dodał: - kiedyś bardzo dawno temu przyjaźniliśmy się. Odesłała mi – tu zawahał się – pewne dokumenty. Nic ważnego.
- Ben, wspominałeś, że wczesnym rankiem odwiedziłeś Myrnę Chump w jej domu. Możesz mi powiedzieć, co spowodowało wizytę o tak wczesnej porze?
- Oczywiście, że mogę – odparł spokojnym tonem Ben – to żadna tajemnica. Wczoraj pani Chump, jak zapewne wiesz, urządziła mojej rodzinie karczemną awanturę. Całą noc nie mogłem przez to spać, dlatego skoro świt udałem się do niej. Przyznaję, była zdziwiona moją wizytą, ale wreszcie wpuściła mnie i pewne kwestie, choć nie tak jakby chciał, wyjaśniliśmy sobie.
- Jakie kwestie masz na myśli? - spytał szeryf.
- Choćby jej stosunek do małżeństwa Aileen i Hossa. Nie chciała się z tym faktem pogodzić. Zażądała ich rozwodu.
- Zupełnie nie rozumiem dlaczego?
- Myrna Chump w roli swojego zięcia wyobrażała sobie kogoś zupełnie innego. To, że Aileen zakochała się w Hossie pokrzyżowało jej plany.
- Chcesz przez to powiedzieć, że to Tremblay miał byś tym wymarzonym zięciem? - szeryf nie krył zdumienia. - Nie do wiary, przecież to był stary dziad.
- Owszem, ale nawet nie wiesz jak bardzo bogaty.
- No, dobrze – mruknął Roy – ale w takiej sytuacji, to nie jego powinna uśmiercić.
Na to stwierdzenie Hoss groźnie zmarszczył brwi, a Adam i Joe mimowolnie, nieznacznie uśmiechnęli się.
- To zbyt daleko idący wniosek – zauważył Ben, któremu nie spodobała się sugestia szeryfa.
- Być może, ale jedyny, jaki mi się teraz nasuwa. Ben, powiedz mi, o czym jeszcze rozmawiałeś z Myrną?
- Powiedziałem jej, co myślę o jej zachowaniu i poprosiłem, żeby dała nam wszystkim święty spokój.
- Co ona na to?
- Początkowo była bardzo wzburzona i nawet kazała mi się wynosić, ale potem trochę się uspokoiła i zaczęliśmy rozmawiać. Powiedziała mi, że już wcześniej obiecała Tremblay’owi rękę swojej córki i była bardzo zaskoczona, że Aileen bez jej wiedzy wydała się za Hossa. Uznała to niemal za obrazę, i jak wspomniałem zażądała ich rozwodu. Zacząłem ją przekonywać, że to głupi pomysł, i że powinna zastanowić się nad swoim postępowaniem. W końcu chyba zrozumiała, co mam na myśli, bo obiecała mi, że porozmawia z Tremblay’em.
- No i jak widać, porozmawiała i to nad wyraz skutecznie – stwierdził szeryf. - Zabiła jego i siebie.
- Bardzo bała się więzienia – rzekł Ben.
- Więzienia? Za tę zbrodnię, czekał ją stryczek – odparł Roy. - Nie rozumiem, zupełnie nie rozumiem, przecież miała wszystko, dom, męża, córkę. Ludzie zazdrościli jej szczęśliwego życia.
- Widzisz, przyjacielu czasem wydaje się nam, że ktoś jest szczęśliwy, a potem okazuje się, że prawda wygląda zupełnie inaczej.
- Masz rację – westchnął szeryf.
- Tak, ale to żadna pociecha – odparł ze smutkiem Ben.

***

Gdy szeryf Coffee opuścił Ponderosę Cartwrightowie przez dłuższy czas siedzieli w zupełnej ciszy. Ben wstrząśnięty śmiercią Myrny, zupełnie nie zwracał uwagi na synów. Ci co i raz wymieniali porozumiewawcze spojrzenia. Wreszcie Adam nie wytrzymał i spytał:
- Tato, wybacz, że się ośmielam, ale czy w tym liście od pani Chump naprawdę nie ma nic, co wyjaśniłoby jej postępowanie?
- Chyba, już mówiłem, że nie ma – odparł poirytowanym głosem Ben. - Dlaczego pytasz? Uważasz, że coś przed wami ukrywam?
- A ukrywasz? – odparł pytaniem na pytanie Adam, ryzykując przy tym wybuch gniewu ojca. Hoss i Joe popatrzyli na siebie wyraźnie zaniepokojeni, po czym szybko opuścili głowy. Ben tymczasem spojrzał Adamowi prosto w oczy i ciężko westchnąwszy przyznał:
- Masz rację, jest coś, o czym powinniście wiedzieć, coś, co od dawna leży mi na sumieniu i nie daje spokoju. Jednak nie ma to bezpośredniego związku z tym, co zrobiła pani Chump. Zawsze wam powtarzałem, że tajemnice głęboko skrywane, prędzej czy później wyjdą na światło dzienne. Gdybym wiele lat temu nie uwikłał się w pewien, nazwijmy to, układ, być może nie doszłoby do tej całej tragedii.
- Zaraz, zaraz tato - wtrącił Hoss – chcesz powiedzieć, że znałeś tego Tremblay’a?
- Nie, nigdy nie widziałem go na oczy. Chciałem dzisiaj do niego iść, ale Myrna… to znaczy pani Chump nie pozwoliła mi.
- To o jakim układzie mówisz? - zaciekawił się Joe.
- Wiele lat temu miałem z Myrną romans – wyznał Ben i powiódł wzrokiem po oniemiałych synach. Powiedzieć, że byli zaskoczeni, to jak nic nie powiedzieć. - Wiem, co teraz musicie sobie o mnie myśleć. Zawsze wam powtarzałem, że w życiu trzeba być uczciwym i mieć odwagę cywilną. Mnie ich zabrakło. Na swoją obronę mogę tylko powiedzieć, że ten romans trwał bardzo krótko. Doprawdy nie wiem, co mnie wtedy opętało, ale cóż... stało się. Oboje byliśmy pogubieni i potrzebowaliśmy kogoś kto by wysłuchał, pocieszył. To było jakieś półtora roku po śmierci twojej mamy, Joe. Przykro mi.
- Długo to trwało? - spytał Joseph.
- Czy to ważne?
- Długo?
- Około trzy miesiące. Po nieoczekiwanym odejściu twojej mamy, długo nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Miałem trzy żony i wszystkie straciłem. Zastanawiałem się, czy ciąży nade mną jakaś fatum. Byłem w zupełnej rozsypce i wtedy właśnie los zetknął mnie z Myrną. Ona też miała nie najlepszy czas w swoim życiu. To był jakieś szaleństwo. Potajemne spotkania, schadzki. Myrna była ładną inteligentną kobietą, ale niestety, bardzo skupioną na sobie. Wreszcie wyznała mi miłość i oczekiwała wzajemności. Gdy zorientowałem się czym może zakończyć się mój romans z Myrną natychmiast się wycofałem. Chyba trochę się przestraszyłem. Ona była wtedy młodą mężatką z małą córeczką, a ja wdowcem z trzema synami. Gdyby wybuchnął skandal ludzie nam wszystkim nie daliby żyć. Ona tego nie rozumiała i przez jakiś czas liczyła, że… - tu Ben zawiesił głos.
- zostanie czwartą panią Cartwright – dokończył za niego Adam.
- Tak, ale o tym dowiedziałem się dziś rano. Myrna czuła się bardzo zawiedziona, choć ja jej niczego nie obiecywałem. Mogła też czuć się zranioną.
- Może wyobraziła sobie zbyt wiele – zasugerował Adam.
- Możliwe, ale było w tym dużo mojej winy. Nie powinienem wdawać się w romans z mężatką. Myślę, że to kim się stała po części było moją „zasługą”.
- Tato, nie sądzę żeby tak właśnie miało być – rzekł Hoss. - Aileen sporo opowiedziała mi o tym, co działo się w jej domu rodzinnym. Pani Chump nikogo nie szanowała. Dla niej najważniejsza była ona sama. Ona i pozory.
- Hoss, Myrna Chump nie żyje. Nie powinniśmy mówić źle o zmarłych – rzekł Ben.
- Tato, Hoss powiedział tylko prawdę – zauważył Adam.
- Ja też tak uważam. – Stwierdził Joe i utkwiwszy spojrzenie w ojcu, dodał: - jednego tylko nie rozumiem, co za interesy miała z tym Tremblay’em i dlaczego go otruła?
- Powiedziałeś, tato szeryfowi, że nie wiesz, co łączyło Myrnę z Tremblay’em – rzekł Adam. - Wydaje mi się, że jest inaczej.
- Znowu masz rację – Ben uśmiechnął się nieznacznie. - Nie mogłem mu powiedzieć, bo to złamałoby życie Aileen.
- Niby, co? Co to takiego było?! - Hoss podniósł głos.
- Uspokój się – rzekł Ben. - Powiem wam, ale pod jednym warunkiem. To co za chwilę usłyszycie, ma zostać między nami. Obiecajcie mi tu i teraz.
- Obiecuję, że wszystko to, co powiedziałeś i jeszcze powiesz pozostanie tajemnicą – odparł z powagą Hoss.
- Podpisuję się pod tym – rzekł Adam.
- Ja również – dodał Joe.
- W takim razie musicie wiedzieć, że Myrna sprzedała swoją córkę Tremblay’owi. Tym samym rozumiecie, że Aileen nigdy, przenigdy nie może dowiedzieć się, co zrobiła jej matka. To mogłoby ją zniszczyć.
- Ale, czy to w ogóle możliwe? - Joe z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Jak najbardziej – odparł Adam – mimo że w naszym kraju zniesiono niewolnictwo, to handel ludźmi jest dość powszechnym procederem, szczególnie w południowych stanach.
- Ale Aileen nie była niewolnicą tylko jej córką. Nic z tego nie rozumiem – rzekł Joe i westchnął.
- Za ile ją sprzedała? - spytał wstrząśnięty Hoss, nie zwracając uwagi na wymianę zdań pomiędzy braćmi.
- Za sto tysięcy dolarów – odparł Ben.
- Niezła sumka – zauważył Joe. - Można nieźle zaszaleć.
- Zamknij się Joe – rzucił Hoss. - Nie rozumiem, tato, jak pani Chump mogła to zrobić. Sprzedać własne dziecko staremu, obleśnemu dziadowi? I ty jeszcze próbujesz ją tłumaczyć. Dla kogoś takiego nie ma żadnego wytłumaczenia.
- Synu, przemawia przez ciebie złość – powiedział Ben. - Myślę, że ona w końcu zrozumiała, do czego się posunęła, dlatego obiecała mi, że załatwi sprawę z Tremblay’em.
- No i załatwiła, i to w bardzo radykalny sposób – stwierdził z nieukrywanym sarkazmem Adam. – Mnie w tym wszystkim interesuje jedno, a mianowicie prawdziwy powód dla którego Tremblay’owi tak bardzo zależało na ożenku z Aileen. I to tak bardzo, że gotów był rozwieść ją z Hossem.
- Warto byłoby to sprawdzić – Joe zgodził się z bratem, ale zaraz zauważył – tyle tylko, że nie mamy na to czasu. Przed nami spęd, jakbyście nie pamiętali.
- Masz rację - przytaknął Ben. - Jednak i ja jestem tego ciekaw, jak i tego, jaką rolę w tej intrydze odegrała siostra Myrny. Podobno to przez nią Myrna poznała Tremblay’a. Co o tym sądzisz, Hoss? Dochodzimy prawdy, która może być bardzo przykra dla twojej żony, czy odpuszczamy?
- Myślę, że należałoby to sprawdzić, jednak gdyby okazało się, że to w jakikolwiek sposób dotknie Aileen, to natychmiast się z tego wycofamy.
- W takim razie potrzebne będzie nam dyskretne dochodzenie – stwierdził Adam i z tajemniczym uśmiechem, dodał: – i nawet wiem, kto je dla nas przeprowadzi.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 7:18, 05 Kwi 2022    Temat postu:

Cytat:
Wieści, jakie przywiózł szeryf Roy Coffee poraziły wszystkich. Ben stał w rogu salonu i bezmyślnie spoglądał przez okno. Adam ze wzrokiem wbitym we własne dłonie siedział w fotelu, a Joe na kanapie, opierając nogi, jak to miał w zwyczaju, o krawędź stołu. Miał przy tym taki wyraz twarzy, jakby nie zrozumiał słów szeryfa. Tymczasem Roy Coffee przyglądał się wyraźnie zszokowanym mężczyznom. Nie odzywał się, dając im czas niezbędny do oswojenia się z zupełnie nieoczekiwanymi i wstrząsającymi informacjami.

Ale co się stało?
Cytat:
- Roy, mógłbyś nam teraz szczegółowo opowiedzieć, jak doszło do tej tragedii? - Ben zwrócił się do szeryfa siadając w fotelu. Spojrzawszy na najmłodszego syna z naganą w głosie, powiedział: - Joseph, nogi.
Joe ze skruchą w oczach szybko wykonał polecenie ojca i podobnie jak wszyscy zebrani w salonie z zaciekawieniem spojrzał na szeryfa.

Tragedia tragedią, ale wychowanie beniaminka przede wszystkim
Cytat:
- Denata znaleziono w pokoju hotelowym około trzeciej po południu. Leżał na podłodze i nie dawał oznak życia. Znalazł go kelner z hotelowej restauracji, a Zack Harris, recepcjonista hotelowy, potwierdził, że był to Gordon Tremblay, który przyjechał do miasta w minioną środę.

Doigrał się
Cytat:
Wezwano od razu doktora Martina, który początkowo podejrzewał u Tremblay’a atak serca. Jednak, gdy bliżej mu się przyjrzał, zasugerował, że ktoś pomógł denatowi zejść z tego świata. Świadczyć o tym miało puste opakowanie po naparstnicy.

Otruty? Ktoś go zabił? Ale trochę problemów ubyło jednak
Cytat:
Gdy kelner opuścił pokój i zamknął za sobą drzwi usłyszał, jak wściekły Trembley krzyczał, że pani Chump wiedziała na co się decyduje, a skoro postanowiła wycofać się z ich umowy, to musi ponieść tego konsekwencje.
- Ciekawe, co to była za umowa? – wtrącił milczący do tej pory Hoss.
- Raczej się już tego nie dowiemy – rzekł szeryf. - Z listu, który przy niej znaleźliśmy, niewiele wynika. Przyznała się w nim jedynie do podania Tremblay’owi trucizny. Jak napisała, odpowiednio przyprawiła ostatni posiłek tego cynicznego drania. Prosiła, żeby nikogo za to nie winić. Wiedziała, co ją czeka dlatego odebrała sobie życie.

Myrna znalazła rozwiązanie swoich kłopotów
Cytat:
- Ben, wspominałeś, że wczesnym rankiem odwiedziłeś Myrnę Chump w jej domu. Możesz mi powiedzieć, co spowodowało wizytę o tak wczesnej porze?
- Oczywiście, że mogę – odparł spokojnym tonem Ben – to żadna tajemnica. Wczoraj pani Chump, jak zapewne wiesz, urządziła mojej rodzinie karczemną awanturę. Całą noc nie mogłem przez to spać, dlatego skoro świt udałem się do niej. Przyznaję, była zdziwiona moją wizytą, ale wreszcie wpuściła mnie i pewne kwestie, choć nie tak jakby chciał, wyjaśniliśmy sobie.
- Jakie kwestie masz na myśli? - spytał szeryf.
- Choćby jej stosunek do małżeństwa Aileen i Hossa. Nie chciała się z tym faktem pogodzić. Zażądała ich rozwodu.

Właściwie Ben nie kłamie … raczej podaje część prawdy
Cytat:
- Myrna Chump w roli swojego zięcia wyobrażała sobie kogoś zupełnie innego. To, że Aileen zakochała się w Hossie pokrzyżowało jej plany.
- Chcesz przez to powiedzieć, że to Tremblay miał byś tym wymarzonym zięciem? - szeryf nie krył zdumienia. - Nie do wiary, przecież to był stary dziad.
- Owszem, ale nawet nie wiesz jak bardzo bogaty.
- No, dobrze – mruknął Roy – ale w takiej sytuacji, to nie jego powinna uśmiercić.

Rozumiem, że Roy stwierdził, że Myrna powinna raczej Hossa otruć?
Cytat:
Powiedziała mi, że już wcześniej obiecała Tremblay’owi rękę swojej córki i była bardzo zaskoczona, że Aileen bez jej wiedzy wydała się za Hossa. Uznała to niemal za obrazę, i jak wspomniałem zażądała ich rozwodu. Zacząłem ją przekonywać, że to głupi pomysł, i że powinna zastanowić się nad swoim postępowaniem. W końcu chyba zrozumiała, co mam na myśli, bo obiecała mi, że porozmawia z Tremblay’em.
- No i jak widać, porozmawiała i to nad wyraz skutecznie – stwierdził szeryf. - Zabiła jego i siebie.

Faktycznie, skutek był piorunujący
Cytat:
- To o jakim układzie mówisz? - zaciekawił się Joe.
- Wiele lat temu miałem z Myrną romans – wyznał Ben i powiódł wzrokiem po oniemiałych synach. Powiedzieć, że byli zaskoczeni, to jak nic nie powiedzieć. - Wiem, co teraz musicie sobie o mnie myśleć. Zawsze wam powtarzałem, że w życiu trzeba być uczciwym i mieć odwagę cywilną. Mnie ich zabrakło. Na swoją obronę mogę tylko powiedzieć, że ten romans trwał bardzo krótko. Doprawdy nie wiem, co mnie wtedy opętało, ale cóż... stało się. Oboje byliśmy pogubieni i potrzebowaliśmy kogoś kto by wysłuchał, pocieszył. To było jakieś półtora roku po śmierci twojej mamy, Joe. Przykro mi.

A to ich zaskoczył
Cytat:
Ona była wtedy młodą mężatką z małą córeczką, a ja wdowcem z trzema synami. Gdyby wybuchnął skandal ludzie nam wszystkim nie daliby żyć. Ona tego nie rozumiała i przez jakiś czas liczyła, że… - tu Ben zawiesił głos.
- zostanie czwartą panią Cartwright – dokończył za niego Adam.
- Tak, ale o tym dowiedziałem się dziś rano. Myrna czuła się bardzo zawiedziona, choć ja jej niczego nie obiecywałem. Mogła też czuć się zranioną.

Biedny Ben, musi się gęsto tłumaczyć
Cytat:
- W takim razie musicie wiedzieć, że Myrna sprzedała swoją córkę Tremblay’owi. Tym samym rozumiecie, że Aileen nigdy, przenigdy nie może dowiedzieć się, co zrobiła jej matka. To mogłoby ją zniszczyć.

Tak, Aileen po takiej wiadomości mogłaby się załamać
Cytat:
- Myślę, że ona w końcu zrozumiała, do czego się posunęła, dlatego obiecała mi, że załatwi sprawę z Tremblay’em.
- No i załatwiła, i to w bardzo radykalny sposób – stwierdził z nieukrywanym sarkazmem Adam. – Mnie w tym wszystkim interesuje jedno, a mianowicie prawdziwy powód dla którego Tremblay’owi tak bardzo zależało na ożenku z Aileen. I to tak bardzo, że gotów był rozwieść ją z Hossem.

Właśnie! Tu musi być jakaś tajemnica!!
Cytat:
- Jednak i ja jestem tego ciekaw, jak i tego, jaką rolę w tej intrydze odegrała siostra Myrny. Podobno to przez nią Myrna poznała Tremblay’a. Co o tym sądzisz, Hoss? Dochodzimy prawdy, która może być bardzo przykra dla twojej żony, czy odpuszczamy?
- Myślę, że należałoby to sprawdzić, jednak gdyby okazało się, że to w jakikolwiek sposób dotknie Aileen, to natychmiast się z tego wycofamy.

Ciekawe jaka jest jej siostra?

Kolejna część, bardzo emocjonująca, zawierająca sporo nowin, ale … przybywa zagadek. Ben nie jest skory do zwierzeń, musiał jednak wyjaśnić synom swoje kontakty z Myrną, czym wprawił ich w osłupienie. Zapewne tego się nie spodziewali po tatusiu. Również zaskoczyła ich wiadomość, że Myrna wzięła pieniądze za wydanie córki za Trambley’a, czyli właściwie sprzedała ją. Myślę, że rodzina Myrny nie będzie musiała zwracać tych pieniędzy. Zresztą chyba nikt o tym nie wie oprócz Cartwrightów, a ci zachowają to w tajemnicy. Nie wiadomo też dlaczego Tramblay tak nalegał na ślub z Aileen i jaką rolę odegrała tu siostra Myrny? Czy coś wie, czy jedynie znała Gordona, a tem posłużył się nią, żeby załatwić sprawę z Myrną? Kto wie? Pewnie autorka i nam to opisze następnych odcinkach. Niedługo? Czekam niecierpliwie na rozwiązanie tych zagadek …


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 11:50, 05 Kwi 2022    Temat postu:

Dziękuję bardzo za ciekawy komentarz. Very Happy Przyznam się, że w pierwotnym zamierzeniu tym fragmentem opowiadania miałam definitywnie zamknąć wątek Myrny Chump. Niestety, tak skomplikowałam sprawę, że teraz potrzebne będą wyjaśnienia. Na szczęście na posterunku jest Adam i on na pewno rozwikła wszystkie z wątpliwości. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:51, 12 Kwi 2022    Temat postu:

***

Wiadomość o samobójczej śmierci Myrny Chump lotem błyskawicy obiegła nie tylko Virginia City, ale i pobliskie miasteczka i osady. Wszyscy żyli domysłami, co też takiego łączyło ją z mężczyzną, którego otruła. Oczywiście zaczęto też zastanawiać się, gdzie zostanie pochowana i czy w ogóle powinna spocząć w poświęconej ziemi. Ostatecznie kres tej dyskusji położył pastor Farell, tłumacząc, że czyn, którego dopuściła się pani Chump jest grzechem śmiertelnym, jednak nie ludzie, a Bóg osądzi jej postępowanie i to On potępi lub zbawi jej duszę. Zakazał też wszelkich spekulacji na ten temat, bowiem jego zdaniem nie było to godne prawdziwego chrześcijanina. Słowa te oczywiście nie zamknęły ust najbardziej wścibskim mieszkańcom Virginia City, którzy i tak szemrali po domach, że takie, jak Myrna, powinny znaleźć miejsce, co najwyżej pod płotem cmentarnym.
W poniedziałek, w dwa dni po tragedii do miasta przyjechał Medard Chump, który zajął się formalnościami związanymi z pochówkiem żony. Oczywiście wsparciem w tych ciężkich chwilach był mu Ben Cartwright, który zaprosił Medarda do Ponderosy. Aileen, po szoku na wieść o tym czego dopuściła się jej matka, nad wyraz dobrze dawała sobie radę w tej niełatwej sytuacji. Starła się nie pokazywać po sobie, jak bardzo wstrząsnęła nią śmierć matki, ale powitanie z ojcem nie obyło się bez płaczu. Kilka godzin spędziła z ojcem sam na sam, zarzucając sobie, że była złą córką, że gdyby bardziej się starała to być może matka byłaby zupełnie inną osobą. Pan Chump starał się, jak mógł, przekonać Aileen, że jest w błędzie. Jednak kobieta nie przyjmowała jego tłumaczeń do wiadomości. Wreszcie zdesperowany Medard musiał podnieść na nią głos, aby zrozumiała, że dla jej matki nie było ratunku. Powiedział Aileen słowa, które zapadły jej głęboko w pamięć i wreszcie zrozumiała, że pomóc można tylko takiej osobie, która tego chce. Jej matka nie chciała. Medard poradził córce, aby pamiętała matkę z tych nielicznych dobrych chwil, gdy mimo wszystko była z niej dumna. Zapewnił ją, że takie chwile naprawdę się zdarzyły. Aileen chwyciła się tego, jak ostatniej deski ratunku. Wreszcie była na tyle silna, że sięgnęła po list pożegnalny od matki. Wcześniej nie była w stanie go przeczytać. Teraz już mogła. List był dość gruby. Mogło się wydawać, że składał się z kilku, a może kilkunastu stron. Po otwarciu koperty okazało się, że do krótkiego listu dołączony był jedwabny woreczek, w którym znajdował się złoty medalion (rodzinna pamiątka) oraz złożona na czworo czapeczka dziecięca wykonana z prawdziwych, weneckich koronek, wyglądających tak, jakby utkane zostały przez same anioły. Okazało się, że w tej właśnie czapeczce Aileen była podawana do chrztu. Medardowi na jej widok zaszkliły się oczy. Pamiętał bowiem, jak w dniu chrzcin wyglądała jego córeczka i pamiętał, jak wtedy właśnie o jakiś drobiazg pokłócił się z Myrną. Ona wiedziała, jak bardzo chciał zachować na pamiątkę strój dziecka. Gdy po jakimś czasie zapytał żonę o ubranka córeczki, ta odpowiedziała, że oddała je dla biednych dzieci. Już wtedy wiedział, że byli niedobranym małżeństwem. Wkrótce przyszło mu przekonać się w jak wielkim stopniu. Przesyłka od Myrny zaskoczyła go tak, jak słowa listu skierowanego do córki, z którego może wprost nie wynikało, że ją kiedykolwiek kochała, ale, że na swój sposób była z niej dumna. Nie prosiła o wybaczenie (nigdy by się do tego nie zniżyła, bo taka już była), ale przyznała, że było jej bardzo przykro z powodu ostatniego spotkania z córką, w czasie którego zupełnie nad sobą nie panowała. Zapewniła, że jej zamiarem nie była chęć upokorzenia córki, choć oczywiście mogło to tak wyglądać. Napisała też, żeby nikogo nie winić za to, co się stało. Miała swoje powody, dla których usunęła Gordona Tremblay’a. Świadoma, że musi ponieść karę za ten czyn, postanowiła sam sobie ją wymierzyć. Napisała też, że Aileen ma dużo szczęścia mając takiego ojca, jak Medard. Ona nigdy aż tyle szczęścia nie miała. W końcu też zaakceptowała Hossa, jako męża córki i życzyła im wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia, mając nadzieję, że w tej czapeczce, którą przesłała wraz z listem i medalionem będzie ochrzczone ich pierwsze dziecko.
Ten list, jak powiedział później Hoss, pozwolił jego żonie dojść do równowagi psychicznej. Kilka razy stanęła twarzą w twarz z osobami, które fałszywie jej współczuły, a tak naprawdę, chciały z niej wydobyć, jakiekolwiek złe słowa na temat Myrny. Aileen nigdy nie uwłaczyła pamięci matki. Mimo, że nadal czuła do niej żal, to ilekroć ktoś mówił coś negatywnego o jej matce, stawała w obronie jej pamięci. Ludzie, znając historię rodziny Chumpów, dziwili się aż takiej lojalności córki wobec zmarłej matki, która przecież nigdy jej nie kochała.

***

Tuż po skromnych uroczystościach pogrzebowych Myrny Chump, które odbyły się w ściśle rodzinnym gronie, Adam Cartwright skontaktował się z detektywem Loganem Carterem i poprosił go wyjaśnienie sprawy Myrny, a szczególnie tego kim był i czego tak naprawdę chciał Gordon Tremblay. Carter od razu wziął się do rzeczy. Porozmawiał ze wszystkimi osobami, które w ostatnich dniach przed tragedią miały do czynienia z Myrną Chump, a następnie wyjechał do San Francisco, aby bliżej przyjrzeć się rodzinie Gordona Tremblay’a, a szczególnie jego dorosłym dzieciom, które były w tak wielkim „szoku” po stracie ukochanego ojca, że zleciły pochówek doczesnych szczątków pana Tremblay’a na cmentarzu w Virginia City i to bez udziału rodziny. Szeryf Roy Coffee, który z racji pełnionych obowiązków zobowiązany był powiadomić rodzinę pana Tremblay’a o jego tragicznym zejściu z tego łez padołu, był zbulwersowany odpowiedzią, jaką otrzymał od Gordona Tremblay’a Jr., najstarszego syna nieboszczyka. Ni mniej ni więcej Tremblay junior przesłał telegram o treści: „Nie czekać na rodzinę. Pochować ojca na miejscowym cmentarzu. Rachunek za pogrzeb i jego rzeczy osobiste przesłać na mój adres.”. Szeryf Coffee, jak długo żył na tym świecie nigdy nie spotkał się z aż tak wielką bezdusznością i brakiem szacunku dla zmarłego i to ze strony najbliższej rodziny. Gdy więc niemal w tym samym czasie, Mabel McKinnon, siostra Myrny Chump, odmówiła przyjazdu na jej pogrzeb, twierdząc, że tragiczne wieści przyprawiły ją o rozstrój nerwowy, a fakt samobójczej śmierci Myrny, niemal pozbawiły honoru ją i jej rodzinę tak bardzo poważaną w San Francisco, szeryf Coffee na długo zwątpił w rodzaj ludzki. W przeciwieństwie do szeryfa, detektyw Carter, mając już pewną wiedzę na temat obu rodzin, nie był bynajmniej zaskoczony takim ich postępowaniem. Wysnuł nawet pewną tezę, której udowodnienie wymagało pilnego wyjazdu do San Francisco. Konfrontacja z nieutulonymi w smutku po stracie bliskich rodzinami miała być jednym z etapów jego dochodzenia. Po drodze do San Francisco Logan zajrzał do agencji detektywistycznej swojego wuja w Carson City i wychodząc z założenia, że co dwie głowy to nie jedna, przedstawił mu całą sprawę. George Talbert, który bardzo cenił swojego bratanka, uznał, że jest ona warta szybkiego wyjaśnienia, choć niczym układanka może okazać się bardzo trudną. Dał mu kilka listów polecających do przyjaciół w San Francisco, którzy dużo mogli, a przy tym o nic nie pytali. Dochodzenie prawdy zajęło Carterowi mniej czasu niż się spodziewał. To, co odkrył zaskoczyło go i to bardzo, ale gdy w drodze powrotnej do Virginia City ponownie zajrzał do wuja wszystkie elementy układanki były już na swoim miejscu.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Wto 22:09, 12 Kwi 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 23:36, 12 Kwi 2022    Temat postu:

Cytat:
… i czy w ogóle powinna spocząć w poświęconej ziemi. Ostatecznie kres tej dyskusji położył pastor Farell, tłumacząc, że czyn, którego dopuściła się pani Chump jest grzechem śmiertelnym, jednak nie ludzie, a Bóg osądzi jej postępowanie i to On potępi lub zbawi jej duszę. Zakazał też wszelkich spekulacji na ten temat, bowiem jego zdaniem nie było to godne prawdziwego chrześcijanina.

Bardzo rozsądne słowa, godne prawdziwego duszpasterza
Cytat:
Kilka godzin spędziła z ojcem sam na sam, zarzucając sobie, że była złą córką, że gdyby bardziej się starała to być może matka byłaby zupełnie inną osobą. Pan Chump starał się, jak mógł, przekonać Aileen, że jest w błędzie. Jednak kobieta nie przyjmowała jego tłumaczeń do wiadomości. Wreszcie zdesperowany Medard musiał podnieść na nią głos, aby zrozumiała, że dla jej matki nie było ratunku. Powiedział Aileen słowa, które zapadły jej głęboko w pamięć i wreszcie zrozumiała, że pomóc można tylko takiej osobie, która tego chce. Jej matka nie chciała. Medard poradził córce, aby pamiętała matkę z tych nielicznych dobrych chwil, gdy mimo wszystko była z niej dumna.

Aileen wszystko matce wybaczyła
Cytat:
List był dość gruby. Mogło się wydawać, że składał się z kilku, a może kilkunastu stron. Po otwarciu koperty okazało się, że do krótkiego listu dołączony był jedwabny woreczek, w którym znajdował się złoty medalion (rodzinna pamiątka) oraz złożona na czworo czapeczka dziecięca wykonana z prawdziwych, weneckich koronek, wyglądających tak, jakby utkane zostały przez same anioły. Okazało się, że w tej właśnie czapeczce Aileen była podawana do chrztu. Medardowi na jej widok zaszkliły się oczy. Pamiętał bowiem, jak w dniu chrzcin wyglądała jego córeczka …

To piękne, rodzinne pamiątki. Ciekawe, co jest w liście?
Cytat:
Przesyłka od Myrny zaskoczyła go tak, jak słowa listu skierowanego do córki, z którego może wprost nie wynikało, że ją kiedykolwiek kochała, ale, że na swój sposób była z niej dumna. Nie prosiła o wybaczenie (nigdy by się do tego nie zniżyła, bo taka już była), ale przyznała, że było jej bardzo przykro z powodu ostatniego spotkania z córką, w czasie którego zupełnie nad sobą nie panowała. Zapewniła, że jej zamiarem nie była chęć upokorzenia córki, choć oczywiście mogło to tak wyglądać. Napisała też, żeby nikogo nie winić za to, co się stało. Miała swoje powody, dla których usunęła Gordona Tremblay’a. Świadoma, że musi ponieść karę za ten czyn, postanowiła sam sobie ją wymierzyć. Napisała też, że Aileen ma dużo szczęścia mając takiego ojca, jak Medard. Ona nigdy aż tyle szczęścia nie miała. W końcu też zaakceptowała Hossa, jako męża córki i życzyła im wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia, mając nadzieję, że w tej czapeczce, którą przesłała wraz z listem i medalionem będzie ochrzczone ich pierwsze dziecko.
Ten list, jak powiedział później Hoss, pozwolił jego żonie dojść do równowagi psychicznej.

Ten list odzwierciedla charakter Myrny. Trudno jej przyznać się do złego postępowania, ale ma jednak dobre chęci
Cytat:
Tuż po skromnych uroczystościach pogrzebowych Myrny Chump, które odbyły się w ściśle rodzinnym gronie, Adam Cartwright skontaktował się z detektywem Loganem Carterem i poprosił go wyjaśnienie sprawy Myrny, a szczególnie tego kim był i czego tak naprawdę chciał Gordon Tremblay.

Tak, to jest klucz do rozwiązania zagadki
Cytat:
Szeryf Roy Coffee, który z racji pełnionych obowiązków zobowiązany był powiadomić rodzinę pana Tremblay’a o jego tragicznym zejściu z tego łez padołu, był zbulwersowany odpowiedzią, jaką otrzymał od Gordona Tremblay’a Jr., najstarszego syna nieboszczyka. Ni mniej ni więcej Tremblay junior przesłał telegram o treści: „Nie czekać na rodzinę. Pochować ojca na miejscowym cmentarzu. Rachunek za pogrzeb i jego rzeczy osobiste przesłać na mój adres.”. Szeryf Coffee, jak długo żył na tym świecie nigdy nie spotkał się z aż tak wielką bezdusznością i brakiem szacunku dla zmarłego i to ze strony najbliższej rodziny.

Jak widać pan Gordon był „uwielbiany” przez swoich najbliższych
Cytat:
Gdy więc niemal w tym samym czasie, Mabel McKinnon, siostra Myrny Chump, odmówiła przyjazdu na jej pogrzeb, twierdząc, że tragiczne wieści przyprawiły ją o rozstrój nerwowy, a fakt samobójczej śmierci Myrny, niemal pozbawiły honoru ją i jej rodzinę tak bardzo poważaną w San Francisco, szeryf Coffee na długo zwątpił w rodzaj ludzki. W przeciwieństwie do szeryfa, detektyw Carter, mając już pewną wiedzę o obu rodzinach, nie był bynajmniej zaskoczony takim ich postępowaniem.

Obie siostry jak widać miały paskudne charaktery
Cytat:
Dochodzenie prawdy zajęło Carterowi mniej czasu niż się spodziewał. To, co odkrył zaskoczyło go i to bardzo, ale gdy w drodze powrotnej do Virginia City ponownie zajrzał do wuja wszystkie elementy układanki były już na swoim miejscu.

Ale co on odkrył? Chyba coś ważnego

Kolejna część opowieści. Bardzo wzruszająca. Aileen bardzo rozpacza po śmierci matki, choć niewiele dobrego od niej zaznała. Cóż, dziewczyna ma dobry, czuły charakter. Pasuje do Hossa. Myrna chyba się zmieniła przed śmiercią. Trochę, tyle, że przyznaje, że była dumna z córki i że docenia to, że Hoss jest dla niej dobrym mężem. O pieniądzach od Trembley’a na razie nikt nie wie oprócz Bena. Mam nadzieję, że tak zostanie, bo „kochająca” rodzina zmarłego ściągnęłaby dług z Aileen i pana Chumpa. Bardzo ciekawa jestem, co odkrył detektyw. Chyba coś ważnego, jakiś powód dla którego Gordon tak bardzo chciał poślubić Aileen. Myślę, że i „kochająca” siostra Myrny zna ten powód, ale czy przyzna się do tego? I co to może być? Niecierpliwie czekam na rozwiązanie tej zagadki … Mam nadzieję, że to nic przykrego dla Aileen i Hossa, bo sporo już przeszli.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 10:08, 13 Kwi 2022    Temat postu:

Bardzo dziękuję za komentarz. Very Happy Faktycznie, Carter odkrył coś bardzo ciekawego, ale o tym już w następnym odcinku. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 14:02, 20 Kwi 2022    Temat postu:

***

Ponderosa, trzy tygodnie później

Mimo, że była już jesień dzień był ciepły i słoneczny. Holly siedziała w fotelu bujanym przed domem i robiła na drutach sweterek dla swojego maleństwa, którego narodzin spodziewała się pod koniec lutego. Od czasu gdy pani Estera nauczyła ją robić na drutach, Holly wpadła w szał dziergania. Miała już zrobionych kilka cieplutkich wdzianek (wszak dziecko urodzi się zimą, a zimy w Nevadzie potrafią być bardzo mroźne), cztery mięciutkie kocyki, tyleż pelerynek, osiem słodkich czapeczek i coś co w zamierzeniu miało być małymi skarpetkami, ale nie do końca się udało. Adam widząc w jakim tempie pojawiają się kolejne dziecięce ubranka nie omieszkał z właściwym sobie sarkazmem zauważyć, że tak duża wyprawka posłuży nie tylko ich dziecku, ale także i ich wnukom oraz prawnukom. Holly, która będąc w błogosławionym stanie wyraźnie straciła na zadziorności, prychnęła tylko z wyższością na niego i zażądała kolejnej partii różnokolorowych włóczek. Adam, chcąc nie chcąc musiał zastosować się do żądań małżonki, która swoją pasją zaraziła Aileen, ciotkę Emily, nie mającą co prawda zdolności w tym kierunku, a jedynie dobre chęci oraz panny Valerie i Susan LaMarr. Zwłaszcza ta ostatnia okazała się bardzo pilną i zdolną uczennicą. Nic więc dziwnego, że chętnie odwiedzała ranczo Cartwrightów. Nieraz tylko bywało jej przykro, gdy na jej widok Joe przypominał sobie, że ma właśnie coś pilnego do roboty. Z czasem do tego grona dołączyła żona zarządcy Ponderosy, Gloria Berens (biedny Fred żalił się Benowi, że robótki żony są wszędzie, nawet w małżeńskim łóżku, o czym przyszło mu boleśnie się przekonać, gdy drut niczym indiańska strzała wbił mu się w pośladek). Nie trzeba dodawać, że z tej mody na dzierganie zadowoleni byli właściciele dwóch sklepów w Virginia City, jednego w Placerville, o sklepach w Reno nie wspominając. Wspólne dzierganie bardzo zbliżyło kobiety i doszło nawet do tego, że przynajmniej raz w tygodniu urządzały sobie w Ponderosie damskie wieczorki. Mnóstwo przy tym było śmiechu i radości. Niekwestionowaną mistrzynią dziergania była oczywiście pani Estera, która nadawała ton tym spotkaniom. Trzeba przyznać, że bardzo się zmieniła od czasu, gdy postanowiła odejść od męża. W Ponderosie znalazła drugą rodzinę. Ubóstwiała swojego wnuka, zaprzyjaźniła się z Holly i jej ciotką, a dla Aileen, zwłaszcza po jej ciężkich przeżyciach, była prawdziwym wsparciem. Cartwrightów, poczynając od Bena a skończywszy na Małym Joe bardzo polubiła. Zwłaszcza Joe przypadł jej do serca. Lubiła jego radość życia, dobre serce i skłonność do żartów. Joseph odwzajemniał tę sympatię. Kiedyś w przypływie desperacji zwierzył się jej z kolejnej porażki sercowej. Nie mógł tego powiedzieć nikomu innemu nie narażając się na kpiny. Uznał więc, że pani Estera na pewno go zrozumie, a może nawet coś doradzi. Gdy zorientował się, że rady kobiety wychodzą mu na dobre, a przy tym potrafi ona zachować dyskrecję, uznał ją za swoją prawdziwą przyjaciółkę. Zresztą tylko przy prawdziwej przyjaciółce mógł trzymać nogi na stole i nie być za to karcony.
- A niech to jasny szlag trafi! - zaklęła Holly, która zamyśliwszy, zgubiła trzy oczka swej robótki. Zaraz też rozejrzała się wokół i upewniwszy się, że nikt nie słyszał jej słów, pogłaskała się delikatnie po brzuchu i powiedziała: - przepraszam, maleństwo. Nie powinnam przeklinać. Obiecałam twojemu tacie, że będę zachowywać się statecznie, tyle tylko, że jest to bardzo trudne. Chyba mi rozum odjęło, że zgodziłam się na coś takiego.
Holly pochyliła głowę nad robótką i już miał naprawić swój błąd, gdy usłyszała tętent konia. Po chwili na podwórze ktoś wjechał. Holly osłoniła dłonią oczy przed słońcem i aż krzyknęła z radości. Szybko zwinęła robótkę i odłożyła ją do koszyka. Wstała z fotela, wygładziła suknię, po czym uśmiechając się do zbliżającego się do niej mężczyzny serdecznie powiedziała:
- Witaj, Lucky. Jak dobrze cię widzieć.
- Ciebie również, moja droga – Logan Carter ujął dłonie Holly w swoje ręce i przez chwilę przyglądał się jej uważnie. - Wyglądasz kwitnąco. Widać, że małżeństwo ci służy – zauważył.
- Żebyś wiedział – zaśmiała się.
- To znaczy, że Adam jest dobrym mężem?
- Najlepszym! Ale nie powinien o tym wiedzieć, bo w przeciwnym razie popadnie w samozachwyt.
- Ja mu nie powiem. Przysięgam – rzekł Logan kładąc dłoń na piersi. - A skoro mowa o Adamie, to jest w domu?
- Pojechał z braćmi do tartaku, ale niedługo powinni wrócić. – Odparła, po czym z ledwo ukrywaną ciekawością, spytała:- powiesz mi, co udało ci się ustalić?
- Chciałbym, ale nie mogę.
- Nic a nic? Ani jednego słówka? - spytała biorąc Logana pod ramię.
- Przykro mi, ale najpierw muszę porozmawiać z twoim mężem.
- A, czy pod jego nieobecność, nie mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy jego żonie? - spytała uśmiechając się najpiękniej, jak tylko potrafiła, a następnie, jakby gwoli wyjaśnienia dodała: -wiesz, mąż i żona to jedno.
- Holly, Holly – Logan pokręcił głową i parsknął cichym śmiechem – widzę, że nic a nic się nie zmieniłaś.
- A mówią mi, że podobno złagodniałam.
- Słyszałem, że kobietom w błogosławionym stanie zmienia się charakter i to czasami na dobre, ale ciebie, jak widzę ciekawość nie opuszcza – odparł rozbawiony Carter.
- A, co ma piernik do wiatraka? - spytała, przyglądając się mu uważnie – i w ogóle skąd wiesz, że ja…
- Od twojego męża – odparł Logan wchodząc jej w słowo. - Nigdy nie widziałem tak dumnego przyszłego ojca.
- W to akurat mogę uwierzyć – Holly z politowaniem pokręciła głową – Adamowi na dumie nie zbywa.
- Oj, chyba jesteś trochę niesprawiedliwa dla swojego męża. On przecież świata za tobą nie widzi.
- Akurat uwierzę. Jakby tak było, to by się ciągle ze mną nie kłócił.
- Adam?! Nie wierzę.
- Jasne – fuknęła Holly – męska solidarność.
- Cóż chcesz – Carter bezradnie rozłożył ręce – niedługo żenię się i będę potrzebował prawdziwego przyjaciela. Takiego można mieć tylko wtedy, gdy jest się lojalnym.
- To znaczy, że nic mi nie powiesz? - spytała udając naburmuszoną, Holly.
- Naprawdę nie mogę – Logan roześmiał się, po czym powiedział z prośbą w głosie: - proszę nie nalegać, droga pani Cartwright.
- Widzę, że w tym starciu przegrałam – Holly zrobiła niepocieszoną minę – trudno. Poczekam. Tylko wiesz, co? Adam i tak mi wszystko powie, więc może mógłbyś choć powiedzieć, czy nic nie grozi Aileen i Hossowi.
- Ależ jesteś ciekawska, ale to akurat mogę ci powiedzieć. Obojgu nic nie zagraża.
- To wspaniale. A, czy…
- O, zdaje się, że Cartwrightowie wracają – zauważył Logan usłyszawszy zbliżający się tętent koni.
- Ja to mam szczęście – mruknęła Holly – już prawie cię urobiłam.
- Nie sądzę – odparł Logan z trudem powstrzymując wesołość. Po chwili na podwórze wjechali Adam i Hoss, a tuż za nimi Joe ciągnąc złapane na lasso rozpaczliwie beczące ciele. Adam spostrzegłszy gościa szybko zsiadł z konia. Najpierw jednak przywitał się z żoną. Czułość z jaką to zrobił nie uszła uwadze Logana. Następnie obejmując ją ramieniem wyciągnął dłoń do przyjaciela.
- Miło cię widzieć – powiedział.
- Ciebie również.
- Kiedy przyjechałeś?
- Dziś rano. Niemal prosto z dyliżansu przyjechałem do was. Nie zdążyłem nawet zajrzeć do państwa LaMarr.
- Błąd, przyjacielu – Adam westchnął robiąc dziwną minę – Val może ci tego nie wybaczyć.
- Moja narzeczona jest uosobieniem łagodności.
- Nie byłbym taki pewien.
- Nie rozumiem – Logan zdziwiony spojrzał na Adama.
- Twoja narzeczona i moja żona bardzo ostatnio się zaprzyjaźniły. Obawiam się, że Valerie mogła nieco przesiąknąć stylem bycia mojej uroczej małżonki.
- Doprawdy? - Logan zupełnie nieprzekonany spojrzał na Adama, a gdy ten znacząco mrugnął, skinął głową i przyznał: - muszę koniecznie to sprawdzić.
- Koniecznie, bo wiesz, kto z kim przestaje takim się staje – stwierdził Adam i syknął z bólu czując, jak łokieć Holly wbija się w jego bok.
- Wiecie, co? - Holly powiodła wzrokiem po rozbawionych mężczyznach – jesteście okropni. Obaj.
Na to kategoryczne stwierdzenie Adam i Logan wybuchnęli gromkim śmiechem.
- A, co tu tak wesoło? - spytał Hoss, który w międzyczasie odprowadził konie do stajni i teraz właśnie podszedł, żeby przywitać się z Carterem. - Przywiozłeś, jakieś dobre wieści, przyjacielu?
- Bardzo dobre, ale chciałbym je przekazać całej waszej rodzinie.
- Ojciec i Aileen są w domu, a Matti z panią Esterą poszli do cioci Emily – wtrąciła Holly.
- Witaj Logan – rzekł, Joe, który uporawszy się z zawodzącym cielaczkiem, dołączył do stojącego przed wejściem do domu towarzystwa.
- Dzień dobry, Joe – odparł Carter, ściskając dłoń najmłodszego z Cartwrightów. - Odkąd to z tartaku zamiast desek przywozi się cielaki? - zapytał.
- Znaleźliśmy go w drodze powrotnej. Musiał biedak się zgubić. Po południu pojadę z nim na dolne pastwisko, może uda mi się znaleźć jego mamę.
- Świetny pomysł, Joe – pochwaliła Holly. - Ten cielaczek jest jeszcze za mały, żeby był bez matki. To byczek, prawda?
- A skąd wiesz? - spytał Joe uśmiechając się do bratowej.
- Wiem i już – odparła wzruszając ramionami Holly. - Intuicja nigdy mnie nie zawodzi.
- To, co teraz mówi ci intuicja? - zażartował Adam.
- Że już najwyższa pora, aby detektyw Logan Carter podzielił się z nami rezultatami swojego dochodzenia w San Francisco.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 18:50, 20 Kwi 2022    Temat postu:

Cytat:
Od czasu gdy pani Estera nauczyła ją robić na drutach, Holly wpadła w szał dziergania. Miała już zrobionych kilka cieplutkich wdzianek (wszak dziecko urodzi się zimą, a zimy w Nevadzie potrafią być bardzo mroźne), cztery mięciutkie kocyki, tyleż pelerynek, osiem słodkich czapeczek i coś co w zamierzeniu miało być małymi skarpetkami, ale nie do końca się udało.

To bardzo przydatna umiejętność dla przyszłej mamy
Cytat:
Adam widząc w jakim tempie pojawiają się kolejne dziecięce ubranka nie omieszkał z właściwym sobie sarkazmem zauważyć, że tak duża wyprawka posłuży nie tylko ich dziecku, ale także i ich wnukom oraz prawnukom. Holly, która będąc w błogosławionym stanie wyraźnie straciła na zadziorności, prychnęła tylko z wyższością na niego i zażądała kolejnej partii różnokolorowych włóczek.

Niech sam spróbuje dziergać, a nie krytykować zapału żony
Cytat:
Adam, chcąc nie chcąc musiał zastosować się do żądań małżonki, która swoją pasją zaraziła Aileen, ciotkę Emily, nie mającą co prawda zdolności w tym kierunku, a jedynie dobre chęci oraz panny Valerie i Susan LaMarr. Zwłaszcza ta ostatnia okazała się bardzo pilną i zdolną uczennicą. Nic więc dziwnego, że chętnie odwiedzała ranczo Cartwrightów. Nieraz tylko bywało jej przykro, gdy na jej widok Joe przypominał sobie, że ma właśnie coś pilnego do roboty.

I tak nie ma szans, nie ucieknie przed zdeterminowaną kobietą
Cytat:
Z czasem do tego grona dołączyła żona zarządcy Ponderosy, Gloria Berens (biedny Fred żalił się Benowi, że robótki żony są wszędzie, nawet w małżeńskim łóżku, o czym przyszło mu boleśnie się przekonać, gdy drut niczym indiańska strzała wbił mu się w pośladek).

I tak miał szczęście, że to był pośladek
Cytat:
Zwłaszcza Joe przypadł jej do serca. Lubiła jego radość życia, dobre serce i skłonność do żartów. Joseph odwzajemniał tę sympatię. Kiedyś w przypływie desperacji zwierzył się jej z kolejnej porażki sercowej. Nie mógł tego powiedzieć nikomu innemu nie narażając się na kpiny. Uznał więc, że pani Estera na pewno go zrozumie, a może nawet coś doradzi. Gdy zorientował się, że rady kobiety wychodzą mu na dobre, a przy tym potrafi ona zachować dyskrecję, uznał ją za swoją prawdziwą przyjaciółkę. Zresztą tylko przy prawdziwej przyjaciółce mógł trzymać nogi na stole i nie być za to karcony.

Tak, z pewnością ktoś kto nie karci Joe’go jest jego przyjacielem
Cytat:
… - powiesz mi, co udało ci się ustalić?
- Chciałbym, ale nie mogę.
- Nic a nic? Ani jednego słówka? - spytała biorąc Logana pod ramię.
- Przykro mi, ale najpierw muszę porozmawiać z twoim mężem.
- A, czy pod jego nieobecność, nie mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy jego żonie? - spytała uśmiechając się najpiękniej, jak tylko potrafiła, a następnie, jakby gwoli wyjaśnienia dodała: -wiesz, mąż i żona to jedno.

Holly jak każda kobieta jest ciekawa … a Logan chyba zdobył interesujące informacje
Cytat:
… - Intuicja nigdy mnie nie zawodzi.
- To, co teraz mówi ci intuicja? - zażartował Adam.
- Że już najwyższa pora, aby detektyw Logan Carter podzielił się z nami rezultatami swojego dochodzenia w San Francisco.

Właśnie, czego się Logan dowiedział w San Francisco?

Zgrzytam czym się da i podskakuję z irytacji! To jest jak cios kartoflem w obolałą szczękę. Logan czegoś się dowiedział. Bardzo ważnego zapewne, a ja nic o tym nie wiem. Dlaczego? Jak mam wytrzymać do kolejnego odcinka?! Czy to jest wiadomość dobra dla Aileen i Hossa? Trochę mój ból łagodzi fragment dotyczący dziergania. Również mojej ulubionej czynności. Współczuję oczywiście Fredowi, ale i tak chłopina miał sporo szczęścia. No i te cudne robótki. Z pewnością uszczęśliwią maleństwo. W każdym razie młode Cartwrighciątko będzie wystrojone, jak nikt. I dobrze. Niech dziecko wie, że jest kochane. Czekam niecierpliwie przebierając kończynami na dalszy ciąg i wiadomość o tym, czego Logan dowiedział się w Sam Francisco … bardzo niecierpliwie czekam.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:47, 20 Kwi 2022    Temat postu:

Bardzo dziękuję za miły komentarz. Początkowo miałam od razu opisać, co takiego Logan ustalił w San Francisco, ale pomyślałam, że warto trochę podgrzać atmosferę. Obiecuję, że kolejny odcinek w całości będzie dotyczył relacji Logana. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 13:44, 22 Kwi 2022    Temat postu:

Z nadzieją, że opowieść Logana ma "ręce i nogi", wklejam część pierwszą i zapraszam do lektury Very Happy

***

W pół godziny później Logan Carter, po krótkiej rozmowie z Benem i Adamem, usiadł wygodnie w fotelu, położył na kolanach grubą, szarą, sporych rozmiarów kopertę i z tajemniczym uśmiechem powiódł po twarzach zgromadzonej w salonie rodziny Cartwrightów. Dłuższą chwilę przyglądał się Hossowi i Aileen, która nerwowo ściskała ogromną dłoń swego męża. Logan uśmiechnął się do niej i spokojnym, ciepłym głosem powiedział:
- Aileen, zanim zdam relację z tego, co ustaliłem, przyjmij proszę moje szczere gratulacje.
Zaskoczona tymi słowami kobieta spojrzała na Logana i z przejęciem spytała:
- Gratulacje? Z jakiego powodu? Nie rozumiem.
- No, właśnie – rzekł zaciekawiony, ale zarazem zniecierpliwiony Hoss – zamiast mówić zagadkami, powiedz wreszcie o co chodzi?
- Już mówię – odparł Logan. - Aileen, a właściwie pani Adelajda-Aileen Chump-Cartwright odziedziczyła ogromny spadek.
- Ja? Spadek? - żona Hossa była w prawdziwym szoku – to niemożliwe. Robisz sobie ze mnie żarty?
- Nigdy bym sobie na to nie pozwolił. – Odparł Carter z powagą i dodał: - wszystko wskazuje na to, że zostałaś jedną z najbogatszych, jeśli nie najbogatszą kobietą w Nevadzie.
W jednej chwili zapadła pełna niedowierzania cisza, by już w następnej salon domu Cartwrightów wypełnił się podekscytowanymi głosami przekrzykującymi się i zadającymi równocześnie pytania. Jedynie Aileen, zupełnie oniemiała, wpatrywała się w Logana nic nierozumiejącym wzrokiem. Wreszcie Ben, uniósłszy dłonie w górę, donośnym głosem zarządził:
- Cisza! Spokojnie, nie wszyscy naraz! Logan, zechciej nam wyjaśnić, co to za spadek i po kim dziedziczy Aileen?
- Chętnie to wyjaśnię, ale najpierw – tu detektyw zwrócił się do żony Hossa – zechciej mi powiedzieć, co wiesz o swojej rodzinie.
- Nie bardzo rozumiem, o co ci chodzi? - odparła z całą szczerością Aileen. - Moją rodziną jest teraz Hoss i Cartwrightowie.
- Tak, oczywiście – przytaknął Logan – ale mnie chodzi o rodziny twoich rodziców.
- Cóż… niewiele mogę o nich powiedzieć. Mój tato był jedynakiem. Jego rodzice od dawna nie żyją. Wiem, że ma kilku kuzynów, ale prawie nie utrzymują kontaktów. Zdaje się, że mieszkają gdzieś na Wschodnim Wybrzeżu. Przykro mi, ale nie wiem o nich zbyt dużo. Mój tata na pewno więcej miałby do powiedzenia. Mogę do niego napisać.
- To niekonieczne. A, co wiesz o rodzinie Whitmanów?
- O rodzinie mojej matki – rzekła ze smutkiem Aileen i ciężko westchnęła. - Nic, czym można byłoby się pochwalić.
- Spróbuj sobie przypomnieć – poprosił detektyw.
- Dziadków Whitmanów nie pamiętam. Wiem tylko, że gdy się urodziłam dziadek był bardzo schorowany. Ciotka Mabel, starsza od mojej matki o dwa lata nigdy nie wzbudzała mojej sympatii, podobnie, jak jej mąż i córki. Cóż tu ukrywać, po prostu ich nie lubiłam i to zdaje się z wzajemnością.
- A przypominasz sobie kogoś jeszcze? Może twoja matka wspominała o jakichś innych członkach rodziny?
- Właściwie to nie – Aileen bezradnie wzruszyła ramionami. - Prawdę mówiąc niewiele wiem o krewnych ze strony matki. My prawie ze sobą nie rozmawiałyśmy. Matka na ogół wydawała mi polecenia.
- Rozumiem – odparł Carter, spoglądając ze współczuciem na Aileen.
- A ja nie rozumiem, po co przepytujesz moją żonę – rzekł wyraźnie poirytowany Hoss. - Mów, co masz do powiedzenia.
- Hoss, kochany, nie denerwuj się – poprosiła Aileen, gładząc męża po ramieniu. - Logan na pewno ma swoje powody, a ja mu ufam.
- Dziękuję moja droga – Carter skinął głową w kierunku kobiety. - Te moje pytania nie były bezzasadne. Chciałem upewnić się, czy słyszałaś o wuju imieniem Ernest?
- Nie. Skąd. - Aileen pokręciła z przejęciem głową. - Ani tata, ani matka nie wspominali o kimś takim. Jeśli był jakiś wuj Ernest to jest to dla mnie prawdziwe zaskoczenie. Kim on właściwie był?
- Przyrodnim bratem twojej matki – odparł detektyw.
- Ona miała brata? - zdziwienie Aileen sięgnęło zenitu. - Nigdy mi o nim nie mówiła – zapewniła. - Czyżby on był moim dobroczyńcą?
- Owszem.
- Ale dlaczego, przecież mnie nie znał.
- Znał i to bardzo dobrze – zapewnił Logan.
- Nic już z tego nie rozumiem – głos Aileen nagle się załamał i bliska płaczu, zapytała: - kim on właściwie był? Ten mój… wuj Ernest?
- Ernest Whitman był synem twojego dziadka z pierwszego małżeństwa. Miał trzynaście lat, gdy zmarła mu matka. Już w rok później jego ojciec ożenił się i prawdę mówiąc zrobiłby to wcześniej, gdyby nie wymogi nałożone przez żałobę. Macocha Ernesta, twoja babka, nie była dla niego dobra. Chłopak będący do tej pory w centrum zainteresowania ojca, został zepchnięty na dalszy plan. Twoja babka chciała się pozbyć pasierba. Nie zamierzała dzielić się z nim niemałą fortuną, jaką posiadł jej małżonek. Knuła przeciwko Ernestowi, utwierdzając twojego dziadka w tym, że jego pierworodny syn jest złym i podłym chłopakiem. Oskarżyła go między innymi o kradzież pieniędzy i jakichś błyskotek. Początkowo twój dziadek nie wierzył w te rewelacje. Twierdził, że dobrze zna syna i może za niego ręczyć. Dodał, że nie zniesie dłużej szkalowania Ernesta. Twoja babka zrozumiała, że posunęła się za daleko, ale nie zrezygnowała z usunięcia chłopaka ze swojego domu. Przez krótki czas w domu Whitmanów był spokój. Pani Whitman spodziewała się pierwszego dziecka. Wydawało się, że wreszcie macocha doszła do porozumienia z pasierbem. Była to tylko, niestety, gra pozorów.
- Dlaczego mnie to nie dziwi? - wtrąciła Aileen.
- Gdy twoja ciotka Mabel miała półtora roku, twoja babka ponownie była przy nadziei. Wtedy to jej mąż postanowił sporządzić nowy testament. Połowa majątku miała przypaść Ernestowi, a druga połowa żonie i potomstwu z niej zrodzonemu. Pani Whitman uznała to za wysoce niesprawiedliwe, o czym nie omieszkała poinformować swojego małżonka. On jednak się upierał przy swoim. Nie pozostało jej więc nic innego, jak skutecznie pozbyć się pasierba. Nie miała odwagi, żeby go uśmiercić. Za to potrafiła nieźle knuć. Uciekała się do różnych sposobów i wreszcie nim urodziła się twoja matka, skutecznie przegoniła Ernesta nie tylko z domu, ale i z życia rodziny Whitmanów.
- Ale jak? Jak to zrobiła? - spytała z przejęciem Aileen.
- Wmówiła twojemu dziadkowi, że Ernest nastaje na ich życie, bo chce zagarnąć cały majątek.
- To jakaś niedorzeczność! Przecież on był jeszcze chłopcem.
- Owszem – przyznał Logan - miał wtedy piętnaście lat. Pani Whitman tak długo i skutecznie sączyła jad do ucha swojego męża, że ten wreszcie uwierzył, iż jego pierworodny jest wcielonym złem. Postanowił oddać chłopaka do szkoły kadetów, bez możliwości powrotu do domu rodzinnego i co najważniejsze, wydziedziczyć. Z dnia na dzień Ernest stracił wszystko. Nawet nie mógł się bronić, bo ojciec nie chciał go wysłuchać. Gdy chłopak dowiedział się, czyja to zasługa postanowił uciec z domu. Zabrał ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, oszczędności w kwocie siedemdziesięciu dolarów i należącą do macochy złotą, wysadzaną diamentami bransoletę. Nawiasem mówiąc była to pierwsza i ostatnia kradzież Ernesta w jego życiu.
- Logan, a właściwie skąd ty o tym wszystkim wiesz? - spytał zaintrygowany Hoss.
- Pozwolisz, że to wyjaśnię później – odparł detektyw.
- Mów, mów, co było dalej. To takie ekscytujące – wtrąciła Holly, która pochłonięta opowieścią nie mogła doczekać się ciągu dalszego. Logan uśmiechnął się do niej i skinąwszy głową, przyznał:
- Masz rację Holly, losy Ernesta były niezwykle ciekawe i wręcz niewiarygodne. Po ucieczce z domu, ładnych parę lat błąkał się po Kalifornii. Oszczędności, które miał na długo mu nie starczyły. Najmował się więc do różnych prac. Najczęściej na dużych ranczach, gdzie zazwyczaj nie zadawano wielu pytań. W kilka lat później w Kalifornii wybuchła gorączka złota. Ernest postanowił spróbować szczęścia. Początkowo bez rezultatów, ale nic w tym dziwnego, bowiem był zupełnym żółtodziobem. Omal nie stracił jedynego zabezpieczenia, jakie posiadał, a mianowicie bransolety skradzionej macosze. Wkrótce jednak szczęście mu dopisało i udało mu się zdobyć małą działkę nad rzeką American. Szczęście jednak nie trwało długo, bo już wkrótce okazało się, że mimo ciężkiej pracy, złota właściwie nie było. Jednak któregoś dnia zupełnie już zniechęcony i gotowy pozbyć się za bezcen owej działki zauważył w sicie coś połyskującego. Było to złoto. Nie wierzył własnym oczom. Wkrótce udało mu się wypłukać kilka całkiem dużych samorodków złota. Oczywiście wieść o tym rozniosła się lotem błyskawicy. Natychmiast też wokół Ernesta zaczęli krążyć różni naciągacze, cwaniacy i zwykli złodzieje, którzy myśleli, że łatwo będzie im oskubać młodego mężczyznę. I tu w opowieści pojawia się niejaki John „Drzazga” Gilforda, stary traper, który z niejednego pieca jadł chleb. Gilford doskonale znał życie i ludzi, zwłaszcza tych żądnych bogactwa. Widząc, że młodzieniec może stać się ofiarą chciwość innych poszukiwaczy złota zaopiekował się nim i pokierował jego życiem. Ernest miał dużo szczęścia trafiając na tego człowieka. Określił go mianem swojego anioła stróża i drugim ojcem. I faktycznie Gilford nim był. Wydawałoby się, że to prosty, zwykły człowiek, ale to właśnie jemu chłopak zawdzięczał właściwie wszystko. „Drzazga” nauczył go pracowitości i szacunku dla drugiego człowieka, i co najważniejsze kazał mu się kształcić. Ernest skończył studia inżynierskie i geologiczne. Do Kalifornii wrócił pod koniec gorączki złota około 1854 roku i to z nową pasją - górnictwem. W czasie nauki jego interesów pilnował oczywiście Gilford. Twój wuj, Aileen całkowicie zaufał temu człowiekowi i wyszedł na tym doskonale. Dzięki mądrości Gilforda zdobył wykształcenie, ale też rozważnie lokował i pomnażał swój majątek. Trzeba przyznać, że miał wyjątkową intuicję, jeśli chodzi o złoża złota, srebra, a nawet miedzi. Był na tyle bogaty, że mógł pozwolić sobie na zakup trzech kopalni srebra w Nevadzie. Wkrótce Ernest i „Drzazga” Gilford wyruszyli do Kolorado, gdzie u stóp Gór Skalistych również wybuchła gorączka złota. Potem była jeszcze Arizona, ale ich celem nie było już złoto tylko miedź.
- Czyżby zainwestowali w kopalnię miedzi? - spytał Adam.
- Zgadłeś. Ernest i jego przyjaciel stali się właścicielami kopalni odkrywkowej miedzi w Bisbee. Nie muszę dodawać, że właśnie na miedzi najbardziej się wzbogacili. Wkrótce też Ernest poznał miłą dziewczynę, córkę właściciela kopalni złota w Kolorado i ożenił się z nią. Byli niezwykle zgodnym małżeństwem. Do szczęścia brakowało im tylko dzieci. Niestety Bóg w tym zakresie im nie pobłogosławił. Gdy Ernest skończył pięćdziesiąt lat nagle zmarła jego ukochana żona. Kilka lat wcześniej odszedł Gilford. Ernest został zupełnie sam, tak jak wtedy, gdy macocha wyrzuciła go z domu rodzinnego. Uświadomił sobie wtedy, że nie będzie miał komu zostawić całego tego majątku, na który tak ciężko pracował. To wówczas wpadł na pomysł, aby odszukać jedyną rodzinę, jaka mu pozostała, a mianowicie swoje siostry przyrodnie. Wynajął detektywów, którzy je odszukali. Ernest miał nadzieję, że jego siostry nie wdały się w matkę. Niestety, okazało się, że w swej zachłanności – wybacz Aileen - nawet ją przewyższyły. Szczególnie Mabel, która okazała się niezwykle wyrachowaną osobą. Nie lepsze okazały się jej córki. Naturalną koleją rzeczy skierował więc uwagę na ciebie, Aileen i cóż tu dużo mówić, oczarowałaś go. Ujęłaś go swoim taktem, kulturą i sposobem bycia, tak odmiennym od tego, co prezentowały jego siostry. Ernest zlecił dyskretną obserwację twojej osoby i z każdym raportem zyskiwałaś w jego oczach. Wreszcie przyszedł moment, w którym Ernest był pewien kto zostanie jego spadkobiercą. I muszę ci powiedzieć, że nie miał, co do tego żadnych wątpliwości. Kochał cię, jak własną córkę.
- Skąd to wiesz? - spytała poruszona do głębi Aileen.
- Twój wuj zostawił dzienniki, które, wybacz mi, zmuszony byłem przeczytać. Zresztą mam je tu ze sobą – rzekł Logan i podał jej grubą kopertę, którą dotychczas trzymał na kolanach. - Z nich dowiesz się wszystkiego, co dotyczyło twojego wuja.
- Dlaczego się nie ujawnił?
- Chronił ciebie i w pewnym sensie siebie. Nie chciał, żadnych kontaktów z Mabel i Myrną, a niewątpliwie doszłoby do tego, gdyby się ujawnił.
- Szkoda, że nie dane mi było poznać wuja – rzekła Aileen przyciskając do piersi jego dzienniki. - To musiał być niezwykły i dobry człowiek.
- Był – przyznał detektyw, po czym spoglądając zagadkowo na kobietę, spytał: - masz pewność, że nigdy go nie spotkałaś?
- Oczywiście. A niby kiedy miałam go poznać?
- Pamiętasz swoją podróż do Carson City na pensję pani Wharton?
- Owszem. Oprócz moich rodziców i mnie jechał z nami tylko taki bardzo miły pan. Miał śmiejące się oczy i był trochę starszy od mojego taty. Teraz jak to sobie przypominam, to było trochę dziwne, że nikt oprócz niego nam nie towarzyszył. Nawet moja matka zwróciła na to uwagę – rzekła Aileen wpatrując się w dziwnie uśmiechającego się Logana. I wtedy zrozumiała kim był czarujący towarzysz podróży. - O, mój Boże, to był on – jęknęła cicho.
- Tak. Towarzyszył ci w najważniejszych momentach twojego życia. Gdy rozpoczęłaś naukę w Carson City twój wuj bardzo się ucieszył, bo mieszkał w tym mieście już jakiś czas i tym samym mógł być bliżej ciebie. Lepiej poznać, a przede wszystkim otoczyć cię dyskretną opieką. Ernest Gilford…
- Jak to Gilford? - Aileen weszła w słowo Carterowi – a nie Whitman?
- Twój wuj za radą przyjaciela zmienił nazwisko. Uznał, że woli nosić nazwisko człowieka, któremu tak wiele zawdzięczał. Poza tym nie chciał zwracać na siebie uwagi swojej dawnej rodziny. On już wtedy miał żonę, poważanie, był zamożnym człowiekiem, udzielał się charytatywnie w wielu instytucjach. Był też w zarządzie pensji pani Wharton. To on wręczył ci pierwszą nagrodę w konkursie recytatorskim, a potem gratulował ukończenia nauki z pierwszą lokatą. Spotkaliście się nawet w restauracji, do której ojciec zabrał ciebie i twoją matkę.
- Pamiętam. Tak, teraz pamiętam. Podszedł do naszego stolika i złożył mi jeszcze raz gratulacje, i życzył wszystkiego najlepszego. Gdybym wiedziała, że to był mój wujek, gdybym tylko wiedziała – powiedziała i łzy spłynęły jej po policzkach.

***

ciąg dalszy już wkrótce Mruga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:47, 22 Kwi 2022    Temat postu:

Cytat:
Logan uśmiechnął się do niej i spokojnym, ciepłym głosem powiedział:
- Aileen, zanim zdam relację z tego, co ustaliłem, przyjmij proszę moje szczere gratulacje.
Zaskoczona tymi słowami kobieta spojrzała na Logana i z przejęciem spytała:
- Gratulacje? Z jakiego powodu? Nie rozumiem.
- No, właśnie – rzekł zaciekawiony, ale zarazem zniecierpliwiony Hoss – zamiast mówić zagadkami, powiedz wreszcie o co chodzi?
- Już mówię – odparł Logan. - Aileen, a właściwie pani Adelajda-Aileen Chump-Cartwright odziedziczyła ogromny spadek.

To bardzo dobra nowina
Cytat:
Logan, zechciej nam wyjaśnić, co to za spadek i po kim dziedziczy Aileen?
- Chętnie to wyjaśnię, ale najpierw – tu detektyw zwrócił się do żony Hossa – zechciej mi powiedzieć, co wiesz o swojej rodzinie.
- Nie bardzo rozumiem, o co ci chodzi? - odparła z całą szczerością Aileen. - Moją rodziną jest teraz Hoss i Cartwrightowie.
- Tak, oczywiście – przytaknął Logan – ale mnie chodzi o rodziny twoich rodziców.
- Cóż… niewiele mogę o nich powiedzieć.

Właśnie, po kim dziedziczy Aileen?
Cytat:
A, co wiesz o rodzinie Whitmanów?
- O rodzinie mojej matki – rzekła ze smutkiem Aileen i ciężko westchnęła. - Nic, czym można byłoby się pochwalić.
- Spróbuj sobie przypomnieć – poprosił detektyw.
- Dziadków Whitmanów nie pamiętam. Wiem tylko, że gdy się urodziłam dziadek był bardzo schorowany. Ciotka Mabel, starsza od mojej matki o dwa lata nigdy nie wzbudzała mojej sympatii, podobnie, jak jej mąż i córki. Cóż tu ukrywać, po prostu ich nie lubiłam i to zdaje się z wzajemnością.
- A przypominasz sobie kogoś jeszcze? Może twoja matka wspominała o jakichś innych członkach rodziny?
- Właściwie to nie – Aileen bezradnie wzruszyła ramionami. - Prawdę mówiąc niewiele wiem o krewnych ze strony matki. My prawie ze sobą nie rozmawiałyśmy. Matka na ogół wydawała mi polecenia.

Aileen nadal nie ma pojęcia po kim mogłaby coś odziedziczyć?
Cytat:
Chciałem upewnić się, czy słyszałaś o wuju imieniem Ernest?
- Nie. Skąd. - Aileen pokręciła z przejęciem głową. - Ani tata, ani matka nie wspominali o kimś takim. Jeśli był jakiś wuj Ernest to jest to dla mnie prawdziwe zaskoczenie. Kim on właściwie był?
- Przyrodnim bratem twojej matki – odparł detektyw.
- Ona miała brata? - zdziwienie Aileen sięgnęło zenitu. - Nigdy mi o nim nie mówiła – zapewniła. - Czyżby on był moim dobroczyńcą?
- Owszem.
- Ale dlaczego, przecież mnie nie znał.
- Znał i to bardzo dobrze – zapewnił Logan.
- Nic już z tego nie rozumiem – głos Aileen nagle się załamał i bliska płaczu, zapytała: - kim on właściwie był? Ten mój… wuj Ernest?

A to niespodzianka!
Cytat:
- Ernest Whitman był synem twojego dziadka z pierwszego małżeństwa. Miał trzynaście lat, gdy zmarła mu matka. Już w rok później jego ojciec ożenił się i prawdę mówiąc zrobiłby to wcześniej, gdyby nie wymogi nałożone przez żałobę. Macocha Ernesta, twoja babka, nie była dla niego dobra. Chłopak będący do tej pory w centrum zainteresowania ojca, został zepchnięty na dalszy plan. Twoja babka chciała się pozbyć pasierba. Nie zamierzała dzielić się z nim niemałą fortuną, jaką posiadł jej małżonek. Knuła przeciwko Ernestowi, utwierdzając twojego dziadka w tym, że jego pierworodny syn jest złym i podłym chłopakiem. Oskarżyła go między innymi o kradzież pieniędzy i jakichś błyskotek. Początkowo twój dziadek nie wierzył w te rewelacje. Twierdził, że dobrze zna syna i może za niego ręczyć. Dodał, że nie zniesie dłużej szkalowania Ernesta. Twoja babka zrozumiała, że posunęła się za daleko, ale nie zrezygnowała z usunięcia chłopaka ze swojego domu.

Niestety, tam prawie cała rodzina była podła – babka i obie córki
Cytat:
- Gdy twoja ciotka Mabel miała półtora roku, twoja babka ponownie była przy nadziei. Wtedy to jej mąż postanowił sporządzić nowy testament. Połowa majątku miała przypaść Ernestowi, a druga połowa żonie i potomstwu z niej zrodzonemu. Pani Whitman uznała to za wysoce niesprawiedliwe, o czym nie omieszkała poinformować swojego małżonka. On jednak się upierał przy swoim. Nie pozostało jej więc nic innego, jak skutecznie pozbyć się pasierba. Nie miała odwagi, żeby go uśmiercić. Za to potrafiła nieźle knuć. Uciekała się do różnych sposobów i wreszcie nim urodziła się twoja matka, skutecznie przegoniła Ernesta nie tylko z domu, ale i z życia rodziny Whitmanów.
- Ale jak? Jak to zrobiła? - spytała z przejęciem Aileen.
- Wmówiła twojemu dziadkowi, że Ernest nastaje na ich życie, bo chce zagarnąć cały majątek.

Podła i chciwa
Cytat:
Pani Whitman tak długo i skutecznie sączyła jad do ucha swojego męża, że ten wreszcie uwierzył, iż jego pierworodny jest wcielonym złem. Postanowił oddać chłopaka do szkoły kadetów, bez możliwości powrotu do domu rodzinnego i co najważniejsze, wydziedziczyć. Z dnia na dzień Ernest stracił wszystko. Nawet nie mógł się bronić, bo ojciec nie chciał go wysłuchać. Gdy chłopak dowiedział się, czyja to zasługa postanowił uciec z domu. Zabrał ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, oszczędności w kwocie siedemdziesięciu dolarów i należącą do macochy złotą, wysadzaną diamentami bransoletę. Nawiasem mówiąc była to pierwsza i ostatnia kradzież Ernesta w jego życiu.

Dobrze zrobił, a bransoletka należała mu się za utracone pieniądze po ojcu
Cytat:
Gilford doskonale znał życie i ludzi, zwłaszcza tych żądnych bogactwa. Widząc, że młodzieniec może stać się ofiarą chciwość innych poszukiwaczy złota zaopiekował się nim i pokierował jego życiem. Ernest miał dużo szczęścia trafiając na tego człowieka. Określił go mianem swojego anioła stróża i drugim ojcem. I faktycznie Gilford nim był. Wydawałoby się, że to prosty, zwykły człowiek, ale to właśnie jemu chłopak zawdzięczał właściwie wszystko. „Drzazga” nauczył go pracowitości i szacunku dla drugiego człowieka, i co najważniejsze kazał mu się kształcić. Ernest skończył studia inżynierskie i geologiczne. Do Kalifornii wrócił pod koniec gorączki złota około 1854 roku i to z nową pasją - górnictwem. W czasie nauki jego interesów pilnował oczywiście Gilford. Twój wuj, Aileen całkowicie zaufał temu człowiekowi i wyszedł na tym doskonale. Dzięki mądrości Gilforda zdobył wykształcenie, ale też rozważnie lokował i pomnażał swój majątek. Trzeba przyznać, że miał wyjątkową intuicję, jeśli chodzi o złoża złota, srebra, a nawet miedzi. Był na tyle bogaty, że mógł pozwolić sobie na zakup trzech kopalni srebra w Nevadzie.

Obcy człowiek okazał mu więcej serca niż rodzina
Cytat:
Ernest został zupełnie sam, tak jak wtedy, gdy macocha wyrzuciła go z domu rodzinnego. Uświadomił sobie wtedy, że nie będzie miał komu zostawić całego tego majątku, na który tak ciężko pracował. To wówczas wpadł na pomysł, aby odszukać jedyną rodzinę, jaka mu pozostała, a mianowicie swoje siostry przyrodnie. Wynajął detektywów, którzy je odszukali. Ernest miał nadzieję, że jego siostry nie wdały się w matkę. Niestety, okazało się, że w swej zachłanności – wybacz Aileen - nawet ją przewyższyły. Szczególnie Mabel, która okazała się niezwykle wyrachowaną osobą. Nie lepsze okazały się jej córki.

Tak, siostrzyczki wdały się w mamusię, w dodatku nie wiadomo, która z sióstr była bardziej wyrachowana
Cytat:
Naturalną koleją rzeczy skierował więc uwagę na ciebie, Aileen i cóż tu dużo mówić, oczarowałaś go. Ujęłaś go swoim taktem, kulturą i sposobem bycia, tak odmiennym od tego, co prezentowały jego siostry. Ernest zlecił dyskretną obserwację twojej osoby i z każdym raportem zyskiwałaś w jego oczach. Wreszcie przyszedł moment, w którym Ernest był pewien kto zostanie jego spadkobiercą. I muszę ci powiedzieć, że nie miał, co do tego żadnych wątpliwości. Kochał cię, jak własną córkę.

Dobrze, że nie zawiódł się na Aileen
Cytat:
- Dlaczego się nie ujawnił?
- Chronił ciebie i w pewnym sensie siebie. Nie chciał, żadnych kontaktów z Mabel i Myrną, a niewątpliwie doszłoby do tego, gdyby się ujawnił.
- Szkoda, że nie dane mi było poznać wuja – rzekła Aileen przyciskając do piersi jego dzienniki. - To musiał być niezwykły i dobry człowiek.
- Był – przyznał detektyw, po czym spoglądając zagadkowo na kobietę, spytał: - masz pewność, że nigdy go nie spotkałaś?
- Oczywiście. A niby kiedy miałam go poznać?
- Pamiętasz swoją podróż do Carson City na pensję pani Wharton?
- Owszem. Oprócz moich rodziców i mnie jechał z nami tylko taki bardzo miły pan. Miał śmiejące się oczy i był trochę starszy od mojego taty. Teraz jak to sobie przypominam, to było trochę dziwne, że nikt oprócz niego nam nie towarzyszył.

Musiał mieć kiepskie wspomnienia jeśli po tylu latach nie chciał się do nich zbliżać
Cytat:
Poza tym nie chciał zwracać na siebie uwagi swojej dawnej rodziny. On już wtedy miał żonę, poważanie, był zamożnym człowiekiem, udzielał się charytatywnie w wielu instytucjach. Był też w zarządzie pensji pani Wharton. To on wręczył ci pierwszą nagrodę w konkursie recytatorskim, a potem gratulował ukończenia nauki z pierwszą lokatą. Spotkaliście się nawet w restauracji, do której ojciec zabrał ciebie i twoją matkę.
- Pamiętam. Tak, teraz pamiętam. Podszedł do naszego stolika i złożył mi jeszcze raz gratulacje, i życzył wszystkiego najlepszego. Gdybym wiedziała, że to był mój wujek, gdybym tylko wiedziała – powiedziała i łzy spłynęły jej po policzkach.

Starał się trzymać blisko swojej ulubienic, choć się nie ujawniał

Ufff! Sporo się wyjaśniło w tej części opowiadania. Okazało się, że Aileen odziedziczyła wielki majątek po swoim nieznanym krewnym. Wyjaśniło się więc, dlaczego ciotka Mabel była taką zwolenniczką wydania Aileen za Gordona Tremblay’a. Jak widać i Gordon nie zakochał się w Aileen od pierwszego wejrzenia na fotografię, ale … pożądanie wzbudził w nim jej majątek. Z pewnością i Mabel i Gordon o nim wiedzieli. Ciekawe, że Mabel nie podzieliła się tą radosną wieścią z siostrą i dopuściła do jej zadłużenia się u Tremblay’a. Mabel nie przejmowała się również losem siostrzenicy boku takiego męża. Ona chciala tylko dostać część pieniędzy jak sądzę. Co za okropna rodzina! Na szczęście Aileen ma dobrego ojca, miłą macochę i dobrego brata, o bardzo dobrym mężu i jego rodzinie nie wspomnę, bo to oczywiste. Myrna i Gordon już ponieśli karę za podłość i chciwość, mniemam, że i Mabel spotka stosowna kara, odpowiednia do rozmiaru przewinienia. No i wstyd. Przecież tego siostry się bardzo obawiały – utraty dobrej opinii. I dobrze. Należy się jej. Z tekstu wynika, że Logan ma w zanadrzu kolejne wieści. Czekam więc na ich ujawnienie, spokojnie czekam, bo już wiem, że Aileen i Hossa nie spotkało nic złego.






Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:31, 23 Kwi 2022    Temat postu:

Serdecznie dziękuję za komentarz. W drugiej części opowieści Logana przeczytamu, jak to się stało, że Tremblay dowiedział się o majątku, który miała dostać Aileen.
Ani Aileen, ani Hossa nie sposób skrzywdzić. Oni są i pozostaną w przeciwieństwie do innych bohaterów, kryształowymi postaciami. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8750
Przeczytał: 5 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 14:03, 25 Kwi 2022    Temat postu:

***

Wzruszenie Aileen udzieliło się wszystkim zgromadzonym w salonie. Po chwili, gdy kobieta się uspokoiła, wciąż przyciskając dzienniki wuja do swojej piersi, spytała:
- Kiedy zmarł?
- Dwa miesiące temu, dzień po swoich sześćdziesiątych urodzinach.
- Chorował?
- Właściwie nie. Po prostu przeziębił się, a z tego wywiązało się zapalenie płuc.
- Hoss – Aileen zwróciła się do męża – chcę pojechać na jego grób.
- Dobrze kochanie. Pojedziemy, kiedy tylko zechcesz – zapewnił mężczyzna.
- Gdzie został pochowany?
- Na cmentarzu w San Francisco u boku swojej małżonki – odparł Logan.
- Bardzo żałuję, że nie mogłam go poznać. – Rzekła Aileen i westchnąwszy, dodała: - powinien się ujawnić. Skoro dowiedział się o mnie aż tyle, żeby zapisać mi swój majątek w spadku, to dlaczego nie chciał mnie poznać, tak naprawdę poznać?
- Wszystko wskazuje na to, że miał takie plany. Po prostu nie zdążył – odparł detektyw.
- I tu nasuwa się pytanie – wtrącił Adam - skoro Ernest Gilford odszedł dwa miesięcy temu, to dlaczego kancelaria prawna, w której zdeponował testament nie powiadomiła o tym fakcie Aileen? Być może wówczas mogłaby godnie pożegnać wuja.
- Masz rację – przyznał Carter – to bardzo intrygująca kwestia.
- Więc dlaczego?
- Bo w tym właśnie momencie na scenę wkroczył znany nam już Gordon Tremblay.
- Co mamy przez to rozumieć? - spytał zaintrygowany Ben. - Czyżby Tremblay miał jakiś wpływ na fakt nie poinformowania Aileen o spadku?
- Zgadł pan. W rzeczy samej tak było, ale należą się państwu pewne wyjaśnienia.
- Proszę mówić, słuchamy – rzekł Ben. - Ciekawe czym pan nas jeszcze zaskoczy?
- Już mówię. – Logan uśmiechnął się, po czym zwracając się do Adama, powiedział: - pamiętasz, jak stwierdziłeś, że Tremblay zdobył swój majątek w podejrzany sposób?
- Oczywiście, że pamiętam i nadal to podtrzymuję – odparł mężczyzna.
- Intuicja cię nie zawiodła z jednym wszakże wyjątkiem. Tremblay zdobywał bogactwo różnymi sposobami, ale zawsze w granicach prawa. Owszem, naginał je, tam gdzie mógł omijał, ale nigdy nie łamał przepisów prawa.
- Skąd wiesz?
- Przycisnąłem trochę jego nieutulone w żalu po stracie ojca dzieci – odparł z sarkazmem Logan.
- Jak bardzo? - zainteresowała się Holly, której oczy aż błyszczały z ekscytacji.
- Holly – Adam spojrzał na nią karcącym wzrokiem.
- No, co nie można zapytać?
- Można – zaśmiał się Carter. - Przycisnąłem, ale nie tak, jak ci się wydaję.
- Proszę, nie zwracaj uwagi na moją żonę – rzekł westchnąwszy Adam. - Lepiej powiedz nam, co z tym Tremblay’em.
- Otóż, pan Tremblay nie lubił ciężko pracować, ale bardzo lubił pławić się w zbytku. Tyle, że na taki styl życia potrzebne są pieniądze, naprawdę duże pieniądze. A jak najłatwiej je zdobyć i to tak, aby nie popaść w kłopoty z prawem? Pozyskując różne przydatne informacje, zbierając tak zwane „haki” na ludzi, które w odpowiednim czasie można wykorzystać.
- Czyżby stosował szantaż? – spytał Adam.
- To też. Czasem zastraszał, stosował wymuszenia, a czasem grał rolę dobrego przyjaciela, który wspomoże w biedzie, ale za jakiś czas zażąda rewanżu.
- I wszystko to zgodnie z literą prawa – zauważył Ben. - Domyślam się, że musiał w jakiś sposób dowiedzieć się o testamencie Ernesta Gilforda.
- I znowu pan zgadł. - Carter uśmiechnął się z uznaniem. - Gdyby nie pewien zbieg okoliczności Aileen dowiedziałaby się o wszystkim dużo wcześniej i nie w tak tragicznych okolicznościach. Zaryzykuję też stwierdzenie, że mogłoby wówczas obejść się bez ofiar śmiertelnych.
- To niezwykle śmiałe stwierdzenie – rzekł Ben.
- Mam rozumieć, że śmierć mojej matki i tego człowieka… Tremblay’a miała coś wspólnego z testamentem wuja Ernesta? - spytała przejęta Aileen.
- Moim zdaniem tak, ale pozwólcie, że wyjaśnię wszystko po kolei. Otóż, jak wspomniałem testament, pewne dokumenty, dzienniki Ernesta oraz jego listy do ciebie, Aileen, zostały zdeponowane w kancelarii Brewster i Wspólnicy. To jedna z najstarszych i najlepszych kancelarii prawnych w San Francisco. Jej właścicielem jest pan Henry Percy Brewster, człowiek o nieposzlakowanej opinii, który był nie tylko zaufanym prawnikiem ale też najlepszym przyjacielem twojego wuja. I to właśnie jego Ernest wyznaczył na wykonawcę swojego testamentu.
- Doprawdy? Gdyby ten, pan Brewster, był faktycznie tak godnym zaufania, jak mówisz, to o śmierci wuja dowiedziałabym się w możliwie najkrótszym czasie. Powiadomienie mnie nie mogło mu nastręczać żadnych trudności. Musiał znać mój adres, skoro miał być wykonawcą testamentu.
- Oczywiście, że znał – zapewnił Logan.
- To dlaczego mnie nie powiadomił? - Aileen podniosła głos.
- Bo w kilka godzin po odejściu twojego wuja pan Brewster doznał ataku serca. Lekarze obawiali się o jego życie. Był naprawdę w ciężki stanie, mimo to myślał przede wszystkim o zmarłym przyjacielu i o tobie, jego spadkobierczyni.
- I zdaje się, że na myśleniu poprzestał – zauważył kąśliwie Adam.
- Jesteś niesprawiedliwy – stwierdził Carter. - Pan Brewster jest na wskroś uczciwym człowiekiem. Gdy okazało się, że nie może osobiście wypełnić złożonych przyjacielowi obietnic, poprosił jednego ze swoich wspólników, aby zajął się sprawą i natychmiast skontaktował się z tobą, Aileen. Ów wspólnik, Max Ellery, zaopatrzony w stosowne pełnomocnictwa, zapewnił, że wszystko zostanie załatwione, jak należy. Brewster miał niczym się nie przejmować, tylko spokojnie wracać do zdrowia. Gdy Ellery, zorientował się, że jedyną spadkobierczynią ogromnego majątku Gilforda ma być młoda kobieta i do tego niezamężna, natychmiast powiadomił o tym Gordona Tremblay’a wobec, którego miał ogromny dług wdzięczności. Musicie bowiem wiedzieć, że pan Ellery swego czasu popadł w ogromne długi hazardowe. Być może skończyłoby się to dla niego nawet więzieniem, gdyby nie pomoc Tremblay’a. To on spłacił długi prawnika. W zamian oczekiwał od niego dowodów wdzięczności w postaci drobnych przysług i informacji, dzięki którym mógłby dobrze zarobić na przykład kupując za bezcen jakąś nieruchomość lub przejmując za przysłowiowego dolara licytowaną za długi ziemię. Takich możliwości oczywiście było mnóstwo i Tremblay skrupulatnie je wykorzystywał. Ellery, wiedząc ile zawdzięcza swojemu „dobroczyńcy” nie miał żadnych skrupułów i łamiąc zasady tajemnicy adwokackiej, wyśpiewał mu wszystko, co tylko wiedział. I tak Tremblay pozyskał cenną wiedzą o tym, że panna Adelajda-Aileen Chump, córka Medarda i Myrny Chump z domu Whitman zostanie jedyną spadkobierczynią fortuny znanego przedsiębiorcy i filantropa pana Ernesta Gilforda. Tremblay, wówczas już wdowiec, uznał, że to dla niego prawdziwa okazja i ukoronowanie jego dotychczasowej działalności. Natychmiast odnowił znajomość z twoją ciotką Mabel, która swego czasu dużo opowiadała mu o swojej rodzinie, w tym o siostrze Myrnie i jej córce. Gdy Tremblay zwierzył się Mabel, że czuje się samotnym i w związku z tym myśli o ponownym ożenku, twoja ciotka, ot tak mimochodem wspomniała, że jesteś wciąż niezamężna i wietrząc dobry interes podsunęła mu twój portrecik. Był zachwycony i niemal natychmiast oznajmił, że zakochał się w tobie od pierwszego wejrzenia i pragnie jak najszybciej pojąć ciebie za żonę, licząc w tej materii na pomoc twojej ciotki. To dało Mabel do myślenia. Nie uwierzyła, że kogoś tak chciwy i wyrachowany, jak Tremblay, mógłby zostać ugodzony strzałą Amora, zwłaszcza, że jego poprzednie małżeństwa były zawarte tylko i wyłącznie dla zysku. Szybko zrozumiała, że Tremblay coś knuje, nie wiedziała tylko co i jaką w tym wszystkim ty odgrywasz rolę. Postanowiła zagrać va banque. Powiedziała Tremblay’owi, co myśli o jego nagłym zainteresowaniu jej siostrzenicą i zapowiedziała, że nie pomoże mu w zdobyciu twojej ręki, jeśli nie dowie się o co toczy się gra. Tremblay, przyparty do muru postanowił dopuścić Mabel do tajemnicy. Powiedział jej kim był Ernest Gilford oraz to, że po nim dziedziczysz. Twoja ciotka, słyszała od swojej matki, że miała przyrodniego brata, który zaginął, gdy ona była jeszcze dzieckiem, i że rodzina przez jakiś czas go szukała, ale bez rezultatów. Trzeba przyznać, że początkowo była nawet zaskoczona informacją o przyrodnim bracie, a jeszcze bardziej tym, że to ty jesteś spadkobierczynią. Gilforda, który był dość znany w towarzystwie San Francisco, widziała kilka razy i to na wielkich balach charytatywnych, ale nigdy nie zamieniła z nim ani jednego słowa. Wiedziała, że był bogaty, ale nie wiedziała jak bardzo. W przeciwnym bowiem razie zażądałaby od Tremblay’a za swoją przysługę dużo więcej pieniędzy niż trzysta tysięcy dolarów. Co dziwne Tremblay bez mrugnięcia okiem przystał na tę kwotę. Szybko skalkulował sobie, że nawet gdyby przyszło mu stracić pół miliona dolarów to i tak zostałby prawdziwym krezusem.
- Rozumiem, że to właśnie wtedy ciotka Mabel, udając chorą, ściągnęła moją matkę do San Francisco i przedstawiła jej kandydata na mojego męża – rzekła Aileen.
- Zgadza się. Twoja matka szybko schwyciła zarzucony na nią haczyk. Tyle tylko, że para wspólników nie poinformowała pani Myrny, o prawdziwym powodzie, dla którego Tremblay zainteresował się jej córką.
- To znaczy, że ona nie wiedziała, że Ernest Gilford był jej przyrodnim bratem?
- Jestem tego niemal pewien – odparł detektyw. - Tak, jak tego, że nie powiedziała twojej matce, że to ty po nim dziedziczysz. Wparła w nią, że Tremblay jest w tobie zakochany i gotów jest stworzyć ci raj na ziemi. Pani Myrna była tym wszystkim tak zaskoczona, oszołomiona i chyba też bardzo szczęśliwa, że uwierzyła siostrze. Zwierzyła się jej też, że wydanie ciebie dobrze za mąż jest jej głównym celem, bowiem ma przeczucie, że już niedługo może zostać rozwódką, a wtedy bogaty zięć może jej bardzo pomóc. Twoja ciotka nie omieszkała za niewielką kwotę pięćdziesięciu tysięcy dolarów donieść o tym Tremblay’owi, a on skutecznie omotał panią Myrnę zapewniając jej wsparcie po rozwodzie, a do tego jako przyszłej teściowej, dał jej sto tysięcy dolarów na zagospodarowanie się w San Francisco. Nawet pomógł jej wynająć przytulną willę, oczywiście po okazyjnej cenie, położoną tuż obok posiadłości Tremblay’a. Nie wspomniał tylko, że właścicielem owej wilii, któremu pani Myrna miała płacić czynsz, był jego najstarszy syn. Tak więc pieniądze, które jej ofiarował i tak w ogólnym rozliczeniu wróciły do jego rodziny. Jedynie twoja ciotka zarobiła dodatkowe pięćdziesiąt tysięcy.
- Zawsze wiedziałam, że ciotka Mabel jest podła i strasznie chciwa, ale nie wiedziałam, że aż do tego stopnia – stwierdziła wstrząśnięta Aileen - Moja matka też była chciwa, nie ma co zaprzeczać, ale nie mogła się równać ze swoją siostrzyczką.
- Tak, to pełne goryczy słowa, ale prawdziwe – przyznał kiwając głową Carter. - Wyobraźcie sobie, że Mabel McKinnon uważa się za najbardziej poszkodowaną w tej sprawie. Uznała, że przyrodni brat ją skrzywdził nic jej nie zapisując w spadku, ale najbardziej wstrząsnęło mnie to, że śmierć siostry, a nawet Gordona Tremblay’a właściwie nie wywarła na niej żadnego wrażenia. Ona jest nie tylko chciwa, ale pozbawiona jakichkolwiek wyższych uczuć. Czy wiecie, że gdy dowiedziała się o ślubie Aileen i Hossa postanowiła rozbić ich małżeństwo. Podjudziła Tremblay’a, aby nie odpuszczał, bo gra toczy się o zbyt dużą stawkę. Dobrze, że do końca nie wiedziała, o jaką fortunę chodzi. Tremblay’a właściwie nie musiała zachęcać do dalszej walki. Nie uśmiechała mu się strata już wyłożonych pieniędzy, dlatego postraszył panią Myrnę więzieniem i zażądał od niej, aby wymogła na tobie, Aileen rozstanie z Hossem. Doskonale wiedział, że przez twój ślub fortuna Ernesta przejdzie mu koło nosa. Stąd też próba zastraszenia pani Myrny. Tyle tylko, że bardzo przeliczył się w swych rachunkach. Nie przypuszczał bowiem, że twoja matka będzie aż tak bardzo zdeterminowana, aby pozbawić jego i siebie życia.
- Teraz rozumiem jej zdenerwowanie, gdy przyjechała tu do Ponderosy – rzekła kobieta. - Może gdyby zdobyła się na wyznanie prawdy, wszystko potoczyłoby się inaczej, a ona wciąż by żyła.
- Tego niestety się nie dowiemy – stwierdził ze smutkiem Logan. - Chciwość zawsze prowadzi do nieszczęścia i zawsze pogrąża ludzi.
- A co będzie z Mabel McKinnon? - spytał Adam. - Jej knowania powinny być surowo ukarane i to tak, żeby w przyszłości coś podobnego nie przyszło jej do głowy.
- A to już będzie zależało od twojej bratowej, Adamie – Logan uśmiechnął się do przyjaciela. - Owszem, dobry prawnik na pewno znalazłby coś przeciwko Mabel. Choćby spowodowanie u własnej siostry takiego rozstroju nerwowego, w wyniku którego pani Myrna nie była w stanie podejmować racjonalnych decyzji, co w efekcie doprowadziło ją do otrucia Tremblay’a i śmierci samobójczej. Tak, za to powinna ponieść karę. Pytanie tylko jaką? I czy kara przyniosłaby jakikolwiek skutek. Rozmawiałem z Mabel McKinnon. To osoba wysoce egocentryczna, zepsuta i jak już wspomniałem, pozbawiona wyższych uczuć. Karę przyjęłaby zapewne, jako niesprawiedliwość wymierzoną specjalnie w jej osobę.
- Uważasz więc, że najlepiej zostawić ją w spokoju? - Adam zdziwiony spojrzał na przyjaciela.
- Wiesz, to bardziej skomplikowane niż nam się wydaje.
- Sam powiedziałeś, że dobry prawnik może ją pogrążyć.
- Owszem, ale wtedy to nie byłaby kara, a zemsta – stwierdził Logan.
- Nie chcę ani zemsty ani kary – powiedziała stanowczo Aileen. - Tak samo jak nie chcę znać tej kobiety. I oby więcej nam nie bruździła, bo wtedy na pewno zmienię zdanie. Teraz liczy się dla mnie mój mąż i życie, jakie będę wiodła u jego boku.
Po tych słowach wzruszony Hoss spojrzał z miłością na żonę i lekko uścisnął jej dłoń. Logan i pozostali świadkowie tej sceny z uznaniem i życzliwością spoglądali na młodą kobietę, która uśmiechnęła się do nich, czując wreszcie, że tu w Ponderosie jest jej miejsce.
- Podziwiam ciebie, moja droga – powiedział Logan – tylko naprawdę dobrzy ludzie mogą pozwolić sobie na tak wspaniałomyślny odruch serca.
- Ja bym jej nie odpuścił – wtrącił Joe, tym samym wprowadzając nieco swobodniejszy ton do prowadzonej rozmowy.
- Dlaczego mnie to nie dziwi? - spytał Adam i zwrócił się do Bena: - tato, czy jesteś pewien, że gdy Joe był mały, to nikt ci go nie podmienił?
- Z tego, co wiem to nie – odparł z cichym śmiechem Ben. - A dlaczego pytasz?
- Bo nikt z Cartwrightów nie jest mściwy, a ten tu – wskazał na najmłodszego z braci – zemstę ma wypisaną w oczach.
- Ja ci zaraz wypiszę zemstę – odgryzł się szybko Joe z zaciętym wyrazem twarzy, co oczywiście spowodowało ogólną wesołość.
- Żarty żartami – powiedział po chwili Ben – ale proszę nam powiedzieć, detektywie, co dalej?
- Cóż, przed Aileen otwarcie testamentu. Myślę, że najdalej jutro – tu Logan zwrócił się do żony Hossa – otrzymasz telegram z kancelarii Brewster i Wspólnicy z propozycją terminu spotkania. Pan Henry Brewster, zapewnił mnie, że wszystkie formalności niezwłocznie zostaną dopełnione, a on czułby się zaszczycony gdybyś wraz z mężem zechciała przyjechać do niego do San Francisco.
- Chętnie pojadę, zwłaszcza, że nigdy tam nie byłam – odparła Aileen. - Hoss mi opowiadał, że to piękne miasto i obiecał, że mnie tam zabierze. - Tu spojrzawszy na męża, dodała: - to dobra okazja, żebyś wywiązał się ze swojej obietnicy, mój drogi.
- Idealna – zapewnił Hoss.
- Ja też chciałabym zobaczyć San Francisco – Holly westchnęła głośno.
- Nie zobaczysz – odparł stanowczo Adam.
- A założysz się? - Holly groźnie zmarszczyła brwi.
- Proszę bardzo, ale przegrasz – Adam ostrzegł żonę.
- Ja nigdy nie przegrywam – fuknęła Holly.
- Zawsze kiedyś musi być ten pierwszy raz – stwierdził z ironicznym uśmieszkiem Adam.
- Twoje nie do czekanie – wycedziła przez zęby młoda pani Cartwright. Logan Carter widząc na co się zanosi pośpiesznie wstał z fotela i rzekł:
- Właściwie to wszystko, co miałem do przekazania. Gdyby pojawiły się jakieś pytania, czy wątpliwości to oczywiście służę wszelką pomocą. Teraz jednak wybaczcie państwo, ale już się pożegnam. Zrobiło się bardzo późno, a moja narzeczona czeka.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 11:20, 26 Kwi 2022    Temat postu:

Cytat:
- I tu nasuwa się pytanie – wtrącił Adam - skoro Ernest Gilford odszedł dwa miesięcy temu, to dlaczego kancelaria prawna, w której zdeponował testament nie powiadomiła o tym fakcie Aileen? Być może wówczas mogłaby godnie pożegnać wuja.
- Masz rację – przyznał Carter – to bardzo intrygująca kwestia.

Właśnie! Dlaczego tak się stało?
Cytat:
- Bo w tym właśnie momencie na scenę wkroczył znany nam już Gordon Tremblay.
- Co mamy przez to rozumieć? - spytał zaintrygowany Ben. - Czyżby Tremblay miał jakiś wpływ na fakt nie poinformowania Aileen o spadku?

Czułam że ta miłość od pierwszego wejrzenia na widok fotografii jest podejrzana
Cytat:
Czasem zastraszał, stosował wymuszenia, a czasem grał rolę dobrego przyjaciela, który wspomoże w biedzie, ale za jakiś czas zażąda rewanżu.
- I wszystko to zgodnie z literą prawa – zauważył Ben. - Domyślam się, że musiał w jakiś sposób dowiedzieć się o testamencie Ernesta Gilforda.

Majątek miał, ale był krętaczem i szantażystą
Cytat:
Musiał znać mój adres, skoro miał być wykonawcą testamentu.
- Oczywiście, że znał – zapewnił Logan.
- To dlaczego mnie nie powiadomił? - Aileen podniosła głos.
- Bo w kilka godzin po odejściu twojego wuja pan Brewster doznał ataku serca. Lekarze obawiali się o jego życie. Był naprawdę w ciężki stanie, mimo to myślał przede wszystkim o zmarłym przyjacielu i o tobie, jego spadkobierczyni.

Jeden z serii kolejnych przypadków?
Cytat:
Ów wspólnik, Max Ellery, zaopatrzony w stosowne pełnomocnictwa, zapewnił, że wszystko zostanie załatwione, jak należy. Brewster miał niczym się nie przejmować, tylko spokojnie wracać do zdrowia. Gdy Ellery, zorientował się, że jedyną spadkobierczynią ogromnego majątku Gilforda ma być młoda kobieta i do tego niezamężna, natychmiast powiadomił o tym Gordona Tremblay’a wobec, którego miał ogromny dług wdzięczności. Musicie bowiem wiedzieć, że pan Ellery swego czasu popadł w ogromne długi hazardowe. Być może skończyłoby się to dla niego nawet więzieniem, gdyby nie pomoc Tremblay’a. To on spłacił długi prawnika. W zamian oczekiwał od niego dowodów wdzięczności w postaci drobnych przysług i informacji, dzięki którym mógłby dobrze zarobić na przykład kupując za bezcen jakąś nieruchomość lub przejmując za przysłowiowego dolara licytowaną za długi ziemię. Takich możliwości oczywiście było mnóstwo i Tremblay skrupulatnie je wykorzystywał. Ellery, wiedząc ile zawdzięcza swojemu „dobroczyńcy” nie miał żadnych skrupułów i łamiąc zasady tajemnicy adwokackiej, wyśpiewał mu wszystko, co tylko wiedział.

Wdzięczny, nieuczciwy wspólnik prawnika i wszystko jasne
Cytat:
… Tremblay pozyskał cenną wiedzą o tym, że panna Adelajda-Aileen Chump, córka Medarda i Myrny Chump z domu Whitman zostanie jedyną spadkobierczynią fortuny znanego przedsiębiorcy i filantropa pana Ernesta Gilforda. Tremblay, wówczas już wdowiec, uznał, że to dla niego prawdziwa okazja i ukoronowanie jego dotychczasowej działalności. Natychmiast odnowił znajomość z twoją ciotką Mabel, która swego czasu dużo opowiadała mu o swojej rodzinie, w tym o siostrze Myrnie i jej córce. Gdy Tremblay zwierzył się Mabel, że czuje się samotnym i w związku z tym myśli o ponownym ożenku, twoja ciotka, ot tak mimochodem wspomniała, że jesteś wciąż niezamężna i wietrząc dobry interes podsunęła mu twój portrecik. Był zachwycony i niemal natychmiast oznajmił, że zakochał się w tobie od pierwszego wejrzenia i pragnie jak najszybciej pojąć ciebie za żonę, licząc w tej materii na pomoc twojej ciotki.

Tak, to była miłość od pierwszego wejrzenia … do pieniędzy
Cytat:
To dało Mabel do myślenia. Nie uwierzyła, że kogoś tak chciwy i wyrachowany, jak Tremblay, mógłby zostać ugodzony strzałą Amora, zwłaszcza, że jego poprzednie małżeństwa były zawarte tylko i wyłącznie dla zysku. Szybko zrozumiała, że Tremblay coś knuje, nie wiedziała tylko co i jaką w tym wszystkim ty odgrywasz rolę. Postanowiła zagrać va banque. Powiedziała Tremblay’owi, co myśli o jego nagłym zainteresowaniu jej siostrzenicą i zapowiedziała, że nie pomoże mu w zdobyciu twojej ręki, jeśli nie dowie się o co toczy się gra. Tremblay, przyparty do muru postanowił dopuścić Mabel do tajemnicy. Powiedział jej kim był Ernest Gilford oraz to, że po nim dziedziczysz.

Ciotka Mabel brała udział w tej intrydze
Cytat:
Wiedziała, że był bogaty, ale nie wiedziała jak bardzo. W przeciwnym bowiem razie zażądałaby od Tremblay’a za swoją przysługę dużo więcej pieniędzy niż trzysta tysięcy dolarów. Co dziwne Tremblay bez mrugnięcia okiem przystał na tę kwotę. Szybko skalkulował sobie, że nawet gdyby przyszło mu stracić pół miliona dolarów to i tak zostałby prawdziwym krezusem.
- Rozumiem, że to właśnie wtedy ciotka Mabel, udając chorą, ściągnęła moją matkę do San Francisco i przedstawiła jej kandydata na mojego męża – rzekła Aileen.
- Zgadza się. Twoja matka szybko schwyciła zarzucony na nią haczyk. Tyle tylko, że para wspólników nie poinformowała pani Myrny, o prawdziwym powodzie, dla którego Tremblay zainteresował się jej córką.

A gdzie się podziała rodzinna solidarność?
Cytat:
… nie powiedziała twojej matce, że to ty po nim dziedziczysz. Wparła w nią, że Tremblay jest w tobie zakochany i gotów jest stworzyć ci raj na ziemi. Pani Myrna była tym wszystkim tak zaskoczona, oszołomiona i chyba też bardzo szczęśliwa, że uwierzyła siostrze. Zwierzyła się jej też, że wydanie ciebie dobrze za mąż jest jej głównym celem, bowiem ma przeczucie, że już niedługo może zostać rozwódką, a wtedy bogaty zięć może jej bardzo pomóc. Twoja ciotka nie omieszkała za niewielką kwotę pięćdziesięciu tysięcy dolarów donieść o tym Tremblay’owi, a on skutecznie omotał panią Myrnę zapewniając jej wsparcie po rozwodzie, a do tego jako przyszłej teściowej, dał jej sto tysięcy dolarów na zagospodarowanie się w San Francisco. Nawet pomógł jej wynająć przytulną willę, oczywiście po okazyjnej cenie, położoną tuż obok posiadłości Tremblay’a. Nie wspomniał tylko, że właścicielem owej wilii, któremu pani Myrna miała płacić czynsz, był jego najstarszy syn. Tak więc pieniądze, które jej ofiarował i tak w ogólnym rozliczeniu wróciły do jego rodziny. Jedynie twoja ciotka zarobiła dodatkowe pięćdziesiąt tysięcy.

Mabel warta Gordana, a Myrna okazała się bardzo łatwowierną osobą
Cytat:
- Zawsze wiedziałam, że ciotka Mabel jest podła i strasznie chciwa, ale nie wiedziałam, że aż do tego stopnia – stwierdziła wstrząśnięta Aileen - Moja matka też była chciwa, nie ma co zaprzeczać, ale nie mogła się równać ze swoją siostrzyczką.

Tak, ciotka Mabel była „lepsza” niż jej siostra Myrna
Cytat:
Wyobraźcie sobie, że Mabel McKinnon uważa się za najbardziej poszkodowaną w tej sprawie. Uznała, że przyrodni brat ją skrzywdził nic jej nie zapisując w spadku, ale najbardziej wstrząsnęło mnie to, że śmierć siostry, a nawet Gordona Tremblay’a właściwie nie wywarła na niej żadnego wrażenia. Ona jest nie tylko chciwa, ale pozbawiona jakichkolwiek wyższych uczuć. Czy wiecie, że gdy dowiedziała się o ślubie Aileen i Hossa postanowiła rozbić ich małżeństwo. Podjudziła Tremblay’a, aby nie odpuszczał, bo gra toczy się o zbyt dużą stawkę. Dobrze, że do końca nie wiedziała, o jaką fortunę chodzi. Tremblay’a właściwie nie musiała zachęcać do dalszej walki. Nie uśmiechała mu się strata już wyłożonych pieniędzy, dlatego postraszył panią Myrnę więzieniem i zażądał od niej, aby wymogła na tobie, Aileen rozstanie z Hossem. Doskonale wiedział, że przez twój ślub fortuna Ernesta przejdzie mu koło nosa. Stąd też próba zastraszenia pani Myrny.

No tak, Biedny Hoss bardzo przeszkodził w przeprowadzeniu tej intrygi
Cytat:
- A co będzie z Mabel McKinnon? - spytał Adam. - Jej knowania powinny być surowo ukarane i to tak, żeby w przyszłości coś podobnego nie przyszło jej do głowy.
- A to już będzie zależało od twojej bratowej, Adamie – Logan uśmiechnął się do przyjaciela. - Owszem, dobry prawnik na pewno znalazłby coś przeciwko Mabel. Choćby spowodowanie u własnej siostry takiego rozstroju nerwowego, w wyniku którego pani Myrna nie była w stanie podejmować racjonalnych decyzji, co w efekcie doprowadziło ją do otrucia Tremblay’a i śmierci samobójczej. Tak, za to powinna ponieść karę. Pytanie tylko jaką? I czy kara przyniosłaby jakikolwiek skutek. Rozmawiałem z Mabel McKinnon. To osoba wysoce egocentryczna, zepsuta i jak już wspomniałem, pozbawiona wyższych uczuć. Karę przyjęłaby zapewne, jako niesprawiedliwość wymierzoną specjalnie w jej osobę.

Uważam, że baba jest winna i powinna zostać surowo ukarana
Cytat:
- Sam powiedziałeś, że dobry prawnik może ją pogrążyć.
- Owszem, ale wtedy to nie byłaby kara, a zemsta – stwierdził Logan.
- Nie chcę ani zemsty ani kary – powiedziała stanowczo Aileen. - Tak samo jak nie chcę znać tej kobiety. I oby więcej nam nie bruździła, bo wtedy na pewno zmienię zdanie. Teraz liczy się dla mnie mój mąż i życie, jakie będę wiodła u jego boku.

To bardzo szlachetne, ale Mabel jest tak samo winna jak Gordon

Kolejna część opowiadania w której sporo zagadek wyjaśniło się. Aileen sporo dowiedziała się o swoim wuju, niestety ich znajomość ograniczyła się do kilku spotkań, jak się okazało niezupełnie przypadkowych. Wyjaśniły się też powody dla których Gordon Tremblay tak bardzo zakochał się w Aileen, znanej jedynie z fotografii. Jak widać ciotka Mabel jest bardziej wyrachowana i podła niż jej siostra. Pomogła Tremblay’owi w intrydze i omotaniu Myrny, okłamywała własną siostrę, pomogła w oszukiwaniu własnej siostry i siostrzenicy. To bardzo zła kobieta i powinna zostać ukarana. Dla Gordona Myrna i Aileen to obce osoby, ale dla Mabel to była najbliższa rodzina. Kara dla Mabel to zdecydowanie nie zemsta, ale zasłużona kara. Baba zrobiła to z tzw. niskich pobudek, dla pieniędzy! Mało tego, ona uważa, że skrzywdzono ją, że skrzywdził ją krewny nic nie zapisując w spadku. Przecież te pieniądze sam zarobił, startując od zera. To matka Myrny i Mabel jego okradła ze spadku po ojcu, to on miał prawo czuć się skrzywdzonym, nie Mabel. Ciotka Aileen to zachłanna psychopatka i jeśli to jej ujdzie „na sucho”, może jeszcze namieszać w życiu Aileen i Hossa. W dodatku jest sprytna i pomysłowa. Czekam niecierpliwie na kontynuację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 44, 45, 46 ... 55, 56, 57  Następny
Strona 45 z 57

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin